WIERSZE
A
A
A
figa
poniedziałek pochmurne popołudnie
trzy święte „po”– znak że żyje
trzy święte „po” które go przeżyją
reggae – funk – operowa aria
szkic: autoportret? portret kota?
z asany w asanę –
z kawy w kawę –
z niedzieli w niedzielę:
kilka bajek – historii – swoich? cudzych?
jeden krótki szary chłodny spacer
po kolacji na deser pocałunek z figą
sezon bezpiecznych zachmurzeń:
z mgły w mgłę –
z mgły w chmurę –
gąbki kożuchy zawiesiny – aż go uśmiercą
dwa tygodnie rażącego słońca
mozaika VII
koniec marca – dzień ujednolicenia wszystkich kropli
bo w inne dni krople są drobne znikające wielkie mętne kryształowe
z poddasza cały dom piwnica pod piwnicą –
z piwnicy cały dom strych nad strychem
grań jak grań: przełęcze wrota szczerbiny
szczyty turnie i zęby turniczki i czuby
szmaty w skrzyniach skrzą się:
wyszywać! wyszywać!
o bazar! bazar! bazar!
o baran! baran! baran!
jauk karif austrul minstral bohorok surazo
harmattan samum etezje reshabar pampero terral zonda vendavales
himalaista zwija i rozwija złote jojo
iluzjonista cukrową watą podpala mgłę
ile w szachownicy pęknięć głębin ambiplazmy?
gąsienica wpełza w jabłko i zatrzaskuje za sobą drzwi
przetykaj przetykaj
patataj! patataj!
imieniny kropli – gradowych kulek
drobnych mętnych znikających
wielkich rozbłyskających rozpryskujących się bulgoczących: ocean jak ocean
ciepłe
w asanie wstęgi Möbiusa
co rusz paradoksalnie ufam
że o świcie tuż przed popołudniem
we mgle wychynie zza węgła
himalaista z piłeczką ping-pongową
nawiń iskrę na szpulkę!
zjedz trzy liście jarmużu i umrzyj!
przesuń północ na wschód!
i nie zaprzeczaj gdy pytam
„jak ryzyko wpisuje się w ryzyko?”
himalaista dmucha na ciepłe
dzień jojo
od rana po zmierzch nie wychodząc z nocy
cały dzień popijałem dzień wodą
w cieniu cieniów białych ścian
zegar uparł się przy za pięć wpół do
okno rozlało się na schody
u stóp fali na skraju
tęczowe pająki obsiadły szadź
wiatr słony zderzył się z wiatrem słodkim
mgły nasiąkły różową łuną
mech obrósł lawiną
nie drgnął nawis szafiru
drgnął nawis lazuru
tęczowe pająki obsiadły szreń
białe ściany otrząsają się z cienia
popijam dzień wodą – słodzę cytryną
od rana po zmierzch nie wychodząc z nocy
okno spływa ze schodów
wiatr słony wessał wiatr słodki
góra była odwieczną nieprzerwaną lawiną
zegar uparł się przy za pięć wpół do
drży nawis szkiełek w kalejdoskopie
co jest w punkcie zaczepienia?
w punkcie zaczepienia jest jojo
poniedziałek pochmurne popołudnie
trzy święte „po”– znak że żyje
trzy święte „po” które go przeżyją
reggae – funk – operowa aria
szkic: autoportret? portret kota?
z asany w asanę –
z kawy w kawę –
z niedzieli w niedzielę:
kilka bajek – historii – swoich? cudzych?
jeden krótki szary chłodny spacer
po kolacji na deser pocałunek z figą
sezon bezpiecznych zachmurzeń:
z mgły w mgłę –
z mgły w chmurę –
gąbki kożuchy zawiesiny – aż go uśmiercą
dwa tygodnie rażącego słońca
mozaika VII
koniec marca – dzień ujednolicenia wszystkich kropli
bo w inne dni krople są drobne znikające wielkie mętne kryształowe
z poddasza cały dom piwnica pod piwnicą –
z piwnicy cały dom strych nad strychem
grań jak grań: przełęcze wrota szczerbiny
szczyty turnie i zęby turniczki i czuby
szmaty w skrzyniach skrzą się:
wyszywać! wyszywać!
o bazar! bazar! bazar!
o baran! baran! baran!
jauk karif austrul minstral bohorok surazo
harmattan samum etezje reshabar pampero terral zonda vendavales
himalaista zwija i rozwija złote jojo
iluzjonista cukrową watą podpala mgłę
ile w szachownicy pęknięć głębin ambiplazmy?
gąsienica wpełza w jabłko i zatrzaskuje za sobą drzwi
przetykaj przetykaj
patataj! patataj!
imieniny kropli – gradowych kulek
drobnych mętnych znikających
wielkich rozbłyskających rozpryskujących się bulgoczących: ocean jak ocean
ciepłe
w asanie wstęgi Möbiusa
co rusz paradoksalnie ufam
że o świcie tuż przed popołudniem
we mgle wychynie zza węgła
himalaista z piłeczką ping-pongową
nawiń iskrę na szpulkę!
zjedz trzy liście jarmużu i umrzyj!
przesuń północ na wschód!
i nie zaprzeczaj gdy pytam
„jak ryzyko wpisuje się w ryzyko?”
himalaista dmucha na ciepłe
dzień jojo
od rana po zmierzch nie wychodząc z nocy
cały dzień popijałem dzień wodą
w cieniu cieniów białych ścian
zegar uparł się przy za pięć wpół do
okno rozlało się na schody
u stóp fali na skraju
tęczowe pająki obsiadły szadź
wiatr słony zderzył się z wiatrem słodkim
mgły nasiąkły różową łuną
mech obrósł lawiną
nie drgnął nawis szafiru
drgnął nawis lazuru
tęczowe pająki obsiadły szreń
białe ściany otrząsają się z cienia
popijam dzień wodą – słodzę cytryną
od rana po zmierzch nie wychodząc z nocy
okno spływa ze schodów
wiatr słony wessał wiatr słodki
góra była odwieczną nieprzerwaną lawiną
zegar uparł się przy za pięć wpół do
drży nawis szkiełek w kalejdoskopie
co jest w punkcie zaczepienia?
w punkcie zaczepienia jest jojo
Wiersze pochodzą z przygotowywanego do druku tomu „konfiskata konfetti” (Dom Literatury w Łodzi 2016).
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |