ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (79) / 2007

Dominik Sołowiej, Paweł Huelle,

NIE PISZĘ DLA AKWIZYTORÓW I POLITYKÓW

A A A
Z Pawłem Huelle, autorem „Ostatniej Wieczerzy” rozmawia Dominik Sołowiej
Dominik Sołowiej: Jaki jest Pana stosunek do sztuki współczesnej? Czy jest tak jednoznacznie źle, jak mówi Pan w swojej książce? „Napisałem tę powieść w obronie pewnego rodzaju sztuki – stwierdził Pan w jednym z wywiadów. O jaką twórczość chodzi?

Paweł Huelle: Chodzi mi o sztukę, która odwołuje się do ludzkich emocji zarówno w sferze społecznej, jak i duchowej, archetypicznej, dawniej powiedziałoby się – metafizycznej. Dziś króluje – zwłaszcza w mediach – antysztuka, zwana postsztuką. Manzoni zamyka w puszce własny kał, a prestiżowe galerie to kupują i wystawiają. Ktoś inny filmuje artystkę, która wyciąga sobie z waginy lalkę. To zupełnie nieoryginalne, w dodatku nudne i prostackie. Tylko taką sztukę wyśmiewa moja książka.

D.S.: Dziwnie wygląda Gdańsk, w którym obok kościołów stoją meczety, wybuchają bomby, roi się od oddziałów policji. Czy rzeczywiście Gdańsk może wyglądać tak za kilka lat? Czy wizja terroryzowanego miasta była książce potrzebna? Czy pasuje do „Ostatniej Wieczerzy”, do rozmów o współczesnej sztuce i literaturze?

P.H.: Dziś, nawet bez zamachów terrorystycznych, korki są tak gigantyczne, że odcinek dziesięciu kilometrów przejedzie pan szybciej na rowerze, niż samochodem. O czym tu więc dyskutować? Nawet zwykły fałszywy alarm – jak w warszawskim metrze – to chaos niewyobrażalny. Ponadto wprowadzam wątek islamistyczny nie jako zapowiedź nieuchronnej konfrontacji, lecz jako ostrzeżenie, pytanie.

D.S.: Napisał Pan powieść modernistyczną, przenikniętą klimatem wielkich narracji. Odnajduje Pan wspólny mianownik wielu historii, splata życiorysy, wspomnienia, sny. Poruszanie się w tym świecie nie jest sprawą prostą. „Ostatnia Wieczerza” to nie „Weiser Dawidek”. O jakim czytelniku myślał Pan, pisząc swoją najnowszą książkę?

P.H.: Inteligentnym, w miarę wykształconym. Takim, który nie znosi monotonii i lubi przenosić się z jednej przestrzeni w inną. Tak przynajmniej skonstruowana jest ta powieść.

D.S.: W książce wielokrotnie pojawia się Jerozolima. Dlaczego tak silnie zawładnęła ona Pana wyobraźnią?

P.H.: Jerozolima jest miastem zarówno świętym, jak magicznym. Po tych samych skałach stąpali Abraham, Mahomet, Jezus. Jeśli to nie wystarcza – jest także miastem o nadzwyczajnej urodzie. Mógłbym całymi dniami stać na Górze Oliwnej i patrzeć – przez ogród Getsemani i Dolinę Cedronu – na jej potężne mury, wieże minaretów, kopuły synagog, wieże kościołów. Sądzę, że to miejsce naprawdę wybrał Bóg, tylko nie zawsze potrafimy – jako ludzie – dostrzec to i uszanować.

D.S.: „Ostatnia Wieczerza” to w jakimś stopniu książka o polskiej religijności, religijności spod znaku księdza Jankowskiego i ojca Rydzyka. Jest z nami aż tak źle, jak Pan pisze?

P.H.: Mówię tyle: katolicyzm spod znaku Monsignore i ojca dyrektora jest dzisiaj silny, arogancki, popierany przez co najmniej połowę episkopatu. Słowem – ofensywnie dominuje. Natomiast cichy katolicyzm intelektualny dawnych Lasek, „Więzi”, „Znaku”, „Tygodnika Powszechnego” – popierany niegdyś przez samego Wojtyłę – dziś jest w odwrocie. Przestał odgrywać dominującą rolę formacyjną. Opluwany, oskarżany o „katolewicę”, o masońskie i żydowskie koneksje – powoli schodzi do katakumb.

D.S.: W Pana dotychczasowej twórczości nie było jeszcze tak współczesnej książki. Czy dotąd nasza polska rzeczywistość nie była wdzięcznym tematem? Co się zmieniło?

P.H.: Nic się nie zmieniło. Po prostu miałem ochotę na taką książkę. Tylko głupkowaci krytycy wiedzą, o czym „teraz trzeba pisać”. Ja piszę o tym, o czym chcę, co w danym momencie mnie interesuje.

D.S.: Pana książkę rozpoczynają słowa Michała Jurkowskiego: „Historyję tę autor, który ją napisał, tak chciał mieć w imionach ukrytą, że nawet kraju, w którym się stała, nie chciał wyrazić dla wielkiej szkarady, która się w niej stała...” Dlaczego ten właśnie cytat? Michał Jurkowski to Pan? Czy możemy mówić o jakiejś współczesnej szkaradzie?

P.H.: Michał Jurkowski był ciekawym pisarzem, a przy tym Jezuitą, księdzem, erudytą w XVIII wieku. Czy sądzi pan, że obecny czas to dolce vita i nieustanny, radosny, infantylny talk-show połączony z promocją do raju – kapitalistycznego? Tak zdaje się uważać wielu akwizytorów i polityków. Ale ja nie piszę dla akwizytorów i polityków, tylko dla ludzi wrażliwych, którzy – podobnie jak ja – czują, że coś nam umknęło z rąk. Coś ważnego. Książka usiłuje poszukiwać zagubionych w pogoni za sukcesem wartości. Prostych i elementarnych. Tak, sądzę, że dzisiaj jest bardzo szkaradnie.

D.S.: Kogo dziś z przyjemnością czyta Paweł Huelle?

P.H.: Jak zawsze: Eliota, Rilkego, Czechowicza, Yeatsa, Kawafisa, Holderlina. Jak pan widzi – samych poetów. W zupełności mi wystarczają.

D.S.: Trudno nie zapytać autora „Ostatniej Wieczerzy” o „Kod Leonarda da Vinci”. Skąd popularność tej książki? Jak ma Pan zdanie o niektórych „rewelacjach” związanych z życiem Chrystusa?

P.H.: Nie mam nic wspólnego z „Kodem”. A rzekomo tajemna wiedza tam podana – zawsze wywołuje wśród publiki dreszczyk. Tak jak – nie przymierzając – Talibowie w Klewkach. O sprawach niemożliwych do rozjaśnienia wolę milczeć. Mój narrator analizuje natomiast realne, wielokroć powtarzane wersety z Ewangelii i na nich się opiera w swoich rozważaniach.

D.S.: Dziękuję za rozmowę.