ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (309) / 2016

Katarzyna Szkaradnik,

DZINKA PROWADZI OGROMNĄ KORESPONDENCJĘ. JA PISZĘ, PISZĘ I PISZĘ (HENRYK SIENKIEWICZ: 'WIDZIAŁEM WSZYSTKO, COM CHCIAŁ I POTRZEBOWAŁ WIDZIEĆ')

A A A
„Pół tysiąca listów Henryka Sienkiewicza” – pod takim tytułem ukazał się w 1951 roku artykuł Juliana Krzyżanowskiego będący do dziś obligatoryjną lekturą dla redaktorów korespondencji. Najmniej aktualne są w nim dane ilościowe dotyczące epistolografii autora „Quo vadis?”. Otóż pieczę nad jej kompletowaniem i opracowywaniem objęła następnie Maria Bokszczanin, której od początku lat 70. udało się zgromadzić trzy tysiące listów pisarza (notabene, szacuje się, że to zaledwie jedna piąta wszystkich). W ich poszukiwaniu badaczka zjeździła cały świat, a miejsca kwerendy oraz swoje odkrycia omawia w artykule „Na tropach listów Henryka Sienkiewicza” („Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza” 2006, dostępny też online). Tekst ten kończy się puentą: „[N]adal obowiązuje (…) formuła Konrada Górskiego, zastosowana do listów Mickiewicza, a sparafrazowana przez Juliana Krzyżanowskiego: »Sienkiewicz wciąż jeszcze pisze«” (s. 111). Aktualności owego bon motu dowodzi również opublikowany właśnie – w ramach obchodów Roku Sienkiewiczowskiego – wybór listów noblisty wraz z suplementem.

Książka pod wymownym tytułem „Widziałem wszystko, com chciał i potrzebował widzieć” składa się z dwóch zasadniczych części. Pierwszą stanowi treść wyselekcjonowana z pięciotomowej (w 14 woluminach) edycji całej zachowanej korespondencji pisarza, której druk Państwowy Instytut Wydawniczy ukończył w 2009 roku. Druga to „Pokłosie epistolarne” – nowe odkrycia z bibliotek genewskich i „Nowego Korbuta”, uzmysławiające czytelnikom, że „wydanie pełne” nieraz może być pełniejsze. Listy wybrane przez Bokszczanin skierowane są do 9 osób spośród rodziny i przyjaciół Sienkiewicza; najwięcej, bo aż 14, do uwielbianej szwagierki Dzinki, czyli Jadwigi Janczewskiej z Szetkiewiczów. Jaki to ułamek, niech świadczy fakt, że wiadomości do niej znamy łącznie przeszło pół tysiąca…

Kiedy uświadomimy sobie ów ogrom (wszak w dodatku samych adresatów było kilkuset), nie możemy nie docenić trudu wyłonienia najciekawszych tudzież najlepszych listów autora „Trylogii”, a bądź co bądź edycja jubileuszowa zobowiązuje, by przygotować crème de la crème. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z taką śmietanką, w pełni może ocenić zapaleniec, który przebrnie przez wspomniane 14 woluminów – mniej wytrwałym pozostaje zdać się na propozycję redaktorki. Z racji ograniczeń objętościowych pominęła ona np. korespondencję pisarza z wszystkimi trzema żonami, co jednak rekompensują listy m.in. do córki („małej Dzinki”), ukochanych teściów, panny Radziejewskiej („czwartej Marii” Sienkiewicza) oraz… pierwowzoru Nel.

W tomie przyjęto alfabetyczny układ materiału (tzn. według nazwisk odbiorców, nie datacji ogółu wiadomości), lecz także w obrębie kilku listów do danej osoby niełatwo zrekonstruować rozwój jej znajomości z nadawcą; bodaj każdy list staje się odrębną całostką, obiektem zainteresowania per se. Może po prostu tak gęste od wydarzeń było życie autora „Krzyżaków”, chociaż ciekawość czytelnika bardziej niż same fakty czy sekrety prywatności noblisty budzi wirtuozowski sposób ich ujęcia. Sienkiewicz bowiem opisuje swoje doświadczenia i perypetie ze swadą i finezją wytrawnego malarza piórem. Nierzadko portretuje siebie niczym bohatera powieści przygodowej – śledzimy zatem kroki światowca, gwiazdy salonów, zapalonego myśliwego w sercu Afryki czy pielgrzyma do stolicy Hellady. Samych relacji z licznych wojaży nie zamierza pozostawić wyłącznie adresatom poczty. Jak tłumaczy szwagierce, „przecie umówiliśmy się z góry, że moje listy będą sprawozdaniami, z których mam zrobić odczyt. Żałuję, że muszę z niego wyrzucić wszystko, co by mnie sławę pierwszorzędnego humorysty (…) zapewniło” (s. 86).

Istotnie, żartobliwych akcentów w jego korespondencji nie brakuje. A przybierają one różne barwy – począwszy od kokieterii („[J]edno skromne pytanie: prawda, jaki jestem miły? Mówię to, widzisz, dlatego, żeby Ci dowieść, że opłaci się do mnie pisać” [s. 26]); przez zgrabne dowcipy („[T]o nieprawda, że w Atenach widzi się o tyle zieloność, o ile podadzą sałatę na obiad” [s. 63]), skończywszy na zabawnych konceptach („Fenicjanie tutejsi (Gebethner, Wolff etc., etc.) zawsze znajdą parę talentów w znaczeniu starożytnym dla tych wszystkich piszących, których talent w znaczeniu nowożytnym ponapychał im kieszenie” [s. 125]). W liście do Stanisława Witkiewicza napotkamy humor jędrny i przekorny, kiedy indziej bywa Sienkiewicz filuterny, szkicuje też komiczne scenki rodzajowe. Humorystyczna otoczka towarzyszy zakłopotaniu ówczesnego pisarza-celebryty: „Wystrzegam się jak ognia, żeby czego nie pochwalić, w obawie, że darują. Gospodarz wygląda tak, jakby był gotów darować całą willę” (s. 39). Arcypopularny literat zachowuje w końcu dozę zdrowej autoironii: „Otóż Bóg uznał szóstego dnia wieczorem, że jego dzieło było dobre, i odpoczął. Ja, niestety, jakkolwiek stworzony na obraz i podobieństwo Jego, uznałem (…), że moje dzieło przeznaczone dla »Kraju« jest pod psem, i przekreśliłem je od góry do dołu” (s. 107). A przecież ma świadomość własnej roli w literaturze polskiej – i dystans wobec rozgłosu nie wyklucza nieskrywanej dumy. Jednak spod efektownego wizerunku gwiazdy i zdobywcy świata raz po raz prześwitują melancholia, tęsknota, żal i lęk. W listach do Radziejewskiej wyważone zdania ledwie przysłaniają zawód uczuciowy oraz głęboką rozterkę. Sienkiewicz często też przejawia mocne zaniepokojenie zdrowiem najbliższych, czemu trudno się dziwić w świetle gruźliczej śmierci pierwszej żony.

Najpierw z ową żoną, a później samotnie lub z dziećmi objeżdża rozmaite europejskie uzdrowiska, a te nieustanne podróże „do wód” w połączeniu z egzotycznymi ekspedycjami odzwierciedlają się w miejscach nadania wiadomości: od Warszawy i Zakopanego, przez Kaltenleutgeben koło Wiednia (ulubiony kurort pisarza) i Teplitz, po Niceę, Madryt czy Zanzibar. W owym życiu na walizkach korespondencja stanowi namiastkę codziennego obcowania z bliskimi, toteż literat przywiązuje do niej wielką wagę. W nowym miejscu pobytu zaczyna od wizyty na poczcie w celu sprawdzenia, czy nie czeka na niego poste restante: „W chwilach wyczerpania głównie pokrzepiam się myślą, że wszędy znajdę jakąś wiadomość” (s. 57). Sam nie pozostaje dłużny, donosząc o swoich sprawach zarówno z ekskluzywnych hoteli, jak i… szpitala u wybrzeży Czarnego Lądu. Listy pisane podczas wypraw potwierdzają talent reporterski autora „W pustyni i w puszczy” – równie plastycznie i sugestywnie przedstawiającego eskapadę na Wezuwiusz, co nędzę i obskurność Stambułu oraz targowanie się na tamtejszym bazarze z kupcami kilku narodowości. Nie da się ukryć, dochodzi tu do głosu postawa kolonialna i te aspekty europejskiego myślenia, które Edward Said charakteryzował w książce „Orientalizm” (np. „[T]o rojenie się azjatyckie – ma w sobie coś z rojenia się robactwa” [s. 43]). Z drugiej strony zaś zdobywa się Sienkiewicz na taką oto refleksję nad miejscowym cmentarzem: „Ktoś powiedział o Turkach, że lud ten żyje w największej przyjaźni ze śmiercią – i mimo woli przychodzi Ci na myśl, że te miasta rojne, brudne, nędzne to chwilowe zbiegowisko (…), a prawdziwe życie ciche i wieczne zaczyna się tam pod cyprysami” (s. 53). Nowy wybór listów noblisty przypomina więc o tym, co wiadomo już od ponad stulecia (bo przecież jeszcze za życia pisarza niektóre ukazywały się drukiem): że mają one rozliczne walory artystyczne oraz poznawcze, zarówno w odniesieniu do kultury i kolorytu epoki, jak i do biografii nadawcy; że mimo wyraźnej autokreacji – albo może właśnie dzięki niej – otrzymujemy bardzo ludzki, a zarazem wielowymiarowy portret twórcy „Trylogii”.

Po takim stwierdzeniu wypada powiedzieć też coś o listach odnalezionych w ciągu ostatnich lat – niezawartych w wydaniu pięciotomowym. Owe 34 jednostki epistolarne to pojedyncze wiadomości do różnych osób lub instytucji, przeważnie krótkie, lecz nie mniej przez to cenne i ciekawe. Chociażby ze względu na adresatów, wśród których znajdują się ikona ówczesnego aktorstwa Sarah Bernhardt czy Maria Curie-Skłodowska, którą Sienkiewicz pragnie pozyskać do Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Z kolei przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża, Gustave’a Adora, prosi o interwencję w sprawie warunków bytowych jeńców w obozach na terenie Śląska i Wielkopolski, a do Tadeusza Korzona, historyka z tzw. szkoły warszawskiej, kieruje gratulacje na okoliczność 50-lecia pracy naukowej. Wraz z depeszami do redakcji gazet rzeczone listy pokazują, że korespondencja często stanowiła dla noblisty narzędzie działalności publicznej.

Oczywiście równie istotnym komponentem tomu jak zawartość jest jej opracowanie edytorskie. Skoro zaś sporo uwagi poświęciłam dotychczas adresatom, od nich rozpocznę i tę część omówienia. Otóż na ogół poprzestano na lapidarnych notkach biograficznych; szerszych materiałów trzeba szukać albo w pełnym wydaniu listów, albo np. w „Polskim słowniku biograficznym”, dokąd odsyła redaktorka. Tam również należy się udać po więcej danych na temat rozmiarów i charakteru korespondencji konkretnej osoby z Sienkiewiczem – nie przy każdej podana została liczba przesłanych do niej wiadomości. W przypadku nowego „Pokłosia epistolarnego” dostajemy za to informację na temat miejsca przechowywania oryginału i/lub o pierwodruku, ponadto listy po francusku przedstawiono w brzmieniu pierwotnym i w tłumaczeniu.

Sporządzenie obszernego aparatu krytycznego towarzyszącego tej korespondencji zasługuje naturalnie na podziw i szacunek (pamiętajmy o całych 14 woluminach), niemniej w „Widziałem wszystko…” przypisy mają jeden fundamentalny mankament. Otóż skomasowanie ich na końcu książki skutkuje koniecznością nieustannego przewracania w tę i we w tę od kilkudziesięciu do trzystu stron (Sienkiewicz stale robił jakieś aluzje, które bez objaśnień bywają mało przejrzyste). Jest to wyjątkowo niefortunne, nieprzyjazne dla czytelnika rozwiązanie; trudno zrozumieć, dlaczego PIW zrezygnował z przyjętej przez siebie w pełnej edycji – i powszechnej we wszelkich wydaniach korespondencji – zasady umieszczania przypisów po każdym liście. Na szczęście nie zapomniano o żywej paginie, w przeciwnym razie można by zupełnie stracić orientację, do którego listu i adresata przypisy się odnoszą. Dla porządku i z przyzwyczajenia odnotuję jeszcze dwa drobne potknięcia: błędną datę zgonu jednego z adresatów, Karola Potulickiego, i zgrzyt gramatyczny we wstępie: „Czułą serdecznością przeniknięte są dwa listy do Zofii z Abakanowiczów Pstrokońskiej, córki swego [?] wielkiego przyjaciela (…)” (s. 187). Jest to wszakże taka ociupina dziegciu, która nie psuje smaku beczki miodu.

Niezaprzeczalny i od razu widoczny atut książki stanowi bogactwo materiału ilustracyjnego (zdjęć i portretów pisarza oraz adresatów zamieszczonych listów i innych bliskich osób), wyczerpująco opisanego na końcu książki. Ale i w nim zabrakło mi dwóch rzeczy. Po pierwsze, choćby jednej fotokopii autografu listu Sienkiewicza – nie każdy przecież zna jego dukt pisma, za to każdy chętnie przekonałby się, czy łatwo rozszyfrować treść, i porównał oryginał z transkrypcją. Po drugie, lekki zawód przynosi po słowach: „Jeżeli będziesz kiedy jechać do Aten, polecam Ci gida takiego: [Tu rysunkowy autoportret]” (s. 67-68) przypis odsyłający po reprodukcję owego rysunku do… wydania pięciotomowego. A jest kilka takich momentów. Kogo nie interesuje Sienkiewiczowski szkic modlącego się Turka?

Czy zatem czytelnik może powiedzieć za autorem: „Widziałem wszystko, com chciał i potrzebował widzieć”? Czy jednak nie można było zobaczyć więcej? Wspomniałam, że na wyborze zaważyła ograniczona ilość miejsca, lecz z drugiej strony wydawca nie żałował papieru. Spośród 350 stron – oprócz 52 zawierających zdjęcie lub dwa i 12 z indeksem nazwisk – dodatkowo znajdziemy 29… pustych (głównie między podobizną kolejnego adresata a pierwszym listem do niego, który najwidoczniej musi zaczynać się od strony nieparzystej). Ponadto niekiedy stronę „zapełnia” tylko notka biograficzna na dwie-trzy linijki, rekord zaś należy do rozkładówki o treści: „Dom Bankowy X. Radziszewski w Warszawie / Dokument w zbiorach T. Niewodniczańskiego na Zamku Krolewskim w Warszawie” po lewej, a po prawej: „Proszę o wypłacenie okazicielowi niniejszego sumę r[ubli] pięć tysięcy w dług mojego rachunku. / Henryk Sienkiewicz / Warszawa, dnia 4 maja 1904 / Czek ważny jest w ciągu 3 dni od daty wystawienia”. Gdyby tak nie szafować wolnym miejscem, można by jeszcze niejeden list zamieścić. Na tle całości dostępnych zasobów łączna liczba 85 jednostek epistolarnych sprawia wrażenie niedużej, toteż redaktorka nie bez kozery nazywa ów tom „skromnym wyborem” (s. 11).

Niemniej pod innymi względami nie jest to wcale taki skromny wybór. Jak przystało na Rok Sienkiewiczowski, mamy do czynienia z wydaniem kolekcjonerskim, o czym świadczą nietypowy kwadratowy format, nietuzinkowa okładka, elegancki papier w kolorze ecru i twarda oprawa (o licznych urokliwych fotografiach już nie przypominam). Ale wbrew skojarzeniom, jakie może nasuwać określenie „kolekcjonerski”, książka kosztuje niewiele (niecałe 30 zł zgodnie z ceną okładkową), co trzeba uznać za doprawdy przystępną kwotę jak na tak estetyczną publikację. Ogólnie biorąc, omawiana pozycja godnie reprezentuje monumentalną edycję pięciotomową i stanowi uwieńczenie wieloletniego wysiłku Marii Bokszczanin.

Po namyśle nawet wskazane drobne braki wydają się uzasadnione – skłaniają do sięgnięcia po całość, chęć owego sięgnięcia potwierdza zaś spełnienie przez tom „Widziałem wszystko…” swego zadania: wywołania poczucia niedosytu. Bodaj już współcześni pisarzowi mieli świadomość, że listy tworzą integralną część jego dorobku. Sam deklarował szwagierce: „Czekam listów z gorączką” (s. 35) i zapewne podobne było nastawienie jego najbliższych, skoro i na nas – osobach obcych – po przeszło stu latach robią one wrażenie, są równie wciągające i urzekające jak powieści noblisty. O ile jednak trafnie zauważa Gombrowicz, że nieraz publicznie nazywamy „Trylogię” czy „Quo vadis?” taniochą, a po kryjomu czytamy je z wypiekami na twarzy, o tyle z lekturą listów tego wybitnego epistolografa każdy może się obnosić.
Henryk Sienkiewicz: „»Widziałem wszystko, com chciał i potrzebował widzieć«. W stulecie śmierci Pisarza wybór listów oraz pokłosie epistolarne”. Red. Maria Bokszczanin. Państwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 2016.