WIERSZE
A
A
A
muzeum anatomiczne I
po śmierci chcę zostać eksponatem – głową
oderwaną od niepotrzebnej reszty.
mieć zaszyte powieki i usta, wydrążone wnętrze.
brak bodźców to ulga, nicość – pełne szczęście.
chyba że cudem przez szparę w szwie dojrzę
czaszkę stojącą w gablocie naprzeciw – zazdrość
na widok wklęsłych oczodołów i zębów zebranych
w biały garnitur zakłuje boleśnie,
rozpraszając pustkę, zaboli mocniej niż
paznokcie studentów wbijające się w skórę
masakra na premierze nowego filmu o Batmanie
Joker wyszedł z ekranu
z karabinem, który w trakcie akcji się zaciął.
Joker, zacięty, wyciągnął strzelbę i pistolet,
lepiej przeszkolone, silniejsze psychicznie – pacyfizm
nawet nie przyszedł im na myśl
fikcja wynicowana na lewą stronę stała się prawdą,
a ludzie nie chcieli wierzyć – łapali kule w ręce,
wpychali sobie do ust
i w klatki piersiowe
św. Bartłomiej
egzamin wyznaczony na ósmą, więc od siódmej siedzą
przed gabinetem, świadomi swoich ciał, jak nigdy
czujący wszystkie uchyłki, napięci niby struny ścięgniste.
nauka wyglądała tak: szkielet, który owijasz mięśniami,
do środka upchnąwszy płuca, nerki, serce, wszystko
zwieńczone zmysłami, przędzą żył i nerwów.
powinno być odwrotnie – człowiek, z którego zdzierasz skórę,
obnażasz z włókien. po kolei wyjmujesz trzewia, zwijasz
kapilary w kłębek. wreszcie
odcinasz głowę
jadąc z nocy na Wschód
pierwsze pnie oświetlone, dalsze toną w czarnym;
na policzkach dotyk owadów, żyłkowany trzepot,
ciemność lita marmurem, miękka niby welur.
kawałek za lasem
ziemia transmutuje w szklistą mgłę,
ziemia trans
po śmierci chcę zostać eksponatem – głową
oderwaną od niepotrzebnej reszty.
mieć zaszyte powieki i usta, wydrążone wnętrze.
brak bodźców to ulga, nicość – pełne szczęście.
chyba że cudem przez szparę w szwie dojrzę
czaszkę stojącą w gablocie naprzeciw – zazdrość
na widok wklęsłych oczodołów i zębów zebranych
w biały garnitur zakłuje boleśnie,
rozpraszając pustkę, zaboli mocniej niż
paznokcie studentów wbijające się w skórę
masakra na premierze nowego filmu o Batmanie
Joker wyszedł z ekranu
z karabinem, który w trakcie akcji się zaciął.
Joker, zacięty, wyciągnął strzelbę i pistolet,
lepiej przeszkolone, silniejsze psychicznie – pacyfizm
nawet nie przyszedł im na myśl
fikcja wynicowana na lewą stronę stała się prawdą,
a ludzie nie chcieli wierzyć – łapali kule w ręce,
wpychali sobie do ust
i w klatki piersiowe
św. Bartłomiej
egzamin wyznaczony na ósmą, więc od siódmej siedzą
przed gabinetem, świadomi swoich ciał, jak nigdy
czujący wszystkie uchyłki, napięci niby struny ścięgniste.
nauka wyglądała tak: szkielet, który owijasz mięśniami,
do środka upchnąwszy płuca, nerki, serce, wszystko
zwieńczone zmysłami, przędzą żył i nerwów.
powinno być odwrotnie – człowiek, z którego zdzierasz skórę,
obnażasz z włókien. po kolei wyjmujesz trzewia, zwijasz
kapilary w kłębek. wreszcie
odcinasz głowę
jadąc z nocy na Wschód
pierwsze pnie oświetlone, dalsze toną w czarnym;
na policzkach dotyk owadów, żyłkowany trzepot,
ciemność lita marmurem, miękka niby welur.
kawałek za lasem
ziemia transmutuje w szklistą mgłę,
ziemia trans
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |