ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (259) / 2014

Marzena Boniecka,

LIRYKA BÓLU (ROMAN HONET: 'ŚWIAT BYŁ MÓJ')

A A A
Najnowszy tom Romana Honeta „świat był mój” wpisuje się w poetykę minimalizmu, która stała się dominantą krytycznoliterackiego dyskursu poświęconego twórczości autora „serca”. Stąd też z powodzeniem preferowaną przez poetę oszczędność formy można by uczynić szczególnym znakiem jakości jego tekstów. Czego możemy się tym razem spodziewać po Honetowskim świecie?

 

Zimowy dwugłos

Kolorem, który najczęściej dominuje w liryce Honeta, jest biel. Stanowi ona intensywny oraz czynny składnik poetyckiego świata. Nie tyle tę rzeczywistość uspokaja, co raczej wzmaga w niej cierpienie oraz zaostrza wewnętrzne rozdarcie podmiotu. Przede wszystkim jednak (za pomocą takich określeń jak: zima, śnieg, zamarzanie) sygnuje śmierć, stawiając ją na równi z innymi żywiołami natury, takimi jak woda czy ogień. Dlatego fraza Honeta przypomina czasem cienką warstwę lodu, pod którą czytelnik/czytelniczka może wyczuć ukryty i niepokojący rytm tekstu: „morze / kształt twojej dłoni, / która je przecięła (…) niższe piętra wody. pamięta. / zima. / księżyc jak oko królika / wprawione w kwadrat z posrebrzanego kartonu – tam żyją ci, / którzy obcinają nogi / i rośnie śnieg. każdego roku / zapalam ci ogień” („delikatność żywiołów”). Clou tego rytmu stanowi strata, którą podmiot usiłuje przepracować, a która reprezentowana jest w tekście za pomocą zagęszczonej kontaminacji skojarzeń. Oznacza to, że śmierć w tej poezji zostaje przedstawiona przez poetę za pomocą różnego rodzaju przeciwstawień czy sugestywnych oksymoronów: „robactwo to wciąż forma ognia”, „morze zwija się w okrąg, / wrzące od jej cienia – w nocy ostygnie”, „śnieg cię odwiedza / i gaśnie”. W ten sposób wieczność jako siła kreacji poetyckiego świata zyskuje nad nim władzę oraz ponadczasowość. Paradoksalnie jednak poeta, sprowadzając język do granicy absurdu, pozwala ocalić od zapomnienia to, co utracone.

Honet pisze śmierć, opowiada stratę, lecz czyni to bez zbędnego patosu, sięgając przy tym najczęściej po groteskę i oniryzm. Nie bez znaczenia więc dla wspomnianej opowieści pozostaje strategia zapisywania słów małą literą. Jest ona symbolicznym gestem pisarza, który zrównuje ze sobą wszystko to, co wobec spraw ostatecznych jest całkowicie bezradne: i „boga”, „i łyżkę, i talerz” („zimowe porządki”). Przez to śmierć staje się w tej poezji nad wyraz powszechna, lecz – co warto podkreślić – nie tyle „ludzka”, w domyśle: „oswojona”, co „urzeczowiona” czy „potworna”, a więc niezrozumiała i nieustannie człowiekowi zagrażająca:

 

(…) – to może człowiek o twarzy

jak złoty papier w pożarze

w czas okradania sklepu lub zaćmienia słońca

 

to kamień. personel gór

 

a to wyjęte z macicy martwe dziecko –

liść, z którym przewraca się drzewo,

i grzechotki na sznurkach, wózek

albo ręce i oczy chwytające się

tej zamarzniętej obręczy na dopplerowskim ekranie

 

to galernicy porodowych sal

 

a ci, co szepczą: mam doktorat z bólu,

kopiący w ziemi jamy, żeby tam mieszkać

pod płachtą folii chroniącą przed

deszczem, przed oślizgłym dotknięciem

palców łaziebnego

 

to są kosmici – ludzie,

którzy mają dość

 

a zmarli?

 

a zmarli są z nami

(„są z nami”)

 

 

W „świat był mój” obraz poetyckiego „ja” rozpisany zostaje w formie dwugłosu. Narracja wiersza przybiera wówczas charakter rozmowy, nierzadko dialogu z pustką, w którym odpowiedź zostaje zawieszona. Jednak istnieją również wiersze, w których dodatkowy komentarz oznaczony został kursywą. Zabieg ten jest zarówno formą dopowiedzenia, jak też sygnałem zmiany perspektywy opowiadającego: „zamknęliśmy go w skrzyni, / żeby się nie ubrudził w bagnie, paprociach / (…) zamknęli mnie w skrzyni, / żebym im nie pokazał, jak wygląda niebo” ( „staruch w skrzyni”). Odnajdziemy również w tym tomiku dialog znacznie bardziej intymny, wypowiadany półszeptem, a kierowany w stronę tej, której już nie ma. Jej (nie)obecność potwierdza chociażby cykl kilku ostatnich wierszy zatytułowany „dla śpiącej”. Mimo że nie mamy żadnej pewności, czy chodzi o jedną i tę samą osobę, czy też opowieść podmiotu odnosi się do kilku wydarzeń i bohaterów, to niewątpliwie przybiera ona postać liryki bezpośredniej. Niewykluczone również, iż wspomniana niejednoznaczność staje się przykładem poetyckiej strategii, w której utrata tej „jedynej” objawiać się może w wielu metaforycznych odtworzeniach. Tak czy inaczej, słowa wprawione w ruch gwarantują, że „rozmowa trwa dalej”, a podmiot funkcjonuje na krawędzi dwóch światów: dawnego oraz obecnego. Brak wyraźnej granicy pomiędzy jawą a snem powoduje, że podmiot doświadcza wszystkiego wyłącznie w swojej wyobraźni: „zjawiasz się tam, gdzie byłaś / w moich oczach – wszędzie, / odwrócona ode mnie wczoraj, / dzisiaj nic nie dalsza ode mnie / jakbyś zasnęła w biegu mojej krwi,/by nie było nocy bez ciebie/ od piętnastu lat nie zasnąłem,/ żebyś ty na chwilę zasnęła (…) śnieg zawsze ma datę” („rozmowa trwa dalej”, podkreśl. M.B). Czasem w tej nierównej rozgrywce o pamięć znajdziemy sygnały świadczące o tym, iż „ja” opowiadającego staje się równocześnie „ty” odpowiadającym. Zamiana ról, dyktowana porządkiem żałoby, powoduje wrażenie zatarcia tożsamości pomiędzy podmiotem wiersza a utraconym obiektem – stąd: „tak, by cię nie stracić / dlatego nie oddycham / dlatego nie sen” („miesiąc nieśmiertelnych”).

Znamienne, iż żaden z wierszy wchodzących w skład tomiku „świat był mój” nie kończy się kropką. Wszystkie one tworzą jakby wspólny łańcuch historii splecionej podobnymi motywami, poemat o utracie, bez początku (użycia wielkiej litery) i ostatecznego końca (postawienia kropki na końcu zdania). Stąd też w liryku „zimowe porządki” pojawia się zdanie: „pociąg zatrzymany w polu”, które na następnej stronie tomiku odnosi się do wspomnień o rozstaniu i staje się przestrzenią wiersza „dlatego jest nic”: „a potem musieliśmy się pożegnać. / pociąg, czerwone lampy w ostatnim wagonie”. Taki zabieg jest, rzecz jasna, celowy, zwłaszcza gdy mówimy o wierszach Honeta w kontekście prowadzenia poetyckiej rozmowy z (nie)obecnym/(nie)obecną. W tym miejscu warto podkreślić, iż ostatnia strona tomiku (zaraz po wierszu o znaczącym tytule „gwóźdź”, a znajdująca się przed „notą” autora) jest zupełnie pusta.

 

„Mięso wszędzie”

Surrealizm, tak mocno eksponowany w różnego rodzaju odczytaniach twórczości Honeta, w tomiku „świat był mój” powoduje, iż na pozór niezwiązane ze sobą poetyckie obrazy w efekcie tworzą dosyć spójną całość. Jednak ten pozorny ruch ma za zadanie uwydatnić ukryty pod nim brak działania: „wieczność to tyle, ile całe życie / trwa po utracie” („poradnia wszelkich religii”) oraz odsłaniać swój martwy krajobraz: „żyję minioną zimą, / dla mnie tamte dni wciąż trwają” („garść soli”). Honet chętnie zaliczany przez krytykę do tzw. „nurtu ośmielonej wyobraźni” (określenie Mariana Stali, zob. Rozmowa Piotra Mareckiego z Marianem Stalą: „Czy coś się zaczyna?”. „Ha!art” 2000, nr 2/3, s. 64–67) w tomiku „świat był mój” pokazuje, jak wolność poetyckich wynurzeń i sennych marzeń krępuje zatrzymany w miejscu czas. Stąd też estetyka nadrealizmu umożliwia osiągnięcie efektu pogrążonej w letargu rzeczywistości, która zbudowana z kruchej (niemalże organicznej materii) istnieje tylko po to, aby się rozpaść. Dlatego kiedy świat w poezji Honeta ulega rozbiciu, to wraz z nim rozkładowi podlega również ludzkie ciało. Mamy wtedy do czynienia z pewnego rodzaju filozofią duszy i ciała. Choć akurat w tym przypadku lepszym określeniem dla tego, co niematerialne, wydaje się pojęcie bliskości, dotyku i ciepła, ponieważ są one paradoksalnym potwierdzeniem obecności kogoś, kogo nie ma, a jest. Ciało zaś pisarz sprowadza do sztuki mięsa lub metafory pustego sarkofagu, w którym człowiek mieszka za życia: „zmarły to ciało, / które jest już czyste. po bogu sprząta / ziemia, od tego ją ma” („zimowe porządki). W najlepszym razie ludzie to „nicość, którą „zdolniejsi” od nich „bogowie” nauczyli „chodzić, żeby sama jadła”. Sporo w tej poezji podobnych odniesień traktujących fizyczność jako pewnego rodzaju niechcianą nadwyżkę. Niechcianą, gdyż śmiertelną: „i ciało – / bęben z płuc i mięśni, / w który bili umarli zwabieni do krwi / i tam, gdzie uderzyli, / ubywało go. stało się echem / i teraz jest wszędzie” („instrumenty czasu”). We wspomnieniach podmiotu wszyscy, którzy odeszli, powracają pod postacią bezosobowych cielesnych korpusów: „ciała, z którymi grałem w piłkę” („tańcząc wśród krów”). Tu i ówdzie pojawia się również w wierszach poety „zwierzę” – bliżej nieokreślony twór, który chwieje granicą pomiędzy tym, co nie/ludzkie. Jednak Honet także w tej kwestii powstrzymuje się od filozoficznych zawiłości, przypisując tym pojęciom formułę raczej symboliczną. Cielesne, zwierzęce pełni więc w jego poezji funkcję rytuału, mitycznego (a gdzieniegdzie apokaliptycznego) znaku. Rola ich obu sprowadza się zawsze do przekroczenia życia.

 

„miłość, mein talmud”

Gdy mowa o żywiołach w wierszach pisarza, to warto jeszcze dodać, że często zaraz obok śmierci pojawia się w nich miłość. Nie ma ona jednak wymiaru sentymentalnego, a stanowi składnik przynależący, jak wszystko w tej poezji, do przeszłości: „miłość i jej zwierzęta, wściekłe i uległe – nigdy nie istniały, / dlatego widziało je niewielu, / pozostałych nic nie ukoi”(„lilia”). W świecie, w którym czas się zatrzymał, wspomnienie miłości eksponuje opustoszenie i całkowitą samotność tej przestrzeni. Czasem uczucie to ukryte pod postacią kobiety bywa u Honeta bolesną formą gry słownej: „kobieta, kiedy się z nią żegnasz, / i śmierć, gdy cię przyjmuje, mówią to samo – musisz iść” („powrozy”). Wspomniana liryka szeptu czyni przywołanie bliskości gestem na wskroś intymnym, wobec którego lektura tekstu chwilowo zamiera: „otrzepywała / z pleców zeschłe źdźbła i patyczki, / ubierała się, a ja je zbierałem, w dotyku przypominały / bibułki. wieczorem klękałem i kładłem je sobie / po kolei na język jak hostie” („spowiadający odwraca się”). Strategia wymownej ciszy wymaga od czytelniczki/czytelnika zatrzymania interpretacji w momencie, gdy introwertyczne „ja” podmiotu zaczyna się uzewnętrzniać. Wówczas niechybnie sami stajemy się bezradni wobec tej przeszłości, która unieważnia w tekście teraźniejszość oraz nadzieję na jakąkolwiek przyszłość. Jeśli strata w poezji Honeta rozgrywa się wyłącznie w obszarze poetyckiej wyobraźni, to paradoksalnie działanie pamięci jest niejako jej ocaleniem. Jednak w tomiku „świat był mój” pisarz nie rości sobie prawa do mówienia o miłości „prawdziwej” i danej na zawsze. Pozostawia ją raczej czytelniczym domysłom, traktując jako coś nieoczywistego, co przeczy przekonaniu o wiecznym i romantycznym uczuciu: „tak jak miłość – / siła, z jaką się odpycha / ludzi i rzeczy, by nie przylgnęli, / lecz byli w pobliżu” („dla śpiącej”). Zdarza się jednak, iż mechanizm przypominania zawodzi, powodując zatarcie różnicy pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. Jesteśmy więc świadkami nie tylko utraty jakiegoś „ty”, skądinąd ważnego dla podmiotu, ale również jego własnej tożsamości: „rozstajemy się szybko i cicho, / żeby pamięć nie miała pokarmu (…) noc naszej pierwszej wigilii, (…) / gdy mnie przytuliła (…) / gdy należałem do kogoś, / kto mówi prawdę przez śnieg / i przez płomień / teraz popiół to ja, to moje” („pożegnanie z i.”).

Charakter tych wierszy można określić mianem poezji naprężonego bólu. Bowiem Honet, opisując świat, który był – świat niemożliwy do odzyskania dzisiaj – stworzył tomik naznaczony stygmatem otwartej rany. Bez szans na jej wyleczenie. Jedynie czas: nieokreślony, niedokończony pozwala w procesie odzyskiwania być nieco bliżej tego, czego nie ma. Łagodzić objawy. Co w takim razie pozostaje? Nic. Pustka. Poezja. Tytuł tomu wyraźnie zaznacza: „świat był mój”. W związku z tym wszystko w tej rzeczywistości (podobnie jak ona sama) pozostaje niczyje, a wszechpanująca śmierć, jak powietrze, wypełnia człowieka oraz zwierzęta: „zwęglone zimorodki na dachu, w cieniu, / (…) umarła pełza w dymie, / układała go w obręcz, wywołując nagle z ciemności / wszystkie dawne imiona moje / i jej, każde miejsce ciche / po brzegi. Biegłam / tam – jej palce – włókno z żelbetowej przędzy, / jej wargi – oset w rurze / kanalizacyjnej – / świat był mój” („śmierć a ptaki”, podkreśl. M.B).

Trudno w pisaniu Honeta o definicje. Trudno też wobec jego poezji o łatwe, krytyczne recepty. Na szczęście. Bowiem jeśli świat chce przetrwać, wymykać się musi łatwej interpretacji. Stąd wyzbyta moralizowania krótka, liryczna forma tomiku „świat był mój” pozwala się czytać, ale wymaga ona lektury zaangażowanej, współodczuwającej, czyli takiej, która pustkę zachowa dla siebie.
Roman Honet: „świat był mój”. Biuro Literackie. Wrocław 2014.