ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (305) / 2016

Matylda Badera,

POSZUKIWANIE WŁAŚCIWYCH SŁÓW (NAWET NIE WIESZ, JAK BARDZO CIĘ KOCHAM)

A A A
Nazwanie najnowszego filmu Pawła Łozińskiego filmem dokumentalnym nie oddaje jego charakteru, więc może, tak jak proponuje profesor de Barbaro, „poszukajmy innego słowa”. Sam reżyser w jednym z wywiadów wyznaje, że chciał, aby ten film był terapią dla widzów, by poruszane przez bohaterki tematy stały się tylko pretekstem, początkiem uniwersalnej rozmowy, którą każdy z nas powinien przeprowadzić.

Film jest też swoistym przyznaniem się reżysera do błędu, do braku pokory; wcześniejszy „Ojciec i syn” miał być terapią rodziny Łozińskich, początkiem rozwiązania problemów dotyczących relacji dziecka z rodzicem. Paweł Łoziński przyznał później, że kino zrobione o samym sobie nie jest w stanie zastąpić terapii. Potrzebna jest osoba trzecia, która w odpowiednim momencie przerwie i nie pozwoli, by padło za dużo słów, których później nie można już cofnąć.

Film ewoluował już na etapie pomysłu; pierwotnie miał być relacją z mediacji rozwodowych, jednak już w trakcie castingów przerodził się, z pomocą Alicji Elczewskiej, w film o psychoterapii. Finalnie mamy zatem trójkę bohaterów: matkę, córkę, profesora de Barbaro i tego czwartego – intruza, który z kamerą wchodzi w ich świat. Tutaj trzeba wrócić do wspomnianego na początku problemu nazewnictwa, bowiem wraz z rozpoczęciem projekcji nie możemy nazywać się zwykłymi widzami, przeradzamy się we współuczestników terapii.

Oparte na zbliżeniach zdjęcia, zawsze en face, wygaszona do minimum scenografia, wysuwają na pierwszy plan emocje bohaterek i wypowiadane słowa. To właśnie moc tkwiąca w języku staje się kluczem do rozwiązania skrywanych przez lata żali, rozwiania wszystkich niejasności. Wyznania kobiet w trakcie kolejnych spotkań coraz bardziej przybierają formę dialogu prowadzonego nie bezpośrednio, lecz za pośrednictwem profesora. Wyłapuje on słowa, które niosą dużą dozę złości, oskarżenia i stara się je wraz z bohaterkami zamienić na łagodniejsze, takie, które nie wbiją drugiej osobie szpili w serce i nie zostaną na długo w pamięci. Pięć spotkań, których jesteśmy świadkami, nie kończy się sceną rzucenia się kobiet w objęcia, nie mamy fajerwerków i ostatecznego pogodzenia. Przed bohaterkami bowiem jest jeszcze ogrom pracy. Sam profesor de Barbaro uprzedza je na pierwszym spotkaniu, że budowanie dobrych relacji rodzic-dziecko trwa całe życie.

U odbiorcy podczas seansu formuje się seria pytań zaczynających się od słowa „jak”. Jak Paweł Łoziński przekonał swoje bohaterki? Jak udało mu się obejść tajemnicę lekarską? Jak nakłonił profesora do udziału w projekcie? Odpowiedź na nie dostajemy pod koniec filmu. Jak wyjaśnia reżyser, bohaterki to „czyjaś matka” i „czyjaś córka”. Ten sprytny zabieg pozwolił mu na stworzenie dzieła, od którego biją autentyczne emocje, a wraz z końcem projekcji poddał on nasze zaufanie do dokumentu swoistej próbie. Bo czy ten film to nadal dokument?

Bohaterki mogły bowiem opowiadane na spotkaniach historie wymyślić. Targają nimi jednak takie emocje, że nie można odmówić ich kreacjom autentyzmu. Okazuje się, że nie są one spokrewnione, a widz przez cały seans trwał w przeświadczeniu, że to przecież terapia rodzinna. Czy może właśnie to jest sposób na oczyszczenie głowy? Mówi się przecież, że czasem łatwiej zwierzyć się nieznajomemu niż przyjacielowi. Być możne ludzka troska o drugą, najbliższą osobę nie pozwala nam wypowiedzieć pewnych słów, które potem latami stoją nam w gardle. Może taka projekcja – wyobrażenie sobie w osobie obcej osoby bliskiej – pozwala wyrazić niewyrażalne. W konsekwencji w trakcie kolejnych spotkań koncentrujemy się bardziej na samym procesie terapeutycznym, bardziej skupia naszą uwagę metoda badawcza profesora niż opowiadane w jego gabinecie historie. Bo historię Hani i jej matki można przecież zastąpić historią każdego.

Bohaterki Łozińskiego po każdej sesji filmowej mogły skorzystać z rozmowy z profesorem już za zamkniętymi drzwiami. Reżyser sam mówi, że po raz pierwszy pracował z kimś, kto za niego otwiera bohaterów, z kimś, kto wyciąga z nich to, co szczelnie pochowane w zakamarkach pamięci, a równocześnie z kimś, kto potrafi bohaterów potem z powrotem „pozamykać”. Film na długo zostaje w pamięci. Nie dość, że poddajemy się filmowej terapii, to jeszcze zostajemy poddani próbie wiary w dokumentalizm. Paweł Łoziński do galerii przedstawianych przez siebie postaci dołącza tym razem nie matkę i córkę, lecz nas wszystkich, których gardło ściska jakaś „gula przeszłości”.
„Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham”. Scenariusz i reżyseria: Paweł Łoziński. Zdjęcia: Kacper Lisowski. Gatunek: film dokumentalny. Produkcja: Polska 2016, 80 min.