ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (255-256) / 2014

Luiza Stachura,

EWANGELIA PUSTKI (JACK KEROUAC: 'ZBUDŹ SIĘ. ŻYWOT BUDDY')

A A A
Daleki Wschód dla Europejczyków i Amerykanów do dziś stanowi mglistą prakrainę, jedną z kolebek cywilizacji, lecz pełną niezrozumiałych znaków kodujących rzeczywistość w trudny do pojęcia sposób. Zaskakujące, a niekiedy bulwersujące normy społeczne, kulturowe i religijne z jednej strony odpychają (wyzwalają niechęć czy w skrajnych przypadkach odrazę), ale z drugiej – fascynują, przyciągają oraz inspirują tyleż do odważnych poszukiwań własnej drogi, ile do eksperymentowania z poznanymi dopiero „preparatami”. W laboratorium myśli podróżnik po „obcych” kulturach dokonuje swego rodzaju przemieszania i pomieszania. Jego uwagę zwracają te normy, które pozostają w sprzeczności z rodzimymi. Pokusę stanowi łatwość, z jaką można transponować elementy światopoglądu mieszkańców Dalekiego Wschodu – szczególnie wielowiekowego chińskiego imperium znaków i zmysłów – do europejsko-amerykańskiego życia społeczno-religijnego. Nietrudno bowiem podczas takich roszad, rekombinacji i re(de)konstrukcji o bluźnierstwo, swoiste ojcobójstwo (czy Ojcobójstwo) – dla jednych ekscytujące, dla innych konieczne do (prze)budowy własnej tożsamości i kulturowej świadomości. Nie chodzi bowiem o zagładę sensu stricto, ale o detronizację Absolutu, nierzadko rewolucyjną żądzę bycia mądrzejszym od masy, niezaspokojone pragnienie wyjścia ponad doktryny i normy identyfikowane z więzami. Paradoks polega jednak na tym, że zamachy na religijność czy kulturę własnego narodu prowadzą często do obezwładnienia przez inną filozofię, inną doktrynę. Inaczej mówiąc, nienasycona żądza wyzwolenia przyczynia się do zaciskania mocniejszych okowów, pogłębiania niewoli. Nie następuje „prawdziwe” oczekiwane wyzwolenie. Gwałtowny eskapizm i płytki rewolucjonizm prowadzą do destrukcji, nie zaś ożywczej rewizji i przebudowy.

Na przestrzeni wieków pojawia się wielu proroków nowych czasów, wieszczów końca i początku, apostołów odrodzenia po kresie czasu i nocy. Ruchy kontestatorów i/czy gesty awangardowe przeżywają co jakiś czas kolejne odrodzenia, odpowiednio, co jasne, modyfikowane i dostosowywane do chwili, okoliczności, społeczności. Różnorodne są motywacje inicjatorów zmian oraz ich odbiór przez społeczeństwa. Jednym z takich ruchów była choćby powstała w latach 50. XX wieku w Stanach Zjednoczonych Beat Generation z Allenem Ginsbergiem, Williamem Burroughsem i Jackiem Kerouaciem na czele. Autor popularnego naówczas i przez kolejne dekady „W drodze”, Jack Kerouac, w swojej twórczości sięgnął między innymi właśnie po elementy dziedzictwa kulturowo-religijnego Chin. Nie poszedł jednak w ślady Ezry Pounda, ale – zainspirowany buddyzmem – szukał (dla potrzeb tyleż literatury, ile przekształcenia swojego świata) analogii i związków między nauką Buddy a nauką Chrystusa, tworząc tym samym zręby swoistej religii pogranicza, w której pogodzone zostaje to, co chrześcijańskie, z tym, co buddyjskie. Znamiennym śladem i zapisem drogi duchowej przemiany jest (obok, na przykład, słynniejszych „Włóczęgów Dharmy”, opublikowanych w 1958 roku) quasi-apokryficzna (o)powieść biograficzna „Zbudź się. Żywot Buddy”, napisana w 1955 roku, ale wydana jako samodzielna publikacja dopiero w… 2008 roku! Powieść miała być w zamierzeniu odtworzeniem dziejów żyjącego w latach 563-483 p.n.e. Siddh?rthy Gotamy, czyli Buddy Siakjamuni, założyciela buddyzmu.

Kerouac rekonstruuje kolejne etapy życia Siddh?rthy – pierwsze z nich (narodziny, dzieciństwo i małżeństwo) mniej szczegółowo, skupia bowiem całą uwagę na jego osobliwych poglądach dotyczących kondycji duchowej, psychicznej oraz fizycznej człowieka, czyli nieustannego błądzenia w labiryncie rzeczy stworzonym przez omamy i zwidy zmysłów: „A jednak wszystko (…) jest niczym senna fantazja i szybko odchodzi w nicość. Miłość rodzinna, która zawsze nas pęta i zawsze się rozluźnia… Któż byłby zdolny dostatecznie długo opłakiwać nieustanne rozstania? Wszystko, co istnieje w czasie, musi zginąć. A skoro śmierć przenika czas, pozbądź się śmierci, wtedy zaś czas zniknie…”. Deliberacje Siddh?rty prowadzą do aktywnych, a nie tylko spekulatywnych poszukiwań skutecznego sposobu wyzwolenia z okowów zależności, więzów rodzinnych, czyli błędnego koła narodzin-śmierci-narodzin: „(…) uciekając przed powtórnymi narodzinami, starością i śmiercią, wjechałem do dzikiego lasu bolesnej dyscypliny. Nie po to, aby moje kolejne narodziny dokonały się w niebie, a tym bardziej nie dlatego, że nie ma we mnie czułości albo że noszę w sercu żal do rodziciela. Ja tylko poszukuję drogi ostatecznej ucieczki”. Amerykański pisarz prezentuje kolejne stopnie medytacji Siddh?rty prowadzące do odnalezienia pustki (siunjaty). Nie poprzestaje jednak na tym, przybliża również dalsze dzieje Buddy – zdobywanie uczniów, powrót do domu, nauczanie i śmierć pełna chwały.

Tytułowe „zbudź się” odnosi się do złudności, iluzoryczności świata, fałszu zmysłów, fikcjonalności tego, co percypujemy. Kerouac nieustannie podkreśla, iż „należy pamiętać, że wszystko jest iluzją, a wówczas nie będzie żadnej niejasności”. Dopiero odkrycie, że doskonały Esencjonalny Umysł stanowi źródło wszystkiego, „jest trwałą podstawą dla zmiennego, rozróżniającego mózgu-umysłów”, i otwarcie się na tę prawdę, gwarantują ucieczkę od fałszu i pomyłek prowadzących do cyklicznych narodzin i śmierci, do więzów zależności. „Budda był – stwierdza Jack Kerouac – jak człowiek, który stoi na brzegu i woła do pewnego sybaryty, dryfującego z prądem: »Hej! Zbudź się! Rzeka w twoim śnie wydaje się może przyjemna, lecz niżej jest jezioro, a także bystrzyny i krokodyle; rzeka to złe pożądanie, jezioro to życie zmysłowe, jego fale to złość, bystrzyny to lubieżność, a krokodyle – to niewiasty«”. Tym samym książka przedstawiciela Beat Generation przybiera formę swoistego apelu, nawoływania do „nawrócenia”, podążenia drogą Buddy. Przy czym sformułowanie „droga Buddy” należy rozumieć jako kerouacowski mariaż wątków zaczerpniętych z buddyzmu i z chrześcijaństwa, o czym świadczy już otwarcie powieści słowami Dwighta Goddarda (pioniera buddyzmu w Stanach Zjednoczonych): „Chwała Jezusowi Chrystusowi, Mesjaszowi Świata Chrześcijańskiego; Chwała Gautamie Śakjamuniemu, Ciału Emanacji Buddy”.

Powieść sama w sobie jest średniej jakości biografią, której główny trzon stanowią Święte Pisma Kanonu Buddyjskiego – z nich bowiem amerykański pisarz komponuje swoje dzieło. Kerouac pisze lekko, przystępnie i poprawnie. Ale brakuje wyrazistości. Brakuje tego, co odróżni tę książkę od innych, w których podjęto się w sposób literacki przybliżenia drogi Siddh?rty oraz syntezy (przeznaczonej dla laika) buddyjskiej nauki. Budda Kerouaca jest papierowy. I chociaż autor zapowiada na początku, że „Budda nie był (…) żadnym wesołkowatym brudasem, lecz poważnym i tragicznym prorokiem, Jezusem Chrystusem Indii i prawie całej Azji”, niewiele robi w kierunku odtworzenia takiego wizerunku Siddh?rthy. Robert Thurman trafnie charakteryzuje książkę jako „sentymentalną opowieść o Buddzie i jego życiu”.

Paradoksalnie tym, co zwraca największą uwagę, jest… patetyczny i pełen pasji wstęp z 2008 roku Roberta Alexandra Farrara Thurmana – wystarczy zacytować drobny fragment: „Lektura »Zbudź się«, książki przedstawiającej życie Śakjamuniego, najwyższej emanacji Buddy naszych czasów, widziane oczami Jacka Kerouaca, przyprawia o dreszcz wzruszenia. Styl oparty na długich, płynących niczym strumienie zdaniach nadaje książce majestatyczny wymiar i sprawia, że można ogarnąć ją na jeden raz niczym symfonię (…)”. Urodzony w 1941 roku amerykański buddysta i pisarz, Thurman, zestawiając fragmenty książek Kerouaca, odtwarza nie tylko genezę „Zbudź się. Żywot Buddy”, ale przede wszystkim prezentuje światopogląd religijny Jacka Kerouaca i rekonstruuje recepcję jego buddyzmu wśród amerykańskich buddystów. Idealizuje i mitologizuje postać Kerouaca (znamienny jest początek wstępu: „Cóż za niespodzianka! Dopiero pisząc ten wstęp, zrozumiałem, że dawno temu, w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku, Jack Kerouac był najważniejszym bodhisattwą wśród wszystkich naszych amerykańskich prekursorów buddyzmu”), ubolewając zwłaszcza nad jego przedwczesną śmiercią: „(…) nie potrafił traktować swojego alkoholizmu na tyle poważnie, aby uwolnić się od niego ku pożytkowi nas wszystkich, uratować siebie oraz swój talent i nie umrzeć zbyt młodo już w 1969 roku”. Ale jest przynajmniej szczery w swojej fascynacji postacią Kerouaca. Pisze z pasją, czego brakuje autorowi „Zbudź się”.

Jack Kerouac porównuje swoje dzieło do „jeziora światłości”, ale „Zbudź się. Żywot Buddy” to niezbyt udana próba hagiografii – nieolśniewająca, niekrystaliczna. Przeciętna książka, na którą niewielu zwróciłoby uwagę, gdyby nie nazwisko autora...
Jack Kerouac: „Zbudź się. Żywot Buddy”. Przeł. Maciej Świerkocki. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2014.