ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (288) / 2015

Magdalena Piotrowska-Grot,

WIERZĄCY/NIEWIERZĄCY - INSTRUKCJA OBSŁUGI (JERZY SOSNOWSKI: 'CO BÓG ZROBIŁ SZYMPANSOM?')

A A A
Idea dialogu opartego na porozumieniu i tolerancji wobec wszelkich opozycji czy światopoglądowych antynomii w oczywisty sposób staje się bardzo trudną sztuką. Jednak prawdziwy mur wyrasta pomiędzy różnicami dotyczącymi kwestii fundamentalnych – religii, ustroju politycznego, moralności, wolności. Współczesnego człowieka, w minimalnym chociaż stopniu śledzącego „historię sporów”, bo takim mianem określić należałoby proces kształtowania się obecnego świata kultury, nie dziwi taki stan rzeczy. Właściwie nikt nie docieka ani początków tego kształtu świata, ani dokładnych przyczyn, pozostajemy zanurzeni w stereotypowym myśleniu, że ksiądz i naukowiec, matematyk i humanista, kobieta i mężczyzna, młodzian i starzec... nie są w stanie w pewnych kwestiach dojść do porozumienia, lepiej więc je przemilczeć. Tak funkcjonujemy w codzienności, zaś w przestrzeni dyskursu publicznego obrano zgoła inną strategię. Owszem, pomiędzy antagonistami próbującymi wpływać na (lub kształtować) opinie społeczne dochodzi do wymiany zdań, zwykle jednak tak ostrej, iż trudno określić to mianem dialogu, a i słowo „konflikt”, w najśmielszych rozszerzeniach jego definicji, nie oddaje natury rzecz. Jak zauważa Jerzy Sosnowski, autor książki „Co Bóg zrobił szympansom?”, w jednym z ostatnich wpisów na swoim blogu: „nie ma warunków do realnej debaty, gdy, powiedzmy, w kwestii legalizacji aborcji stoją na przeciw siebie dwa tłumy, z których jeden drugiego określa mianem »morderców dzieci«, a drugi pierwszego nazywa »mordercami kobiet«. Po takim, całkowicie fałszywym, jak sądzę, zdefiniowaniu pozycji adwersarza, nie da się rozmawiać nie tylko dlatego, że epitet »morderca« uniemożliwia cywilizowaną odpowiedź, ale także dlatego, że rzeczywista różnica poglądów zostaje przeoczona” (J. Sosnowski: „Rewolucji językowej ciąg dalszy”. http://www.jerzysosnowski.pl/, dostęp z dn. 12.12.2015). Sosnowski sporą część swojej książki poświęca więc na rekonstrukcję przyczyn „batalii” i poszukiwanie rozsądnego rozwiązania sytuacji.

Spór odwieczny – intro

Książka Sosnowskiego „Co Bóg zrobił szympansom?” dotyka bardzo różnorodnych i skomplikowanych problemów. Wszystko jednak łączy podstawowa kwestia, pytanie o to, dlaczego wierzący i ateista nie są w stanie się porozumieć? Za postacią „wierzącego”, choć autor nie zamyka się w tej kwestii na różnorodność, kryje się raczej katolik (nie używam określenia chrześcijanin głównie za autorem książki, ale także dlatego, iż samo chrześcijaństwo jest wewnętrznie zbyt poróżnione, by mówić o wspólnej platformie wypowiedzi). Oczywiście wynika to z tego względu, iż kościół katolicki w kulturze europejskiej odgrywał przez wieki rolę najistotniejszą i jest to przestrzeń znana autorowi. Nie zabraknie w książce oczywiście kilku uwag ukazujących podobieństwa pomiędzy wyznawcami różnych religii, którzy ścierają się, nieraz bardzo ostro, pomiędzy sobą, ale zdają się być zgodnie niechętni tym, którzy odważnie deklarują niewiarę.

Różnorodność tematyczna, o której wspomniałam, wynika oczywiście w pewnym sensie z tego, iż książka jest zbiorem artykułów publikowanych wcześniej w innych źródłach, jednak nie zakłóca to spójności wywodu. Jak przedstawia Sosnowski, i jak wszyscy poniekąd odczuwamy, religia, a właściwie problem z religijnym dyskursem, stanowi podłoże bardzo wielu, na wskroś nieduchowych, gałęzi społecznego funkcjonowania. O religię, zwłaszcza w ostatnich dziesięcioleciach i to nie tylko w Polsce, uparcie ocierają się dysputy polityczne, podszyte jest nią rozumienie wolności, elementy religijnego słownika już dawno przeniknęły do języka ekonomii, pedagogiki, filozofii. Właśnie owa siła słowa, ale także moc błędnego rozumowania, zwraca największą uwagę publicysty. Sosnowski, niezaprzeczalnie niezwykle wyczulony na wszelkie komunikacyjne mechanizmy, pokazuje w swojej książce przede wszystkim te zabiegi, które uniemożliwiają od stuleci porozumienie pomiędzy „wiarą a racjonalizmem”, u samego podłoża nieporozumień umieszczając właśnie ten, niekoniecznie słuszny rozbrat. Historyczna, publiczna przestrzeń „dialogu”, nie tylko pomiędzy wierzącymi a ateistami, ale także pomiędzy wyznawcami różnych religijnych systemów, uruchamia w stronach konwersacji (dotyczącej podstaw ich światopoglądu) nastawienie na spór, nie na rozmowę. Sosnowski udowadnia, iż wielu spośród nas po prostu nie potrafi spojrzeć na to zagadnienie z innej perspektywy: wierzący chce nawracać lub od razu potępić ateistę, zaś ateista na pewno uważa, że horyzont poznawczy osoby wierzącej jest ograniczony i racjonalne argumenty nie są narzędziem, jakim można się wobec niego posłużyć. Sprawa na potrzeby książki została oczywiście wyraźnie zhiperbolizowana. Znamy bowiem wiele sytuacji, w których „wyznawcy” różnych systemów światopoglądowych mogą ze sobą współżyć w całkowitej harmonii, dzielić ze sobą życie pozbawione wzajemnych oskarżeń o naiwność czy brak moralności. Zależne to jest od stopnia zaangażowana „ideologicznego” i emocjonalnego.

Jerzy Sosnowski skupia jednak się na przestrzeni publicznej i zwraca naszą uwagę na jeszcze jedno istotne zagadnienie – umiejętność oddzielenia wiary i religii zinstytucjonalizowanej, wierząc, iż są to dwie zupełnie odrębne przestrzenie, a odpowiedzialność za nasilenie ich utożsamienia wyraźnie spoczywa na barkach politycznej gry, bez skrupułów wykorzystującej religijne wartości jako tarczę dla swych, zupełnie niezwiązanych z duchowością, działań. Niby jako obserwatorzy tego zjawiska rozrastającego się od wielu lat do niewyobrażalnych rozmiarów, mamy świadomość tych działań, jednak zupełnie innego znaczenia nabiera ta opinia z ust kogoś, kto stoi po stronie wiary, którą potrafi oddzielić od polityki religijnej. Zasiana w ponowoczesnym człowieku niepewność każe jednak zastanowić się, czy jest to szczere działanie, czy wzbudzanie czytelniczego zaufania.

(Auto)terapia

Czytając ponownie słowa wprowadzające w tematykę rozważań zawartych w omawianej książce oraz mając w pamięci wrażenia z lektury całości, trudno oprzeć się przekonaniu, iż mamy do czynienia z pewnymi zabiegami terapeutycznymi. Odkłada się na bok język nienawiści, ośmieszając go wręcz w rozproszonych po całej książce żartobliwych grach językowych. Przede wszystkim książka wskazuje, jakich stereotypów powinni, w rozmowie i szeroko pojętej koegzystencji, wystrzegać się wobec strony przeciwnej zarówno wierzący, jak i niewierzący. Daje tym samym swoim czytelnikom skróconą instrukcję obsługi wręczaną i jednym i drugim. To ewidentnie próba załagodzenia słownych potyczek rozgrywających się na linii wierzący – niewierzący (ale także wierzący w coś innego, inaczej, wyznający prawdy wiary przy jednoczesnym odrzucaniu pewnych socjologicznych drogowskazów głoszonych przez kościół – takie miejsca „mentalnego wrzenia” można by wskazać w ilościach właściwie nieograniczonych). Przestrzeni porozumienia poszukuje autor w różnych dziedzinach kultury (literatura), w tym także kultury masowej (muzyka, popularne seriale telewizyjne), starając się pokazać, że zarówno po jednej i po drugiej stronie nie brakuje osób odpowiedzialnych, szanujących bliźniego i jego prawo do odmiennych opinii, moralnych, nieogarniętych szaleństwem werbowania lub osądzania „przeciwników”. W kontekście długotrwałości owego oddzielenia próby Sosnowskiego zdają się być co najmniej karkołomne. W lekturze czytelnik bowiem zapewne zgodzi się z wyważoną opinią autora. W żywej dyskusji zwykle przewagę zdobywają emocje i chęć wyjścia z debaty obronną ręką. Z tym także Sosnowski stara się walczyć, dekonstruując dominujące w takich sytuacjach mechanizmy psychologiczne. Przy czym odnosimy wrażenie, iż dokonuje się na oczach czytelnika także swoista autoterapia: będąc w sytuacji jednej i drugiej strony konfliktu, autor próbuje pogodzić obie sfery, chyba także po to, by pogodzić je w sobie, pokazać, że jest to możliwe.

Sosnowski uwodzi czytelnika sprawnością retoryczną i skrupulatnie budowanym obiektywizmem. Z niezwykłą precyzją opisując racje adwersarzy i na równi przedstawiając błędy popełniane zarówno przez wierzących, jak i ateistów wobec partnera dyskusji, zdaje się nie opowiadać po żadnej ze stron. Po lekturze książki nie jestem jednak w stanie oprzeć się wrażeniu, iż jako, jak sam deklaruje, wierzący, autor nie uwolnił swojego wywodu od pewnego promieniującego z tej książki przekonania. Chodzi mianowicie o delikatne widmo wiary w to, że pomimo swoich racji, słuszności argumentów i przede wszystkim prawa wyboru takiej, a nie innej drogi życia, egzystencja ludzi wierzących jest nieco bardziej chroniona przed brakiem i utratą sensu trwania, nieco bardziej przepełniona nadzieją. Nie twierdzę, iż nie jest to jedynie moje odczytanie, wynikające właśnie ze stereotypu opisywanego przez Sosnowskiego, zaś sam autor mógł uruchomić ten ton zupełnie nieświadomie. Przy czym nie można zakwestionować jednego, w książce „Co Bóg zrobił szympansom?” przestrzegani jesteśmy przed wszelkimi formami radykalizmu, każdy z nas może mieć rację, każdy może się mylić, nie znaczy to, ze nie możemy szanować naszego „antagonisty”.

Po co człowiekowi religia?

Jedna z głównych konkluzji omawianej pozycji przynosi na myśl rozważania Terry’ego Eagleton’a, który w książce „Kultura a śmierć Boga” zaznacza, że po wyrugowaniu religii ze współczesnego świata, pozostawieniu jej w cieniu społecznego funkcjonowania, wcale z niej nie zrezygnowaliśmy, zastąpiliśmy ją jedynie innymi formami tego samego społecznego zachowania. Człowiek bowiem potrzebuje wyraźnie jakiejś formy kultu i obrzędowości, pomagającej mu przecież zorganizować rzeczywistość. Pozostawiając w tle rozmyślań pytanie o możliwość porozumienia, Sosnowski przenosi swoje rozważania na podobny poziom. Pokazując, co stało się w kulturze z prorokami i z kogo czyni się współczesnych proroków, ukazując jak wiele publicznych debat wychodzi od kwestii funkcjonowania kościoła lub zmierza do nich w finale, nie pozostawia on wątpliwości co do tego, że miejsce religii w dyskursie pozostaje bardzo znaczące, nawet jeżeli nie identyfikuje się jej w otwarty sposób. Kluczowa dla zobrazowania podstawowych różnic pomiędzy wierzącymi a ateistami jest wykorzystana przez Sosnowskiego metafora immanencji jako ogrodzonego parku. Przy czym, mając na myśli wierzących, autor wyraźnie odnosi się do ludzi, którzy nie reprezentują konkretnego wyznania, ale po prostu pokładają nadzieję w tym, że doczesność nie jest jedynym światem, a nad ludzkością tę czy inną formę opieki sprawuje jednak jakaś Siła Wyższa. W każdym razie wszyscy żyjemy w owym parku, jednych kusi, by poznać to, co znajduje się za parkanem i są przekonani, że na pewno coś za nim oczekuje ich przybycia, przy czym nie można i nie należy poddawać tego empirycznej sprawdzalności. Inni są przekonani, że ogrodzenie oddziela świat jedynie od pustki, jeszcze inni po prostu nie zastanawiają się, czy coś w ogóle i w jakim kształcie znajduje się za jego granicami. Dla tych ostatnich świat doczesny jest wystarczająco zajmujący, nie potrzebują więc wprowadzać uzupełnień. Żadna z tych postaw nie powinna przy tym zasługiwać na potępienie (jak już zostało powiedziane, jest to znacznie łatwiejsze do zaakceptowania w teorii niż w praktyce, w praktyce bowiem dołączają się do tego ogromne ilości dodatkowych czynników, prowadzących do niechęci odczuwanej po każdej ze stron). Człowiek po prostu w ten czy inny sposób realizuje swoje duchowe potrzeby i choć inne są kanały dla ujścia owej energii, to, według Sosnowskiego, motywacje pozostają zaskakująco podobne. Ciekawą rolę pełnią w tym względzie fragmenty poświęcone literaturze. Nie są to wnikliwe omówienia, jak zresztą na wstępie zaznacza sam autor. Mają one raczej pomóc zrozumieć proces odkrywania własnej wiary lub nauczyć świadomego, a nie komercyjnego i spłycającego, korzystania z różnych systemów wierzeń. Jest jednak w tych odczytaniach coś z postsekularnych metod lektury, dostrzega się w nich bowiem przebłyski „Tajemnicy” tam, gdzie niekoniecznie widzą je inni, lub są one bardzo subtelne, zauważalne tylko dla tych, którzy chcą lub potrzebują je dostrzec. Nie wiem, czy takie było założenie autora książki, ale te partie przynoszą zwieńczenie, o którym w przestrzeni sporu zdarza się wszystkim zapominać. Wiara jest sprawą niezwykle indywidualną i jako taka nie powinna być osądzana.

Książka „Co bóg zrobił szympansom?” jest ciekawym uzupełnieniem współczesnych rozważań o miejscu religii w kulturze. W pewnym stopniu stanowi dopowiedzenie do rozważań Anny Sobolewskiej o „Mapach duchowych współczesności” (Warszawa 2009), ukazując różnorodne sfery, w które przenosimy elementy religijnego dyskursu oraz sposoby czerpania z różnych systemów wierzeń, nie zawsze odpowiedzialne i merytorycznie poprawne, zwykle jednak podszyte chęcią znalezienia odpowiednich rozwiązań dla nieco zagubionej w ponowoczesnym świecie ludzkiej jednostki. Taką książkową pozycją polski rynek wydawniczy zdecydowanie wpisuje się w nurt dyskusji, które od lat toczą się już w Stanach Zjednoczonych czy innych krajach Europy. Pomimo zaś ciążenia w jedną ze stron „sporu”, zdecydowanie jest to głos ważny, ciekawy i nadzwyczaj wyważony, jak na przedmiot, o którym mówi.
Jerzy Sosnowski: „Co Bóg zrobił szympansom?”. Wydawnictwo Wielka Litera. Warszawa 2015.