
SKARB ZNALEZIONY W RYNSZTOKU
A
A
A
Książki o filmie
Na myśl o filmach umieszczonych w niszy zatytułowanej „Odrażające, brudne, złe” niektórzy kinomani przesądnie spluną trzy razy, odprawią resztę obronnych rytuałów i spróbują zapomnieć, że takie twory w ogóle istnieją. Ta najbezpieczniejsza reakcja powinna zagwarantować spokój ducha, zdrowie psychiczne, zachowanie młodzieńczej wrażliwości… i życie w zbawiennej nieświadomości. Są jednak i tacy, którzy lekce sobie ważą potencjalne niebezpieczeństwa: to żądni wrażeń ryzykanci, gotowi spenetrować kulturowe bagno, wyłowić z niego puszkę Pandory i w imię dzikiej ciekawości zasmakować wszystkiego, co się w niej znajduje – niezależnie od tego, co by to było. Jest też trzecia grupa widzów, którzy – podobnie jak Piotr Sawicki – podejdą do sprawy z filmożerczą pasją i ciekawością rasowych odkrywców, spróbują zbadać mroczne rejony audiowizualnych bezeceństw i, zamiast uprzednio obarczać je stereotypami lub dawać upust swoim niezdrowym popędom, poddadzą to zjawisko trzeźwej refleksji.
Ostatnie rozwiązanie, zaproponowane w sygnowanym przez Sawickiego książkowym katalogu filmów gore, wydaje się najlepsze, tym bardziej, że mowa o wciąż dziewiczym temacie, niemal niezbadanym przez rodzimych filmoznawców i publicystów. Taki już los kina gatunkowego w Polsce. Od kilku lat jego mniej znane i rzadziej u nas w kraju uprawiane odmiany przybliża czytelnikom oficyna Yohei. Warte uwagi i godne naśladowania przez inne wydawnictwa jest to, że Yohei przywiązuje dużą wagę do indeksu tytułów. Ów fakt wydawałby się edytorską oczywistością – taki indeks jest przecież przez czytelników literatury filmoznawczej pożądany. Mimo to nierzadko zostaje całkowicie pominięty. W przypadku „Odrażające, brudne, złe”, wobec niezliczonej liczby tytułów, które w rozmaitych wersjach i w różnych cenzuralno-obyczajowych warunkach krążyły po kinematografiach świata (a często były po prostu zdejmowane z ekranów), obecność takiego zestawienia okazuje się szczególnie cenna. Dzięki niemu każdy kinoman, który chciałby bardziej lub mniej systematycznie uzupełniać filmowe braki, bez wysiłku zajrzy do książki, kierując się alfabetycznym spisem polskich tytułów.
Jakie to tytuły? Przede wszystkim przełamujące kolejne filmowe i kulturowe granice owoce nihilizmu, wprawiające widzów w stan odwrotny do (funkcjonującego na zasadzie artystycznego uwodzenia) syndromu Stendhala. Mowa o stanie wstrząsu i przerażenia, obecnych jeszcze długo po seansie. Swoista antyaksjologia jest głównym kryterium gore. Światami przedstawionymi przez Lucio Fulciego („Hotel siedmiu bram”), Davida Cronenberga („Wideodrom”), Sama Raimiego („Martwe zło”) czy Shinya Tsukamoto („Tetsuo: Człowiek z żelaza”) rządzą antyhumanizm i brak metafizyki. Jedyny aksjomat i ostateczna pewność opisywanych przez Sawickiego opowieści to fakt, że ludzkie ciała kiedyś się rozpadną. Filmy te nie są jednak antyestetyczne i pozbawione filozoficznej wymowy – co to, to nie. Estetyka jedyna w swoim rodzaju, estetyka rozkładu, służy w nich jednemu: ukazaniu jednostronności najdalszego od przyjemności, ateistycznego, chaotycznego, beznadziejnego i pozbawionego moralności podtekstu. Sawicki skutecznie przekonuje, że jako owoc takiego właśnie spojrzenia filmy gore bez wątpienia są warte badania. Wszak brudna estetyka i jeszcze brudniejsza ideologia to nie tylko wątpliwa sztuka dla sztuki. Służą one diagnozie społecznej, ukazując na ekranie kondycję człowieka oraz, szerzej, skażonej materializmem cywilizacji.
Gore, zwany też horrorem cielesnym, to gatunek, który nie spotkał się z większym zainteresowaniem na rodzimym gruncie filmowego piśmiennictwa. Sawicki jest pierwszym autorem, który na taką skalę (liczoną setką, zdaniem autora, najbardziej godnych uwagi tytułów) konkretyzuje to odrzucone przez wielu, a zrozumiane przez nielicznych kinowe zjawisko. Badacz definiuje je, klasyfikuje filmy, sytuuje je na tle historycznym, społecznym i politycznym. Opisuje tytuły ambitne (twórczość wspomnianego Cronenberga) i wyklęte (niemiecki „Nekromantik”), pochodzące z ojczyzny gore (amerykańska „Teksańska masakra piłą łańcuchową” Tobiego Hoopera) i z tych mniej popularnych u nas kinematografii (Hong Kong i „Syndrom Eboli”); boleśnie realistyczne („Salo, czyli 120 dni Sodomy” Pasoliniego) i przynależące do klasyki eskapistycznych gatunków (fantastyczno-naukowy horror „Coś” w reżyserii Johna Carpentera). Jak widać, w swoim ideologicznym pesymizmie gore wchłania rozmaite poetyki i strategie twórcze – również dlatego okazuje się tak interesujący.
Siłą rzeczy, jak na miłośnika kina gatunkowego przystało, Sawicki nie pomija także kontekstu historyczno-filmowego. Równocześnie jego kilkustronicowym tekstom poświęconym z osobna każdemu filmowi nie można odmówić przystępności – autor nie popada w manierę naukowego języka, ani nie zagłębia się pedantycznie w użyty przez reżyserów wizualny kod.
Czytelne i treściwe artykuły sprawdzają się nie tylko jako wstęp do mrocznej zabawy z najbardziej odrażającym gatunkiem kina. Lektura ta będzie przede wszystkim udaną poseansową lekcją kina „krwawej fali”. Sawicki robi coś, na co wielu purystów nie miałoby odwagi: z gatunku, który, jak pisze, „najlepiej czuje się w rynsztoku”, wyławia to, co w nim najwartościowsze.
Autor prowadzi bloga http://kinomanhipomaniakalny.blogspot.com/.
Ostatnie rozwiązanie, zaproponowane w sygnowanym przez Sawickiego książkowym katalogu filmów gore, wydaje się najlepsze, tym bardziej, że mowa o wciąż dziewiczym temacie, niemal niezbadanym przez rodzimych filmoznawców i publicystów. Taki już los kina gatunkowego w Polsce. Od kilku lat jego mniej znane i rzadziej u nas w kraju uprawiane odmiany przybliża czytelnikom oficyna Yohei. Warte uwagi i godne naśladowania przez inne wydawnictwa jest to, że Yohei przywiązuje dużą wagę do indeksu tytułów. Ów fakt wydawałby się edytorską oczywistością – taki indeks jest przecież przez czytelników literatury filmoznawczej pożądany. Mimo to nierzadko zostaje całkowicie pominięty. W przypadku „Odrażające, brudne, złe”, wobec niezliczonej liczby tytułów, które w rozmaitych wersjach i w różnych cenzuralno-obyczajowych warunkach krążyły po kinematografiach świata (a często były po prostu zdejmowane z ekranów), obecność takiego zestawienia okazuje się szczególnie cenna. Dzięki niemu każdy kinoman, który chciałby bardziej lub mniej systematycznie uzupełniać filmowe braki, bez wysiłku zajrzy do książki, kierując się alfabetycznym spisem polskich tytułów.
Jakie to tytuły? Przede wszystkim przełamujące kolejne filmowe i kulturowe granice owoce nihilizmu, wprawiające widzów w stan odwrotny do (funkcjonującego na zasadzie artystycznego uwodzenia) syndromu Stendhala. Mowa o stanie wstrząsu i przerażenia, obecnych jeszcze długo po seansie. Swoista antyaksjologia jest głównym kryterium gore. Światami przedstawionymi przez Lucio Fulciego („Hotel siedmiu bram”), Davida Cronenberga („Wideodrom”), Sama Raimiego („Martwe zło”) czy Shinya Tsukamoto („Tetsuo: Człowiek z żelaza”) rządzą antyhumanizm i brak metafizyki. Jedyny aksjomat i ostateczna pewność opisywanych przez Sawickiego opowieści to fakt, że ludzkie ciała kiedyś się rozpadną. Filmy te nie są jednak antyestetyczne i pozbawione filozoficznej wymowy – co to, to nie. Estetyka jedyna w swoim rodzaju, estetyka rozkładu, służy w nich jednemu: ukazaniu jednostronności najdalszego od przyjemności, ateistycznego, chaotycznego, beznadziejnego i pozbawionego moralności podtekstu. Sawicki skutecznie przekonuje, że jako owoc takiego właśnie spojrzenia filmy gore bez wątpienia są warte badania. Wszak brudna estetyka i jeszcze brudniejsza ideologia to nie tylko wątpliwa sztuka dla sztuki. Służą one diagnozie społecznej, ukazując na ekranie kondycję człowieka oraz, szerzej, skażonej materializmem cywilizacji.
Gore, zwany też horrorem cielesnym, to gatunek, który nie spotkał się z większym zainteresowaniem na rodzimym gruncie filmowego piśmiennictwa. Sawicki jest pierwszym autorem, który na taką skalę (liczoną setką, zdaniem autora, najbardziej godnych uwagi tytułów) konkretyzuje to odrzucone przez wielu, a zrozumiane przez nielicznych kinowe zjawisko. Badacz definiuje je, klasyfikuje filmy, sytuuje je na tle historycznym, społecznym i politycznym. Opisuje tytuły ambitne (twórczość wspomnianego Cronenberga) i wyklęte (niemiecki „Nekromantik”), pochodzące z ojczyzny gore (amerykańska „Teksańska masakra piłą łańcuchową” Tobiego Hoopera) i z tych mniej popularnych u nas kinematografii (Hong Kong i „Syndrom Eboli”); boleśnie realistyczne („Salo, czyli 120 dni Sodomy” Pasoliniego) i przynależące do klasyki eskapistycznych gatunków (fantastyczno-naukowy horror „Coś” w reżyserii Johna Carpentera). Jak widać, w swoim ideologicznym pesymizmie gore wchłania rozmaite poetyki i strategie twórcze – również dlatego okazuje się tak interesujący.
Siłą rzeczy, jak na miłośnika kina gatunkowego przystało, Sawicki nie pomija także kontekstu historyczno-filmowego. Równocześnie jego kilkustronicowym tekstom poświęconym z osobna każdemu filmowi nie można odmówić przystępności – autor nie popada w manierę naukowego języka, ani nie zagłębia się pedantycznie w użyty przez reżyserów wizualny kod.
Czytelne i treściwe artykuły sprawdzają się nie tylko jako wstęp do mrocznej zabawy z najbardziej odrażającym gatunkiem kina. Lektura ta będzie przede wszystkim udaną poseansową lekcją kina „krwawej fali”. Sawicki robi coś, na co wielu purystów nie miałoby odwagi: z gatunku, który, jak pisze, „najlepiej czuje się w rynsztoku”, wyławia to, co w nim najwartościowsze.
Autor prowadzi bloga http://kinomanhipomaniakalny.blogspot.com/.
Piotr Sawicki: „Odrażające, brudne, złe. 100 filmów gore”. Wydawnictwo Yohei. Wrocław 2011.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |