
POZA KWADRATEM (THE SQUARE)
A
A
A
Skandynawska metropolia. Dzień jak co dzień w każdym z większych europejskich miast. Tłumy ludzi spieszące w kierunku miejsca pracy. Nieodłącznym elementem mężczyzn w drogich garniturach i kobiet w eleganckich sukienkach są smartfony; aż dziw, że zapatrzeni w świecące ekrany, są jeszcze w stanie trafić do wyznaczonego celu. Ich rutynę przerywa kobiecy krzyk. Wszyscy odwracają się jak na komendę, żeby po chwili wrócić do swoich spraw; źródła dźwięku zakłócającego harmonię odgłosów miasta nie udało się zlokalizować. Zaraz jednak ofiara sama się pojawia, domagając się pomocy bezpośrednio od dwóch przechodniów. Wkrótce potem znika, zostawiając ich podekscytowanych niecodzienną sytuacją i dumnych ze swojej niby to bohaterskiej interwencji. Szkoda tylko, że przy okazji heroicznego czynu jednego z nich pozbawiono nie tylko spokoju, ale i portfela oraz spinek do mankietów.
Pechowcem okazuje się Christian, przystojny, bogaty i zaprogramowany na sukces dyrektor muzeum sztuki współczesnej. Feralne wydarzenie zbiega się w czasie z rozpoczęciem kampanii promocyjnej najnowszego performance’u, nad którym placówka sprawuje pieczę – tytułowym ,,The Square”. W zamyśle autorki idea projektu jest rzeczywiście wzniosła i szczytna: ,,Ten kwadrat jest azylem zaufania i troski. W jego obrębie mamy równe prawa i obowiązki”. Ruben Östlund nawet przez chwilę nie pozwala jednak wierzyć w możliwość jej ziszczenia; już po zapowiedzi szlachetnego konceptu znudzona widownia zebrana w nowoczesnym wnętrzu muzealnego foyer niecierpliwie odwraca wzrok w kierunku tego, co najciekawsze – bankietowej zastawy.
Pustemu, zakłamanemu i zadufanemu artystycznemu światkowi obrywa się zresztą w ,,The Square” nie raz. Szwedzki reżyser bierze na celownik zarówno twórców i koneserów, jak i pseudoznawców czy PR-owców. Pierwsza część seansu to kalejdoskop celnych obserwacji przesyconych ironią. Najpierw przysłuchujemy się mętnym wyjaśnieniom Christiana, który, siedząc na tle neonowego napisu ,,YOU HAVE NOTHING”, usiłuje wytłumaczyć amerykańskiej dziennikarce znaczenie zawiłego opisu wystawy. Uczestniczymy w konferencji, podczas której widz cierpiący na zespół Tourette’a rzuca przekleństwami w kierunku prowadzących. Przyglądamy się pełnej napięcia scenie, w której pracownik muzeum uważnie operuje zamiatarką, aby nie naruszyć minimalistycznej wystawy złożonej z kilku kopców żwiru. Apogeum satyry na artystyczną klikę staje się spot reklamujący tytułowe przedsięwzięcie, uciekający się do makabrycznych obrazów, okraszonych kontrowersyjnym pytaniem: ,,Jak nieludzką rzecz musisz zobaczyć, żebyśmy przemówili do twojego człowieczeństwa?”.
Niejako na tle powyższego wyzwania rozgrywa się prywatny dramat Christiana, który nieświadomie walczy o zachowanie swojej ludzkiej natury. Perfidnie oszukany i okradziony postanawia rozprawić się ze złodziejami. Scena, w której biega po kilkunastu piętrach bloku mieszczącego się w biednej dzielnicy i roznosi listy zaadresowane do potencjalnych sprawców przestępstwa, znacząco wyróżnia się na tle pozostałych pod względem formalnym. Elementy takie jak wycie psa, płacz dziecka, ciemność czy migająca na korytarzu żarówka znakomicie budują napięcie i podkreślają wagę sytuacji, która wpłynie na dalsze losy bohatera. Już w głośnym przed trzema laty ,,Turyście” Östlund kazał bohaterowi zmierzyć się z konsekwencjami moralnymi odruchu bezwarunkowego, jakim wydawała mu się ucieczka przed nadchodzącą lawiną i pozostawienie na pastwę losu żony oraz dzieci. Tym razem autor ,,Gry” plecie wokół swojego bohatera sieć utkaną z różnych wydarzeń, które mobilizują go do zastanowienia się nad źródłami nieufności i samą jej słusznością.
I nagle podczas seansu przestaje być do śmiechu. Niezauważenie kpiarski pamflet na środowisko związane ze sztuką współczesną płynnie przechodzi w poważniejszy ton niewiary w ludzi. Co rusz powraca też motyw nagminnego żebractwa czy antagonizmów klasowych. Östlund nie popada jednak w tanie moralizatorstwo i każdy zarzut umiejętnie odpiera pozytywnym przykładem. Niekiedy prowadzi przy tym grę z przyzwyczajeniami i doświadczeniami widza: niezadowoloną z ofiarowanej kanapki ubogą kobietę równoważy zaniedbanym mężczyzną w galerii handlowej, który ochoczo pilnuje bohaterowi toreb z zakupami i – chciałoby się krzyknąć: o dziwo! – niczego nie kradnie. A jeszcze niedawno, jak opowiada córkom Christian, rodzice nie bali się nawet wysłać dziecka samego do Kopenhagi; mieli pewność, że obcy ludzie mu pomogą.
Zacietrzewienie Christiana w walce z kochanką o zużytą prezerwatywę (swoją drogą, czy ktoś kiedykolwiek przedstawił podobną sytuację w tak komiczny sposób?) czy nieubłagana postawa w konfrontacji z niesłusznie oskarżonym chłopcem nie mają się więc nijak do wartości, które próbuje przekazać córkom. W końcu jest jednym z tych, którzy na wystawnym przyjęciu, urozmaiconym przez występ nieprzewidywalnego artysty, pokornie spuszczają wzrok i w duchu modlą się, aby przy wyborze kolejnej ofiary nie padło na nich.
Słynna już, pełna napięcia i niezdrowej ciszy, scena stała się powodem rzucanych w kierunku Östlunda oskarżeń (pomimo canneńskiej Złotej Palmy na koncie), jakoby ,,The Square” miało być obliczone na efekt pod tytułem ,,oj, społeczeństwa krajów zachodnich są takie złe i pozbawione empatii”. Warto jednak stanąć w obronie reżysera, który pokazuje niejednoznaczną rzeczywistość i błyskotliwie, z niewymuszoną lekkością i ciętym dowcipem przeplata ze sobą różne aspekty kilku zjawisk charakterystycznych dla współczesnego świata. Scena z nurkującym w stercie śmieci Christianem mogłaby być przecież tylko nachalną metaforą zagubionego człowieka, który stara się odnaleźć sens i jakiś pozytywny element w pełnym niepotrzebnych bodźców życiu. Ma ona jednak zupełnie inny wydźwięk, kiedy przypomina się, że nieufny dyrektor muzeum szuka tylko zużytego kondoma, chcąc w ten sposób uniknąć niechcianego potomka i – po prostu, po ludzku – chronić własna skórę.
Pechowcem okazuje się Christian, przystojny, bogaty i zaprogramowany na sukces dyrektor muzeum sztuki współczesnej. Feralne wydarzenie zbiega się w czasie z rozpoczęciem kampanii promocyjnej najnowszego performance’u, nad którym placówka sprawuje pieczę – tytułowym ,,The Square”. W zamyśle autorki idea projektu jest rzeczywiście wzniosła i szczytna: ,,Ten kwadrat jest azylem zaufania i troski. W jego obrębie mamy równe prawa i obowiązki”. Ruben Östlund nawet przez chwilę nie pozwala jednak wierzyć w możliwość jej ziszczenia; już po zapowiedzi szlachetnego konceptu znudzona widownia zebrana w nowoczesnym wnętrzu muzealnego foyer niecierpliwie odwraca wzrok w kierunku tego, co najciekawsze – bankietowej zastawy.
Pustemu, zakłamanemu i zadufanemu artystycznemu światkowi obrywa się zresztą w ,,The Square” nie raz. Szwedzki reżyser bierze na celownik zarówno twórców i koneserów, jak i pseudoznawców czy PR-owców. Pierwsza część seansu to kalejdoskop celnych obserwacji przesyconych ironią. Najpierw przysłuchujemy się mętnym wyjaśnieniom Christiana, który, siedząc na tle neonowego napisu ,,YOU HAVE NOTHING”, usiłuje wytłumaczyć amerykańskiej dziennikarce znaczenie zawiłego opisu wystawy. Uczestniczymy w konferencji, podczas której widz cierpiący na zespół Tourette’a rzuca przekleństwami w kierunku prowadzących. Przyglądamy się pełnej napięcia scenie, w której pracownik muzeum uważnie operuje zamiatarką, aby nie naruszyć minimalistycznej wystawy złożonej z kilku kopców żwiru. Apogeum satyry na artystyczną klikę staje się spot reklamujący tytułowe przedsięwzięcie, uciekający się do makabrycznych obrazów, okraszonych kontrowersyjnym pytaniem: ,,Jak nieludzką rzecz musisz zobaczyć, żebyśmy przemówili do twojego człowieczeństwa?”.
Niejako na tle powyższego wyzwania rozgrywa się prywatny dramat Christiana, który nieświadomie walczy o zachowanie swojej ludzkiej natury. Perfidnie oszukany i okradziony postanawia rozprawić się ze złodziejami. Scena, w której biega po kilkunastu piętrach bloku mieszczącego się w biednej dzielnicy i roznosi listy zaadresowane do potencjalnych sprawców przestępstwa, znacząco wyróżnia się na tle pozostałych pod względem formalnym. Elementy takie jak wycie psa, płacz dziecka, ciemność czy migająca na korytarzu żarówka znakomicie budują napięcie i podkreślają wagę sytuacji, która wpłynie na dalsze losy bohatera. Już w głośnym przed trzema laty ,,Turyście” Östlund kazał bohaterowi zmierzyć się z konsekwencjami moralnymi odruchu bezwarunkowego, jakim wydawała mu się ucieczka przed nadchodzącą lawiną i pozostawienie na pastwę losu żony oraz dzieci. Tym razem autor ,,Gry” plecie wokół swojego bohatera sieć utkaną z różnych wydarzeń, które mobilizują go do zastanowienia się nad źródłami nieufności i samą jej słusznością.
I nagle podczas seansu przestaje być do śmiechu. Niezauważenie kpiarski pamflet na środowisko związane ze sztuką współczesną płynnie przechodzi w poważniejszy ton niewiary w ludzi. Co rusz powraca też motyw nagminnego żebractwa czy antagonizmów klasowych. Östlund nie popada jednak w tanie moralizatorstwo i każdy zarzut umiejętnie odpiera pozytywnym przykładem. Niekiedy prowadzi przy tym grę z przyzwyczajeniami i doświadczeniami widza: niezadowoloną z ofiarowanej kanapki ubogą kobietę równoważy zaniedbanym mężczyzną w galerii handlowej, który ochoczo pilnuje bohaterowi toreb z zakupami i – chciałoby się krzyknąć: o dziwo! – niczego nie kradnie. A jeszcze niedawno, jak opowiada córkom Christian, rodzice nie bali się nawet wysłać dziecka samego do Kopenhagi; mieli pewność, że obcy ludzie mu pomogą.
Zacietrzewienie Christiana w walce z kochanką o zużytą prezerwatywę (swoją drogą, czy ktoś kiedykolwiek przedstawił podobną sytuację w tak komiczny sposób?) czy nieubłagana postawa w konfrontacji z niesłusznie oskarżonym chłopcem nie mają się więc nijak do wartości, które próbuje przekazać córkom. W końcu jest jednym z tych, którzy na wystawnym przyjęciu, urozmaiconym przez występ nieprzewidywalnego artysty, pokornie spuszczają wzrok i w duchu modlą się, aby przy wyborze kolejnej ofiary nie padło na nich.
Słynna już, pełna napięcia i niezdrowej ciszy, scena stała się powodem rzucanych w kierunku Östlunda oskarżeń (pomimo canneńskiej Złotej Palmy na koncie), jakoby ,,The Square” miało być obliczone na efekt pod tytułem ,,oj, społeczeństwa krajów zachodnich są takie złe i pozbawione empatii”. Warto jednak stanąć w obronie reżysera, który pokazuje niejednoznaczną rzeczywistość i błyskotliwie, z niewymuszoną lekkością i ciętym dowcipem przeplata ze sobą różne aspekty kilku zjawisk charakterystycznych dla współczesnego świata. Scena z nurkującym w stercie śmieci Christianem mogłaby być przecież tylko nachalną metaforą zagubionego człowieka, który stara się odnaleźć sens i jakiś pozytywny element w pełnym niepotrzebnych bodźców życiu. Ma ona jednak zupełnie inny wydźwięk, kiedy przypomina się, że nieufny dyrektor muzeum szuka tylko zużytego kondoma, chcąc w ten sposób uniknąć niechcianego potomka i – po prostu, po ludzku – chronić własna skórę.
„The Square”. Scenariusz i reżyseria: Ruben Östlund. Zdjęcia: Fredrik Wenzel. Obsada: Claes Bang, Elizabeth Moss, Dominic West, Terry Notary i in. Produkcja: Dania, Francja, Niemcy, Szwecja 2017, 142 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |