OPOWIADAM, WIĘC JESTEM? (PIOTR JAKUBOWSKI: 'PUŁAPKI TOŻSAMOŚCI')
A
A
A
„Życie, życie jest nowelą…” – zdarza się zanucić niekoniecznie fanom „Klanu”, aczkolwiek tekściarzowi chodziło raczej o powieść rzekę, płynącą swoistym rytmem narrację, którą nie tylko teoretycy z różnych obszarów humanistyki zwykli traktować jako model egzystencji. Właśnie bezrefleksyjnie przyjmowana kategoria tożsamości narracyjnej stała się przedmiotem demistyfikacji Piotra Jakubowskiego w książce „Pułapki tożsamości. Między narracją a literaturą”. Już w inicjalnym zdaniu deklaruje on bez ogródek przeprowadzenie konstruktywnej krytyki rzeczonego pojęcia, lub raczej perspektywy, jaką wyznacza zastosowanie go do rozpatrywania ludzkiego życia. Nawiązując do przykładów beletrystycznych, autor na gruncie koncepcji filozoficznych podważa takie odniesienie, a jego główny zarzut najkrócej można by ująć w haśle: popularna wizja tożsamości narracyjnej jest zbyt piękna, by była prawdziwa.
Na czym jednak owo piękno polega? Przede wszystkim na sztucznym ładzie wprowadzonym w biografię, którą wszak znamionuje raczej niewspółmierność i niezborność epizodów życiowych. Przyczynę tej rozbieżności łatwo dostrzec w wyborze prototypu narracji, o jakiej mowa w dyscyplinach spoza kręgu nauk o literaturze: interesująca nas kategoria bywa w nich najczęściej pojmowana na kształt koherentnej opowieści rodem z Bildungsroman albo dzieł klasycznego realizmu, mimo iż utwory eksperymentalne czy np. mierzące się z Holocaustem wielokrotnie i wielorako kwestionowały podobne u(p)roszczenie.
Literaturoznawcy nieraz już wytykali innym badaczom ograniczone rozumienie narracji i Jakubowski nie odkrywa Ameryki, zauważając, że „tezy tożsamościowego dyskursu narracyjnego nabierają, (…) wypreparowane z filozoficzno-literackiego kontekstu, nieuchronnie wymiaru swej własnej karykatury. Mam tu na myśli (…) co najmniej kilka tekstów narracyjnie zorientowanych psychologów czy pedagogów, które (…) określiłem jako »notatki do Ricoeura«” (s. 314, przyp. 18). Jednak zastrzeżenia autora pod adresem wspomnianych tez wykraczają poza komunały; zaciekawić może choćby wymiar polityczny, niestety zaledwie zasygnalizowany w pojawiającym się na końcu książki odwołaniu do „Człowieka jednowymiarowego” Marcusego. W aspekcie etycznym pewna redukcja na pozór się broni, gdyż dokonujący jej kładą nacisk na integracyjną funkcję narracji tożsamościowej i znaczenie tejże dla dobrostanu psychicznego. Niemniej Jakubowski, przekonując, że utożsamiamy się nie tyle z całym heterogenicznym materiałem autobiograficznym, ile co najwyżej z jakimś wizerunkiem „ja”, uwypukla zagrożenia płynące ze zbytniej jednostronności tego ostatniego. I znów czyni to wprost dopiero w apendyksie, w którym sięga po casus z dziedziny… marketingu, by unaocznić – puryści wybaczą – wykorzystanie storytellingu w brandingu i nagminne utożsamianie wizerunku człowieka z jego firmą, a w efekcie sprowadzenie wszelkich wartości do wartości rynkowej.
Skoro te niebłahe argumenty podane zostały „na deser”, w takim razie czego dotyczy niemal 300 wcześniejszych stron? Otóż autor pogłębia i twórczo rozwija inne obiekcje wobec modelu narracyjnego. Udaje mu się to również dlatego, że nie poświęca więcej miejsca niż trzeba np. na streszczenie literaturoznawczych teorii narracji jako płaszczyzny zdarzeń i płaszczyzny wypowiedzi, choć obszerna rekapitulacja tzw. stanu badań bywa przypadłością nie tylko monografii powstałych – jak w przypadku Jakubowskiego – na kanwie rozpraw doktorskich. Autor „Pułapek tożsamości” koncentruje się zaś na wskazaniu „impulsów antynarracyjnych” (s. 10), co brzmi nader trafnie, gdyż mimo przejrzystego układu tomu wywód sprawia wrażenie niezupełnie linearnego (notabene, koresponduje to z nielinearnością egzystencji…). Powodem wydaje się obfitość inspiracji, widoczna zarówno w bogatej bibliografii, jak i w przypisach, które zawierają niemieszczące się w tekście głównym, a wcale nie mniej istotne cytaty, dopowiedzenia, czy przeciwnie – sugestie do podjęcia.
Gwoli jasności: nie twierdzę, jakoby omawiana książka była chaotyczna (zresztą orientację w treści ułatwiają wytłuszczenia całych kluczowych fraz); ponadto została napisana klarownym językiem, czego nie zmienia nawet obecność zdania liczącego 14 wersów (s. 97). Samym analizom trudno odmówić rzetelności; co równie ważne – nie ograniczają się one do sztampowych odczytań, toteż publikację tę wolno uznać za swoiste uzupełnienie książki Romy Sendyki „Od kultury »ja« do kultury »siebie«”, wydanej niedawno także przez Universitas. Jednak odczucie nieciągłości wywołuje rozmaitość uwzględnionych przykładów (z przewagą filozoficznych), mająca służyć dowartościowaniu prozy i teorii, które akcentują niezrozumiałość, fragmentację, a nawet częściową niewypowiadalność doświadczenia. W myśl podejścia upatrującego w narracji strukturę poznawczo-scalającą niemożność rozpoznania w sobie „ja” narracyjnego jawi się niczym zaburzenie wymagające terapii. Tymczasem Jakubowski sprzeciwia się poglądowi, że narracja autobiograficzna tworzy fundament indywidualnej tożsamości i takie ujmowanie siebie stanowi wrodzoną predyspozycję. Przywołuje on bohaterów literackich, których można określić mianem antynarracyjnych (np. tytułowe „Piąte dziecko” Doris Lessing) lub którzy przejawiają wielość antagonistycznych „ja”, i tłumaczy ich fenomen m.in. zgodnie z mało znaną w Polsce koncepcją tożsamości epizodycznej Galena Strawsona.
Podobnie, mówiąc o postaciach – realnych i fikcyjnych – poddanych (o)presji innych, konkluduje: „Człowiek (…) ubezwłasnowolniony, zagrożony, zakłopotany, pozbawiony kontroli nad swoim ciałem lub umysłem (…) i wyalienowany (…) jest poza jej (teorii narracyjnej) zasięgiem” (s. 294). Badacz dowodzi, że bycie podmiotem, który „wolałby nie” lub któremu nie wolno, zdecentralizowanym i pozbawionym właściwości, nie oznacza pożałowania godnego wyjątku, lecz kondycję prymarną i niezbywalną. Zatem „Czy relacja, która każe odnosić – przez zaprzeczenie – antynarrację do narracji, nie powinna zostać odwrócona, słowem: czy narracja nie jest przezwyciężeniem antynarracji, nie zaś antynarracja zanegowaniem narracji?” (s. 52). Nie mamy tu do czynienia z pytaniem retorycznym, gdyż „Pułapki tożsamości” wyczerpująco uzasadniają odpowiedź twierdzącą; w tym miejscu przeto wypada przyjrzeć się (siłą rzeczy wybiórczo) detalom, mianowicie tytułowym pułapkom i propozycjom ich ominięcia.
Po pierwszym, niejako „rozpoznającym pole” rozdziale „Narracyjne i antynarracyjne modele egzystencji” następują trzy kolejne, powiązane zagadnieniami relacji literatury i życia, a także sprawstwa, czyli świadomych wyborów (filaru idei tożsamości narracyjnej). W drugim, zatytułowanym „Egzystencjalne fikcje” autor dekonstruuje mit utożsamienia się z bohaterem książkowym (które skądinąd obejmuje stany od współczucia do postrzegania siebie na podobieństwo takiej postaci i „odgrywania” schematów literackich). Interesująco przedstawiony został – zdawałoby się, ograny – temat stosunku między fikcją a rzeczywistością na przykładzie palimpsestowo-metanarracyjnych elementów „Don Kichota”. W drugim tomie dzieła Cervantesa bohaterowie obnażają nieautentyczność cudzej podróbki opisu przygód Rycerza Smętnego Oblicza oraz rozważają kwestię zawieszenia niewiary wobec czyjejś opowieści, tzn. przejścia od nastawienia historyka do roli czytelnika. Jakubowski ukazuje, że ów niezwykły przejaw „postmodernizmu przed modernizmem” problematyzuje rzeczony temat głębiej, niż się na ogół sądzi w kontekście „szaleństwa” szlachcica z Manchy.
Zaraz potem uwagę przykuwa kontrowersyjna definicja literatury jako czystej potencjalności i przypadkowości, ale z wyeksponowaną funkcją negatywną: w przeciwieństwie do historii godnych upamiętnienia fikcja (tożsama tu z literaturą) stanowiłaby „naczelny kulturowy mechanizm prewencyjno-ochronny, pilnujący, by to, co lepiej żeby się nie stało, mogło przynależeć do domeny tego, co może się nie stać” (s. 123). Aż się prosi, żeby owo ujęcie potraktować szerzej, tymczasem dalsze podrozdziały skupiają się już na innych sprawach: ewentualnego izomorfizmu doświadczeń ludzi i bohaterów prozy oraz identyfikacji pierwszych z drugimi w świetle koncepcji „hipokryzji wznoszącej” Wayne’a Bootha, tj. przypisywania sobie cech nieposiadanych (w sensie wzorca, któremu pragnie się dorównać). Otóż literatura zazwyczaj stawia bunt jednostki ponad inercję kolektywu, lecz, paradoksalnie, by praktykować tę pierwszą postawę, trzeba wpierw utożsamić się z gronem literackich indywidualistów. Myśl Bootha przyświeca Jakubowskiemu w trakcie analizy autobiograficznych „Słów” Sartre’a, opowiadających o przezwyciężeniu przez „papieża egzystencjalizmu” zarówno własnych fantazmatów co do misji pisarza, jak i cieplarnianych warunków domowych. W kolejnym podrozdziale następuje przeskok do książki Michała Pawła Markowskiego „Życie na miarę literatury” z jej naczelną tezą, że literatura przeistacza bezładne i nieme życie w egzystencję. Jak usiłuje przekonywać Jakubowski, antynomia „życie versus egzystencja” okazuje się jednak pozorna, „ja” nie istnieje bowiem poza zdolnością wysłowienia (?), a autor „Polityki wrażliwości” nie zachęca do uczynienia z siebie postaci literackiej, tylko do odnalezienia dla życia oryginalnego (?) języka opisu. Tutaj czytelnikowi powinny się nasuwać idee Rorty’ego, zostają one też poruszone, ale w innym rozdziale, po Markowskim natomiast omówiona jest teoria Jacques’a Rancière’a na temat warunków możliwości pomieszania sztuki i życia, zależnych od wizji samej literatury.
Jako się rzekło, wizje teorii narracyjnych trzeba uważać za zdecydowanie zawężone, również dlatego, że postponują one kardynalną rolę poziomu wypowiedzenia, tzn. języka. Już w pierwszym rozdziale Jakubowski kontrastuje z nimi autofikcję, uwydatniającą wymiar kreacyjny, a zarazem „zasadę heterologii” (niczym w książce „Roland Barthes”). Niemniej, powtórzę, źródła jego sprzeciwu są bardziej egzystencjalne, co zostało zaakcentowane w ostatniej części („Horyzonty dopełnienia”), gdzie Ricoeurowskie i Agambenowskie refleksje nad doświadczeniem bycia ofiarą i ocalonym pozwalają skonstatować, że opowieści domaga się nie tylko sprawstwo, ale też doznawanie, marginalizowane przez teoretyków pojętej teleologicznie tożsamości narracyjnej. Scharakteryzowawszy drobiazgowo tytułową postać „Życia i czasów Michaela K.” Coetzeego, autor „Pułapek tożsamości” postuluje poszerzenie teorii narracyjnych o „człowieka w stronie biernej”.
À propos bierności, wydania na cudze spojrzenie, już w rozdziale dotyczącym „egzystencjalnych fikcji” pada pytanie, czy „ja” narracyjne wytwarza samowystarczalny kreator opowieści o swym życiu, czy musi ono być zapośredniczone przez Innego. Pomijając fakt, że ostateczny koniec stanowi dla człowieka enigmę, pozostaje kwestia przemilczeń w „tożsamości wystawionej na pokaz” (s. 96) oraz spójności własnego wizerunku w czyichś oczach. Czym – zastanawia się badacz – miałaby być „jedność kształtu” dostępna rzekomemu świadkowi naszego życia? Stąd napięcie i niepewność w chwili podejmowania decyzji, skoro z racji perspektywizmu nie wiadomo, jak zostaną odebrane kroki działającego. Owo niezdeterminowanie wizerunku podmiotu egzemplifikuje Jakubowski „Everymanem” Rotha, z kolei dyskusyjność racjonalnej sprawczości w obliczu zrządzeń losu i niewiedzy o wszystkich konsekwencjach wyborów ukazuje na przykładzie dylematu Tomasza z „Nieznośnej lekkości bytu” Kundery, za którym przytacza też porównanie życia do szkicu bez obrazu.
Fenomenowi działania – tzn. wyboru, towarzyszących mu rozterek, jego oceny ex post i odniesienia do wartości – poświęcony jest cały rozdział „Teorie narracyjne wobec »lekcji literatury«”. I znów nieco dezorientuje rozpiętość materiału; autor prezentuje pojęcie odpowiedzialności według Sartre’a oraz w biblijnej opowieści o ofiarowania Izaaka, roztrząsanej przez pryzmat wyobrażających ją… dzieł malarskich (które wypełniają narracyjne luki z Biblii). Uwypuklony zarówno w pismach francuskiego filozofa, jak i w historii Abrahama egzystencjalno-hermeneutyczny problem odpowiedzialności za rozpoznanie znaku znajduje zaś ilustrację w analizie powieści Coetzeego „Mistrz z Petersburga”.
Dalej rozpatrzeniu podlega kilka teorii: od koncepcji moralnej MacIntyre’a i roli odgrywanej przez „innych”, weryfikujących słuszność czyjegoś działania, badacz przechodzi do teorii Taylora, by wykazać, że w jego ujęciu sens życia oznacza „przede wszystkim umiejętnoś[ć] językową, a więc i (…) interpretacyjną, co przekłada się z kolei na umiejętność narracyjną. Filozof gotów jest nawet przyznać, że sens życia coraz bardziej uzależniony jest od tego, czy sens mają zdania przedstawiające to życie” (s. 227). Po dwóch komunitarystach pojawia się wzmiankowany już Rorty, postrzegający narrację jako „opowieść o dziejach formowania się indywidualnego słownika, wyrażon[ą] za pomocą terminów tego słownika” (s. 235-236), przy czym, co ważne, chodziłoby o historię nie tyle czynów, ile lektur. Jakubowski zwraca uwagę na paradoksy dążenia Rorty’ańskiej „liberalnej ironistki” do autonomii, ale też na tonowanie narcyzmu „ironicznego teoretyka” przez świadomość przygodności „ironicznego powieściopisarza”, bliskiego amerykańskiemu myślicielowi.
Z tym ostatnim zestawiony zostaje Nietzsche i jego słynny „test demona”, czyli pytanie o zdolność afirmowania każdego momentu własnego życia. Autor „Pułapek tożsamości” deliberuje, czy nie stanowi ona manifestacji sui generis finalizmu, ostatecznego spełnienia; czy faktycznie zgoda na powtarzanie się istnienia obejmuje także błędy. Warto przytoczyć frapujący dłuższy fragment, świadczący na korzyść Rorty’ego: „Ironista, który nawet w chwili zgonu jest wciąż w trakcie stawania się (tym, kim nigdy nie będzie), będzie raczej ciekawy swojego »ciągu dalszego« i to ten (…) może być przedmiotem afirmacji. (…) Ironistę i nadczłowieka łączy to, że zrywają z przeszłością, ale muszą o niej opowiedzieć. Ich »jestem« nie istnieje poza dziejami swoich przyczyn. (…) w sytuacji, w której wykluczona jest afiliacja z jakąś (…) rzeczywistą istotą, jedynym fundamentem podmiotowym staje się przeszłość – ta sama przeszłość, której przezwyciężenie konstytuuje podmiotowość” (s. 243). Aporie rozwiązuje postawa „ironicznej krytyczki”, dystansującej się od własnego słownika przez otwarcie na słowniki cudze, co zawdzięcza obcowaniu z twórczością literacką. I w końcu przywołana zostaje teoria Ricoeura, który również dostrzega tragizm egzystencjalnego wyboru wobec ogólnych reguł i stara się pogodzić różne pola praktyk (np. ról społecznych) z planem życia podporządkowanym celowi „dążenia etycznego”, udowadniając, że w deontologię („wzorce doskonałości”) wpisana jest teleologia. Autor „Pułapek tożsamości” uprzytamnia jednak odbiorcy, iż szukanie kongruencji między życiowymi ideałami a faktycznymi postanowieniami zawsze polega na interpretacji – w najlepszym razie tylko prawdopodobnej. (Notabene, takie przykłady jak „Nieznośna lekkość bytu” odsyłają nas z powrotem do piosenki, od której rozpoczęłam niniejsze omówienie: „Chciałbyś dziś znać przyszłość, lecz musisz poczekać…”).
W książce czerwoną nicią przewija się teza, że koherencja i sekwencyjność cechują ewentualnie tekst np. autobiografii powstałej pod kątem czytelników, lecz nie życie in crudo. W kontekście literatury modernistycznej – tyleż dokonującej, co dającej wyraz desubstancjalizacji podmiotu – okazuje się, iż „właściwy efekt interferencji fikcji i egzystencji prowadzi do zgoła antynarracyjnych poglądów na temat tej ostatniej. (…) takie narracyjne elementy tożsamościowe jak całość, ciągłość w zmienności, rozpoznawalna »sobość«, stabilność układów i relacji, (…) [są] poddane nieuporządkowanemu strumieniowi doznań i efemerycznym sieciom znaczeń” (s. 168). Niemniej Jakubowski bynajmniej nie wysnuwa z tego defetystycznych wniosków. Podszytemu lękiem hurraoptymizmowi zwolenników narracji uspójniającej – którzy w tożsamości narracyjnej widzą ratunek przed niestałością i nierozpoznawalnością w płynnym świecie – przeciwstawia, rzekłabym, swoisty optymizm czytelnika trudnej prozy. Podejrzliwość wobec narracji („klasycznej”, przyczynowo-skutkowej) nie przekłada się u niego na podejrzliwość wobec literatury jako takiej – wszak, można by zapytać, czym jest literatura, która nie ocala? W „Pułapkach tożsamości” mocno wybrzmiewa trącąca patosem idea, że służy ona rozumiejącemu byciu-w-świecie, „zadomawianiu nas w labiryncie” (Markowski), nadawaniu życiu sensu itp., itd. „Chciałbym, by w mojej kluczowej tezie/postulacie (…), zgodnie z którą teorie narracyjne rozszerzyć należy o jednostkowy wymiar ekspresyjny: nadziei lub literatury, spójnik »lub« odczytywany był (…) jako dopuszczający, a nawet nieśmiało wiążący ze sobą te dwie perspektywy” (s. 256) – wyznaje Jakubowski, stawiając znak równości pomiędzy literaturą a „pisaniem siebie” (s. 257). Naturalnie, po pierwsze, musi ona najpierw oznaczać czytanie (otwarcie na wielość i odmienność, Rorty’ańskie „inne słowniki”), po wtóre, by oddawać sprawiedliwość powikłaniom egzystencji, nie może maskować pęknięć czy sfer niewysławialnego.
Wydaje się, że przedkładając takie credo, badacz sam spogląda na literaturę dość generalizująco, tj. abstrakcyjnie, bez wnikania w problem konkretnej materii językowej. Co więcej, poprzestaje na prozie fikcjonalnej, pomijając całą domenę poezji, choć z niej także można wydobyć kontrpropozycję dla uładzonej wizji narracji. I wreszcie rodzi się pytanie o stosunek niezdolności czy niechęci bohaterów do narracji z jednej strony i z drugiej – „nadawania sensu” życiu. Oczywiście nie Michael K. lub „piąte dziecko” usiłują czynić to za pośrednictwem literatury, tylko autorzy wypowiadający się w ich, przede wszystkim zaś swoim imieniu… De facto więc różnica między (pojętymi uproszczająco) narracją a literaturą zdaje się sprowadzać do tego, że ta ostatnia nie wypiera nieprzejrzystości doświadczenia i permanentności sensotwórczych wysiłków. Czy zatem z przytoczonej deklaracji Jakubowskiego wynika, jakoby idee, z którymi walczy, wracały na końcu w przebraniu, tzn. on sam wpadał w tytułową pułapkę? Pozostawiam to osądowi czytelnika. Osobiście przyklaskuję zarówno negatywnemu, jak i pozytywnemu aspektowi podejścia autora. Pierwszy, czyli polemika z teoriami tożsamości narracyjnej, jest w książce wnikliwie uzasadniony. Sądzę jednak, że również drugi, czyli „słaba” (w znaczeniu Vattima) wiara w literaturę, choć stanowi utopię, to potrzebną jako idea regulatywna nie tylko badaczom.
Na czym jednak owo piękno polega? Przede wszystkim na sztucznym ładzie wprowadzonym w biografię, którą wszak znamionuje raczej niewspółmierność i niezborność epizodów życiowych. Przyczynę tej rozbieżności łatwo dostrzec w wyborze prototypu narracji, o jakiej mowa w dyscyplinach spoza kręgu nauk o literaturze: interesująca nas kategoria bywa w nich najczęściej pojmowana na kształt koherentnej opowieści rodem z Bildungsroman albo dzieł klasycznego realizmu, mimo iż utwory eksperymentalne czy np. mierzące się z Holocaustem wielokrotnie i wielorako kwestionowały podobne u(p)roszczenie.
Literaturoznawcy nieraz już wytykali innym badaczom ograniczone rozumienie narracji i Jakubowski nie odkrywa Ameryki, zauważając, że „tezy tożsamościowego dyskursu narracyjnego nabierają, (…) wypreparowane z filozoficzno-literackiego kontekstu, nieuchronnie wymiaru swej własnej karykatury. Mam tu na myśli (…) co najmniej kilka tekstów narracyjnie zorientowanych psychologów czy pedagogów, które (…) określiłem jako »notatki do Ricoeura«” (s. 314, przyp. 18). Jednak zastrzeżenia autora pod adresem wspomnianych tez wykraczają poza komunały; zaciekawić może choćby wymiar polityczny, niestety zaledwie zasygnalizowany w pojawiającym się na końcu książki odwołaniu do „Człowieka jednowymiarowego” Marcusego. W aspekcie etycznym pewna redukcja na pozór się broni, gdyż dokonujący jej kładą nacisk na integracyjną funkcję narracji tożsamościowej i znaczenie tejże dla dobrostanu psychicznego. Niemniej Jakubowski, przekonując, że utożsamiamy się nie tyle z całym heterogenicznym materiałem autobiograficznym, ile co najwyżej z jakimś wizerunkiem „ja”, uwypukla zagrożenia płynące ze zbytniej jednostronności tego ostatniego. I znów czyni to wprost dopiero w apendyksie, w którym sięga po casus z dziedziny… marketingu, by unaocznić – puryści wybaczą – wykorzystanie storytellingu w brandingu i nagminne utożsamianie wizerunku człowieka z jego firmą, a w efekcie sprowadzenie wszelkich wartości do wartości rynkowej.
Skoro te niebłahe argumenty podane zostały „na deser”, w takim razie czego dotyczy niemal 300 wcześniejszych stron? Otóż autor pogłębia i twórczo rozwija inne obiekcje wobec modelu narracyjnego. Udaje mu się to również dlatego, że nie poświęca więcej miejsca niż trzeba np. na streszczenie literaturoznawczych teorii narracji jako płaszczyzny zdarzeń i płaszczyzny wypowiedzi, choć obszerna rekapitulacja tzw. stanu badań bywa przypadłością nie tylko monografii powstałych – jak w przypadku Jakubowskiego – na kanwie rozpraw doktorskich. Autor „Pułapek tożsamości” koncentruje się zaś na wskazaniu „impulsów antynarracyjnych” (s. 10), co brzmi nader trafnie, gdyż mimo przejrzystego układu tomu wywód sprawia wrażenie niezupełnie linearnego (notabene, koresponduje to z nielinearnością egzystencji…). Powodem wydaje się obfitość inspiracji, widoczna zarówno w bogatej bibliografii, jak i w przypisach, które zawierają niemieszczące się w tekście głównym, a wcale nie mniej istotne cytaty, dopowiedzenia, czy przeciwnie – sugestie do podjęcia.
Gwoli jasności: nie twierdzę, jakoby omawiana książka była chaotyczna (zresztą orientację w treści ułatwiają wytłuszczenia całych kluczowych fraz); ponadto została napisana klarownym językiem, czego nie zmienia nawet obecność zdania liczącego 14 wersów (s. 97). Samym analizom trudno odmówić rzetelności; co równie ważne – nie ograniczają się one do sztampowych odczytań, toteż publikację tę wolno uznać za swoiste uzupełnienie książki Romy Sendyki „Od kultury »ja« do kultury »siebie«”, wydanej niedawno także przez Universitas. Jednak odczucie nieciągłości wywołuje rozmaitość uwzględnionych przykładów (z przewagą filozoficznych), mająca służyć dowartościowaniu prozy i teorii, które akcentują niezrozumiałość, fragmentację, a nawet częściową niewypowiadalność doświadczenia. W myśl podejścia upatrującego w narracji strukturę poznawczo-scalającą niemożność rozpoznania w sobie „ja” narracyjnego jawi się niczym zaburzenie wymagające terapii. Tymczasem Jakubowski sprzeciwia się poglądowi, że narracja autobiograficzna tworzy fundament indywidualnej tożsamości i takie ujmowanie siebie stanowi wrodzoną predyspozycję. Przywołuje on bohaterów literackich, których można określić mianem antynarracyjnych (np. tytułowe „Piąte dziecko” Doris Lessing) lub którzy przejawiają wielość antagonistycznych „ja”, i tłumaczy ich fenomen m.in. zgodnie z mało znaną w Polsce koncepcją tożsamości epizodycznej Galena Strawsona.
Podobnie, mówiąc o postaciach – realnych i fikcyjnych – poddanych (o)presji innych, konkluduje: „Człowiek (…) ubezwłasnowolniony, zagrożony, zakłopotany, pozbawiony kontroli nad swoim ciałem lub umysłem (…) i wyalienowany (…) jest poza jej (teorii narracyjnej) zasięgiem” (s. 294). Badacz dowodzi, że bycie podmiotem, który „wolałby nie” lub któremu nie wolno, zdecentralizowanym i pozbawionym właściwości, nie oznacza pożałowania godnego wyjątku, lecz kondycję prymarną i niezbywalną. Zatem „Czy relacja, która każe odnosić – przez zaprzeczenie – antynarrację do narracji, nie powinna zostać odwrócona, słowem: czy narracja nie jest przezwyciężeniem antynarracji, nie zaś antynarracja zanegowaniem narracji?” (s. 52). Nie mamy tu do czynienia z pytaniem retorycznym, gdyż „Pułapki tożsamości” wyczerpująco uzasadniają odpowiedź twierdzącą; w tym miejscu przeto wypada przyjrzeć się (siłą rzeczy wybiórczo) detalom, mianowicie tytułowym pułapkom i propozycjom ich ominięcia.
Po pierwszym, niejako „rozpoznającym pole” rozdziale „Narracyjne i antynarracyjne modele egzystencji” następują trzy kolejne, powiązane zagadnieniami relacji literatury i życia, a także sprawstwa, czyli świadomych wyborów (filaru idei tożsamości narracyjnej). W drugim, zatytułowanym „Egzystencjalne fikcje” autor dekonstruuje mit utożsamienia się z bohaterem książkowym (które skądinąd obejmuje stany od współczucia do postrzegania siebie na podobieństwo takiej postaci i „odgrywania” schematów literackich). Interesująco przedstawiony został – zdawałoby się, ograny – temat stosunku między fikcją a rzeczywistością na przykładzie palimpsestowo-metanarracyjnych elementów „Don Kichota”. W drugim tomie dzieła Cervantesa bohaterowie obnażają nieautentyczność cudzej podróbki opisu przygód Rycerza Smętnego Oblicza oraz rozważają kwestię zawieszenia niewiary wobec czyjejś opowieści, tzn. przejścia od nastawienia historyka do roli czytelnika. Jakubowski ukazuje, że ów niezwykły przejaw „postmodernizmu przed modernizmem” problematyzuje rzeczony temat głębiej, niż się na ogół sądzi w kontekście „szaleństwa” szlachcica z Manchy.
Zaraz potem uwagę przykuwa kontrowersyjna definicja literatury jako czystej potencjalności i przypadkowości, ale z wyeksponowaną funkcją negatywną: w przeciwieństwie do historii godnych upamiętnienia fikcja (tożsama tu z literaturą) stanowiłaby „naczelny kulturowy mechanizm prewencyjno-ochronny, pilnujący, by to, co lepiej żeby się nie stało, mogło przynależeć do domeny tego, co może się nie stać” (s. 123). Aż się prosi, żeby owo ujęcie potraktować szerzej, tymczasem dalsze podrozdziały skupiają się już na innych sprawach: ewentualnego izomorfizmu doświadczeń ludzi i bohaterów prozy oraz identyfikacji pierwszych z drugimi w świetle koncepcji „hipokryzji wznoszącej” Wayne’a Bootha, tj. przypisywania sobie cech nieposiadanych (w sensie wzorca, któremu pragnie się dorównać). Otóż literatura zazwyczaj stawia bunt jednostki ponad inercję kolektywu, lecz, paradoksalnie, by praktykować tę pierwszą postawę, trzeba wpierw utożsamić się z gronem literackich indywidualistów. Myśl Bootha przyświeca Jakubowskiemu w trakcie analizy autobiograficznych „Słów” Sartre’a, opowiadających o przezwyciężeniu przez „papieża egzystencjalizmu” zarówno własnych fantazmatów co do misji pisarza, jak i cieplarnianych warunków domowych. W kolejnym podrozdziale następuje przeskok do książki Michała Pawła Markowskiego „Życie na miarę literatury” z jej naczelną tezą, że literatura przeistacza bezładne i nieme życie w egzystencję. Jak usiłuje przekonywać Jakubowski, antynomia „życie versus egzystencja” okazuje się jednak pozorna, „ja” nie istnieje bowiem poza zdolnością wysłowienia (?), a autor „Polityki wrażliwości” nie zachęca do uczynienia z siebie postaci literackiej, tylko do odnalezienia dla życia oryginalnego (?) języka opisu. Tutaj czytelnikowi powinny się nasuwać idee Rorty’ego, zostają one też poruszone, ale w innym rozdziale, po Markowskim natomiast omówiona jest teoria Jacques’a Rancière’a na temat warunków możliwości pomieszania sztuki i życia, zależnych od wizji samej literatury.
Jako się rzekło, wizje teorii narracyjnych trzeba uważać za zdecydowanie zawężone, również dlatego, że postponują one kardynalną rolę poziomu wypowiedzenia, tzn. języka. Już w pierwszym rozdziale Jakubowski kontrastuje z nimi autofikcję, uwydatniającą wymiar kreacyjny, a zarazem „zasadę heterologii” (niczym w książce „Roland Barthes”). Niemniej, powtórzę, źródła jego sprzeciwu są bardziej egzystencjalne, co zostało zaakcentowane w ostatniej części („Horyzonty dopełnienia”), gdzie Ricoeurowskie i Agambenowskie refleksje nad doświadczeniem bycia ofiarą i ocalonym pozwalają skonstatować, że opowieści domaga się nie tylko sprawstwo, ale też doznawanie, marginalizowane przez teoretyków pojętej teleologicznie tożsamości narracyjnej. Scharakteryzowawszy drobiazgowo tytułową postać „Życia i czasów Michaela K.” Coetzeego, autor „Pułapek tożsamości” postuluje poszerzenie teorii narracyjnych o „człowieka w stronie biernej”.
À propos bierności, wydania na cudze spojrzenie, już w rozdziale dotyczącym „egzystencjalnych fikcji” pada pytanie, czy „ja” narracyjne wytwarza samowystarczalny kreator opowieści o swym życiu, czy musi ono być zapośredniczone przez Innego. Pomijając fakt, że ostateczny koniec stanowi dla człowieka enigmę, pozostaje kwestia przemilczeń w „tożsamości wystawionej na pokaz” (s. 96) oraz spójności własnego wizerunku w czyichś oczach. Czym – zastanawia się badacz – miałaby być „jedność kształtu” dostępna rzekomemu świadkowi naszego życia? Stąd napięcie i niepewność w chwili podejmowania decyzji, skoro z racji perspektywizmu nie wiadomo, jak zostaną odebrane kroki działającego. Owo niezdeterminowanie wizerunku podmiotu egzemplifikuje Jakubowski „Everymanem” Rotha, z kolei dyskusyjność racjonalnej sprawczości w obliczu zrządzeń losu i niewiedzy o wszystkich konsekwencjach wyborów ukazuje na przykładzie dylematu Tomasza z „Nieznośnej lekkości bytu” Kundery, za którym przytacza też porównanie życia do szkicu bez obrazu.
Fenomenowi działania – tzn. wyboru, towarzyszących mu rozterek, jego oceny ex post i odniesienia do wartości – poświęcony jest cały rozdział „Teorie narracyjne wobec »lekcji literatury«”. I znów nieco dezorientuje rozpiętość materiału; autor prezentuje pojęcie odpowiedzialności według Sartre’a oraz w biblijnej opowieści o ofiarowania Izaaka, roztrząsanej przez pryzmat wyobrażających ją… dzieł malarskich (które wypełniają narracyjne luki z Biblii). Uwypuklony zarówno w pismach francuskiego filozofa, jak i w historii Abrahama egzystencjalno-hermeneutyczny problem odpowiedzialności za rozpoznanie znaku znajduje zaś ilustrację w analizie powieści Coetzeego „Mistrz z Petersburga”.
Dalej rozpatrzeniu podlega kilka teorii: od koncepcji moralnej MacIntyre’a i roli odgrywanej przez „innych”, weryfikujących słuszność czyjegoś działania, badacz przechodzi do teorii Taylora, by wykazać, że w jego ujęciu sens życia oznacza „przede wszystkim umiejętnoś[ć] językową, a więc i (…) interpretacyjną, co przekłada się z kolei na umiejętność narracyjną. Filozof gotów jest nawet przyznać, że sens życia coraz bardziej uzależniony jest od tego, czy sens mają zdania przedstawiające to życie” (s. 227). Po dwóch komunitarystach pojawia się wzmiankowany już Rorty, postrzegający narrację jako „opowieść o dziejach formowania się indywidualnego słownika, wyrażon[ą] za pomocą terminów tego słownika” (s. 235-236), przy czym, co ważne, chodziłoby o historię nie tyle czynów, ile lektur. Jakubowski zwraca uwagę na paradoksy dążenia Rorty’ańskiej „liberalnej ironistki” do autonomii, ale też na tonowanie narcyzmu „ironicznego teoretyka” przez świadomość przygodności „ironicznego powieściopisarza”, bliskiego amerykańskiemu myślicielowi.
Z tym ostatnim zestawiony zostaje Nietzsche i jego słynny „test demona”, czyli pytanie o zdolność afirmowania każdego momentu własnego życia. Autor „Pułapek tożsamości” deliberuje, czy nie stanowi ona manifestacji sui generis finalizmu, ostatecznego spełnienia; czy faktycznie zgoda na powtarzanie się istnienia obejmuje także błędy. Warto przytoczyć frapujący dłuższy fragment, świadczący na korzyść Rorty’ego: „Ironista, który nawet w chwili zgonu jest wciąż w trakcie stawania się (tym, kim nigdy nie będzie), będzie raczej ciekawy swojego »ciągu dalszego« i to ten (…) może być przedmiotem afirmacji. (…) Ironistę i nadczłowieka łączy to, że zrywają z przeszłością, ale muszą o niej opowiedzieć. Ich »jestem« nie istnieje poza dziejami swoich przyczyn. (…) w sytuacji, w której wykluczona jest afiliacja z jakąś (…) rzeczywistą istotą, jedynym fundamentem podmiotowym staje się przeszłość – ta sama przeszłość, której przezwyciężenie konstytuuje podmiotowość” (s. 243). Aporie rozwiązuje postawa „ironicznej krytyczki”, dystansującej się od własnego słownika przez otwarcie na słowniki cudze, co zawdzięcza obcowaniu z twórczością literacką. I w końcu przywołana zostaje teoria Ricoeura, który również dostrzega tragizm egzystencjalnego wyboru wobec ogólnych reguł i stara się pogodzić różne pola praktyk (np. ról społecznych) z planem życia podporządkowanym celowi „dążenia etycznego”, udowadniając, że w deontologię („wzorce doskonałości”) wpisana jest teleologia. Autor „Pułapek tożsamości” uprzytamnia jednak odbiorcy, iż szukanie kongruencji między życiowymi ideałami a faktycznymi postanowieniami zawsze polega na interpretacji – w najlepszym razie tylko prawdopodobnej. (Notabene, takie przykłady jak „Nieznośna lekkość bytu” odsyłają nas z powrotem do piosenki, od której rozpoczęłam niniejsze omówienie: „Chciałbyś dziś znać przyszłość, lecz musisz poczekać…”).
W książce czerwoną nicią przewija się teza, że koherencja i sekwencyjność cechują ewentualnie tekst np. autobiografii powstałej pod kątem czytelników, lecz nie życie in crudo. W kontekście literatury modernistycznej – tyleż dokonującej, co dającej wyraz desubstancjalizacji podmiotu – okazuje się, iż „właściwy efekt interferencji fikcji i egzystencji prowadzi do zgoła antynarracyjnych poglądów na temat tej ostatniej. (…) takie narracyjne elementy tożsamościowe jak całość, ciągłość w zmienności, rozpoznawalna »sobość«, stabilność układów i relacji, (…) [są] poddane nieuporządkowanemu strumieniowi doznań i efemerycznym sieciom znaczeń” (s. 168). Niemniej Jakubowski bynajmniej nie wysnuwa z tego defetystycznych wniosków. Podszytemu lękiem hurraoptymizmowi zwolenników narracji uspójniającej – którzy w tożsamości narracyjnej widzą ratunek przed niestałością i nierozpoznawalnością w płynnym świecie – przeciwstawia, rzekłabym, swoisty optymizm czytelnika trudnej prozy. Podejrzliwość wobec narracji („klasycznej”, przyczynowo-skutkowej) nie przekłada się u niego na podejrzliwość wobec literatury jako takiej – wszak, można by zapytać, czym jest literatura, która nie ocala? W „Pułapkach tożsamości” mocno wybrzmiewa trącąca patosem idea, że służy ona rozumiejącemu byciu-w-świecie, „zadomawianiu nas w labiryncie” (Markowski), nadawaniu życiu sensu itp., itd. „Chciałbym, by w mojej kluczowej tezie/postulacie (…), zgodnie z którą teorie narracyjne rozszerzyć należy o jednostkowy wymiar ekspresyjny: nadziei lub literatury, spójnik »lub« odczytywany był (…) jako dopuszczający, a nawet nieśmiało wiążący ze sobą te dwie perspektywy” (s. 256) – wyznaje Jakubowski, stawiając znak równości pomiędzy literaturą a „pisaniem siebie” (s. 257). Naturalnie, po pierwsze, musi ona najpierw oznaczać czytanie (otwarcie na wielość i odmienność, Rorty’ańskie „inne słowniki”), po wtóre, by oddawać sprawiedliwość powikłaniom egzystencji, nie może maskować pęknięć czy sfer niewysławialnego.
Wydaje się, że przedkładając takie credo, badacz sam spogląda na literaturę dość generalizująco, tj. abstrakcyjnie, bez wnikania w problem konkretnej materii językowej. Co więcej, poprzestaje na prozie fikcjonalnej, pomijając całą domenę poezji, choć z niej także można wydobyć kontrpropozycję dla uładzonej wizji narracji. I wreszcie rodzi się pytanie o stosunek niezdolności czy niechęci bohaterów do narracji z jednej strony i z drugiej – „nadawania sensu” życiu. Oczywiście nie Michael K. lub „piąte dziecko” usiłują czynić to za pośrednictwem literatury, tylko autorzy wypowiadający się w ich, przede wszystkim zaś swoim imieniu… De facto więc różnica między (pojętymi uproszczająco) narracją a literaturą zdaje się sprowadzać do tego, że ta ostatnia nie wypiera nieprzejrzystości doświadczenia i permanentności sensotwórczych wysiłków. Czy zatem z przytoczonej deklaracji Jakubowskiego wynika, jakoby idee, z którymi walczy, wracały na końcu w przebraniu, tzn. on sam wpadał w tytułową pułapkę? Pozostawiam to osądowi czytelnika. Osobiście przyklaskuję zarówno negatywnemu, jak i pozytywnemu aspektowi podejścia autora. Pierwszy, czyli polemika z teoriami tożsamości narracyjnej, jest w książce wnikliwie uzasadniony. Sądzę jednak, że również drugi, czyli „słaba” (w znaczeniu Vattima) wiara w literaturę, choć stanowi utopię, to potrzebną jako idea regulatywna nie tylko badaczom.
Piotr Jakubowski: „Pułapki tożsamości. Między narracją a literaturą”. Wydawnictwo Universitas. Kraków 2016.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |