ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (326) / 2017

Zuzanna Sokołowska,

W STREFIE MROKU (WITOLD KANICKI: 'UJEMNY BIEGUN FOTOGRAFII')

A A A
Witold Kanicki to wytrwały naukowiec, który zgłębiając wybrane przez siebie zagadnienia, stwarza zupełnie nowe perspektywy badawcze. Kanicki jest historykiem sztuki, krytykiem, kuratorem oraz wykładowcą Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, Zürcher Hochschule der Künste i Warszawskiej Szkoły Fotografii. Zagadnieniem negatywów i ich miejscem w sztuce zainteresował się w 2005 roku, kiedy spotkał Jana Berdyszaka, wybitnego polskiego artystę, który w swojej fotograficznej twórczości podejmował problem negatywowości. Tak narodziła się praca doktorska Kanickiego „Negatywowy opis rzeczywistości w nowoczesnej twórczości artystycznej”, napisana pod kierunkiem profesora Tadeusza J. Żuchowskiego. Pokłosiem tej dysertacji jest książka „Ujemny biegun fotografii”, która bez wątpienia wypełnia lukę w badaniach negatywów, a przede wszystkim nad ich historią, znaczeniem, obecnością we współczesnej popkulturze, filmie oraz sztuce. Trzeba przyznać, że Kanicki napisał niezwykle oryginalną, pasjonującą książkę o fotografii. Od pierwszego zdania pochłania ona czytelnika, który po lekturze diametralnie zmienia podejście do negatywu, traktowanego najczęściej jako nic nieznacząca forma przechodnia w procesie tworzenia się obrazu. Choć dziś trzeba by już mówić o wymierającej fotografii analogowej, którą bezpardonowo zastąpiła fotografia cyfrowa, dla której pojęcie negatywu zdaje się już zupełnie nie istnieć.

Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że powstanie procesu negatywowo-pozytywowego przypisuje się Williamowi Henry’emu Foxowi Talbotowi, który traktował negatyw jako coś naturalnego, dopuszczalnego, jeśli chodzi o konwencję fotograficzną. Talbot twierdził zresztą, że negatywy to tak naprawdę najbardziej wyrazisty obraz, doskonalszy od pozytywu (s. 30). „Negatywy są ostrzejsze, gdyż są bezpośrednio zdjęte (ang. directly taken) z przedmiotu rzeczywistego, podczas gdy odbitki pozytywowe stanowią jedynie wtórne i niedoskonałe kopie tych pierwszych” (s. 30-31) – podkreśla Kanicki, powołując się na twierdzenia Talbota w zakresie definiowania negatywów.

Autor w swojej książce zwraca uwagę na brak polskich źródeł, które wyczerpująco opisywałyby historię tego rodzaju fotografii. W publikacji najczęściej przytacza teksty badaczy francuskich i angielskich, z którymi polski czytelnik bez wątpienia może mieć do czynienia po raz pierwszy. A są to między innymi publikacje Barbary Babcock, Geoffreya Batchena i Amy Lyford. Sporo miejsca Kanicki poświęca etymologii słowa „negatyw”, a także sposobom odczytywania odwróconych tonalnie klisz, które tworzą osobny język związany z tym, czym tak naprawdę tego rodzaju obraz jest. Najczęściej kojarzy się on z czymś nieczytelnym, niedokładnym, niebędącym odzwierciedleniem rzeczywistości. Negatyw to po prostu „obraz na opak”, powidok realności, ukrytej w sferze cienia. Zupełnie inaczej proces patrzenia przebiega w przypadku spoglądania na pozytyw, któremu automatycznie przypisuje się realność, prawdziwość. Dla Kanickiego istotne stają się „relacje między fotografią a rzeczywistością widzianą, ulegające transformacji za sprawą wprowadzenia negatywu do obszaru rozważań” (s. 36). Podkreśla także, że największą słabością słownikowych definicji tych odbitek jest przypisywanie im podrzędnych wartości wobec pozytywu, a także pominięcie fotograficznej konwencji negatywu. „Słowo pozytyw analogicznie do pojęcia negatyw zapożyczono do fotografii z terminologii naukowej. Słowo pozytywny ma takie synonimy jak konwencjonalny, ustanowiony normą ludzką. W związku z tym negatywny – jako antonim tego terminu – rozumieć można jako niekonwencjonalny i sprzeczny z powszechnie ustanowionymi normami (s. 33)” – pisze Kanicki. W związku z tym najprawdopodobniej zepchnięcie na margines zainteresowań związanych z negatywem tkwi tak naprawdę w samej etymologii słowa, w którym drzemie potencjał negacji, a tym samym odrzucenia. Istotnym aspektem tego stanu rzeczy jest także wizualny odbiór tego rodzaju obrazów, która wymaga od oglądającego dodatkowych umiejętności rozszyfrowania takiej fotografii. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ zdarza się, że taki sam obraz w negatywie i pozytywie znacznie się od siebie różni, co wpływa także na kontekst znaczeniowy wizualnych przedstawień. Oczywiście duży wpływ na to zjawisko ma także inwersja tonalna oraz inwersja kierunkowa.

Autor „Ujemnego bieguna fotografii”, starając się rzucać nowe światło na to, czym stają się negatywowe odbitki, posługuje się metodami badawczymi charakterystycznymi dla definiowania fotografii pozytywowej. Dużo miejsca poświęca formalnym aspektom negatywów, które stają się dla niego „faksymilami rzeczywistości”. Kanicki opisuje także historyczne procesy, dzięki którym sztuka negatywu stała się coraz bardziej popularna wśród artystów, wykorzystujących je w swojej własnej twórczości. Miało to oczywiście związek z rozpowszechnianiem się fotografii analogowej, a co za tym idzie, samego procesu tworzenia się zdjęć oraz prywatnych eksperymentów z obrazem. Jerzy Lewczyński, jeden z najwybitniejszych polskich fotografów twierdził, że powolny proces oswajania się z negatywami wyrabia wrażliwość odbiorców obcujących ze zdjęciami (s. 59). Negatywami był także zafascynowany Zdzisław Beksiński, przed którym odkrywały one swój magiczny, wizualny potencjał. Jednak Kanicki podkreśla, że dziś nie brak „wizualnych analfabetów, którzy nie potrafią odczytać negatywowych fotografii i komunikatów” (s. 59). „Wciąż pozostaje w mocy powtarzane w różnych publikacjach zdanie Moholy-Nagy’a: To nie osoba nieświadoma pisma, ale raczej ignorant fotografii będzie analfabetą przyszłości” (s. 59). Ów analfabetyzm oczywiście związany jest z nieumiejętnością wizualnej interpretacji. Stwierdzenie węgierskiego artysty zwłaszcza dziś przyjmuje jeszcze intensywniejsze znaczenie, ponieważ w dobie fotografii cyfrowej bardzo rzadko można mieć do czynienia z negatywem. Zalewające internet i portale społecznościowe kadry, w tym oczywiście słynne „selfie”, stają się właśnie przykładem fotograficznej ignorancji, w której nie ma miejsca na głębszą refleksję nad oglądanym obrazem. Można odnieść wrażenie, że tego rodzaju zdjęcia stały się pustym komunikatem, bez żadnego konkretnego znaczenia, wizualnym bełkotem, dalekim od archetypicznego języka fotografii.

Bardzo ciekawym rozdziałem w książce Kanickiego staje się „Płeć negatywu”. Opisywane są w nim działania artystów takich jak Hans Bellmer, László Moholy-Nagy, Man Ray, Aleksander Rodczenko czy Franz Roh i Maurice Tabard. Autor zwraca uwagę na zupełnie inną rolę negatywowych aktów kobiecych, dalekich od dosłownego przestawiania ciała. „Owa odmienność była wynikiem inwersji tonalnej, wpływającej na kształt prezentowanego ciała, sugestię koloru skóry, iluzyjność i bezpośredniość ukazanego widoku oraz relację pomiędzy widzem a oglądanym przez niego ciałem” (s. 207) – stwierdza Kanicki. Negatywowe akty pozbawione są seksualnego potencjału, nie budzą erotycznych skojarzeń, a co najistotniejsze poniekąd cenzurują kobiece ciało, które tak naprawdę na kliszy staje się nierealne, wyobcowane, dalekie od jakiejkolwiek chęci pożądania. Wyrywają się one tym samym spod rygoru spojrzenia vouyera-podglądacza, zawłaszczającego wzrokiem oglądane ciało oraz wszystkie jego szczegóły czy niedoskonałości. Tym samym tego rodzaju akty zyskują zupełnie inny status – cielesność ukryta jest w sferze cienia, fotograficznego mroku, utrwalonego na kliszy. Kanicki podkreśla, że negatywowe spojrzenie na kobiece ciało pokazuję inną, alternatywną wobec męskiej narracji obserwację oraz stanowi próbę podjęcia dialogu z kontrolującą i porządkującą funkcją pozytywowej rzeczywistości.

Książka Witolda Kanickiego „Ujemny biegun fotografii” to bez wątpienia pozycja must-read dla każdego, kto interesuje się fotografią, a także dla historyków sztuki, których publikacja ta może zachęcić do podjęcia własnych badań w zakresie negatywu. Wielkim atutem stają się także reprodukcje zdjęć oraz przebogata bibliografia. Dzięki wnikliwej, niezwykle erudycyjnej i fascynująco napisanej książce Kanickiego ciemne odbitki przestały być pewnego rodzaju terra incognita. Stały się nieodłącznym, wręcz obowiązkowym elementem fotografii i przede wszystkim sztuki. Miejmy nadzieję, że tego rodzaju badań będzie coraz więcej. Ponieważ jeszcze dużo tajemnic można odnaleźć w strefie negatywowego cienia, dla którego Kanicki stworzył zupełnie nową przestrzeń, uczącą zrozumienia i umiejętnego odczytywania fotograficznych obrazów.
Witold Kanicki: „Ujemny biegun fotografii. Negatywowe obrazy w sztuce nowoczesnej”. Wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Gdańsk 2016 [seria: Fotografia].