
PRZYPOMINANIE POET(Y)KI (AGNIESZKA STAPKIEWICZ: 'CIAŁO, KOBIECOŚĆ I ŚMIECH W POEZJI ANNY ŚWIRSZCZYŃSKIEJ')
A
A
A
Chociaż bibliografia dotycząca omówień samej tylko poezji Anny Świrszczyńskiej zebrana przez Agnieszkę Stapkiewicz zajmuje niemal sześć stron, a od czasu powstania książki lista ta jeszcze się powiększyła, autorkę „Wiatru” uważa się za poetkę zapomnianą. Zdecydowana większość przytaczanych artykułów powstała za życia Świrszczyńskiej (zm. 1984), jednak twórczość poetki bywa omijana w omówieniach literatury tamtego okresu czy podręcznikach szkolnych, a książka Stapkiewicz jest zaledwie trzecią w pełni poświęconą Świrszczyńskiej pozycją – po niespełna 107-stronicowej „Jakiegoż to gościa mieliśmy” Czesława Miłosza oraz monografii Renaty Stawowy „Gdzie jestem ja sama”. Agnieszka Stapkiewicz, chcąc dorzucić cegiełkę do projektu odkrywania na nowo autorki „Orfeusza”, przypomina dwa często omawiane już motywy poezji Anny Świrszczyńskiej: szeroko pojętą kobiecość i cielesność, ale prezentuje też zagadnienie dotąd niemal przemilczane – śmiech.
Zanim jednak czytelnik zapozna się z tytułową triadą, ma okazję poznać biografię poetki (na której piętno wywarły przeżycia wojenne i wychowanie w specyficznej rodzinie), a także liczne programowe wystąpienia Świrszczyńskiej. Stapkiewicz nie ogranicza się do przytaczania jedynie tych tekstów, które dotyczą zadań poezji (a poglądy te, jak się dowiadujemy, ulegały przez lata ewolucji, powodowanej czy to wojną, czy odwilżą) – pokazuje także artykuły, które omawiały problemy społeczne ówczesnej Polski, w tym nawet (a może – przede wszystkim) zagadnienie alkoholizmu i związanych z nim patologii, zwłaszcza w rodzinie. Teksty publicystyczne są przez autorkę monografii krytykowane za nachalne moralizowanie, choć badaczka docenia wytrwałość, temperament i upór poetki, a także trafność niektórych diagnoz. Poezja i publicystyka to według Stapkiewicz dwa (janusowe?) oblicza Świrszczyńskiej, które składają się w jedną całość. Jednak głównym przedmiotem swoich rozważań badaczka czyni poezję (tu wyjątkiem jest szeroko omawiany dramat „Orfeusz”), co więcej, swoje rozważania nad ciałem, kobiecością i śmiechem ogranicza do następujących tomików: „Czarne słowa”, „Wiatr”, „Jestem baba”, „Szczęśliwa jak psi ogon” oraz „Cierpienie i radość”. Wiersze przedwojenne czy te z tomu „Budowałam barykadę” pojawiają się bardzo rzadko i najczęściej stanowią jedynie kontekst dla pozostałych utworów.
Właściwe już rozważania Stapkiewicz rozpoczyna od zagadnienia ciała, które „jest jednym z najważniejszych tematów poezji Anny Świrszczyńskiej” (s. 53). Problem somatyki jest też jednym z najszerzej omawianych zagadnień tej twórczości. Pisali o nim – oprócz wyżej wspominanych Czesława Miłosza i Renaty Stawowy – tacy krytycy jak Anna Nasiłowska, Andrzej Skrendo czy Beata Przymuszała. W książce Stapkiewicz ciało w ujęciu Świrszczyńskiej jest omawiane z wielu perspektyw – jako element skonfliktowany ze sferą duchową, jako niesforny żywioł, który należy wyćwiczyć, ujarzmić i podporządkować własnej woli, czy jako mikrokosmos odzwierciedlający schematy i zależności uniwersum. Poruszane jest też zagadnienie nieoczywistości granic ciała (gdzie kończy się „ja”?) czy „mojości” somy (ciało traktowane jako – czasem niechciany – spadek po rodzinie). Dużo miejsca badaczka poświęca dualizmowi ciało–dusza; problem ten wiąże się bowiem z charakterystyczną dla wierszy Świrszczyńskiej ambiwalencją w postrzeganiu sfery somy – raz jest to element „ja” rozpraszający świadomość, zbyt przyziemny i erotycznie konotowany, by mógł konkurować z duszą o pierwszeństwo w człowieczej hierarchii wartości („ty ścierwo” – mówi do swojego ciała bohaterka jednego z utworów), a w innych wierszach stanowi o ludzkiej tożsamości, właśnie ze względu na bliskość codzienności („Zostanę na starość / babką klozetową” – planuje bohaterka kolejnego utworu), tajemniczą mądrość, z której można czerpać garściami. Według badaczki poetka próbuje pogodzić ze sobą te dwa elementy, a środkami wspomagającymi to pojednanie są ironia i humor. Chociaż Stapkiewicz bardzo szczegółowo analizuje problematykę ciała, brakuje mi w tym rozdziale pewnych narzucających się skojarzeń. Pisząc o charakterystycznej rozciągliwości ciała i próbie porządkowania jego nadmiaru, badaczka nie akcentuje tego, że są to problemy ciała kobiecego – to przecież kobieca fizjonomia pozwala ciału – zwłaszcza w ciąży – rozciągać się i poniekąd zwielokrotniać, powodując rzeczony nadmiar. Autorka oczywiście przywołuje artykuł Grażyny Borkowskiej o metaforze drożdży, ale w innym miejscu, pisząc (co zaskakujące, w kolejnym rozdziale) o powiązaniach ciała z tekstem. Nie bez przyczyny też – o czym nie wspomina badaczka – to właśnie kobieta przeżywa rozterki cielesno-duchowe, próbując przecież wyrwać się z kulturowo narzuconych konotacji kobiecości z somą, najczęściej tajemniczą i (w wielu znaczeniach) brudną.
Drugi element trójcy ciało–kobiecość–śmiech także był szeroko komentowany, zwłaszcza w kontekście feminizmu. Stapkiewicz podkreśla specyficzny, jednostkowy feminizm Świrszczyńskiej oraz fakt, że poglądy poetki wyprzedziły polską recepcję myśli feministycznej o parę dekad. Badaczka stara się jednak nie ograniczać zagadnienia kobiecości do problemów feminizmu, twierdząc, że takie podejście uniemożliwia omówienie tej problematyki w pełni. Takie ograniczenie nie pozwala zauważyć między innymi... ewangelizmu. Autorka monografii odnajduje postawę franciszkańską w wierszach wyrażających empatię, poczucie tożsamości z cierpiącymi czy doświadczenie wspólnoty wszystkich istot. Ewangelizmem byłoby więc to, co Renata Stawowy „zaetykietkowała”, używając sformułowania Ewy Kraskowskiej, jako feministyczny topos siostrzanej wspólnoty. Bowiem cierpienie, które widzi (i ceni) bohaterka wierszy Świrszczyńskiej, nie dotyczy tylko kobiet, lecz całego człowieczego (i nie tylko!) istnienia. Trzeba jednak przyznać, że w tej poezji to kobiety stanowią przytłaczającą większość nieszczęśliwych postaci. Stapkiewicz omawia także inne kobiece doświadczenia – seksualność, cenioną niżej od cierpienia, macierzyństwo i starzenie się. Ten ostatni proces, co podkreśla badaczka, jest przedstawiany dość nietypowo, bo – miast narzekać na coraz mniej posłuszne ciało – Świrszczyńska staje się propagatorką zdrowego stylu życia, sportu i diety.
Ostatni z analizowanych elementów obrazowania – śmiech – jest najmniej dyskutowanym motywem omawianej twórczości. Wedle badaczki „forma gazetowej recenzji (stanowiąca do niedawna główny trzon materiału recepcyjnego tej twórczości) nie sprzyjała analizie zagadnień, które nie wydawały się pierwszoplanowe” (s. 205), a takim jest właśnie motyw śmiechu. Wśród różnych „wymiarów” śmiechu – groteski, która pojawiała się już w twórczości przedwojennej, ironii, która przebija się przez naprawdę dużą liczbę wierszy, czy spontanicznej radości, najważniejszym zagadnieniem wydaje się ten rodzaj śmiechu, który Stapkiewicz nazywa eschatologicznym. Ten przedziwny śmiech jest niczym innym jak... bronią – wobec życia i cierpienia, jakie przynosi los. „[...] gdy człowiek potraktuje sytuację egzystencjalną wprost, bez dystansu, wówczas osunie się w otchłań grozy istnienia” (s. 233). Broń to jednak obosieczna, gdyż śmiech niekontrolowany może okazać się fizyczną torturą. Zagadnienie śmiechu jest przedstawione tak obszernie i szczegółowo, że czytając ponownie wiersze Świrszczyńskiej, czytelnik zadaje sobie pytanie, jak to możliwe, że było ono dotąd marginalizowane. Śmiech opisywany przed badaczkę odgrywa tak istotną rolę w tej poezji, że niezrozumienie jego istoty zubaża interpretację całej twórczości.
Chociaż – jak sugeruje tytuł – omawiana książka ma dotyczyć poezji, Stapkiewicz wydaje się bardziej zainteresowana samą poetką. „Nie znam nikogo choćby podobnego do Świrszczyńskiej” – brzmi tytuł pierwszej części (w której dopiero drugi rozdział jest poświęcony poezji), a jej początkowy akapit zaczyna się od pytania: „Jaka była Świrszczyńska?”. Przyzwyczajeni do wciąż pokutującej zasady naukowego obiektywizmu, nie spodziewamy się takiego rozpoczęcia pracy, które przypomina bardziej pytanie z tabloidu niż rozprawy doktorskiej. Badaczka przyznaje się do czegoś, co można nazwać duchowym przywiązaniem do autorki „Wiatru” („Annę Świrszczyńską zdarza mi się nazywać «moją poetką»”, s. 7), i tłumaczy nietypowe podejście do tematu niezwykłą zbieżnością twórczości poetyckiej oraz publicystycznej (można do tego dodać: teatralnej oraz dziecięcej, bo i to sugeruje w dalszej części książki autorka) z codziennym życiem Świrszczyńskiej – światopogląd autorki „Orfeusza”, znany chociażby ze wspomnień bliskich poetki, całkowicie pokrywał się z jej twórczością artystyczną. Oderwanie Anny Świrszczyńskiej od jej poezji jest więc czymś, można by rzec, nienaturalnym. Co więcej, badaczka poprzedza swoje rozważania dość długim cytatem z eseju Anne Fadiman „Prokrustes i wojny kulturowe”. W przytaczanym fragmencie amerykańska pisarka udowadnia pokrótce, że życie (w szerokim rozumieniu – liczy się wszak też charakter postaci) pisarza ma zawsze wpływ na recepcję jego dzieła, nawet jeśli nie znajdziemy w nim wątków autobiograficznych. Można wysnuć więc wniosek, że w przypadku Świrszczyńskiej, której własne życie znajduje jawne odzwierciedlenie w twórczości, tym bardziej nie można postawić grubej kreski oddzielającej poetkę od poezji, gdyż taka recepcja będzie niepełna. Związek między twórczynią a twórczością Stapkiewicz podkreśla, podsumowując Świrszczyńską w następujący sposób: „Śmieszna – jak don Kichot. Szalona – szaleństwem Sokratesa” (s. 23). Zarówno don Kichot, jak i Sokrates to postaci występujące w poezji Świrszczyńskiej – badaczka umieściła tę trójkę w takim samym kontekście jak poetka, czyniąc z nich wszystkich równorzędnych bohaterów, bez hierarchii twórca – twór poetycki. Wybierając subiektywizm i pisząc o autorce „Orfeusza” w tak poetycki sposób, być może stara się dobrać formę do treści, język do materiału, nad którym przyszło jej pracować.
Pomimo kilku wad, głównie natury redakcyjnej (wstęp omawiający treść zamieszczony w drugiej części pierwszego rozdziału, podsumowania będące częściej wprowadzeniami do zagadnień), książka ta jest cenną pozycją, niewątpliwie potrzebną w przypominaniu i odkrywaniu na nowo (chociażby poprzez wnikliwe omówienie pominiętego dotąd zagadnienia śmiechu) postaci Anny Świrszczyńskiej i jej poezji. Obszerna literatura, będąca filozoficznym (m.in. Sartre, de Man, Bachelard, Merlau-Ponty, Eliade, Bataille, Brach-Czaina), poetyckim (przede wszystkim Różewicz, Herbert, Leśmian, Szymborska, Kamieńska, Poświatowska, Pawlikowska-Jasnorzewska), a nawet malarskim (Frida Kahlo) kontekstem, rzuca często nowe światło na tę wciąż niezbadaną do końca poezję. Liczba przypisów (których nadmiar nieco utrudnia lekturę, ale uznajmy to za poświęcenie czytelnika kłaniającego się oczytanemu autorowi) i końcowej bibliografii mówi sama za siebie. Pozycja obowiązkowa dla tych, którzy poezję Anny Świrszczyńskiej znają od podszewki, jak i dla tych, którzy przygodę z tą twórczością dopiero zaczynają.
Zanim jednak czytelnik zapozna się z tytułową triadą, ma okazję poznać biografię poetki (na której piętno wywarły przeżycia wojenne i wychowanie w specyficznej rodzinie), a także liczne programowe wystąpienia Świrszczyńskiej. Stapkiewicz nie ogranicza się do przytaczania jedynie tych tekstów, które dotyczą zadań poezji (a poglądy te, jak się dowiadujemy, ulegały przez lata ewolucji, powodowanej czy to wojną, czy odwilżą) – pokazuje także artykuły, które omawiały problemy społeczne ówczesnej Polski, w tym nawet (a może – przede wszystkim) zagadnienie alkoholizmu i związanych z nim patologii, zwłaszcza w rodzinie. Teksty publicystyczne są przez autorkę monografii krytykowane za nachalne moralizowanie, choć badaczka docenia wytrwałość, temperament i upór poetki, a także trafność niektórych diagnoz. Poezja i publicystyka to według Stapkiewicz dwa (janusowe?) oblicza Świrszczyńskiej, które składają się w jedną całość. Jednak głównym przedmiotem swoich rozważań badaczka czyni poezję (tu wyjątkiem jest szeroko omawiany dramat „Orfeusz”), co więcej, swoje rozważania nad ciałem, kobiecością i śmiechem ogranicza do następujących tomików: „Czarne słowa”, „Wiatr”, „Jestem baba”, „Szczęśliwa jak psi ogon” oraz „Cierpienie i radość”. Wiersze przedwojenne czy te z tomu „Budowałam barykadę” pojawiają się bardzo rzadko i najczęściej stanowią jedynie kontekst dla pozostałych utworów.
Właściwe już rozważania Stapkiewicz rozpoczyna od zagadnienia ciała, które „jest jednym z najważniejszych tematów poezji Anny Świrszczyńskiej” (s. 53). Problem somatyki jest też jednym z najszerzej omawianych zagadnień tej twórczości. Pisali o nim – oprócz wyżej wspominanych Czesława Miłosza i Renaty Stawowy – tacy krytycy jak Anna Nasiłowska, Andrzej Skrendo czy Beata Przymuszała. W książce Stapkiewicz ciało w ujęciu Świrszczyńskiej jest omawiane z wielu perspektyw – jako element skonfliktowany ze sferą duchową, jako niesforny żywioł, który należy wyćwiczyć, ujarzmić i podporządkować własnej woli, czy jako mikrokosmos odzwierciedlający schematy i zależności uniwersum. Poruszane jest też zagadnienie nieoczywistości granic ciała (gdzie kończy się „ja”?) czy „mojości” somy (ciało traktowane jako – czasem niechciany – spadek po rodzinie). Dużo miejsca badaczka poświęca dualizmowi ciało–dusza; problem ten wiąże się bowiem z charakterystyczną dla wierszy Świrszczyńskiej ambiwalencją w postrzeganiu sfery somy – raz jest to element „ja” rozpraszający świadomość, zbyt przyziemny i erotycznie konotowany, by mógł konkurować z duszą o pierwszeństwo w człowieczej hierarchii wartości („ty ścierwo” – mówi do swojego ciała bohaterka jednego z utworów), a w innych wierszach stanowi o ludzkiej tożsamości, właśnie ze względu na bliskość codzienności („Zostanę na starość / babką klozetową” – planuje bohaterka kolejnego utworu), tajemniczą mądrość, z której można czerpać garściami. Według badaczki poetka próbuje pogodzić ze sobą te dwa elementy, a środkami wspomagającymi to pojednanie są ironia i humor. Chociaż Stapkiewicz bardzo szczegółowo analizuje problematykę ciała, brakuje mi w tym rozdziale pewnych narzucających się skojarzeń. Pisząc o charakterystycznej rozciągliwości ciała i próbie porządkowania jego nadmiaru, badaczka nie akcentuje tego, że są to problemy ciała kobiecego – to przecież kobieca fizjonomia pozwala ciału – zwłaszcza w ciąży – rozciągać się i poniekąd zwielokrotniać, powodując rzeczony nadmiar. Autorka oczywiście przywołuje artykuł Grażyny Borkowskiej o metaforze drożdży, ale w innym miejscu, pisząc (co zaskakujące, w kolejnym rozdziale) o powiązaniach ciała z tekstem. Nie bez przyczyny też – o czym nie wspomina badaczka – to właśnie kobieta przeżywa rozterki cielesno-duchowe, próbując przecież wyrwać się z kulturowo narzuconych konotacji kobiecości z somą, najczęściej tajemniczą i (w wielu znaczeniach) brudną.
Drugi element trójcy ciało–kobiecość–śmiech także był szeroko komentowany, zwłaszcza w kontekście feminizmu. Stapkiewicz podkreśla specyficzny, jednostkowy feminizm Świrszczyńskiej oraz fakt, że poglądy poetki wyprzedziły polską recepcję myśli feministycznej o parę dekad. Badaczka stara się jednak nie ograniczać zagadnienia kobiecości do problemów feminizmu, twierdząc, że takie podejście uniemożliwia omówienie tej problematyki w pełni. Takie ograniczenie nie pozwala zauważyć między innymi... ewangelizmu. Autorka monografii odnajduje postawę franciszkańską w wierszach wyrażających empatię, poczucie tożsamości z cierpiącymi czy doświadczenie wspólnoty wszystkich istot. Ewangelizmem byłoby więc to, co Renata Stawowy „zaetykietkowała”, używając sformułowania Ewy Kraskowskiej, jako feministyczny topos siostrzanej wspólnoty. Bowiem cierpienie, które widzi (i ceni) bohaterka wierszy Świrszczyńskiej, nie dotyczy tylko kobiet, lecz całego człowieczego (i nie tylko!) istnienia. Trzeba jednak przyznać, że w tej poezji to kobiety stanowią przytłaczającą większość nieszczęśliwych postaci. Stapkiewicz omawia także inne kobiece doświadczenia – seksualność, cenioną niżej od cierpienia, macierzyństwo i starzenie się. Ten ostatni proces, co podkreśla badaczka, jest przedstawiany dość nietypowo, bo – miast narzekać na coraz mniej posłuszne ciało – Świrszczyńska staje się propagatorką zdrowego stylu życia, sportu i diety.
Ostatni z analizowanych elementów obrazowania – śmiech – jest najmniej dyskutowanym motywem omawianej twórczości. Wedle badaczki „forma gazetowej recenzji (stanowiąca do niedawna główny trzon materiału recepcyjnego tej twórczości) nie sprzyjała analizie zagadnień, które nie wydawały się pierwszoplanowe” (s. 205), a takim jest właśnie motyw śmiechu. Wśród różnych „wymiarów” śmiechu – groteski, która pojawiała się już w twórczości przedwojennej, ironii, która przebija się przez naprawdę dużą liczbę wierszy, czy spontanicznej radości, najważniejszym zagadnieniem wydaje się ten rodzaj śmiechu, który Stapkiewicz nazywa eschatologicznym. Ten przedziwny śmiech jest niczym innym jak... bronią – wobec życia i cierpienia, jakie przynosi los. „[...] gdy człowiek potraktuje sytuację egzystencjalną wprost, bez dystansu, wówczas osunie się w otchłań grozy istnienia” (s. 233). Broń to jednak obosieczna, gdyż śmiech niekontrolowany może okazać się fizyczną torturą. Zagadnienie śmiechu jest przedstawione tak obszernie i szczegółowo, że czytając ponownie wiersze Świrszczyńskiej, czytelnik zadaje sobie pytanie, jak to możliwe, że było ono dotąd marginalizowane. Śmiech opisywany przed badaczkę odgrywa tak istotną rolę w tej poezji, że niezrozumienie jego istoty zubaża interpretację całej twórczości.
Chociaż – jak sugeruje tytuł – omawiana książka ma dotyczyć poezji, Stapkiewicz wydaje się bardziej zainteresowana samą poetką. „Nie znam nikogo choćby podobnego do Świrszczyńskiej” – brzmi tytuł pierwszej części (w której dopiero drugi rozdział jest poświęcony poezji), a jej początkowy akapit zaczyna się od pytania: „Jaka była Świrszczyńska?”. Przyzwyczajeni do wciąż pokutującej zasady naukowego obiektywizmu, nie spodziewamy się takiego rozpoczęcia pracy, które przypomina bardziej pytanie z tabloidu niż rozprawy doktorskiej. Badaczka przyznaje się do czegoś, co można nazwać duchowym przywiązaniem do autorki „Wiatru” („Annę Świrszczyńską zdarza mi się nazywać «moją poetką»”, s. 7), i tłumaczy nietypowe podejście do tematu niezwykłą zbieżnością twórczości poetyckiej oraz publicystycznej (można do tego dodać: teatralnej oraz dziecięcej, bo i to sugeruje w dalszej części książki autorka) z codziennym życiem Świrszczyńskiej – światopogląd autorki „Orfeusza”, znany chociażby ze wspomnień bliskich poetki, całkowicie pokrywał się z jej twórczością artystyczną. Oderwanie Anny Świrszczyńskiej od jej poezji jest więc czymś, można by rzec, nienaturalnym. Co więcej, badaczka poprzedza swoje rozważania dość długim cytatem z eseju Anne Fadiman „Prokrustes i wojny kulturowe”. W przytaczanym fragmencie amerykańska pisarka udowadnia pokrótce, że życie (w szerokim rozumieniu – liczy się wszak też charakter postaci) pisarza ma zawsze wpływ na recepcję jego dzieła, nawet jeśli nie znajdziemy w nim wątków autobiograficznych. Można wysnuć więc wniosek, że w przypadku Świrszczyńskiej, której własne życie znajduje jawne odzwierciedlenie w twórczości, tym bardziej nie można postawić grubej kreski oddzielającej poetkę od poezji, gdyż taka recepcja będzie niepełna. Związek między twórczynią a twórczością Stapkiewicz podkreśla, podsumowując Świrszczyńską w następujący sposób: „Śmieszna – jak don Kichot. Szalona – szaleństwem Sokratesa” (s. 23). Zarówno don Kichot, jak i Sokrates to postaci występujące w poezji Świrszczyńskiej – badaczka umieściła tę trójkę w takim samym kontekście jak poetka, czyniąc z nich wszystkich równorzędnych bohaterów, bez hierarchii twórca – twór poetycki. Wybierając subiektywizm i pisząc o autorce „Orfeusza” w tak poetycki sposób, być może stara się dobrać formę do treści, język do materiału, nad którym przyszło jej pracować.
Pomimo kilku wad, głównie natury redakcyjnej (wstęp omawiający treść zamieszczony w drugiej części pierwszego rozdziału, podsumowania będące częściej wprowadzeniami do zagadnień), książka ta jest cenną pozycją, niewątpliwie potrzebną w przypominaniu i odkrywaniu na nowo (chociażby poprzez wnikliwe omówienie pominiętego dotąd zagadnienia śmiechu) postaci Anny Świrszczyńskiej i jej poezji. Obszerna literatura, będąca filozoficznym (m.in. Sartre, de Man, Bachelard, Merlau-Ponty, Eliade, Bataille, Brach-Czaina), poetyckim (przede wszystkim Różewicz, Herbert, Leśmian, Szymborska, Kamieńska, Poświatowska, Pawlikowska-Jasnorzewska), a nawet malarskim (Frida Kahlo) kontekstem, rzuca często nowe światło na tę wciąż niezbadaną do końca poezję. Liczba przypisów (których nadmiar nieco utrudnia lekturę, ale uznajmy to za poświęcenie czytelnika kłaniającego się oczytanemu autorowi) i końcowej bibliografii mówi sama za siebie. Pozycja obowiązkowa dla tych, którzy poezję Anny Świrszczyńskiej znają od podszewki, jak i dla tych, którzy przygodę z tą twórczością dopiero zaczynają.
Agnieszka Stapkiewicz: „Ciało, kobiecość i śmiech w poezji Anny Świrszczyńskiej”. Wydawnictwo Universitas. Kraków 2014.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |