ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (74) / 2007

Alina Karaś,

POWRÓT GWIAZDY

A A A
Od paru lat w Londynie panuje moda na „chodzenie na gwiazdy”. Oznacza to, że widzowie, kierują się przy wyborze spektaklu przede wszystkim obsadą głównych ról. Jeśli umieszczone są tam nazwiska sławnych osób, często pojawiających się na pierwszych stronach gazet, wtedy sztuka warta jest obejrzenia.

Przyznam, że ja również uległam tej snobistycznej modzie i gdy tylko dowiedziałam się, że Jeremy Irons gra gościnnie w teatrze w Londynie, postanowiłam zobaczyć go bez względu na koszt biletu. Uważam go za jednego z najlepszych aktorów, a wrażenia widzów i – bardziej niż tylko przychylne – recenzje krytyków mocno zachęciły mnie, by na własne oczy przekonać się, jakim kunsztem aktorskim dysponuje. Zwłaszcza, że Irons nie pokazywał się na deskach teatru od ponad 18 lat, kiedy to w 1988 roku zagrał Ryszarda II w „The Rover” w Mermaid Theatre.

Aktor powrócił na scenę sztuką „Embers” (w tłumaczeniu na język polski: „Żarzące się węgle” lub „Zazdrośnicy”). Adaptację powieści węgierskiego pisarza Sandora Marai, autorstwa Christophera Hamptona, wyreżyserował Michael Blakemore. Uroczysta premiera spektaklu odbyła się 15 lutego 2006 roku. Mogę sobie wyobrazić jak wielkie było to wydarzenie dla teatralnego życia w Londynie. Premierę poprzedziły owacje tłumów wielbicieli (zwłaszcza wielbicielek), oczekujących na Jeremy’ego Ironsa przed Duke of York’s Theatre. Cieszę się, że udało mi się zobaczyć tę sztukę tuż przed zdjęciem jej z teatralnych afiszy, co niestety nastąpiło z końcem sezonu.

Embers to historia o zdradzie i trzech zrujnowanych życiach. Jeremy Irons wciela się w rolę Henryka – emerytowanego generała, oczekującego w swej węgierskiej posiadłości na przybycie przyjaciela Konrada (Patrick Malahide), którego nie widział przez 41 lat. W przygotowaniach do przyjęcia gościa pomaga mu służąca Nini (Jean Boht). Podczas spotkania generał pragnie uzyskać odpowiedzi na nurtujące go pytania. Dlaczego Konrad zniknął? Czy jego żona Kriztina, która zmarła 8 lat wcześniej, miała z nim romans? Czy oboje knuli plany zabójstwa Henryka, aby móc być razem? Gdy oczekiwany gość w końcu się zjawia, między bohaterami pojawia się napięcie. Niegdyś bliscy przyjaciele, są teraz niemal obcymi sobie ludzie, których przyjaźń z powodu miłości do tej samej kobiety została wystawiona na ciężką próbę.

Spektakl to przede wszystkim pełny emocji monolog Ironsa. Ucharakteryzowany na mężczyznę w podeszłym wieku, sprawia wrażenie zmęczonego i jednocześnie zdeterminowanego chęcią odkrycia tajemnicy przeszłości. Henryk, generał w stanie spoczynku, jest elegancki, zadbany i jednocześnie zdystansowany, co pozwala mu na przyjęcie, bądź też zachowanie wyrobionego przez lata wojskowej służby, władczego tonu. Z jego twarzy można łatwo wyczytać gniew, to znowu smutek, czy zwątpienie. Podobnie jest w przypadku Konrada, postaci odgrywanej przez Patricka Malahide’a. Napięcie, jakie powstaje na skutek siły wzajemnych spojrzeń Konrada i Henryka, udziela się widzom zgromadzonym w Duke of York’s Theatre.

Pomimo rewelacyjnej gry aktorów, sztuka jest trochę nużąca. Reżyserowi nie udało się utrzymać napięcia w spektaklu, którego materią fabularną jest jedynie rozmowa głównych bohaterów. Może stało się tak za sprawą anachroniczności języka. Brak w inscenizacji także wyraźnie zaznaczonego punktu kulminacyjnego. Spektakl trwa 100 minut z przerwą po 30 minutach sztuki. Wszystko, co istotne z punktu widzenia akcji scenicznej, widz odnajduje w pierwszej połowie odsłonie. Druga – jest już tylko powtórzeniem treści, sensów i znaczeń, zanadto rozłożonych w czasie. Nie budzi to jednak w widzach zniechęcenia, bo w pierwszej odsłonie pojawiają się sygnały zapowiadające coś niezwykłego. Niestety nic takiego się nie zdarza. Jednak nie da się ukryć, że doskonale grający aktorzy potrafią utrzymać skupienie widowni. Mnie jednak najbardziej fascynowała żołnierska sylwetka świetnego jak zawsze Irons’a, którego znałam do tej pory tylko jako aktora szklanego ekranu. Jego gra utrzymała do końca spektaklu moją uwagę.

„Embers” to elegancko zagrany intelektualny thriller – zdecydowanie nie dla każdego odbiorcy. Raz jeszcze powtórzę, że duże wrażenie wywołała gra aktorów. Nie mniejsze znaczenie miał kontemplacyjny nastrój, jaki towarzyszył widzom w trakcie i po zakończeniu spektaklu.
Christopher Hampton: „Embers”. Reż.: Michael Blakemore. Scenografia: Peter J. Davison. Kostiumy: Sue Wilmington. Duke of York's Theatre w Londynie. Premiera 15 lutego 2006.