MARIA PESZEK
A
A
A
„Mania siku”. Kayax Production 2006.
Słowo „siku” w języku japońskim oznacza radośnie. Tytuł niespełna półgodzinnej ep-ki „Mania siku” można więc odczytać jako „Mania radośnie”.
W dołączonej do płyty książeczce znalazło się wyjaśnienie, że siku jest „dodatkiem nieformalnym, czymś nie do końca serio”. Tak się składa, że Maria Peszek zrobiła żart z zamieszania towarzyszącego jej debiutanckiej płycie „Miasto mania”. Po jej ukazaniu się, artystka znana przede wszystkim ze sceny teatralnej, coraz częściej była nazywana wokalistką popularną, a nawet gwiazdą. Na szczęście, dzięki wieloletniemu doświadczeniu scenicznemu w głowie jej to nie przewróciło. Na dowód swojej normalności na nowym krążku nagrała tak intymną czynność, jak własne siku. A przecież prawdziwej gwieździe takie wygłupy nie przystoją. Peszkówna przyznaje jednak, że za takimi szaleństwami, przynoszącymi jej prawdziwą radość, bardzo się stęskniła. Płyta „Mania siku” jest także rodzajem haiku. Zapisem chwili, a nawet całej sytuacji nie tylko z dźwiękami (dorzucono kroki i kapanie wody), ale też z zapachami i z atmosferą, w której znalazła się „Miasto mania” w rok od premiery.
Na dobry początek posłuchać można utworów z koncertu w Punkcie – żywiołowe, z rozbudowanym instrumentarium, w odbiegających znacznie od studyjnych wersjach. „Moje miasto” – z przetworzonym wokalem i aktywnym udziałem publiczności. „Piosenki dla Edka” brak na „Miasto manii”, ale doskonale znamy ją z koncertów. Pozornie romantyczny „Miły mój” przeradza się w zadziorny numer z rockowym zacięciem i punkowym finałem. Pozostałe piosenki należą do kategorii tzw. home recording. Nagrane zostały u klawiszowca Foxa w łazience podczas dwóch dni poprzedzających koncert (Marysia w słuchawkach w wannie, przy mikrofonie). Po pierwsze – wyszło taniej, po drugie – dość oryginalnie. Mamy więc delikatnie wykonane „Siku” z charakterystyczną gitarą oraz dźwiękami wydobywanymi z papieru i stołka. Natomiast przepiękny, nastrojowy „Deszcz” występuje też w wersji live z delikatnymi dzwonkami. Warto dodać, że zarejestrowano pierwsze wersje obu piosenek.
Krążek ma też część wizualną: film Roya „cHwil” rejestrujący sceniczne i pozasceniczne, miejskie poczynania Peszkówny oraz dwa clipy nagrodzone Yachami – „Moje miasto” i „Nie mam czasu na seks”. Ta płyta jest radosną niespodzianką dla wielbicieli „Miasto manii” i talentu Marii Peszek.
W dołączonej do płyty książeczce znalazło się wyjaśnienie, że siku jest „dodatkiem nieformalnym, czymś nie do końca serio”. Tak się składa, że Maria Peszek zrobiła żart z zamieszania towarzyszącego jej debiutanckiej płycie „Miasto mania”. Po jej ukazaniu się, artystka znana przede wszystkim ze sceny teatralnej, coraz częściej była nazywana wokalistką popularną, a nawet gwiazdą. Na szczęście, dzięki wieloletniemu doświadczeniu scenicznemu w głowie jej to nie przewróciło. Na dowód swojej normalności na nowym krążku nagrała tak intymną czynność, jak własne siku. A przecież prawdziwej gwieździe takie wygłupy nie przystoją. Peszkówna przyznaje jednak, że za takimi szaleństwami, przynoszącymi jej prawdziwą radość, bardzo się stęskniła. Płyta „Mania siku” jest także rodzajem haiku. Zapisem chwili, a nawet całej sytuacji nie tylko z dźwiękami (dorzucono kroki i kapanie wody), ale też z zapachami i z atmosferą, w której znalazła się „Miasto mania” w rok od premiery.
Na dobry początek posłuchać można utworów z koncertu w Punkcie – żywiołowe, z rozbudowanym instrumentarium, w odbiegających znacznie od studyjnych wersjach. „Moje miasto” – z przetworzonym wokalem i aktywnym udziałem publiczności. „Piosenki dla Edka” brak na „Miasto manii”, ale doskonale znamy ją z koncertów. Pozornie romantyczny „Miły mój” przeradza się w zadziorny numer z rockowym zacięciem i punkowym finałem. Pozostałe piosenki należą do kategorii tzw. home recording. Nagrane zostały u klawiszowca Foxa w łazience podczas dwóch dni poprzedzających koncert (Marysia w słuchawkach w wannie, przy mikrofonie). Po pierwsze – wyszło taniej, po drugie – dość oryginalnie. Mamy więc delikatnie wykonane „Siku” z charakterystyczną gitarą oraz dźwiękami wydobywanymi z papieru i stołka. Natomiast przepiękny, nastrojowy „Deszcz” występuje też w wersji live z delikatnymi dzwonkami. Warto dodać, że zarejestrowano pierwsze wersje obu piosenek.
Krążek ma też część wizualną: film Roya „cHwil” rejestrujący sceniczne i pozasceniczne, miejskie poczynania Peszkówny oraz dwa clipy nagrodzone Yachami – „Moje miasto” i „Nie mam czasu na seks”. Ta płyta jest radosną niespodzianką dla wielbicieli „Miasto manii” i talentu Marii Peszek.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |