ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (327-328) / 2017

Maja Baczyńska, Joanna Szymala,

NIE MA DZIECI I DOROSŁYCH, SĄ LUDZIE

A A A
Maja Baczyńska: Muszę zapytać. Kobieta-kompozytor. Czy wciąż jeszcze pokutuje pogląd, że to bardziej „męski” zawód, czy te czasy są już dawno za nami?

Joanna Szymala: Według mnie stwierdzenie, że kompozytor czy dyrygent to męski zawód, jest już zdecydowanie nieaktualne. Jest wiele szeroko znanych wybitnych artystek, których utwory cenione są zarówno w Polsce, jak i zagranicą. Zapraszane są na liczne festiwale i koncerty. Oczywiście bardzo cieszy mnie ten fakt. Wbrew niektórym, niestety, wciąż powtarzającym się opiniom, uważam, że kobiety posiadają niezwykłą wewnętrzną siłę twórczą. Czasem wydaje mi się, że od kompozytorek oczekuje się nieco więcej, właśnie ze względu na ten niefortunny, wymierający już na szczęście, stereotyp o przewadze mężczyzn w zakresie kompozycji. Mam nadzieję, że jest to złudne wrażenie, a grono kobiet-kompozytorów będzie się stale powiększać.

M.B.: Pieśni dziecięce. Zadanie niby proste, a jednocześnie trudne. Jak doszło do nawiązania współpracy między Tobą a Joanną Freszel?

J.S.: Przed realizacją projektu nie znałam Joasi Freszel osobiście. Oczywiście słyszałam kilka jej występów, znałam ją jako artystkę. To Szymon Bywalec – dyrygent Orkiestry Muzyki Nowej, zadzwonił do mnie w sprawie wzięcia udziału w projekcie. Kilka dni później telefonicznie skontaktowała się ze mną Asia, która przedstawiła mi ideę i szczegóły jej pomysłu. Całe przedsięwzięcie wydało mi się bardzo wartościowe i ciekawe z kilku powodów. Przede wszystkim pojawiła się okazja do skomponowania utworu na głos solowy – i to jaki! Do tej pory moje zainteresowania twórcze koncentrowały się wokół muzyki instrumentalnej, głównie z powodu problemu ze znalezieniem odpowiedniego tekstu. Bardzo podoba mi się barwa głosu Joanny Freszel, poza tym jestem też pod wrażeniem jej umiejętności i profesjonalizmu. Dlatego wizja wykonania partii solowej właśnie przez nią była dla mnie niezwykle inspirująca. Ucieszyłam się także, że wykonawcami będą właśnie muzycy Orkiestry Muzyki Nowej, z którą wielokrotnie miałam okazję współpracować. Za każdym razem owa współpraca była bardzo owocna i satysfakcjonująca. Dodatkowo skład orkiestry kameralnej jest mi szczególnie bliski, ze względu na szerokie spektrum możliwości, jakie oferuje. Z jednej strony jest ono na tyle bogate, aby uzyskać nasycone brzmienie orkiestry, z drugiej zaś dysponuje możliwością solistycznego podejścia do każdego z instrumentów. W końcu bardzo ciekawy wydał mi się pomysł stworzenia muzyki do poezji dziecięcej.

M.B.: To było nowe wyzwanie, czy też pisałaś muzykę dla dzieci już wcześniej?

J.S.: Właściwie nie napisałam do tej pory żadnego utworu dla dzieci oprócz kilku opracowań i aranżacji. Więc owszem, było to coś nowego, wymagającego ode mnie szczególnego podejścia. Zwłaszcza, że Asia Freszel jako pomysłodawczyni całego projektu, nie dała konkretnych wytycznych co do kształtu utworu, zostawiła kompozytorom wiele swobody. W swoim utworze postawiłam na kolorystykę i barwę. Moją intencją było stworzenie muzycznej interpretacji tak, aby pobudzała wyobraźnię, szczególnie najmłodszych słuchaczy. Bardzo istotne było dla mnie, aby „Pieśni dziecięce” miały przede wszystkim wartość artystyczną, nie były tylko ilustracją do tekstu. Z jednej strony nie chciałam zbytnio rezygnować ze stylistyki bliskiej mojemu językowi muzycznemu, z drugiej jednak zależało mi na tym, aby utwór był przystępny dla odbiorców, zwłaszcza tych najmłodszych. Chciałam więc stworzyć utwór uniwersalny, nie „jednorazowy”, stąd musiałam dokonać świadomego wyboru środków.

M.B.: A skąd wziął się pomysł na ten konkretny utwór? Jak pracowałaś nad jego formą?

J.S.: Pierwszym krokiem był dobór odpowiednich tekstów. Niestety nie znam osobiście żadnej osoby, która mogłaby napisać tekst specjalnie na potrzeby tego projektu, dlatego pomyślałam o Marii Konopnickiej. Wybór poetki był spowodowany moim osobistym sentymentem do poezji dziecięcej tej autorki, której wiersze były stale obecne w moim dzieciństwie. Dlatego chciałam zaprezentować twórczość poetki nowemu, młodszemu pokoleniu. Maria Konopnicka tworzyła na przełomie XIX i XX wieku, stąd w jej utworach pojawiają się słowa, które obecnie wyszły z użycia. Pomimo to wydaje mi się, że jej wiersze nie tracą na aktualności, a zarówno dzieci jak i dorośli bardzo je lubią. Spośród bogactwa wierszy Konopnickiej wybrałam te związane z przyrodą i pięknem otaczającego nas świata. W pierwszej części utworu „Dzień dobry” zawarta jest wizja poranka. Druga część to opis tego, co dzieje się w lesie. Trzecią część stanowi krótki dialog z tęczą, natomiast ostatnia część, „Dobranoc”, to pożegnanie dnia. Utwór stanowi swego rodzaju muzyczny pejzaż namalowany przy użyciu dźwiękowych farb. Chciałam, aby słuchając mojego utworu, każdy stworzył swoją własną wizję lasu, tęczy i innych opisanych w wierszach zjawisk. Warstwa słowna była więc dla mnie wyznacznikiem formy – widoczna jest klamra pomiędzy skrajnymi częściami, również pod względem muzycznym.

M.B.: Ale słowa mogą podsuwać bardzo konkretne obrazy.

J.S.: Owszem, chciałam je podkreślić odpowiednią harmonią. Starałam się wyszukiwać ciekawe, barwne współbrzmienia, dbając o to, aby nie były zbyt szorstkie i ciemne. Oczywiście jednocześnie oddające sens zawarty w tekście. Chciałam, aby całość utworu była osadzona mniej lub bardziej w konwencji muzyki współczesnej, żeby przybliżać publiczności ten rodzaj ekspresji i wypowiedzi muzycznej. Aby podkreślić polskie oblicze utworu, zastosowałam w nim niektóre elementy muzyki narodowej. Mam tu na myśli rytmy mazurowe czy materiał dźwiękowy charakterystyczny dla poszczególnych regionów Polski, np. skali góralskiej, a także pentatoniki.

M.B.: Wydaje się, że sporo w nim melancholii. Czy uważasz, że dzieci należy traktować trochę jak „mniejszych dorosłych”, czy też szukać w dorosłych ukrytego dziecka?

J.S.: Zgadzam się z obydwoma stwierdzeniami. Według mnie nie ma podziału na dzieci i dorosłych, wszyscy jesteśmy ludźmi. Różnimy się jedynie ilością doświadczenia, wrażliwością. Oczywiście podejście do dzieci zawsze musi być kwestią indywidualną, zależną od konkretnej osobowości i wieku. Jednak wydaje mi się, że powinno się traktować dzieci na równi ze sobą – nie odnosić się do nich „z góry”. Pod względem muzycznym dzieci, często w przeciwieństwie do dorosłych, dobrze reagują na muzykę bazującą na rozszerzonej tonalności czy tzw. atonalną. Są otwarte i ciekawskie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zadaniem dorosłych jest rozwijać i zaspokajać tę ciekawość. Myślę, że dzieci i dorośli powinni się wzajemnie inspirować.

M.B.: A jak Ty czujesz się w towarzystwie dzieci? Co one wnoszą do Twojego życia?

J.S.: Właściwie przez większość życia nie miałam styczności z dziećmi. W mojej rodzinie jest ich bardzo mało, sama własnych jeszcze nie posiadam. Dlatego dopiero niedawno zaczęłam z nimi przebywać i je poznawać. Od czterech lat mam możliwość pracy z dziećmi w szkole muzycznej, jednak są to dzieci starsze, powyżej dziesiątego roku życia. Praca z nimi nie jest łatwym zajęciem, wymaga wiele wysiłku i cierpliwości. Ale jest to praca niezwykle satysfakcjonująca – wspaniale jest obserwować rozwój dzieci. Ciągle zaskakują mnie ich nieograniczona wyobraźnia, niesamowite pomysły oraz energia. Rozbrajająca bywa dziecięca szczerość i prostolinijność. Myślę, że nam dorosłym często brakuje takiej naturalności i luzu. Czasem warto sobie przypomnieć tę beztroskę, choć wiadomo, że nie zawsze jest to łatwe w obliczu obowiązków życia codziennego.

M.B.: A dlaczego warto?

J.S.: Cóż, każdy na pewno ma swoje powody. Sądzę, że taka dziecięca beztroska pomaga od czasu do czasu zdystansować się wobec codzienności i rutyny, pozwala złapać oddech, zajrzeć w głąb siebie i skupić się na tym co ważne. Inną bardzo ważną cechą, którą mają dzieci, a u niektórych zanika z wiekiem, jest ciekawość. To ona stymuluje do ciągłego rozwoju i poznawania świata, więc trzeba ją pielęgnować i stale podsycać.
Fot. Katarzyna Straube.