ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (264) / 2014

Mirosław Skrzydło,

W SIDŁACH POŻĄDANIA (INDIAŃSKIE LATO)

A A A
W „Szkarłatnej literze” Nathaniel Hawthorne bezbłędnie scharakteryzował społeczność Nowej Anglii doby XVII wieku. Amerykański powieściopisarz ukazał cnotliwych purytanów jako osoby de facto pozbawione ludzkich uczuć, publicznie szykanujące Hester Prynne (noszącą tytułowy symbol hańby i społecznego odtrącenia), która zdradziła zaginionego męża z młodym pastorem. Na kartach tej wielokrotnie ekranizowanej książki autor pieczołowicie odwzorował skomplikowane relacje łączące kolonizatorów z rdzennymi mieszkańcami kontynentu. W podobnym tonie utrzymana jest graficzna powieść „Indiańskie lato” stworzona przez duet słynnych włoskich artystów: precyzyjnego scenarzystę Hugo Pratta oraz operującego z miejsca rozpoznawalną kreską Milo Manarę.

Zmarły w 1995 roku Hugo Pratt to niekwestionowany mistrz komiksu historycznego, który przez dekady tworzył opowieści awanturnicze, przygodowe i podróżnicze, rozgrywające się w różnych epokach oraz w częstokroć dzikich, egzotycznych zakątkach świata. Warstwa fabularna jego komiksów charakteryzuje się godną pozazdroszczenia znajomością prezentowanej tematyki, wiarygodnymi profilami psychologicznymi bohaterów oraz właściwym bilansem wzorcowo nakreślonego tła historycznego z wartką, pełną nieoczekiwanych twistów akcją okraszoną soczystymi dialogami. Artysta równie dobrze odnajdywał się w estetyce westernu (cykl „Sierżant Kirk”), rozgrywających się w afrykańskiej scenerii fabułach o II wojnie światowej („Skorpiony pustyni”) czy opowieściach marynistycznych, takich jak „Ballada o Słonym Morzu”, będąca pierwszym tomem serii „Corto Maltese” (zilustrowanej przez samego Pratta), ukazującej perypetie zadziornego poszukiwacza przygód i śmiałego eksploratora.

W recenzowanym albumie autor łączy swe siły z młodszym od siebie rysownikiem, nie bez przyczyny kojarzonym z wysmakowanym komiksem erotycznym. Kreska Manary jest niezwykle realistyczna, dokładna i wyważona – artysta nie ma problemów z portretowaniem pięknych kobiet, obrzydliwych degeneratów czy zmęczonych, przegranych nieszczęśników. Na uwagę zasługują precyzyjnie odtworzone realia życia codziennego, mistrzowsko rozplanowane sceny batalistyczne oraz emocjonujące sekwencje dramatycznych wydarzeń toczących się w bardziej kameralnych sceneriach. Plastyk, który ma na swoim koncie między innymi rewelacyjną serię „Borgia” (według scenariuszy Alejandro Jodorowsky’ego), uznawał Pratta za „mistrza mistrzów”; owocem ich współpracy, oprócz omawianego tytułu, jest także rozgrywający się na argentyńskiej ziemi „El Gaucho”, ukazujący burzliwy konflikt Hiszpanii z Wielką Brytanią z początku XIX wieku.

Prolog „Indiańskiego lata” przenosi nas na chłodną, wynędzniałą plażę, gdzie dochodzi do tragicznego w skutkach spotkania dwóch rdzennych wojowników z urodziwą, białą dziewczyną. Butni młodzieńcy napadają na niewinną piękność, gwałcąc ją przy wtórze szumu fal. Na pomoc ofierze przybywa przystojny Abner Lewis, który surowo rozprawia się z napastnikami. Bohater zabiera pohańbioną dziewczynę do domu, dzieląc się ze swoją matką niedobrymi wieściami. Zabójstwo dwóch Indian może bowiem doprowadzić do zerwania kruchego sojuszu z autochtonami i początku krwawej batalii z mieszkańcami fortu. Na kolejnych stronach trzymającej w napięciu opowieści poznajemy dalszych członków (zwyrodniałego skądinąd) rodu Lewisów, z których na pierwszy plan wysuwa się lubieżna nimfetka Phillis oraz despotyczna, naznaczona szkarłatną literą matka, zmagająca się z ukrywanymi przed rodziną wspomnieniami. Obserwujemy również poczynania fałszywego strażnika wiary i moralności, wielebnego Blacka (prywatnie wujka zgwałconej niewiasty) oraz żądnych zemsty i sprawiedliwości przedstawicieli plemienia pod wodzą Squanda. Zwieńczenie komiksu to symfonia ludzkiej degrengolady, zacietrzewienia i obłudy, symbolizowanej przez zepsutego do szpiku kości duchownego.

Pochodzące z języka angielskiego określenie „indiańskie lato” oznacza gwałtowne przejście z ciepłego lata w chłodną jesień. To właśnie wtedy następuje wzmożony czas miłosnych igraszek, których nie brakuje w rzeczonej opowieści (utrzymanej w typowo jesiennej kolorystyce – dominującą barwą są różne odcienie brązu), bez taryfy ulgowej rozliczającej się z hipokryzją purytańskiej moralności. Rysunki Manary są niezwykle widowiskowe (patrz: krwawa konfrontacja z Indianami), zmysłowe (leśna scena z roznegliżowaną Phillis) i zapadające w pamięć, a wygląd bohaterów w pełni oddaje ich charaktery. Wystarczy przyjrzeć się niezgrabnej sylwetce obscenicznie zachowującego się małolata Jeremiego, choć nie sposób zapomnieć także wychudzonej twarzy Pilgrima Blacka, niewinnych rysów ślepo podporządkowanej jego słowu Shevah oraz seksownej Phillis. Jedyne, względem czego można mieć obiekcje, to fakt, że wszystkie postaci są zbyt szczupłe (czy nawet chude) i prezentują się dość anemicznie. Najlepsze wrażenie sprawiają burzliwe reminiscencje matki Abnera, w których poznajemy ojca Blacka – skończoną kanalię o jawnie sadystycznych upodobaniach.

„Indiańskie lato” jest przykładem brutalnego oraz niezwykle pikantnego fresku o początkach Stanów Zjednoczonych. Momentami można odnieść – skądinąd słuszne – wrażenie, że to europejscy kolonizatorzy byli „nosicielami grzechu” i synonimem wszystkiego, co złe, a ich pakt z Indianami naznaczony był fałszem, krwią oraz nieuzasadnioną śmiercią. Album duetu Pratt/Manara to zatem intrygująca, oferująca niebanalne przesłanie opowieść o sidłach pożądania, stanowiąca przy okazji hołd dla dzieł wspomnianego już Nathaniela Hawthorne’a oraz Jamesa Fenimore’a Coopera.
Hugo Pratt, Milo Manara: „Indiańskie lato” („Un été indien”).Tłumaczenie: Maria Mosiewicz. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2014.