ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (75) / 2007

Marta Lisok,

W NIEKOŃCZĄCYM SIĘ „POMIĘDZY”

A A A
Cykl „Transkultura” organizowany w Bunkrze Sztuki przez Magdalenę Ujmę i Annę Smolak składa się z sześciu wystaw artystów z zagranicy, których łączy zakamuflowane w tytule „pomiędzy, poza, z tamtej strony”, wpasowując się w dyskusje o wzajemnym oddziaływaniu, przenikaniu i nawarstwianiu kultur, płynności granic. Problematyka całego cyklu krąży wokół identyfikacji i tożsamości, w oparciu o elementarną obserwacje tego, co tuż obok, blisko. Hybrydyzacja będąca lejtmotywem cyklu, rozumiana jest jako proces mieszania się istniejących wzorów kulturowych i tworzenia w oparciu o nie nowych rozwiązań. Działa ona zgodne z postmodernistyczną logiką cytatu – żadna tożsamość nie jest innowacją ani oryginałem, ale raczej cytatem z licznych tradycji kulturowych, jak na przykład obowiązującej niegdyś w Stanach Zjednoczonych ideologii melting pot – naród „wytopiony” w wielkim tyglu, do którego wpadają poszczególne składniki – grupy etniczne – aby dać w rezultacie jedną „substancję”.

Założenia kuratorek wpasowują się w wątek wielości współistniejących obok siebie kultur i ich wzajemnych, wielopoziomowych relacji w ponowoczesnym świecie, w którym kończą się metanarracje i każdy dyskurs staje się jednakowo ważny, gdzie zostaje rozbita struktura, konstytuująca pojęcie centrum i obrzeży-marginesów.

Wystawa Wojtka Doroszuka pt. „Reisenfieber” jest komentarzem do prac wideo pokazanych w grudniu w Bunkrze Sztuki przez Sahrama Entekhabiego, artystę irańskiego pochodzenia, swobodnie żonglującego stereotypami związanymi z naszym uprzedzeniem do tego, co obce i nieoswojone, bazującego na własnych imigranckich doświadczeniach i obserwacjach berlińskiej ulicy, pozostającej dla niego niewyczerpanym źródłem inspiracji.

Tytuł wystawy Doroszuka oznaczający w wolnym tłumaczeniu podniecenie, zdenerwowanie i niepokój spowodowany wyjazdem-podróżą wskazuje na nomadyczne bycie w wiecznym „pomiędzy”. Podobnie jak w przypadku wystawy Entekhabiego widz wprowadzany jest w budowaną przez kuratorkę oniryczną narracje, snutą w piwnicznej, labiryntowej przestrzeni Dolnej Galerii Bunkra.
Doroszuk pokazuje pięć filmów wideo, nakręconych w czasie swojego pobytu w Berlinie, jawiącym się jako wielki kocioł, w którym bulgoce wielokulturowa mieszanka, miasto-scena, na której codziennie „Obcy” wygrywają swoje pojedyncze spektakle. Pogrywając ze swoją tożsamością artysta kreuje wyraziste postaci potencjalnego emigranta z Europy Środkowej, albo ogólniej tego, który w danym momencie z jakichś powodów „nie czuje się u siebie”.

Pierwszy film, umieszczony przy wejściu, to widok chmur z okna samolotu, luźno odnoszący się do wystawy Entekhabiego „It’s been a long way, baby...”. Morze chmur staje się, w tym kontekście symboliczną międzykulturową przestrzenią, która jest mentalnie nie do pokonania dla samego autora, wcielającego się w postać zagubionego Przybysza zza wschodniej granicy.

W pierwszym zaułku zaciemnionego labiryntu podziemi Bunkra, śledzimy festyn odbywający się na powitanie Nowego Roku, wiwatujących na miejskim placu ludzi, obserwujących w zbiorowym transie radości buchające w niebo fajerwerki, obraz zestawiony, właściwie spojony jedną krawędzią projekcji z postacią samotnego, odwróconego tyłem w stosunku do widza artysty, palącego papierosa i popijającego piwo z butelki. Niczym zagubiony wśród ogromu świata, człowiek z obrazów C. D. Friedricha Doroszuk przygląda się wspólnemu świętowaniu z boku, wyalienowany flaneur snuje się bez celu, jak wieczny nomada nie mogący nigdzie znaleźć miejsca, a nawet pozostawić jakiegokolwiek śladu własnej obecności, skazany na ślizganie się po powierzchni zdarzeń. Artysta-Przybysz-Obcy przygląda się zabawie bez zainteresowania, jest w tłumie, a jednocześnie zupełnie poza nim. Podobnie jak złamany u początku swojej drogi, romantycznym wędrowiec hipnotyzuje się widokiem podrygującego w szamańskim tańcu tłumu, nie identyfikując się z nim.

Na kolejnym wideo widzimy go, jak na tyłach restauracji w pozie „Myśliciela” Augusta Rodina, wypala samotnie papierosa obok kosza na śmieci, pogrążony w pełnym rezygnacji zamyśleniu, na następnym, w wyświetlanym obok filmie, zaciekle myje szyby samochodu w myjni. Przerysowany portret polskiego wyrobnika zajmującego się brudną, pogardzaną przez szanującego się Niemca, robotą, jaki proponuje nam Doroszuk urzeka nostalgicznym zawieszeniem gdzieś „pomiędzy”, jakby oglądane sceny nie były do końca realne, prawdziwe, jakby zostały wyjęte z zamglonych snów.

O ile w wystawie Entekhabiego na wszystkich filmach pojawia się postać silnego, niebezpiecznego w swojej nieeuropejskiej egzotyczności mężczyzny, można więc rozpatrywać je w kategoriach gender i kreowania męskiej tożsamości, fascynacji brutalną, męską siłą splatającą się z poczuciem zagrożenia i strachu, to w przypadku odautorskiego komentarza Doroszuka, ujmuje bezradność, zagubienie i przestrach widoczny w oczach głównego bohatera, „nieśmiałego chłopca z Polski”.

Na ostatnim obrazie wideo, odwołującym się do analiz Lacnowskiej sfery symbolicznej, które artysta przeprowadzał już wcześniej w swoich filmach „Lunch”, „Lunch 2” oraz „Picnic” prezentowanych na wystawie „Subtitles”, uczestniczy wraz z innymi, podobnie nie zaaklimatyzowanymi obcokrajowcami w jakiś zajęciach. Wyraźnie wyczuwalny jest brak porozumienia między postaciami, problem niemocy odnalezienia języka, który pozwalałby na autoekspresję, językową bezdomność nie do przełamania.

We wszystkich filmach Doroszuka uderza przytłaczająca, pełna napięcia cisza, atmosfera nieokreślonego wyalienowania i trudnej do uchwycenia nostalgii – bycia nie na tym miejscu i w nieodpowiednim czasie. Zagubiony bohater, próbujący wtopić się w tło, zniknąć i rozpłynąć się w magmie obcości, zdaje się być myślami ciągle gdzie indziej, zanurzony w fantazmacie domu – ojczyzny, raju utraconego. Mimo, że bycie obcym podlega stopniowaniu, mentalnie „wyobcowani” bohaterowie filmów Entekhabiego i Doroszuka znajdują się bardzo blisko siebie.
Wojtek Doroszuk „Reisenfieber”. Bunkier Sztuki, Kraków, 25 stycznia – 25 lutego 2007.