WIERSZE
A
A
A
Frida Kahlo
Mierzy mnie wzrokiem z niebieskiej ściany bliźniaka,
w ganiącym majestacie nagiej szyi.
Jak słodki jest mój ból, krzyczy,
a ja, mogę go przywołać, dla ciebie, znowu i znowu, i znowu.
Wolisz żebym krwawiła w czerwonej sukience
czy w żółtej? Dać ci kość jako dowód?
Kochasz to, że nie zostawiłam absolutnie nic
niedopowiedzianego? Moje męki przyklejone do wotywnej puszki
na wieczność. Mój srom toruje sobie drogę
przez wiązankę złych wspomnień.
Módl się, gringo, módl się za mnie.
Weź mnie czystą, ale módl się za mnie.
Kitty
Byłyśmy tego samego wzrostu zanim umarłaś.
Ja piętnaście, ty sześćdziesiąt pięć lat. Był kwiecień,
padał śnieg. Udar wysłał cię do szpitala w Naas.
Wtedy ostatni raz widziałam cię żywą.
Ciebie, miłośniczkę wyłącznie ascezy i Chrystusa; tamta
pielęgniarka wpięła ci niebieską kokardkę w posiwiałe włosy,
zgubiła twoje okulary. Kiedy odchodziłam, chwyciła cię za nadgarstek,
inscenizując machanie zaordynowane piskliwym głosem;
„A teraz powiedz do widzenia, powiedz do widzenia”
Niewidząca, przymierzałaś uśmiech.
Kiedyś centrum mojego świata, teraz
bliska zapomnienia, jak modlitwy, które
powtarzałaś, za dusze czyśćcowe
– modlę się o promyk ciebie, ja ateistka –
bo jesteś na skraju mojej pamięci, tam
gdzie nikt nie chciałby trafić, niemal niknąca.
Cała napinam się, by przywołać twój głos. Słyszę
tylko czajnik pyrkający od pary, dzieci grające
za oknem. Widzę twoje ręce smarujące grubą kromkę
masłem i dżemem, dla biednego Iana.
Widzę te ręce wyciągnięte, jak dzioby,
zaciskające się na czymś. Na czymś, co próbuję
ci oddać. „Dalej, weź to!”
Skarby w twoim masywnym kredensie, chusteczki,
koronkowe serwetki... różne dary dla niezamężnej ciotki.
Buteleczka Schiaparelli, szokujący róż.
„Czy mogę to wziąć?”
„Oczywiście że możesz”.
Nigdy nie otworzona.
Wyczarowuję zapach przywiędłej bergamotki
uwięziony w szklanej szyjce tego flakoniku.
A rzeczy, które zwykłaś powtarzać? Te wszystkie nigdy....
Nigdy nie mówić źle o zakonnicy lub księdzu. Nigdy
niczego nie zapisywać. Nigdy nie robić tego,
czego nie mogłabyś pokazać swojej matce.
„Czyli czego?”dopytywałam, już pyskata, „czyli czego?”
„Przestań, bo ci język uschnie”. To nie było
podobne do ciebie i nie powinnam tego przeciągać.
Ale tak robiłam.
Co ja tak naprawdę wiem o tobie? Twoja miłość.
I te szczególiki, które zapamiętuje dziecko. Ciotka.
Krawcowa. Słowo „Singer” złociście
rozpostarte na maszynie o kształcie
odwłoku owada, który pożarł twój wzrok.
Dawno temu chciałaś zostać zakonnicą. Twoja siostra
wznosiła oczy ku niebu „Ta to ciągle
tylko się modli”. Często cię widywałam,
usta w bezgłośnej litanii do najświętszego serca,
obolałe kolana na dywanie.
Ty, wyciągająca słodycze z fartuszka na szelkach
niby jakaś praciotka czarodziejka. Kiedyś zobaczyłam
taki sam jak twój, granatowy w wisienki i białe kwiatki,
w centrum handlowym Galwaya.
Lubiłam wtulać policzek w ten wzorek,
gdy ogarniał mnie smutek grubaski.
Materiał ze sklepu był gładki w dotyku,
daleki od ręcznie utkanej miękkości, którą nosiłaś
dzień w dzień, rok w rok. Dlatego
w zamian przytrzymam ciebie. Tutaj.
Twoje włosy spięte na skroniach,
zwinięte w płaskie spirale, miękki
całus wymykających się kosmyków. Przytrzymać
cię taką, jaką byłaś, kiedy jeszcze nie byłaś
zgarbiona. Już na zawsze wyższa niż ja.
Petronella
Bezsenna pod hotelowymi prześcieradłami przywołuję
śpiące dziecko układ ciała mojego śpiącego dziecka
dzikie maliny na spodku obok niego
ta zmęczona matka dziś rano, jej bliźnięta
ssące wąskie kliny melonów, dwie
śniade sroczki, które pokłuły cały owoc.
Wtem pokojówka Alice, która dręczy mnie w snach
wchodzi, z palcami brudnymi od ziół i gorącym oddechem
ściskając kurczowo czerwone sukno sakwy, szepcząc
ktokolwiek potrzebował kozła ofiarnego tak bardzo
jak Alice? Czterech chciwych mężów czyhających
na spuściznę? Pasierbowie ciskający kalumnie?
Zapadam w sen pod cienkimi prześcieradłami, wietrząc poezję
w epizodycznych rolach; prąd wsteczny
przejeżdżającej ciężarówki
mojego serca, które pewnego dnia przestanie bić.
*Petronella była służącą Alice Kyteler i została spalona jako czarownica w 1324 r.
Przełożyła Kamila Pawluś
Mierzy mnie wzrokiem z niebieskiej ściany bliźniaka,
w ganiącym majestacie nagiej szyi.
Jak słodki jest mój ból, krzyczy,
a ja, mogę go przywołać, dla ciebie, znowu i znowu, i znowu.
Wolisz żebym krwawiła w czerwonej sukience
czy w żółtej? Dać ci kość jako dowód?
Kochasz to, że nie zostawiłam absolutnie nic
niedopowiedzianego? Moje męki przyklejone do wotywnej puszki
na wieczność. Mój srom toruje sobie drogę
przez wiązankę złych wspomnień.
Módl się, gringo, módl się za mnie.
Weź mnie czystą, ale módl się za mnie.
Kitty
Byłyśmy tego samego wzrostu zanim umarłaś.
Ja piętnaście, ty sześćdziesiąt pięć lat. Był kwiecień,
padał śnieg. Udar wysłał cię do szpitala w Naas.
Wtedy ostatni raz widziałam cię żywą.
Ciebie, miłośniczkę wyłącznie ascezy i Chrystusa; tamta
pielęgniarka wpięła ci niebieską kokardkę w posiwiałe włosy,
zgubiła twoje okulary. Kiedy odchodziłam, chwyciła cię za nadgarstek,
inscenizując machanie zaordynowane piskliwym głosem;
„A teraz powiedz do widzenia, powiedz do widzenia”
Niewidząca, przymierzałaś uśmiech.
Kiedyś centrum mojego świata, teraz
bliska zapomnienia, jak modlitwy, które
powtarzałaś, za dusze czyśćcowe
– modlę się o promyk ciebie, ja ateistka –
bo jesteś na skraju mojej pamięci, tam
gdzie nikt nie chciałby trafić, niemal niknąca.
Cała napinam się, by przywołać twój głos. Słyszę
tylko czajnik pyrkający od pary, dzieci grające
za oknem. Widzę twoje ręce smarujące grubą kromkę
masłem i dżemem, dla biednego Iana.
Widzę te ręce wyciągnięte, jak dzioby,
zaciskające się na czymś. Na czymś, co próbuję
ci oddać. „Dalej, weź to!”
Skarby w twoim masywnym kredensie, chusteczki,
koronkowe serwetki... różne dary dla niezamężnej ciotki.
Buteleczka Schiaparelli, szokujący róż.
„Czy mogę to wziąć?”
„Oczywiście że możesz”.
Nigdy nie otworzona.
Wyczarowuję zapach przywiędłej bergamotki
uwięziony w szklanej szyjce tego flakoniku.
A rzeczy, które zwykłaś powtarzać? Te wszystkie nigdy....
Nigdy nie mówić źle o zakonnicy lub księdzu. Nigdy
niczego nie zapisywać. Nigdy nie robić tego,
czego nie mogłabyś pokazać swojej matce.
„Czyli czego?”dopytywałam, już pyskata, „czyli czego?”
„Przestań, bo ci język uschnie”. To nie było
podobne do ciebie i nie powinnam tego przeciągać.
Ale tak robiłam.
Co ja tak naprawdę wiem o tobie? Twoja miłość.
I te szczególiki, które zapamiętuje dziecko. Ciotka.
Krawcowa. Słowo „Singer” złociście
rozpostarte na maszynie o kształcie
odwłoku owada, który pożarł twój wzrok.
Dawno temu chciałaś zostać zakonnicą. Twoja siostra
wznosiła oczy ku niebu „Ta to ciągle
tylko się modli”. Często cię widywałam,
usta w bezgłośnej litanii do najświętszego serca,
obolałe kolana na dywanie.
Ty, wyciągająca słodycze z fartuszka na szelkach
niby jakaś praciotka czarodziejka. Kiedyś zobaczyłam
taki sam jak twój, granatowy w wisienki i białe kwiatki,
w centrum handlowym Galwaya.
Lubiłam wtulać policzek w ten wzorek,
gdy ogarniał mnie smutek grubaski.
Materiał ze sklepu był gładki w dotyku,
daleki od ręcznie utkanej miękkości, którą nosiłaś
dzień w dzień, rok w rok. Dlatego
w zamian przytrzymam ciebie. Tutaj.
Twoje włosy spięte na skroniach,
zwinięte w płaskie spirale, miękki
całus wymykających się kosmyków. Przytrzymać
cię taką, jaką byłaś, kiedy jeszcze nie byłaś
zgarbiona. Już na zawsze wyższa niż ja.
Petronella
Bezsenna pod hotelowymi prześcieradłami przywołuję
śpiące dziecko układ ciała mojego śpiącego dziecka
dzikie maliny na spodku obok niego
ta zmęczona matka dziś rano, jej bliźnięta
ssące wąskie kliny melonów, dwie
śniade sroczki, które pokłuły cały owoc.
Wtem pokojówka Alice, która dręczy mnie w snach
wchodzi, z palcami brudnymi od ziół i gorącym oddechem
ściskając kurczowo czerwone sukno sakwy, szepcząc
ktokolwiek potrzebował kozła ofiarnego tak bardzo
jak Alice? Czterech chciwych mężów czyhających
na spuściznę? Pasierbowie ciskający kalumnie?
Zapadam w sen pod cienkimi prześcieradłami, wietrząc poezję
w epizodycznych rolach; prąd wsteczny
przejeżdżającej ciężarówki
mojego serca, które pewnego dnia przestanie bić.
*Petronella była służącą Alice Kyteler i została spalona jako czarownica w 1324 r.
Przełożyła Kamila Pawluś
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |