PRZERAŻA I POWTARZA (WIEDŹMY)
A
A
A
„Wiedźmy” to kolejny już komiks Scotta Snydera ukazujący się na polskim rynku. Amerykański scenarzysta jest tak bardzo eksploatowany przez wydawców, że doczekał się zarówno grona wiernych fanów, jak i tych, którzy z pewną dozą ostrożności podchodzą do jego pisarskich talentów, twierdząc, że słynny autor świetnie zaczyna, lecz nie potrafi równie dobrze zakończyć swoich historii. Zrealizowana wspólnie z Jockiem miniseria o wiedźmach z miasteczka Litchfield to komiks dobry, lecz nie wybitny. Ma świetne momenty, ale chwilami sprawia wrażenie przekombinowanego i ocierającego się o banał.
Scott Synder, jak się okazuje, za młodu przemierzał okoliczne lasy w poszukiwaniu wiedźm, co zainspirowało go do stworzenia historii o tym, jak do małej mieściny sprowadza się rodzina po przejściach, by odnaleźć utracony spokój. Jednak w lasach czai się coś, co ten spokój dość szybko zmąci. Brzmi jak cokolwiek innego spod szyldu horrorów i opowieści z dreszczykiem, jednak amatorzy gatunku powinni być zadowoleni. Akcja zawieszana jest w odpowiednich momentach, groza pojawia się tam, gdzie trzeba, a choć wszystkie zdarzenia, które obserwujemy, wydarzyły się już kiedyś w naszej (odbiorców/czytelników/widzów) świadomości, autorzy zgrabnie podtrzymują klimat historii. Wytrawny koneser komiksu oraz kina grozy może podczas lektury trochę ziewać, ale ten, kto stawia pierwsze kroki w temacie, powinien spędzić czas na obgryzaniu paznokci i zgrzytaniu zębami.
Po stronie plusów tej produkcji na pewno można wymienić oparcie fabuły na kilku płaszczyznach czasowych i zgrabne rysunki, zaś po stronie minusów – rozbryzgowe faktury na rysunkach (zastosowane w zdecydowanym nadmiarze) oraz generalnie niewielką odkrywczość tematu. Ilustracje Jocka podnoszą jakość komiksu, ale nieco psują go wspomniane rozbryzgi. Snyder ma przebłyski oryginalności, ale w „Wiedźmach” zwycięża jednak rzemiosło. Lekkie to, przyjemne, a może i trochę straszne, bo ktoś z MTV News (cytowany na tylnej okładce) stwierdził, że to „najbardziej przerażający komiks, jaki kiedykolwiek czytał”. Naprawdę? Mimo wszystko warto sprawdzić osobiście.
Scott Synder, jak się okazuje, za młodu przemierzał okoliczne lasy w poszukiwaniu wiedźm, co zainspirowało go do stworzenia historii o tym, jak do małej mieściny sprowadza się rodzina po przejściach, by odnaleźć utracony spokój. Jednak w lasach czai się coś, co ten spokój dość szybko zmąci. Brzmi jak cokolwiek innego spod szyldu horrorów i opowieści z dreszczykiem, jednak amatorzy gatunku powinni być zadowoleni. Akcja zawieszana jest w odpowiednich momentach, groza pojawia się tam, gdzie trzeba, a choć wszystkie zdarzenia, które obserwujemy, wydarzyły się już kiedyś w naszej (odbiorców/czytelników/widzów) świadomości, autorzy zgrabnie podtrzymują klimat historii. Wytrawny koneser komiksu oraz kina grozy może podczas lektury trochę ziewać, ale ten, kto stawia pierwsze kroki w temacie, powinien spędzić czas na obgryzaniu paznokci i zgrzytaniu zębami.
Po stronie plusów tej produkcji na pewno można wymienić oparcie fabuły na kilku płaszczyznach czasowych i zgrabne rysunki, zaś po stronie minusów – rozbryzgowe faktury na rysunkach (zastosowane w zdecydowanym nadmiarze) oraz generalnie niewielką odkrywczość tematu. Ilustracje Jocka podnoszą jakość komiksu, ale nieco psują go wspomniane rozbryzgi. Snyder ma przebłyski oryginalności, ale w „Wiedźmach” zwycięża jednak rzemiosło. Lekkie to, przyjemne, a może i trochę straszne, bo ktoś z MTV News (cytowany na tylnej okładce) stwierdził, że to „najbardziej przerażający komiks, jaki kiedykolwiek czytał”. Naprawdę? Mimo wszystko warto sprawdzić osobiście.
Scott Snyder, Jock: „Wiedźmy” („Wytches”). Tłumaczenie: Robert Lipski. Wydawnictwo Mucha Comics. Warszawa 2017.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |