DLACZEGO MARIUSZ PISARSKI NIE TRZYMA SIĘ TERMINÓW
A
A
A
W #3 numerze „Nośnika” Mariusz Pisarski, występujący tam jako jedyny głos rozsądku w pełnym syfu spamboksie, odnotował, że przejście z pozycji cyberpoetyckiej na pozycję cyberżulerskie, jakiego dokonali jakiś czas temu twórcy ze środowiska skupionego kiedyś wokół Perfokarty, dziś wokół Rozdzielczości Chleba, określić można w gruncie rzeczy jako rezygnację z (poważnych) rozwiązań modernistycznych na rzecz (ludycznej) strategii postmodernistycznej. I nie ma w tym nic ciekawego, intrygującego ani wartego rozwinięcia – znacznie bardziej frapujące jest to, dlaczego tego ostatniego terminu Pisarski w rzeczonym artykule decyduje się ostentacyjnie „nie trzymać”, raczej wyważając nim drzwi niż traktując go jak klucz do problemu – „Pamiętne statusy” Łukasza Podgórniego to cieniutki tomiczek, który bardzo dobrze uwidacznia, że cyberżulerstwo w żadnym wypadku nie jest estetyką postmodernistyczną (choć, taka konieczność dziejowa, stanowi owoc ponowoczesności), a cichy nabiau nie jest w istocie tworem postmodernistycznym. Można jeszcze ładniej, jak w tytule: „Pamiętne statusy” to książka o tym, dlaczego Mariusz Pisarski nie trzyma się terminów.
Niezależnie od tego, z jakiej perspektywy spojrzymy na wiersze-statusy Podgórniego, z pewnością zgodzimy się co do tego, w jakim materiale autor „nocy i pętli” wytrwale pracuje: w ramach jego projektu estetycznego dość randomowemu skolażowaniu i przekomponowaniu podlegają elementy zaczerpnięte z konkretnych i łatwych do wskazania kodów społeczno-kulturowych – istotne będą tu językowe i wizualne ekspresje związane w pewien sposób z kompromitacją futurystycznych, technofilskich wizji z lat 90. (zadłużenia takiej koncepcji retro-future w bliskiej Podgórniemu, vaporwaveʼowej stylistyce udowadniać chyba nie muszę) oraz ze światoobrazem, który najlepiej oddać można za pomocą wdzięcznego, choć nadużywanego ostatnio terminu „cebulactwo” („SPRZEDAWCA W SPOŻYWCZAKU WYKRYWA ATRAKCYJNĄ KLIENTKĘ”, s. 18, „W 2005 ROKU […] / NIE MIAŁEM NAWET JAK POSIEDZIEC NA NECIE / DŁUŻEJ NIŻ GODZINĘ / BO KOSZTOWAŁA TYLE CO PIWO”, s. 8). Kto jednak zatrzyma się na dostrzeżeniu w takiej spektakularnej jukstapozycji jedynie wyjątkowo zabawnej i trochę nieprzyzwoitej gry z nostalgią w roli głównej, stanowiącej znak swoich kryzysowych czasów, ten z pewnością nie potraktuje poważnie parafrastycznej tezy postawionej przez Puldziana Płucienniczaka we wzmiankowanym już „Nośniku”, w moim przekonaniu trafiającej sedno zagadnienia: „cyberżulerka to nie rzecz, to stosunek społeczny” – z tego pagórka widać już doskonale, gdzie kończy się niewinność zżerającej wszystko co do bita postmodernistycznej beki.
Wzmiankowane w książce wypite piwka z Biedronki, gówniane kontenty, świadectwa „nieumienia w Windowsa 95”, obecne tu bolesne dla oczu wersaliki skoordynowane z wielokropkami i specyficznie spaskudzoną interpunkcją są równie błazeńskie, jak i niepokojące, bo choć doskonale znane, powracają – zgodnie z logiką powtórzenia i różnicy jako inne właśnie dlatego, że nie uległy żadnej zmianie – w niewłaściwych dla siebie miejscu i kontekście. Docelowo są one przeznaczone przecież dla wypicowanej, wysokiej, eksperymentalnej i progresywnej treści artystycznej, wolnej od żałosnej pikselozy i „wkurwiających” lagów, nie mówiąc już o tym, że bardzo odległej od znanych z realu przedsiębiorczych januszy. Cyberżulerka pojawia się więc jak das Unheimliche, bezlitośnie rozrywa porządek czystej sztuki cyfrowej, w centrum procesów twórczych stawiając estetykę Hunów najeżdżających nadbałtyckie kurorty i Dżesik, beneficjentek programu 500+, którą liberałowie tolerować mogą w działaniach artystycznych jedynie na prawach niezobowiązującej gry. Radykalne dowartościowanie hardwareʼu i mocna krytyka głębokiej, mimowolnej immersji już nie wystarczają: aby swobodnie korzystać z softwareʼowych przywilejów, najpierw należy potraktować hardware najszerzej, jak to możliwe, rozciągając go na całą sferę społecznej produkcji i wskazując tym sposobem na procesy alienacji technologii i technologicznej alienacji:
JAK TO SIĘ W OGÓLE STAŁO JESZCZE PARĘ GODZIN TEMU BYŁEM PRZEDSIĘBIORCZYM MŁODYM CZŁOWIEKIEM A TERAZ SIEDZĘ
PRZED JAKIMŚ KOMPEM I ŚMIERDZĘ (s. 51).
Marzenia o wypracowanym za sprawą technologicznego rozwoju świecie z powszechnym dostępem do informacji, łatwym pokonywaniem geograficznych barier i wspólną produkcją wiedzy pozostawać będą fantazmatami klasy średniej tak długo, jak długo hardware w owym szerokim ujęciu istniał będzie w obecnej postaci – a jaką postać przyjmuje dziś społeczny hardware? Opiera się on przede wszystkim na dogmacie absolutnej wolności jednostki: każdy ma prawo do informacji, tak jak każdy ma prawo być głodnym, każdy ma prawo używać komputera, tak jak każdy ma prawo montować komputery. Komentarz Podgórniego do zaistniałej sytuacji jest czytelny i niewiele ma wspólnego z estetyką pustego wygłupu, która jako ponowoczesna etykietka mogłaby doskonale załatwić sprawę: skoro byt określa świadomość, hardware określa software:
GDYBYM NAPISAŁ STATUS KTÓRY WYCIĄGA LUDZI Z BIEDY
.
.
.
.
.
.
TO BYM GO SOBIE POLAJKOWAŁ (s. 13)
Omawiając książkę Podgórniego, koniecznie uwzględnić trzeba kwestie odnoszące się do specyficznych warunków jej powstania – nie mam jednak zamiaru zestawiać „Pamiętnych statusów” z innymi publikacjami złożonymi w podobny sposób, tzn. powstałych jako zbiór facebookowych statusów (myślę choćby o „Całe życie z moim ojcem” Julii Szychowiak), jeśli bowiem istnieje coś, co łączy te tomy, to jest to jedynie fakt, że zawierają one teksty, które zmieniły swój status statusu na status quasi-wiersza czy małej prozy, uwidaczniając tym samym absurdalność i zamierzchłość przywołanych kategorii, trudno zatem mówić o jakiejś nowej tendencji natury „artystycznej” – dotyczyłaby ona raczej strategii wydawniczej. Konieczność, o której wspominam, wiąże się z zagadnieniem poruszonym przez Puldziana w posłowiu do nowej publikacji Rozdzielczości Chleba – myślę o typowym dla późnej nowoczesności „grodzeniu” – analogicznym do tego, jakie miało miejsce w czasie XVIII i XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej – wspólnych dóbr intelektualnych, będącym jednym z filarów kapitalizmu finansowego. Grodzenie statusów, jeszcze niedawno beztrosko pasących się na wirtualnych chmurkach, jakiego dokonuje Podgórni, podporządkowane jest zgodnie ze słowami redaktora Puldziana „ekonomii patafizycznej”, bo choć indywidualizuje, precyzuje kwestię autorstwa tekstów (a jak skądinąd wiemy, kartezjańskie cogito jest dobre dla reeboka), ostatecznie nie uderza przecież w dobrowspólny charakter tekstów, nie ogranicza dostępu do nich, nie można więc o nim jednoznacznie powiedzieć, że opiera się na subsumowaniu postowania pod kapitał (inna sprawa, że Facebook już takiej subsumpcji dokonał, nie mieszajmy w to jednak Podgórniego). Grodzenie w formie książki jest raczej kpiarskim, jakby ostentacyjnie nieudanym powtórzeniem gestu, jaki współcześni prominenci kogni-rentierstwa wykonują w celu zawłaszczenia nieograniczonych pod względem ilościowym dóbr wyprodukowanych przez General Intellect, patafizycznym właśnie utwierdzeniem liberalnego aksjomatu własności prywatnej: „Szczęśliwie, współczesne sieci globalnej koordynacji współpracy pozwoliły nam na ogrodzenie wymownej swobody uprzężą publikacji” (s. 46). Cieszmy się więc, róbmy start-upy.
Niezależnie od tego, z jakiej perspektywy spojrzymy na wiersze-statusy Podgórniego, z pewnością zgodzimy się co do tego, w jakim materiale autor „nocy i pętli” wytrwale pracuje: w ramach jego projektu estetycznego dość randomowemu skolażowaniu i przekomponowaniu podlegają elementy zaczerpnięte z konkretnych i łatwych do wskazania kodów społeczno-kulturowych – istotne będą tu językowe i wizualne ekspresje związane w pewien sposób z kompromitacją futurystycznych, technofilskich wizji z lat 90. (zadłużenia takiej koncepcji retro-future w bliskiej Podgórniemu, vaporwaveʼowej stylistyce udowadniać chyba nie muszę) oraz ze światoobrazem, który najlepiej oddać można za pomocą wdzięcznego, choć nadużywanego ostatnio terminu „cebulactwo” („SPRZEDAWCA W SPOŻYWCZAKU WYKRYWA ATRAKCYJNĄ KLIENTKĘ”, s. 18, „W 2005 ROKU […] / NIE MIAŁEM NAWET JAK POSIEDZIEC NA NECIE / DŁUŻEJ NIŻ GODZINĘ / BO KOSZTOWAŁA TYLE CO PIWO”, s. 8). Kto jednak zatrzyma się na dostrzeżeniu w takiej spektakularnej jukstapozycji jedynie wyjątkowo zabawnej i trochę nieprzyzwoitej gry z nostalgią w roli głównej, stanowiącej znak swoich kryzysowych czasów, ten z pewnością nie potraktuje poważnie parafrastycznej tezy postawionej przez Puldziana Płucienniczaka we wzmiankowanym już „Nośniku”, w moim przekonaniu trafiającej sedno zagadnienia: „cyberżulerka to nie rzecz, to stosunek społeczny” – z tego pagórka widać już doskonale, gdzie kończy się niewinność zżerającej wszystko co do bita postmodernistycznej beki.
Wzmiankowane w książce wypite piwka z Biedronki, gówniane kontenty, świadectwa „nieumienia w Windowsa 95”, obecne tu bolesne dla oczu wersaliki skoordynowane z wielokropkami i specyficznie spaskudzoną interpunkcją są równie błazeńskie, jak i niepokojące, bo choć doskonale znane, powracają – zgodnie z logiką powtórzenia i różnicy jako inne właśnie dlatego, że nie uległy żadnej zmianie – w niewłaściwych dla siebie miejscu i kontekście. Docelowo są one przeznaczone przecież dla wypicowanej, wysokiej, eksperymentalnej i progresywnej treści artystycznej, wolnej od żałosnej pikselozy i „wkurwiających” lagów, nie mówiąc już o tym, że bardzo odległej od znanych z realu przedsiębiorczych januszy. Cyberżulerka pojawia się więc jak das Unheimliche, bezlitośnie rozrywa porządek czystej sztuki cyfrowej, w centrum procesów twórczych stawiając estetykę Hunów najeżdżających nadbałtyckie kurorty i Dżesik, beneficjentek programu 500+, którą liberałowie tolerować mogą w działaniach artystycznych jedynie na prawach niezobowiązującej gry. Radykalne dowartościowanie hardwareʼu i mocna krytyka głębokiej, mimowolnej immersji już nie wystarczają: aby swobodnie korzystać z softwareʼowych przywilejów, najpierw należy potraktować hardware najszerzej, jak to możliwe, rozciągając go na całą sferę społecznej produkcji i wskazując tym sposobem na procesy alienacji technologii i technologicznej alienacji:
JAK TO SIĘ W OGÓLE STAŁO JESZCZE PARĘ GODZIN TEMU BYŁEM PRZEDSIĘBIORCZYM MŁODYM CZŁOWIEKIEM A TERAZ SIEDZĘ
PRZED JAKIMŚ KOMPEM I ŚMIERDZĘ (s. 51).
Marzenia o wypracowanym za sprawą technologicznego rozwoju świecie z powszechnym dostępem do informacji, łatwym pokonywaniem geograficznych barier i wspólną produkcją wiedzy pozostawać będą fantazmatami klasy średniej tak długo, jak długo hardware w owym szerokim ujęciu istniał będzie w obecnej postaci – a jaką postać przyjmuje dziś społeczny hardware? Opiera się on przede wszystkim na dogmacie absolutnej wolności jednostki: każdy ma prawo do informacji, tak jak każdy ma prawo być głodnym, każdy ma prawo używać komputera, tak jak każdy ma prawo montować komputery. Komentarz Podgórniego do zaistniałej sytuacji jest czytelny i niewiele ma wspólnego z estetyką pustego wygłupu, która jako ponowoczesna etykietka mogłaby doskonale załatwić sprawę: skoro byt określa świadomość, hardware określa software:
GDYBYM NAPISAŁ STATUS KTÓRY WYCIĄGA LUDZI Z BIEDY
.
.
.
.
.
.
TO BYM GO SOBIE POLAJKOWAŁ (s. 13)
Omawiając książkę Podgórniego, koniecznie uwzględnić trzeba kwestie odnoszące się do specyficznych warunków jej powstania – nie mam jednak zamiaru zestawiać „Pamiętnych statusów” z innymi publikacjami złożonymi w podobny sposób, tzn. powstałych jako zbiór facebookowych statusów (myślę choćby o „Całe życie z moim ojcem” Julii Szychowiak), jeśli bowiem istnieje coś, co łączy te tomy, to jest to jedynie fakt, że zawierają one teksty, które zmieniły swój status statusu na status quasi-wiersza czy małej prozy, uwidaczniając tym samym absurdalność i zamierzchłość przywołanych kategorii, trudno zatem mówić o jakiejś nowej tendencji natury „artystycznej” – dotyczyłaby ona raczej strategii wydawniczej. Konieczność, o której wspominam, wiąże się z zagadnieniem poruszonym przez Puldziana w posłowiu do nowej publikacji Rozdzielczości Chleba – myślę o typowym dla późnej nowoczesności „grodzeniu” – analogicznym do tego, jakie miało miejsce w czasie XVIII i XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej – wspólnych dóbr intelektualnych, będącym jednym z filarów kapitalizmu finansowego. Grodzenie statusów, jeszcze niedawno beztrosko pasących się na wirtualnych chmurkach, jakiego dokonuje Podgórni, podporządkowane jest zgodnie ze słowami redaktora Puldziana „ekonomii patafizycznej”, bo choć indywidualizuje, precyzuje kwestię autorstwa tekstów (a jak skądinąd wiemy, kartezjańskie cogito jest dobre dla reeboka), ostatecznie nie uderza przecież w dobrowspólny charakter tekstów, nie ogranicza dostępu do nich, nie można więc o nim jednoznacznie powiedzieć, że opiera się na subsumowaniu postowania pod kapitał (inna sprawa, że Facebook już takiej subsumpcji dokonał, nie mieszajmy w to jednak Podgórniego). Grodzenie w formie książki jest raczej kpiarskim, jakby ostentacyjnie nieudanym powtórzeniem gestu, jaki współcześni prominenci kogni-rentierstwa wykonują w celu zawłaszczenia nieograniczonych pod względem ilościowym dóbr wyprodukowanych przez General Intellect, patafizycznym właśnie utwierdzeniem liberalnego aksjomatu własności prywatnej: „Szczęśliwie, współczesne sieci globalnej koordynacji współpracy pozwoliły nam na ogrodzenie wymownej swobody uprzężą publikacji” (s. 46). Cieszmy się więc, róbmy start-upy.
Łukasz Podgórni: „Pamiętne statusy”. Hub Wydawniczy Rozdzielczość Chleba. Internet/Kraków 2016.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |