
MEANDRY PERWERSJI (WALDEMAR CISZAK, MICHAŁ LAREK: 'MARTWE CIAŁA')
A
A
A
„Martwe ciała” autorstwa duetu Waldemar Ciszak / Michał Larek to jednocześnie debiut młodego poznańskiego wydawnictwa Simple Publishing, który od razu każe zwrócić uwagę nie tylko na sprawność pióra autorów, ale także na poziom edytorsko-graficzny publikacji, bardzo wysoki jak na wydawnictwo typu self-publishing. Zacznijmy jednak od tych, którzy książkę napisali.
Ciszak i Larek wzięli na swoje barki zadanie niełatwe i – co tu dużo pisać – wiele zaryzykowali. Po pierwsze – opowiadając z grubsza znaną, swego czasu bardzo głośną historię Edmunda Kolanowskiego, nekrofila i mordercy grasującego na poznańskich cmentarzach w latach 80. (mającego jednak na sumieniu – jak bardzo szybko wyszło na jaw w toku śledztwa – także zbrodnie dużo wcześniejsze, co najmniej z roku 1970), na którym wykonano jeden z ostatnich wyroków śmierci w PRL-u w 1986 roku. Po drugie – już na pierwszych stronach książki zdradzając jej zakończenie. Fragmenty dwóch protokołów z przesłuchań Kolanowskiego, pełniące funkcję prologu do opowieści, odkrywają bowiem przed nami niemal wszystko: „Przyznaję się obecnie do zabójstwa tej dziewczyny, gdyż wiem, iż i tak by się wydało, a nie przyznawałem się dlatego, że bałem się odpowiedzialności karnej, a przede wszystkim kary śmierci” (s. 7). Po trzecie wreszcie – reklamując „Martwe ciała” jako hybrydę gatunkową, „mariaż powieści kryminalnej i reportażu. Rekonstrukcji i fabularnej narracji” (by posłużyć się blurbem Jerzego Borowczyka).
Ustalmy więc od razu – książka Ciszaka i Larka to raczej reportaż niż kryminał. Bardzo sprawnie napisany, imponujący nie tylko bogactwem zgromadzonego materiału, lecz także jego umiejętnym uporządkowaniem, dbałością o szczegóły, troską o chronologię opisywanych wydarzeń. Autorzy docierają do milicjantów prowadzących śledztwo i przesłuchujących Kolanowskiego, do medyka sądowego, który wykonywał sekcje zwłok jego ofiar, do dziennikarza „Głosu Wielkopolskiego” relacjonującego sprawę niemal „na żywo”, wprost z sali sądowej, do jednego z obrońców nekrofila. Cytują protokoły przesłuchań Kolanowskiego, wstrząsające zeznania jego konkubiny, list, jaki oskarżony napisał do matki po przyznaniu się do kilku zabójstw, fragmenty opinii biegłych badających jego psychikę. Czytelnik ma wrażenie, że autorzy naprawdę dotarli do wszystkich możliwych źródeł, wraz z nimi ulega urokom narracji Jerzego Jakubowskiego, przez długi czas prowadzącego śledztwo w sprawie „Kolanosia” (jak pieszczotliwie nazywa go Jakubowski), wspólnie z nimi przeżywa rozczarowanie wizytą u Jacka Sobczaka, sędziego przewodniczącego składowi orzekającemu, który jednak – zamiast o sprawie – woli rozmawiać o twórczości Teodora Parnickiego.
Historia opowiadana w „Martwych ciałach” w gruncie rzeczy daje się bardzo łatwo streścić – oto poznańscy milicjanci zatrzymują osobę podejrzaną o zbezczeszczenie kilku pochowanych na poznańskich cmentarzach zwłok poprzez precyzyjne (chirurgiczne, albo rzeźnicze, jak piszą autorzy) wycięcie im narządów rodnych, bardzo szybko wiążą akty nekrofilii ze sprawą zabójstwa Aliny K. – dziewczynki zamieszkującej poznańskie Naramowice, zatrzymują i przesłuchują podejrzanego Edmunda Kolanowskiego, stopniowo nakłaniając go („rozkuwając”) do przyznania się do coraz to innych, czasem bardzo już odległych w czasie, prawie zawsze wstrząsających zbrodni, co skutkuje skazaniem go na śmierć przez powieszenie. Niewątpliwą zasługą Ciszaka i Larka jest przedstawienie historii w sposób trzymający w napięciu, wydobycie jej nieoczywistych aspektów, dociekliwość w formułowaniu pytań o kwestie poboczne, niuansujące tę – z pozoru – czarno-białą opowieść.
Autorzy jawią się więc przede wszystkim jako uważni, cierpliwi, ciekawscy słuchacze i czytelnicy. „Martwe ciała” bardzo często po prostu oddają głos bohaterom, przytaczając wprost lub parafrazując ich myśli. Ingerencje Ciszaka i Larka są oszczędne, niemal ascetyczne, tak, jakby chcieli oni umożliwić czytelnikom wgryzienie się w tkankę narracji, o której sami czasem powiadają, że jest „mięsista”, „surrealnie meandryczna” czy „naturalistyczna”, „w swojej drobiazgowości wręcz perwersyjna”, jak w przypadku protokołu z przesłuchania Kolanowskiego, z którego wyłania się obraz zabójstwa Aliny K.: „Jak widziałem, że dziewczynka nie daje znaku życia, przestraszyłem się i uciekłem, a uciekałem przez nasyp i wykop w kierunku roweru. Będąc w wykopie, postanowiłem jednak wrócić do dziewczynki. Pomyślałem o jej narządach. Cofnąłem się do niej. […] Doszedłem do niej i zacząłem ją rozbierać. […] Była ona ubrana w kurtkę ortalionową dwukolorową typu olimpijka, golf szary, półgolf w podobnym kolorze i podkoszulkę. Na dole spodnie koloru ciemnego i majtki. Na pewno nie było rajstop ani pończoch. Na nogach miała półbuty sznurowane i chyba jakieś skarpetki. […] Po rozebraniu jej do naga scyzorykiem, który miałem przy sobie, wyciąłem narządy rodne tej dziewczynki i piersi. Przy wycinaniu zauważyłem, że dziewczynka ta nie ma owłosionych narządów. Wtenczas zorientowałem się, że ona jest nieletnia” (s. 77-78).
Nie oznacza to jednak, że rola autorów ogranicza się do odpowiedniej selekcji materiału. Choć ich wtręty i komentarze są z reguły lapidarne, to bywają bardzo znaczące: spowalniają narrację, wprowadzają suspensy, podkreślają „zmysłowość” działań nekrofila („Nekrofil wchodzi na teren miłostowskiego cmentarza. Krąży. W końcu znajduje świeży grób i zaczyna rozkopywać. […] Obmacuje martwe ciało. Rozcina nożem odzież zmarłej i zabiera się «do dzieła». Próbuje odpreparować płat skórny łącznie z tkanką podskórną od wysokości obojczyków do wzgórka łonowego i ud. […] Tak wygląda szczyt eskalacji”), uwypuklają „filmowość” niektórych scen, wydobywają sensy wydarzeń rozgrywających się w tle głównej narracji (np. wizyta nekrofila w kinie na horrorze „Wilczyca”, działającym nań stymulująco). Wszystko to sprawia, że „Martwe ciała” czyta się w napięciu, czasem właśnie niemal jak kryminał (scena ucieczki z cmentarza!), choć przecież od początku znamy zakończenie: wiemy, że Kolanowski jest winny, ale wspólnie z milicjantami czekamy, aż się do tego przyzna, kibicujemy im, gdy uciekają się do kolejnych sztuczek i odnoszą – połowiczne – sukcesy.
Inną zasługą duetu autorskiego – prawnika oraz literaturoznawcy – jest wydobycie nie tylko prawnego, nie tylko obyczajowego, ale także filozoficznego wymiaru sprawy poznańskiego nekrofila-mordercy. Ciszak i Larek pytają bowiem o możliwość istnienia wolnej woli, o to, czy sprawca mógł zapanować nad sobą podczas popełniania zbrodni. Można by przecież – taka perspektywa nasuwa się z dużą mocą – potraktować Edmunda Kolanowskiego jako niepoczytalnego. Problem jednak w tym, że przez biegłych uznany został za w pełni świadomego popełnionych czynów i ich konsekwencji. Mimo to autorom zależy na wprowadzeniu do opowieści niejednoznaczności, na zniuansowaniu jej czy wręcz zrelatywizowaniu, o czym świadczyć może motto, jakim opatrzyli książkę: „A seks jest przymusem. (…) nie ma takiej siły, która może powstrzymać seks” (Bronisław Świderski, „Słowa obcego”). Takie postawienie sprawy skłania do zadania nieco innych pytań o moralny wymiar historii Kolanowskiego. W tym kontekście ciekawi czytelnika, dlaczego oskarżony tak chętnie (po pokonaniu kilku początkowych trudności) współpracuje z milicją, szczegółowo opisując popełnione przez siebie zbrodnie, angażując się w rekonstrukcję wydarzeń, wyraźnie ożywiając się podczas opowieści o swoich czynach. Tutaj autorzy dają pewne wskazówki: „Może w ten sposób próbował jakoś zaspokoić swój popęd seksualny? Przez gadanie, wspominanie?” (s. 118). Interesujący wydaje się tu także swoisty appendix do opowieści w postaci fragmentów wypowiedzi biegłych na temat psychiki Kolanowskiego, z których wcale nie wyłania się obraz jednoznaczny i pewny.
Jeszcze innym wymiarem książki, który zwraca na siebie uwagę, jest jej osadzenie w kontekście miejskim. „Poznańskość” „Martwych ciał” zarysowuje się bardzo wyraźnie: „Kolanoś” grasuje na dobrze znanych poznaniakom cmentarzach, przetrzymywany i przesłuchiwany jest w komendzie na ul. Kochanowskiego, wykonuje szaleńczą ucieczkę z Miłostowa nad Rusałkę. Dzięki temu „Martwe ciała” nie tylko stają się substytutem poznańskiego kryminału, ale także otwierają się na perspektywę geopoetyki – popularnej ostatnio gałęzi literaturoznawstwa.
I wreszcie – docenić trzeba także samo wydanie „Martwych ciał”. Czarna okładka ozdobiona subtelnymi akcentami graficznymi (scyzoryk, łopata, igła z nitką), oryginalny kształt kodu kreskowego, zdobiące tekst ilustracje Daniela Kasprzyka – wszystko to sprawia, że Simple Publishing debiutuje w sposób bardzo udany, czyniąc wiarygodnym hasło, którym reklamuje się wydawnictwo: „Twoja książka w oprawie, na jaką zasługuje”, a także budząc apetyt na kolejne publikacje.
Ciszak i Larek wzięli na swoje barki zadanie niełatwe i – co tu dużo pisać – wiele zaryzykowali. Po pierwsze – opowiadając z grubsza znaną, swego czasu bardzo głośną historię Edmunda Kolanowskiego, nekrofila i mordercy grasującego na poznańskich cmentarzach w latach 80. (mającego jednak na sumieniu – jak bardzo szybko wyszło na jaw w toku śledztwa – także zbrodnie dużo wcześniejsze, co najmniej z roku 1970), na którym wykonano jeden z ostatnich wyroków śmierci w PRL-u w 1986 roku. Po drugie – już na pierwszych stronach książki zdradzając jej zakończenie. Fragmenty dwóch protokołów z przesłuchań Kolanowskiego, pełniące funkcję prologu do opowieści, odkrywają bowiem przed nami niemal wszystko: „Przyznaję się obecnie do zabójstwa tej dziewczyny, gdyż wiem, iż i tak by się wydało, a nie przyznawałem się dlatego, że bałem się odpowiedzialności karnej, a przede wszystkim kary śmierci” (s. 7). Po trzecie wreszcie – reklamując „Martwe ciała” jako hybrydę gatunkową, „mariaż powieści kryminalnej i reportażu. Rekonstrukcji i fabularnej narracji” (by posłużyć się blurbem Jerzego Borowczyka).
Ustalmy więc od razu – książka Ciszaka i Larka to raczej reportaż niż kryminał. Bardzo sprawnie napisany, imponujący nie tylko bogactwem zgromadzonego materiału, lecz także jego umiejętnym uporządkowaniem, dbałością o szczegóły, troską o chronologię opisywanych wydarzeń. Autorzy docierają do milicjantów prowadzących śledztwo i przesłuchujących Kolanowskiego, do medyka sądowego, który wykonywał sekcje zwłok jego ofiar, do dziennikarza „Głosu Wielkopolskiego” relacjonującego sprawę niemal „na żywo”, wprost z sali sądowej, do jednego z obrońców nekrofila. Cytują protokoły przesłuchań Kolanowskiego, wstrząsające zeznania jego konkubiny, list, jaki oskarżony napisał do matki po przyznaniu się do kilku zabójstw, fragmenty opinii biegłych badających jego psychikę. Czytelnik ma wrażenie, że autorzy naprawdę dotarli do wszystkich możliwych źródeł, wraz z nimi ulega urokom narracji Jerzego Jakubowskiego, przez długi czas prowadzącego śledztwo w sprawie „Kolanosia” (jak pieszczotliwie nazywa go Jakubowski), wspólnie z nimi przeżywa rozczarowanie wizytą u Jacka Sobczaka, sędziego przewodniczącego składowi orzekającemu, który jednak – zamiast o sprawie – woli rozmawiać o twórczości Teodora Parnickiego.
Historia opowiadana w „Martwych ciałach” w gruncie rzeczy daje się bardzo łatwo streścić – oto poznańscy milicjanci zatrzymują osobę podejrzaną o zbezczeszczenie kilku pochowanych na poznańskich cmentarzach zwłok poprzez precyzyjne (chirurgiczne, albo rzeźnicze, jak piszą autorzy) wycięcie im narządów rodnych, bardzo szybko wiążą akty nekrofilii ze sprawą zabójstwa Aliny K. – dziewczynki zamieszkującej poznańskie Naramowice, zatrzymują i przesłuchują podejrzanego Edmunda Kolanowskiego, stopniowo nakłaniając go („rozkuwając”) do przyznania się do coraz to innych, czasem bardzo już odległych w czasie, prawie zawsze wstrząsających zbrodni, co skutkuje skazaniem go na śmierć przez powieszenie. Niewątpliwą zasługą Ciszaka i Larka jest przedstawienie historii w sposób trzymający w napięciu, wydobycie jej nieoczywistych aspektów, dociekliwość w formułowaniu pytań o kwestie poboczne, niuansujące tę – z pozoru – czarno-białą opowieść.
Autorzy jawią się więc przede wszystkim jako uważni, cierpliwi, ciekawscy słuchacze i czytelnicy. „Martwe ciała” bardzo często po prostu oddają głos bohaterom, przytaczając wprost lub parafrazując ich myśli. Ingerencje Ciszaka i Larka są oszczędne, niemal ascetyczne, tak, jakby chcieli oni umożliwić czytelnikom wgryzienie się w tkankę narracji, o której sami czasem powiadają, że jest „mięsista”, „surrealnie meandryczna” czy „naturalistyczna”, „w swojej drobiazgowości wręcz perwersyjna”, jak w przypadku protokołu z przesłuchania Kolanowskiego, z którego wyłania się obraz zabójstwa Aliny K.: „Jak widziałem, że dziewczynka nie daje znaku życia, przestraszyłem się i uciekłem, a uciekałem przez nasyp i wykop w kierunku roweru. Będąc w wykopie, postanowiłem jednak wrócić do dziewczynki. Pomyślałem o jej narządach. Cofnąłem się do niej. […] Doszedłem do niej i zacząłem ją rozbierać. […] Była ona ubrana w kurtkę ortalionową dwukolorową typu olimpijka, golf szary, półgolf w podobnym kolorze i podkoszulkę. Na dole spodnie koloru ciemnego i majtki. Na pewno nie było rajstop ani pończoch. Na nogach miała półbuty sznurowane i chyba jakieś skarpetki. […] Po rozebraniu jej do naga scyzorykiem, który miałem przy sobie, wyciąłem narządy rodne tej dziewczynki i piersi. Przy wycinaniu zauważyłem, że dziewczynka ta nie ma owłosionych narządów. Wtenczas zorientowałem się, że ona jest nieletnia” (s. 77-78).
Nie oznacza to jednak, że rola autorów ogranicza się do odpowiedniej selekcji materiału. Choć ich wtręty i komentarze są z reguły lapidarne, to bywają bardzo znaczące: spowalniają narrację, wprowadzają suspensy, podkreślają „zmysłowość” działań nekrofila („Nekrofil wchodzi na teren miłostowskiego cmentarza. Krąży. W końcu znajduje świeży grób i zaczyna rozkopywać. […] Obmacuje martwe ciało. Rozcina nożem odzież zmarłej i zabiera się «do dzieła». Próbuje odpreparować płat skórny łącznie z tkanką podskórną od wysokości obojczyków do wzgórka łonowego i ud. […] Tak wygląda szczyt eskalacji”), uwypuklają „filmowość” niektórych scen, wydobywają sensy wydarzeń rozgrywających się w tle głównej narracji (np. wizyta nekrofila w kinie na horrorze „Wilczyca”, działającym nań stymulująco). Wszystko to sprawia, że „Martwe ciała” czyta się w napięciu, czasem właśnie niemal jak kryminał (scena ucieczki z cmentarza!), choć przecież od początku znamy zakończenie: wiemy, że Kolanowski jest winny, ale wspólnie z milicjantami czekamy, aż się do tego przyzna, kibicujemy im, gdy uciekają się do kolejnych sztuczek i odnoszą – połowiczne – sukcesy.
Inną zasługą duetu autorskiego – prawnika oraz literaturoznawcy – jest wydobycie nie tylko prawnego, nie tylko obyczajowego, ale także filozoficznego wymiaru sprawy poznańskiego nekrofila-mordercy. Ciszak i Larek pytają bowiem o możliwość istnienia wolnej woli, o to, czy sprawca mógł zapanować nad sobą podczas popełniania zbrodni. Można by przecież – taka perspektywa nasuwa się z dużą mocą – potraktować Edmunda Kolanowskiego jako niepoczytalnego. Problem jednak w tym, że przez biegłych uznany został za w pełni świadomego popełnionych czynów i ich konsekwencji. Mimo to autorom zależy na wprowadzeniu do opowieści niejednoznaczności, na zniuansowaniu jej czy wręcz zrelatywizowaniu, o czym świadczyć może motto, jakim opatrzyli książkę: „A seks jest przymusem. (…) nie ma takiej siły, która może powstrzymać seks” (Bronisław Świderski, „Słowa obcego”). Takie postawienie sprawy skłania do zadania nieco innych pytań o moralny wymiar historii Kolanowskiego. W tym kontekście ciekawi czytelnika, dlaczego oskarżony tak chętnie (po pokonaniu kilku początkowych trudności) współpracuje z milicją, szczegółowo opisując popełnione przez siebie zbrodnie, angażując się w rekonstrukcję wydarzeń, wyraźnie ożywiając się podczas opowieści o swoich czynach. Tutaj autorzy dają pewne wskazówki: „Może w ten sposób próbował jakoś zaspokoić swój popęd seksualny? Przez gadanie, wspominanie?” (s. 118). Interesujący wydaje się tu także swoisty appendix do opowieści w postaci fragmentów wypowiedzi biegłych na temat psychiki Kolanowskiego, z których wcale nie wyłania się obraz jednoznaczny i pewny.
Jeszcze innym wymiarem książki, który zwraca na siebie uwagę, jest jej osadzenie w kontekście miejskim. „Poznańskość” „Martwych ciał” zarysowuje się bardzo wyraźnie: „Kolanoś” grasuje na dobrze znanych poznaniakom cmentarzach, przetrzymywany i przesłuchiwany jest w komendzie na ul. Kochanowskiego, wykonuje szaleńczą ucieczkę z Miłostowa nad Rusałkę. Dzięki temu „Martwe ciała” nie tylko stają się substytutem poznańskiego kryminału, ale także otwierają się na perspektywę geopoetyki – popularnej ostatnio gałęzi literaturoznawstwa.
I wreszcie – docenić trzeba także samo wydanie „Martwych ciał”. Czarna okładka ozdobiona subtelnymi akcentami graficznymi (scyzoryk, łopata, igła z nitką), oryginalny kształt kodu kreskowego, zdobiące tekst ilustracje Daniela Kasprzyka – wszystko to sprawia, że Simple Publishing debiutuje w sposób bardzo udany, czyniąc wiarygodnym hasło, którym reklamuje się wydawnictwo: „Twoja książka w oprawie, na jaką zasługuje”, a także budząc apetyt na kolejne publikacje.
Waldemar Ciszak, Michał Larek: „Martwe ciała”. Simple Publishing, Poznań 2014.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |