ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (75) / 2007

Bernadetta Darska,

CODZIENNOŚĆ, KTÓRA DUSI

A A A
To ciekawe doświadczenie dla tych, którzy znają twórczość Herty Müller. Mamy bowiem do czynienia z odwróconą chronologią – debiutancki zbiór opowiadań „Niziny” zostaje wydany w języku polskim po pięciu innych książkach pisarki. Przypomnijmy: mogliśmy już się zapoznać z takimi tytułami jak „Sercątko”, „Dziś wolałabym siebie nie spotkać”, „Król kłania się i zabija”, „Lis już wtedy był myśliwym” i „Człowiek jest tylko bażantem na tym świecie”. „Niziny” zdają się być zapowiedzią tego, co nastąpiło później. Ślady dusznej atmosfery, tak charakterystyczne dla pisarstwa Müller, znajdziemy właściwie w każdym opowiadaniu zamieszczonym w tomie.

Książkę otwiera opowiadanie „Mowa pogrzebowa”. Mamy w nim do czynienia z sytuacją na poły realną, na poły ze świata snu. Życie miesza się tu ze śmiercią, statyczność z ruchem, zniszczenie z ratowaniem wbrew wszystkiemu, codzienność, zwyczajność z dniem uroczystym, innym niż wszystkie. Müller opiera swoją opowieść na przeciwieństwach. Umiera ojciec. Jego ciało leżące na środku pokoju przyczynia się do uruchomienia szeregu obrazów i przywołania wspomnień. Wszędzie wiszą fotografie, które swoim bezruchem zaprzeczają istnieniu ojca, ten był zawsze bardzo energicznym człowiekiem. Narasta zimno i poczucie osaczenia bohaterki. Coraz więcej ludzi zaczyna wspominać ojca. Nie są to jednak dobre wspomnienia. Herta Müller opisuje swego rodzaju anty-stypę – bohater wojenny okazuje się brutalnym gwałcicielem, przykładny mąż – mężczyzną mającym kochanki, nadużywającym alkoholu, złodziejem. Szczególnie przejmujący jest pozbawiony emocji opis gwałtu: „Zgwałcił kobietę na polu buraków, powiedział inny typek. Rosjankę. Razem z wieloma innymi żołnierzami. Twój ojciec wsadził jej buraka między nogi. Gdy odchodziliśmy, krwawiła. Potem jeszcze przez wiele dni każdą broń nazywaliśmy burakiem” (s. 7). Z powyższym wspomnieniem zostaje skonfrontowana pamięć matki, śmierć naprzeciw życia, okrucieństwo przeciwko ocaleniu: „W Rosji ogolili mi głowę. Była to najlżejsza kara, powiedziała. Zataczałam się z głodu. Nocą poczołgałam się na pole buraków. Strażnik miał broń. Gdyby mnie zobaczył, zabiłby mnie. Pole nie szeleściło. W powietrzu pachniało jesienią, a liście buraków były czarne i poskręcane od mrozu” (s. 10). Dziewczyna znajduje coraz mniej miejsca wokół siebie, coraz mocniej zaciska się krąg oskarżeń, odsłoniętych tajemnic, mrocznej przeszłości. To tylko sen. To mógł być tylko sen. To mogła być tylko koszmarna prawda rzeczywistości, od której nie ma ucieczki niezależnie od tego, czy się ją śni, czy przeżywa na jawie.

Dominującym motywem w zbiorze „Niziny” jest wszechobecny fałsz. Oszukiwanie siebie i innych jest na tyle powszechne, że właściwie nikogo nie dziwi i uznawane jest za normę postępowania. Do rangi symbolu urasta wspólna kapiel członków rodziny, kiedy w tej samej wodzie myją się dzieci, rodzice, dziadkowie, a „szare nitki matki, ojca, babci i dziadka krążą nad odpływem” („Szwabska kąpiel”, s. 14). Pisarka zwraca także uwagę na stygmatyzujący kontekst epitetu „inny”. Dopóki nie ma tego słowa, społeczną akceptację ma i zdrada, i kazirodztwo, i samobójstwo, i prostytucja. Gdy się pojawia, wszyscy krytykują i potępiają „jawną hańbę” („Moja rodzina”, s. 17).

Dominuje w zbiorze obcość codzienności, przymus poddawania się oczekiwaniom społeczeństwa, a także eliminowanie z życia tego, co niewygodne, brudne, skojarzone ze śmiercią. Paradoksalnie chęć ujawnienia siebie, odsłonięcia swojej indywidualności, wyrwania się z przymusu konwenansu jest równoznaczna z obcowaniem ze śmiercią. Zimno, nagłe podobieństwo do kamienia, samotność, opuszczenie i odległość, której nie da się pokonać, to odczucia charakterystyczne dla takiego stanu. Czytamy: „Wszystko jest pozornie bliskie, ale kiedy zaczyna się iść w jakimś kierunku, nigdzie się nie dochodzi. Nigdy nie rozumiałam tych odległości. Zawsze byłam w tyle za drogami, wszystko biegło przede mną. Miałam tylko kurz na twarzy. I nigdzie nie było widać końca” („Niziny”, s. 25-26). Chłód nieprzystosowania jest bliski chłodowi ciała zmarłego. Müller przygląda się więc takiemu stanowi człowieczej egzystencji, który można określić „umieraniem za życia”. Inność jest tożsama z wykluczeniem, a śmierć pojawia się pod postacią mężczyzny. To po jego stronie stoi zło i dlatego kobiety, „kiedy już się zestarzeją, to przypominają mężczyzn, i wtedy decydują się umrzeć” (s. 38). Sen przypomina śmierć, a wszystko, co poddaje się statyczności, także bliskie jest umieraniu. To dlatego strach, gdy paraliżuje, ma w sobie kontekst mieszania żywego z umarłym, nadziei z jej brakiem, przyszłości z ostatecznością.

Autorka „Sercątka” zamyka tom krótką impresją zatytułowaną „Dzień roboczy”. Szare twarze, naznaczone śmiercią, zimnem, osaczenie i stłamszenie, postępująca unifikacja, zabijanie indywidualności każdego dnia, by oczu bez wyrazu i twarzy bez emocji było jak najwięcej – to przejmująca wizja zagrożeń, które czyhają na człowieka. Nie tylko w ustroju totalitarnym, ale wszędzie i zawsze. Müller buduje opis pójścia do pracy na zasadzie odwróconej narracji – im bliżej godziny, gdy trzeba stawić się do biura, tym bardziej narasta chęć cofnięcia czasu. Na końcu czytamy: „Wchodzę do biura, mówiąc do widzenia, wieszam kurtkę na biurku, siadam przy wieszaku i zaczynam pracę. Pracuję osiem godzin” (s. 165). Okazuje się więc, że mimo zaklinania czasu, walczenia z koniecznością i działania na opak, efekt jest taki sam, jak gdyby nie było prób przeciwstawienia się przymusowi – i tak „pracuję osiem godzin”.

Zbiór Herty Müller staje się więc głosem w obronie indywidualności. Poszczególne historie odsłaniają narastające poczucie osaczenia i osamotnienia. Opowieści te są więc nie tylko ostrzeżeniem przez systemem próbującym stłamsić „osobność” człowieka, ale przede wszystkim odsłonięciem cenzury obecnej w najbliższych nam ludziach i autocenzury istniejącej w nas samych. „Niziny” możemy, oczywiście, odczytywać jako zapowiedź kolejnych książek autorki. Już jednak w debiutanckim tomie widać przywiązanie do tematów-obsesji i umiejętność pokazania takich zagrożeń społecznych relacji, które człowieka duszą, tłamszą i w końcu zabijają.
Herta Müller: „Niziny”. Przeł. Katarzyna Leszczyńska. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2006.