ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (263) / 2014

Kamil Zając zamilkając,

LIRYKA PO KOŃCU ŚWIATA, CZYLI HAPPY END

A A A
Na scenie pojawia się szczupły, młody człowiek ubrany w męskie slipy. Oplata go pasek, na nim zawieszona jest kabura, w niej sztuczne pistolety. Liryczny kowboj. W promieniach dzikiego słońca czyta swoje wiersze. Porusza się. Ma nagi, wątły jak na obowiązujące w czasopismach standardy, tors. Strzela, tańczy, recytuje. Budzi ciekawość, uśmiech, poruszenie, poczucie inności pośród zebranych widzów. Kiedy jednak wsłuchać się w to, co mówi, i przyjrzeć się dowodom rzeczowym, dowodom na własne istnienie, coś się w nas zmienia bez wątpienia.

Podczas występu obserwujemy artystę onieśmielonego sytuacją, publiką i sceną, lecz przełamującego swoje ograniczenia właśnie za pomocą słów. Najważniejsze elementy stylu, takie jak: obrazowość, poczucie humoru oraz brak wszędobylskiej nachalności i łaszenia się o poklask idealnie wpisują się w sytuację sceniczną, niczym w antycznym teatrze dziejącą się tu i teraz. W trakcie monologu nasz autor-aktor-bohater-narrator mówi, wykrzykuje, pokazuje, mruczy, udaje odgłosy zwierząt. Byłaby to więc sztuka interaktywna, w ramach której na oczach publiki odgrywane są zaplanowane akcje artystyczne. Głównym bohaterem jest tu prezentujący swoje wiersze autor/performer. Wyróżniają go sceniczna asceza i wymowność gestów, dzięki którym budowana jest niezwykle szczera i niejako intymna sytuacja, jeśli wiecie, co chcę powiedzieć. Tak wyglądało moje pierwsze zetknięcie z twórczością poety i performera Adama Kaczanowskiego.

Wróćmy jednak do słowa. Dowodu rzeczowego na istnienie poety Kaczanowskiego. Jego twórczość jest bliska mojemu sercu i uszom niczym muzyka i obrazy zespołu Gorillaz. To Damon Albarn polskiej liryki współczesnej, oczywiście zachowując analogię porównań.

Liryczne życie Adama Kaczanowskiego nosi nazwę „Happy End” i prezentuje się znakomicie. Książka pięknie wydana i obfitująca w treści, obrazy, zwroty akcji i frazy. Zaczyna się „Powieką”, debiutanckim tomikiem. W niebanalnym stylu prezentuje nie tylko szare życie człowieka-nietoperza, ale i bohatera – Batmana. Mnogość detali, przypisy do scen sprawiają, że linki do nieodzownych materiałów wideo z tubki są zbędne. Czytelnik ma do czynienia z koneserem, który nie dość że przedstawia obraz pochodzący z oka kamery, to jeszcze okrasza go poetyckimi przypisami i całą masą interesujących refleksji. I tu pojawia się uśmiech jokera – Jacka Nicholsona. Mrugnięcie powieki i znów to samo: „Rano to samo; / tęsknię za materiałem na twoich piersiach. / Nieprawda; / to na czym leży słońce też się przemieszcza”.

We can be Heroes, just for one day (zob. https://www.youtube.com/watch?v=e1QuwMfjGQw), każdy bohater szarej rzeczywistości – Człowiek-Małpa, nawet Batman – kiedyś wraca do swojego domu-samotni, w której nie znajduje spokoju i ukojenia, tylko problemy natury osobistej i miłosnej. Pytam: co powinien uczynić w takiej sytuacji?

Być może na to oraz inne pytania czytelnik znajdzie odpowiedzi w kolejnym – „Życiu przed śmiercią” – tomiku, który ukazał się jako samodzielna książka w 1999 roku. Już pierwszy wiersz kończy się wyznaniem: „Kocham siebie i ciebie / I nie wiem co będzie dalej”.

Alter ego autora jest szczere i nie rozmienia się na drobne. Nadaje w ładnym, ciepłym rytmie swoich uczuć, czekając na lepsze czasy, niekiedy lepszy gatunek herbaty. Snuje opowieści i niesamowite wizje. Znienacka decyduje się zdjąć płaszczyk ironii, po czym zgrabnie przemyka do następnej sytuacji, obrazu, zaczątku czegoś zaskakującego zazwyczaj. „niech żyją / czciciele kobiet / przez chwile przebrani za bóstwa”. Każdemu z niezaburzonym poziomem empatii „Życie przed śmiercią” dostarczy sporo frajdy. Tak albo nie. Proste.



Życie jest jak pasjans, złociutki. Karty już zostały potasowane. Część

z nich jest zakryta. Część z tych zakrytych udaje ci się odkryć. Chodzi

o to, żebyś odkrył ich jak najwięcej, wykorzystał każdą swoją szansę.

Świat stoi i czeka na ciebie, przyjacielu!



Szept, tomik pierwotnie opublikowany pod pseudonimem Patrycja Kasperczak, jest książką mniej liryczną. Kaczanowski zmierza w stronę lapidarności, sceny, powiastki, krótkiej fabuły. Hiperbolizuje odczucia i rzeczywistość.



Jakiś wiersz: buduje skorupę ślimaka,

która wciąż się rozszerza na zewnątrz.

Nie jest dobrze, gdy wędrowiec

nazbyt długo przebywa w nieskończoności.

(...)

Powietrze samo sobą oddycha,

nie może złapać tchu,

przerażone.

Nie może istnieć dom,

wypełniony tylko światłem.



Echa biblijnych tonów bez zbędnego moralizowania i jakże popularnego lirycznego ego-onanizmu – być może to właśnie miał na myśli Piotr Janicki, sytuując poetyckiego dokonania Adama Kaczanowskiego gdzieś pomiędzy duszną metafizyką Micińskiego a nadmiernie ufnym dziennikarstwem ekonomicznym.

Kolejne książki: „Zapis”, „Mała Dziewczynka”, „Termonuklearne popołudnie” to osobne historie, choć łączy je osobliwy scenariuszowy styl – specjalność Adama Kaczanowskiego, interesującego prozaika, o czym dotychczas nie wspomniałem. W 2005 roku autor dojrzewa poetycko do wydania tomu „Stany”. Znajdziemy w nich dużo sporo wierszy, które w moim odczuciu, są komiksowe w sposobie obrazowania i stylu.



przeszłość można tylko zapomnieć/ o przyszłość

zaczepiłem się włosami/ ciągnie mnie za sobą

przez całe miasto/ po ziemi





Rok później w nakładem wydawnictwa Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Informacji Kultury w Poznaniu ukazuje się książka „Sośnicki. Szary człowiek.” Pamiętam zdziwienia, które wywołał neon tytułu i umieszczone w nim nazwisko poety Darka Sośnickiego. Hagiografia codzienności, bohater everyman z dowcipem w tytule czytelny tylko dla wybranych? Odpowiedzi na to pytanie czytelnik potrafi na pewno udzielić po lekturze. Człowiek-interpretacja milczy zaklęty jak grób. Człowiek-czytelnik mówi: Człowieku! Kto czyta, nie błądzi! Horror czy melodramat w Twoim pozornie szarym życiu? Wybór należy do Ciebie.

Kolejną książkę poetycką „Nowe Zoo” otwiera wiersz „Małe Zoo”:



zwierzęta nocne, panny na obcasach, ich goryle,

makaki pochowane w krzakach, struś, dwa strusie



coś tam jeszcze, na przykład motyle i propozycja

domowych występów tresera owadów



i w finale znowu oni już po wszystkim, kobieta spokojna, facet

pełni szczęścia zasuwa na hulajnodze pożyczonej od dziecka



(tuż przed zamknięciem szukamy i znajdujemy tygrysa)



Z innej bajki: lepiej być ogonem lwa

niż głową myszy?



Zwierzęcy antropocentryzm i perspektywa franciszkańska, jakże bliskie sercu, szkiełku i oku. Lepiej być nikim niż bezwstydną lalką barbie czy też Myszką Miki. Nie tylko takie poetyckie triki serwuje Adam Kaczanowski, uważny obserwator braci mniejszych, foczek, kotków, suczek, tarzanów, wielbiciel porno komiksów z czasów Bogarta i Casablanki.

Znacie to uczucie, kiedy film podczas seansu wyrywa wam serce i kładzie je na chłodnym kamieniu? Polecam zapoznać się z twórczością autora.

Macie „mieszane uczucia”? Rozumiem. Ogólnie rzecz biorąc, twórczość Kaczanowskiego wygląda tak: autor pisze o dramacie ludzi, których życie można streścić w jednym banalnym zdaniu.

Ale jak on to pisze, ja was proszę!

„Szkielet Małpy” jest konsekwencją obranej pisarskiej drogi. To książka formalnie i treściowo niesamowicie ciekawa. Zaczyna się jak zawsze lekko, płynnie, z intertekstualnym dowcipem, feerią obserwacji:



Kobieta, leżąc w łóżku, zastanawia się nad przyszłością poezji

Andrzeja Sosnowskiego, płacze. Mężczyzna nie może znaleźć

w szufladzie nocnego stolika dobrych baterii-paluszków

potrzebnych do uruchomienia wibratora, przeklina dzień,

w którym urodził się mężczyzną



Autor dozuje emocje i budzi czytelnicze instynkty. W kolejnych wierszach możemy wsłuchać się w zupełnie inne tony rozważań:



jeśli boga nie ma, człowiek jest

jak zwierzę. Zbierałem fundusze na implanty, zęby

z kości słoniowej. Wierzyłem, że następny





Wielki Wybuch od czegoś nas uwolni.



Oko kamery nieuchronnie się oddala. Animalistic? Animal instinct? (Zob. https://www.google.pl/search?es_sm=122&q=Animalistic?+Animal+instinct?&spell=1&sa=X&ei=YyEoVNjGOIXR7QarpYDICg&ved=0CBsQvwUoAA#q=Animalistic%3F+Animal+instinct%3F&spell=1) W klasycystycznej osnowie?

Tak! Panie i Panowie, cóż po słowie?



Mój jedyny obowiązek

to pozbawiać ludzi nadziei

i dawać im uśmiech.



Adam Kaczanowski zdaje się gdzie indziej rozkładać akcenty, bawić się w sposób doskonały i przezabawny* (momentami gorzki, szczery, zadziwiający kiedy popuszcza rumaki zmysłów etc.) inaczej kadrować (opcja zoom in/out w oku kamery), wybranymi kadrami z TV Rzeczywistość, które montuje lekko i rozmyślnie. 

Poemat „Kto zaspokoi nasz głód?” ma moc uderzeniową „Dnia świra” w połączeniu z dynamiką filmów wczesnego Tarantino, bez rozmieniania na ego-centy głównego bohatera, którego nie ma. Bo to nie te kategorie, nie ten komiks, nie ten styl, kochani beneficjenci etosu i mediów.



THE END.

——————————————————————————————



*Bawić się w sposób przezabawny – pod tym pozornie tautologicznym skrótem myślowym czai się impresja o twórcy, który:



bawi się tworząc

tworząc się bawi

trwożąc się bawi

trwożąc się tworzy.



Wspomniany „sposób przezabawny” to odczucia widza, który na ekranie ogląda nagranie z występu Kaczanowskiego. Ach! Gdyby takie występy odbywały się w sali kongresowej albo na jakimś kabaretonie podczas festiwalu puszczanego w paśmie najlepszej oglądalności w odbiornikach milionów telewidzów, dajmy na to, odkodowanego z refleksji polsatu.

[cięcie!]



Co czułbyś, będąc odchodzącym w niebyt komputerem, 

pyta przewodnik duchowy, przemawiając przed kolacją, 

szepcząc w jej trakcie i powtarzając jeszcze raz na zakończenie. 

Porażka maszyn nie oznacza automatycznie zwycięstwa ludzi! 

Ludzkość stała się niepotrzebna samej sobie, porozmawiajmy 

więc o uczuciach:



(fragment „Ostatniego wiersza” kończącego „Happy End”)