ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (316) / 2017

Bartosz Marzec,

POETYKA NADMIARU (SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ)

A A A
Kiedy w 2014 roku wydawnictwo Prószyński i S-ka opublikowało książkę „Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki”, jej autorka, Violetta Ozminkowski, prawdopodobnie nie spodziewała się, że już niebawem filmowcy skorzystają z zawartej tam sugestii, że perypetie związane z wydaniem „Sztuki kochania” zasługują na ich zainteresowanie. Prawa do ekranizacji biografii nabył producent Piotr Woźniak-Starak, a scenariusz napisał Krzysztof Rak, z którym Woźniak-Starak współpracował przy okazji obsypanych nagrodami „Bogów”. Film wyreżyserowała Maria Sadowska, twórczyni „Dnia kobiet”. Tuż przed walentynkami „Sztukę kochania” zobaczyło przeszło milion widzów. Michalina Wisłocka ponownie trafiła na języki Polek i Polaków.

Istotnie, można odnieść wrażenie, że postać seksuolożki przyćmiła film. Dodajmy: seksuolożki niegdyś słynnej, a pod koniec życia zapomnianej, borykającej się z biedą i samotnością. „Przez ostatnie lata utrzymywała się ze skromnej emerytury, która nie wystarczała na życie” – wspomina w „Dużym Formacie” Zbigniew Izdebski, przyjaciel i uczeń Wisłockiej (Izdebski 2017). „Rozmawialiśmy przez telefon, ale to za mało” – dodaje inny seksuolog, Andrzej Jaczewski (Jaczewski 2017). Ten wspomnieniowy ton nie jest jednak dominujący w trwającym właśnie przywracaniu świadomości zbiorowej postaci Wisłockiej. Przede wszystkim zaczęła ona wzbudzać kontrowersje – na nowo.

Trudno nie docenić wpływu pracy Wisłockiej na poprawę jakości życia seksualnego Polek (i Polaków również) czy wkładu w rozwój wiedzy o antykoncepcji i świadomym macierzyństwie.  Nadwątliła tabu, jakim obłożony był seks. Wysoko postawiony urzędnik z filmu Sadowskiej konsekwentnie skrywa słowo „seks” pod eufemizmem „te sprawy”; o ówczesnej atmosferze Ozminkowski pisze natomiast tak: „W tamtych czasach obiegała Warszawę anegdota, że towarzysz Władysław Gomułka rzuca bamboszami w telewizor: jednym, gdy widzi »Kabaret Starszych Panów«, a obydwoma, gdy widzi roznegliżowaną Kalinę Jędrusik z charakterystycznym omdlałym spojrzeniem, jakby przed chwilą skończyła »to« robić” (Ozminkowski 2014). Trawestując sekretarza POP-u z „Przygody na Mariensztacie”, miłość to nie była taka inicjatywa prywatna, która mieściła się w ówczesnych planach gospodarczych.

Z drugiej jednak strony, „Sztuka kochania” została opublikowana ponad 40 lat temu –  we współczesnej nauce to wystarczająco długo, żeby zostać antykiem. I rzeczywiście, seksuologia rozwinęła się, opublikowano nowe, bardziej aktualne poradniki, pojawił się internet, a z nim łatwy dostęp do wiedzy. Zmieniła się też obyczajowość Polek i Polaków. Dziś w książce Wisłockiej szczególnie razi powielanie oraz utrwalanie stereotypów genderowych, na przykład związanych z podziałem ról w małżeństwie. Wprawia w zdumienie i bulwersuje usprawiedliwienie mężczyzn, którzy dopuszczają się gwałtów, oraz stygmatyzowanie ich ofiar jako co najmniej współwinnych (sic!). Niektóre tłumaczenia Wisłockiej jako żywo przypominają niedawną linię obrony gwałciciela Brocka Turnera (por. Kozakoszczak 2016). Mimo niewątpliwych zasług Wisłockiej dla ewolucji kultury seksualnej w Polsce w latach 70. i 80., horrendalną niedorzecznością jest postrzeganie tej seksuolożki i ginekolożki jako potencjalnej ikony współczesnych kobiet.

Twórcy filmu gładko przechodzą obok tych kontrowersji (podobnie zresztą jak Ozminkowski w swojej książce). Ostatecznie, nie powinno to jednak stanowić zarzutu – filmowcom przysługuje twórcza swoboda, a całościowym opisem biografii zajmują się historycy i dokumentaliści. Taka selektywność posłużyła „Bogom”, w których Rak skupił się na perypetiach związanych z pierwszym udanym przeszczepem serca. Nie brnął w szczegóły życiorysu Religi, a syntetyczność jego scenariusza w połączeniu z gatunkową biegłością Łukasza Palkowskiego dała rewelacyjny efekt. Niestety, w filmie o Michalinie Wisłockiej Rak zdecydował się na inną kompozycję fabuły.

Być może chciał w ten sposób uniknąć zarzutów o wtórność, wszak uproszczone biografie obojga lekarzy są w gruncie rzeczy podobne. Oto bowiem bohater wyrusza w drogę, na której napotyka liczne trudności, a pokonując je, przyczynia się do poprawy życia społeczności. W „Sztuce kochania” jest zresztą rewelacyjna scena, w której Wisłocka, wchodząc po schodach budynku Komitetu Centralnego, mija postać do złudzenia przypominającą Religę. Kamera Michała Sobocińskiego pokazuje bohaterów z góry, nie widać więc twarzy mężczyzny. Można natomiast zobaczyć charakterystyczny szary garnitur i bujne włosy, słychać też niepowtarzalny głos Tomasza Kota, w jakiś tajemniczy sposób zarazem nabożny i filuterny. Bohaterowie, uchwyceni w mitopoetyckiej drodze, w przestrzeni przeciwnika, zamieniają dwa słowa: Wisłocka pyta schodzącego Religę o kierunek. Kto chce zobaczyć w tej scenie odwołanie do Campbellowskiego monomitu, ma ku temu pełne prawo. Skojarzenia filmowych historii o Relidze i Wisłockiej z popularnym podręcznikiem dla scenarzystów autorstwa Christophera Voglera – wydanym w Stanach Zjednoczonych na początku lat 90. – też są jak najbardziej zasadne (tym bardziej, że w 2009 roku ukazał się jego polski przekład).

O ile „Bogowie” charakteryzują się syntetyczną, emocjonującą, poprowadzoną liniowo narracją, o tyle w „Sztuce kochania” mamy już do czynienia z chaosem. Zamiast skupić się na fragmencie biografii Wisłockiej, szczególnie na perypetiach związanych z wydaniem poradnika, twórcy niepotrzebnie brną w wątki poboczne. Oglądamy więc epizody wojenne na czele z pracą „karmicielki wszy”, są odniesienia do pracy naukowej Wisłockiej, a także liczne szczegóły z życia rodzinnego bohaterki. Właściwie wszystkie te wątki są ciekawe i stanowią wartościowy materiał – ale na zupełnie inny film. Jak część z nich ma się do problemów z wydaniem „Sztuki kochania”? Trudno powiedzieć. Jakby tego było mało, owe wątki poboczne zostały wprowadzone za pomocą dość długich retrospekcji. Kiedy więc widz ma szansę zaangażować się w główny nurt narracji, pojawiają się sekwencje z przeszłości Wisłockiej: czy to z czasu jej pracy naukowej w Białymstoku, czy to z życia rodzinnego i towarzyskiego. Krzysztof Rak uniknął zarzutów o scenopisarską wtórność – „Sztuka kochania”, mimo pewnych podobieństw, nie jest nową odsłoną „Bogów”. Paradoksalnie, trochę szkoda.

LITERATURA:

Z. Izdebski: „»Sztuka kochania« Michaliny Wisłockiej powstała przede wszystkim dla kobiet. Rozmowa z prof. Izdebskim”. Wywiad przepr. B. Aksamit. 2017. http://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,21268772,sztuka-kochania-michaliny-wislockiej-powstala-przede.html.

A. Jaczewski: „Bo to fajna kobieta była. O Michalinie Wisłockiej mówi prof. Jaczewski, seksuolog i pediatra”. Wywiad przepr. Bożena Aksamit. 2017. http://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,21268774,bo-to-fajna-kobieta-byla-o-michalinie-wislockiej-mowi-prof.html.

V. Ozminkowski: „Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki”. Warszawa 2014.

A. Kozakoszczak: „Dwadziescia minut vs dwadzieścia lat Brocka Turnera”. 2016. http://feminoteka.pl/dwadziescia-minut-vs-dwadziescia-lat-brocka-turnera.
„Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”. Reżyseria: Maria Sadowska. Scenariusz: Krzysztof Rak. Zdjęcia: Michał Sobociński. Obsada: Magdalena Boczarska, Eryk Lubos, Justyna Wasilewska, Piotr Adamczyk i in. Produkcja: Polska 2017, 117 min.