WIERSZE
A
A
A
ślad
to wkucie w przeszklenia. albo reszta rozbita
w nominałach światła. kroi się ciąg powtórzeń.
krakanie. wychodzę z kadru przez ból, psując tło
fabularyzowane. rzecz jest o dochodzeniu, deja vu
w przekrwionych milach, przez wątki odebrane siłą
nieważkości. nie pytali: czy ciało nosi znamiona?
surowców wtórnych. w uszkodzonym pokrowcu
fabrycznie – z surowicy imienia – wycieka i rośnie
w interpretacji chóru niechciana, wyparta po skazę.
pierwotna, potworna prawda? krzepliwość w szmatę.
gorliwi w służbie usuwają starannie linie papilarne.
nierokujące? paznokcie i włosy w utylizacji, ruch
w deklinacji, w niszczarce podanie o przywrócenie:
rozkład – układ? smarowany wazeliną, na sinym ciele
rozrastają się kolonie sinic. noc kryje. ugory zalesione
pod samo-sądny wyrąb. przez się – unicestwienie
ciśnie się na wygłodzone w śpiewie usta, dominuje
motto klątwy, jad kiełbasiany, broń, kosmetyk -
trwa rekonstrukcja. ostatnie drgania wygładzone,
wyciszone od lepszej reszty. bilonem lat świetlnych
nie wskrzesisz mnie w poświacie przydymionej
przetopiona w ołów chwytam kontrast. przechylam
pod kątem wynurzeń, przebarwień. jakby w ziemi
zgrzyt narzędzi, puszek, szelest folii – publiczność
wychodzi,
to ślad, że w środku – coś się zaczyna.
krótki wiersz o miłości
miłość przekarmiła się naiwnością. znoszę wyrzeczenia. zwyrodnienia
pamięci. poza zasięgiem ciała: obce w ruchu odwróconym. nieprzytomne
ptaki – w zasięgu wypalonej trawy. miłość odchodzi przez roztargnienie
i ciężar. prochu mgliste konstrukcje – w nich procesje, obecnych inaczej
jak plamy siarki w oczach – te momenty panowania ciszy i znamiona
rozrastają się: otępienia, dysfunkcje, rozkład – miłość opowiada
anegdoty o zmarłych. przerośnięte niemowlę ssie zwęglony palec.
nienazwani tworzymy napięcia
w prześnieniach, w płytkich opóźnieniach na złączach
tańczymy lunatyczni. nierozróżnialni wsiąkamy w tło. tu
szelest skrzydeł zagęszcza się – ćmy spoczywają w ustach,
dając świadectwo temu, co jest w nas jasne. szukamy ujścia
i wycofujemy się – z mocą dalekobieżnych przebarwień
zastygamy w odłamkach ciemności.
i nic nam do tego – nie dodano, prócz tej krwawej rysy
przez stałą ekspozycję znikającego obrazu.
to wkucie w przeszklenia. albo reszta rozbita
w nominałach światła. kroi się ciąg powtórzeń.
krakanie. wychodzę z kadru przez ból, psując tło
fabularyzowane. rzecz jest o dochodzeniu, deja vu
w przekrwionych milach, przez wątki odebrane siłą
nieważkości. nie pytali: czy ciało nosi znamiona?
surowców wtórnych. w uszkodzonym pokrowcu
fabrycznie – z surowicy imienia – wycieka i rośnie
w interpretacji chóru niechciana, wyparta po skazę.
pierwotna, potworna prawda? krzepliwość w szmatę.
gorliwi w służbie usuwają starannie linie papilarne.
nierokujące? paznokcie i włosy w utylizacji, ruch
w deklinacji, w niszczarce podanie o przywrócenie:
rozkład – układ? smarowany wazeliną, na sinym ciele
rozrastają się kolonie sinic. noc kryje. ugory zalesione
pod samo-sądny wyrąb. przez się – unicestwienie
ciśnie się na wygłodzone w śpiewie usta, dominuje
motto klątwy, jad kiełbasiany, broń, kosmetyk -
trwa rekonstrukcja. ostatnie drgania wygładzone,
wyciszone od lepszej reszty. bilonem lat świetlnych
nie wskrzesisz mnie w poświacie przydymionej
przetopiona w ołów chwytam kontrast. przechylam
pod kątem wynurzeń, przebarwień. jakby w ziemi
zgrzyt narzędzi, puszek, szelest folii – publiczność
wychodzi,
to ślad, że w środku – coś się zaczyna.
krótki wiersz o miłości
miłość przekarmiła się naiwnością. znoszę wyrzeczenia. zwyrodnienia
pamięci. poza zasięgiem ciała: obce w ruchu odwróconym. nieprzytomne
ptaki – w zasięgu wypalonej trawy. miłość odchodzi przez roztargnienie
i ciężar. prochu mgliste konstrukcje – w nich procesje, obecnych inaczej
jak plamy siarki w oczach – te momenty panowania ciszy i znamiona
rozrastają się: otępienia, dysfunkcje, rozkład – miłość opowiada
anegdoty o zmarłych. przerośnięte niemowlę ssie zwęglony palec.
nienazwani tworzymy napięcia
w prześnieniach, w płytkich opóźnieniach na złączach
tańczymy lunatyczni. nierozróżnialni wsiąkamy w tło. tu
szelest skrzydeł zagęszcza się – ćmy spoczywają w ustach,
dając świadectwo temu, co jest w nas jasne. szukamy ujścia
i wycofujemy się – z mocą dalekobieżnych przebarwień
zastygamy w odłamkach ciemności.
i nic nam do tego – nie dodano, prócz tej krwawej rysy
przez stałą ekspozycję znikającego obrazu.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |