ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 5 (5) / 2003

Piotr Perkowski,

CENZORSKIE "DZIADY"

A A A
Cenzura, wprowadzona przez władzę komunistyczną, funkcjonowała aż do roku 1990, czyli przez cały okres PRL. W 1945 roku powołano Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, którego dokumenty są fascynującym zapisem historii kontroli myśli. Do tej pory materiały te nie zostały wystarczająco wykorzystane i opisane: ani przez historyków, ani filologów, ani teatrologów (z wyjątkiem Marty Fik). 

W dokumentach Archiwum Państwowego w Gdańsku znalazłem nową wersję drugiej części "Dziadów" Mickiewicza, stworzoną specjalnie na potrzeby obchodów dziesięciolecia istnienia Urzędu. Była ona częścią większego programu artystycznego pod tytułem "Cicha woda brzegi rwie", autorstwa Kleynego. Zaprezentowano go 22 I 1955 w Głównym Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk z okazji wspomnianego już jubileuszu. Program zamieszczono także w specjalnym wydaniu "Biuletynu Informacyjno-Instruktażowego", wewnętrznego pisma Urzędu. 

Przedstawienie odbyło się w świetlicy, a występowali w nim oczywiście pracownicy cenzury (niekoniecznie tylko cenzorzy, bo w instytucji zatrudnieni byli przecież także inni - od sprzątaczek poczynając, a na prezesie Urzędu kończąc), na widowni zasiedli zaś ich koledzy. Część z występujących otrzymała parę dni wcześniej na wniosek zwierzchników "Medale 10-lecia Polski Ludowej". Zjawy przywołane w obrzędzie (Dzieci, Widmo złego pana, Zosia i milczące Widmo) zostały zastąpione przez postacie pracowników tej instytucji. Te "widma cenzorskie", zresztą podobnie jak postacie oryginału, posiadają swoje zwykłe, właściwe dla poprzedniej egzystencji, ludzkie potrzeby. Jeden z pracowników grał w przedstawieniu własne widmo, czyli samego siebie. Pozostali wcielili się po prostu w postacie kolegów i przełożonych. 

"Dziady" rozpoczynały się wejściem Guślarza i Chóru, owiniętych w gazety i trzymających świece. Kwestie Starca zostały na potrzeby sztuki drastycznie ograniczone (czyli "wyingerowane", jak się wówczas w żargonie cenzorskim brzydko mówiło o cięciach). Zaczynało się "nudno":

CHÓR Ciemno wszędzie, nudno wszędzie, 

Co to będzie, co to będzie? 

GUŚLARZ Zamknijcie drzwi od świetlicy 

I zacieśnijcie kolektyw; 

Żadnej lampy, żadnej świecy, 

W oknach zawieście konspekty. 

Niechaj życia światłość blada 

Szczelinami tu nie wpada. 

Tylko czujnie, tylko śmiało. 

STARZEC Jak kazałeś, tak się stało. 

CHÓR Ciemno wszędzie, nudno wszędzie, 

To szkolenie chyba będzie? 

GUŚLARZ: Cenzorskie duszeczki! 

W którejkolwiek żeście stronie: 

Czyli która w obcym gronie, 

Czy z historii ma dwójeczki, 

Czyli która ma naganę 

Za przeoczeń różnych wianek, 

Czyli spośród innych ją kar 

Z cenzorskiego zdjęto stołka; 

Nagradzane, czy chwalone, 

Zachodźcie tu w naszą stronę. 

Z wszystkich stron już czas przylecieć, 

Śpieszcie, na dziesięciolecie! 

Już lat dziesięć jak się zdarzy 

Cenzor myśli i kojarzy.

Zdarzało się w GUKPPiW, że jego pracownicy byli surowo karani za niewłaściwe ingerencje, czasem tracili nawet pracę. Szkolenia ideologiczne z zakresu marksizmu-leninizmu rzeczywiście musiały być nudne, stąd powyższe komentarze. Guślarz pali notatki Chóru cenzorów, aby było bardziej "twórczo". Przyzywa kolegów, którzy rozpoczęli pracę w innych instytucjach. Pojawiają się pierwsze zjawy: zamiast Dzieci - dwóch braci, byłych pracowników Urzędu, którzy przenieśli się do Wytwórni Filmów Dokumentalnych. W pierwszej pracy należeli, jak wynika z relacji, do osób raczej rozrywkowych i adorowanych przez przedstawicielki płci pięknej. W WFD spoważnieli (przyzywają nawet imię Najwyższego, ale z małej litery): 

Teraz się grzecznie bawimy, 

W WFD sobie siedzimy, 

Filmy rozmaite kręcimy. 

Raz lepiej idzie, raz gorzej, 

Tak nam dopomóż boże! 

GUŚLARZ Czego potrzebujesz, duszeczko, 

Czy cię nakarmić wódeczką, 

Są też pączki, ciastka, mleczko. 

Czego potrzebujesz, duszeczko? 

GŁOS Nic nam, nic nam nie potrzeba, 

Z filmów dosyć mamy chleba. 

Pochowajcie swoje mleczko, 

Swoje ciastka, swoje pączki, 

Dajcie kieliszki z wódeczką 

Każdemu z nas do rączki! 

Tylko żwawo, tylko śmiało. 

GUŚLARZ Dajcież mu, tylko mało.

Mało, nie mało - i tak w porównaniu z oryginałem Guślarz okazał się nadzwyczaj hojny. Po spożyciu bracia zostają przez uczestników Urzędu przegonieni, tak aby można było wywołać następne zjawy. W świetlicy pojawia się nowy przybysz (odpowiednik Widma):

GUŚLARZ Wszelki duch! Jakaż potwora! 

Widzicie wszyscy upiora? 

Ledwo wygląda zza szafy. 

Patrzcie jaki wzrok dumny! 

Na plecach z liczb ma kolumny, 

A w rękach dwa paragrafy! 

Bilanse, salda, budżety 

Na barkach biednej kobiety! 

CHÓR Ledwo wygląda zza szafy, 

A w ręku dwa paragrafy. 

WIDMO Dzieci! Nie znacie mnie? Dzieci? 

Przyjrzyjcie się tylko z bliska. 

Ja wam pensje daję dzieci 

I stanowczy stawiam sprzeciw, 

Gdy ktoś mieniem się chce ciskać. 

Kiedy wy czytacie szczotki, [chodzi o pierwsze, przeznaczone do kontroli wydruki] 

Ja wciąż liczę, liczę, liczę, 

Oj, nie słodki smak, nie słodki 

Mojej funkcji kierowniczej. (...)

To "widmo złej pani" wypłacało za życia pracownikom GUKPPiW pensje. Ponieważ zaś wynagrodzenie cenzorów w owym czasie nie należało do wysokich, a praca była naprawdę ciężka, mogli się oni czuć jak chłopi pańszczyźniani, wykorzystywani przez swego okrutnego pana feudalnego. Dusza złej pani z księgowości słusznie więc została skazana na potępienie. W dalszej części tekstu narzeka ona na zły stan finansów Urzędu, z których znaczna część została przeznaczona na obchody dziesięciolecia. W żadnym przypadku nie pragnie zaszczytów ("orderów i medali"), chciałaby otrzymać jedynie trzy grosze, aby cokolwiek zaoszczędzić. Okrutny Chór ptaków nocnych, który, jak pamiętamy, mści się za doznane za życia krzywdy wyjadaniem wszystkiego, co otrzyma Widmo, tutaj jest korowodem organizacji funkcjonujących w ramach Urzędu - Chórem potrzebujących pieniędzy, który żąda funduszy na działalność i rzuca się na każdy grosz. Zrezygnowana pracownica w rezultacie konstatuje: 

WIDMO Nie ma, nie ma dla mnie rady, 

Urząd schodzi już na dziady. 

Choć im daję wszystkim pensję, 

Oni wciąż mają pretensję.

I w rezultacie, zgodnie z oryginałem, nie dostaje nic od Guślarza. Zresztą słusznie, bo Guślarz jest po prostu prezesem GUKPPiW i nie znosi narzekań na swoją instytucję i swoich podwładnych. W następnej scenie pojawia się postać, która nie ma odpowiednika w pierwowzorze, tj. w Mickiewiczowskich Dziadach - zabiegany, wyjątkowo aktywny zawodowo, jeden z dyrektorów Urzędu, pełniący rozmaite inne funkcje: 

WIDMO Nie mam czasu, nie mam czasu, 

Wciąż na piętro biegam z piętra. 

Nie mam czasu, nie mam czasu, 

Gdzie pracuję - nie pamiętam. 

Któżby zliczył różne misje, 

Komitety i komisje. 

Tu zebranie, tam zebranie, - 

Gdy się spieszę, pędzę na nie. 

ZMP [Związek Młodzieży Polskiej] przychodzi raptem, 

Bo pożyczyć chce adapter. 

Potem jeszcze mam referat, 

Który piszę rad czy nie rad. 

A na pracę zawodową 

Nie mam czasu. Daję słowo. (...)

I tak dalej. Zabiegany pracownik Urzędu w ogóle nie jest zainteresowany jakimkolwiek zbawieniem:

GUŚLARZ Cóż twą może zbawić duszę? 

WIDMO Nic nie zbawi. Biegać muszę. 

Co przystanę - znów od nowa (słucha), 

Wzywa mnie międzymiastowa (ucieka).

Pracoholik opuszcza scenę, a jego miejsce zajmuje kolejna zjawa - była pracownica Urzędu, zatrudniona później w katolickiej prasie jako cenzor (przypominam, że prasa religijna była pod szczególną kontrolą państwa). Jest odpowiednikiem niewinnej Zosi z wiankiem i badylkiem, barankiem i motylkiem, tylko że zamiast wianka nad jej głową unosi się aureola, w ręku trzyma czerwony, cenzorski ołówek. W oryginale problem Zosi, który był (nie ukrywajmy) natury erotycznej, ostatecznie nie zostaje rozwiązany w sposób ją satysfakcjonujący (odsyłam do Mickiewicza). Podobnie jest z naszym widmem:

ZJAWA Nie pragnę wcale do nieba - 

Za dużo go mam na ziemi. 

Ciężki kawałek chleba 

Obcować ze świętemi. 

Dajcie mi powieść przeczytać, 

Na film mnie puśćcie z innemi, 

Bo tutaj wciąż smutno mi tak - 

Za dużo mam nieba na ziemi. 

CHÓR Dajcie jej powieść przeczytać, 

Na film ją puśćcie z innemi. 

GUŚLARZ Nic jej nie dawać i kwita, 

Niech siedzi między świętemi. 

Nie spiesz się zjawo na ziemię, 

My ci czasem damy premię, 

A teraz wracaj do nieba, 

Tutaj już cię nie potrzeba. 

Kto się do próśb nie przychyli 

W imię świętej Kupraszwili, [pracownica Urzędu przyzywana zawsze w słowach Guślarza zamiast "Ojca, Syna, Ducha" z oryginału] 

Czemu nad "Słowem" śpisz? ["Słowo Powszechne" było pismem katolickim] 

Nie chciałaś jadła, napoju, 

Wracaj do nieba w spokoju. 

A kysz, a kysz!

Widmo pani cenzor chciałoby więc zakosztować dawnej, zwykłej pracy w Urzędzie - pokontrolować filmy i książki i nie zajmować się bardzo nudnymi (skoro aż nad nimi zasypiała) sprawami wyznaniowymi. Jej prośba nie zostaje oczywiście spełniona, Guślarz ma dość narzekań pracowników, pragnie zakończyć ceremonię i wtedy pojawia się ostatnia zjawa - milczące Widmo. Przybywa otoczone wianuszkiem trzech kobiet (władza to afrodyzjak). Natomiast, podobnie jak pierwowzór, nie reaguje na jakiekolwiek formy przekupstwa:

GUŚLARZ: Czego pragniesz duchu młody? 

Czy chcesz wódki, czy chcesz wody? 

Czyli ciastko chcesz, czy pączek, 

Czy medalik chcesz do rączek, 

Czyli chwałę zdobyć wieczną, 

Czego pragniesz więc duszeczko? 

Mówże śmiało - wszystko mamy, 

Czego pragniesz - wnet ci damy. 

CHÓR: Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, 

Nic nie bierze - co to będzie?

W PRL rzeczywiście ten, kto nie "brał", mógł wzbudzać przerażenie. Tajemnicze Widmo posiada tajemnicze instrukcje w pancernej kasie i zamiast za wybranką (tak w oryginale) goni w ostatniej scenie "Dziadów" za Chórem pracowników Urzędu i jego Guślarzem (czyli zespołem cenzorskim i jego prezesem): 

GUŚLARZ On przeklęctwa się nie boi, 

W tajnych sprawach widać zna się, 

Jak się zjawił tak i stoi 

Przy pancernej swojej kasie. 

Hej, kobieto obok niego, 

Co w nim widzisz powabnego? 

CHÓR Czego się uśmiechasz, czego? 

Co w nim widzisz powabnego? 

GUŚLARZ Śpieszmy się w tajnym obrzędzie, 

Widać nic z tego nie będzie. 

Gdzie my pójdziem - on za nami 

Z tajemnymi instrukcjami. 

On za nami po Urzędzie! 

Co to będzie, co to będzie? 

CHÓR On za nami chodzi wszędzie. 

Co to będzie, co to będzie? 

(kurtyna)

Kobieta, towarzyszka tajemniczego smutnego pana, widzi w nim oczywiście kogoś posiadającego znaczną władzę, co samo w sobie jest oczywiście pociągające. Tajne instrukcje były rodzajem zaleceń, które rozmaite instytucje państwowe i partyjne przesyłały do Urzędu. Były to rozporządzenia rozmaitych ministerstw, a także życzenia poszczególnych członków Komitetu Centralnego PZPR. Cenzura musiał przecież reagować na bieżąco na zmieniające się realia polityczne i taktykę władz, co było dla niej czasem uciążliwe. Cenzor nie wykreślał przecież według własnego "widzimisię" i odpowiadał za swoje decyzje przed zwierzchnikami. 

Na pytanie chóru "Co to będzie, co to będzie?" współcześni uzyskali już odpowiedź. GUKPPiW istniał jeszcze lat trzydzieści, zmieniali się prezesi i pracownicy, następowały reorganizacje; tężał również opór przeciwko cenzurze i narodził się "drugi obieg". Wreszcie system komunistyczny upadł, a kontrola myśli w Polsce została zniesiona.