ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (78) / 2007

Aneta Głowacka,

TEATR BLISKO WIDZA

A A A
Anna Augustynowicz przyzwyczaiła nas już do oszczędnej formy swojego teatru. Uwagi widza nie rozpraszają scenograficzne fajerwerki, odbiegający od realizmu sposób kreowania teatralnej fikcji utrudnia możliwość identyfikacji z bohaterami. Wejście w świat jej spektakli oznacza podjęcie intelektualnej gry, uruchomienie procesu interpretacji. Podobnie jest w „Miarce za miarkę”, z którą Augustynowicz powróciła do współpracy z Teatrem Powszechnym. Redukcja scenicznych środków wyrazu jest w tym spektaklu jeszcze bardziej radykalna. Czarnego pudła sceny już nie przecinają białe linie, które wyznaczają granice fikcyjnego świata, zniknęły ramy, rekwizyty, które kiedyś sugerowały miejsca zdarzeń. Oprawa plastyczna sprowadza się do tego, co istotne: do przedstawienia zasadniczego konfliktu. Miejsce zdarzeń rodzi się w trakcie wypowiadania słowa. Życie Szekspirowskich bohaterów przenika w przestrzeń widowni, zazębia się ze światem widzów, który sąsiadując przez ramię z Claudio, Angelo, Julią czy Lucio stają się kimś więcej niż tylko biernymi obserwatorami, oddzielonymi od sceny bezpieczną czwartą ścianą. Zanika podział na scenę i widownię w tradycyjnym rozumieniu. Widzowie zasiadają we wnęce na scenie, a aktorzy ubrani współcześnie i posadzeni w różnych rzędach widowni, nie od razu zdradzają swoją tożsamość. Wywołanie imienia postaci powoduje, że wychodzą na środek i zaczynają grać. Wszyscy stajemy się nie tyle teatralnymi widzami, co świadkami, z jednej strony historii o meandrach władzy, z drugiej – studium radzenia sobie z ciężarem narzuconej roli.

Spektakl Augustynowicz odczytano już w perspektywie publicystycznej, dopatrując się w niej wieszczki, która antycypuje wydarzenia polityczne i nim te zdążą na dobre zagościć w mediach i wybrzmieć, tworzy dla nich teatralny komentarz. Nie wydaje mi się, żeby było to zamiarem reżyserki, która konsekwentnie unika banalnej publicystyki. Chociaż wielkim osiągnięciem sztuki teatralnej jest takie mówienie o zjawiskach uniwersalnych, że zyskują one również walor aktualności, trącają struny, które w tym samym czasie podrażniają opinię publiczną. Toteż do historii Angela (Krzysztof Stroiński), który jako namiestnik Księcia próbował uzdrowić życie moralne społeczności, doczepiono rozmaite odnośniki: a to do afery rozporkowej w szeregach Samoobrony, a to odnaleziono aluzje do Prawa i Sprawiedliwości, która lansuje model nowej, sprawiedliwej władzy. Jednak od politycznych diagnoz w spektaklu z Powszechnego ciekawsze wydają się obserwacje natury ludzkiej. Augustynowicz ponownie wzięła na warsztat i rozłożyła na części pierwsze tkankę społeczeństwa.

Książę (Mariusz Benoit) decyduje się usunąć z oczu poddanych, żeby sprawdzić, co też myślą na temat jego władzy. Rząd dusz przekazuje Angelo (Krzysztof Stroiński), który postanawia moralnie odrodzić księstwo. Nie jest to łatwe, bo Angelo, który chociaż trzyma się litery prawa, też jest człowiekiem. Skazuje na śmierć rozwiązłego Claudio (Rafał Królikowski), a jednocześnie sam ma chętkę na Isabellę – siostrę Claudia, a do tego początkującą mniszkę (Dominika Ostałowska). W obliczu konfliktu serca z rozumem staje nie tylko Angelo, ale również Isabella. Poproszona o pomoc przez przyjaciół brata, ma go wydostać z rąk namiestnika – za cenę cnoty. Z punktu widzenia katolickiej moralności, życie brata jest naganne, powinien więc zostać ukarany. Wybrać czystość, a jednocześnie skazać brata na pewną śmierć? Czy uratować brata i zsunąć się w czeluście piekielne? Wybór, przed którym staje Isabella nie jest łatwy. Na szczęście z pomocą przychodzi niedoszła żona Angela, którą ten porzucił przed laty. Na biczu, który kręcił z prawniczych paragrafów przyjdzie się i jemu powiesić. Temida chociaż nierychliwa, bywa sprawiedliwa.

Kiedy koniec Angela wydaje się bliski, na scenę powraca nieco zblazowany Książę, który spod habitu mnicha cały czas śledził bieg wydarzeń. Mieszkańców księstwa poddał próbie, narzucił role i pozwolił na improwizacje, a teraz, skoro ujawnili inne oblicza, przybył zaprowadzić porządek. Nie sprostali próbie, to oczywiste. Isabella nie sprostała wymaganiom braterskiej miłości, bardziej niż życie brata na ziemi, ceniąc własne życie w niebie. Broniący się przed namiętnościami literą prawa Angelo, nie zdołał ukryć się wśród paragrafów. Im bardziej starał się być prawą ręką Sprawiedliwości, tym szybciej na jaw wychodziły jego grzeszki. Lucio (Adam Woronowicz) okazał się pokrętnym typkiem, który dość niefrasobliwie ściągnął na siebie niechęć Księcia.

Nowe Jeruzalem nie doszło do skutku. Okazało się, że nie tak łatwo znaleźć idealny system społeczno-polityczny, chociaż w historii ludzkości co jakiś czas pojawiał się śmiałek, który z uporem maniaka szukał takiego świętego Graala. Nie padły rozstrzygające odpowiedzi, po której stanąć stronie. Któremu z bohaterów przyznać rację, którego potępić, a którego polubić, bowiem każdy z nich na swój sposób się broni. Spektakl okazał się współczesny nie tylko dlatego, że mogły się w nim zmieścić aluzje polityczne. Widzowie mogli przyjrzeć się sobie, bo tak naprawdę nie różnią się od postaci. Tym razem, niczym niemy antyczny chór, zasilili szeregi „społeczeństwa spektaklu”. Ale kto wie, w innej scenerii, być może przypadną im w udziale podobne role do odegrania.
William Shakespeare: „Miarka za miarkę”. Reż. A. Augustynowicz. Tłum. M. Słomczyński. Scenografia: M. Braun. Muzyka: J. Wierzchowski. Kostiumy: W. Kowalska. Światło: K. Sendke. Prem.: Teatr Powszechny im. Z. Hübnera w Warszawie, 10 grudnia 2006.