ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (338) / 2018

Michał Paweł Urbaniak,

WIWISEKCJA POŻĄDANIA (ACIMAN: 'TAMTE DNI, TAMTE NOCE')

A A A
Dwoje ludzi, wspólne lato, rodzące się uczucie, kolejne próby, mierzenie się z przeciwnościami, inicjacja seksualna, odkrywanie siebie na nowo – nie brakuje książek, zarówno reprezentujących literaturę wysoką, jak i popularną, opartych na takiej fabule. Jeżeli to literatura nurtu LGBT, wówczas pojawia się potencjalnie atrakcyjny wątek miłości „zakazanej”. Podobną historię proponuje André Aciman w „Tamtych dniach, tamtych nocach” (książka ukazała się pierwotnie w 2007 roku, jej polskie wydanie zbiegło się z premierą kinową ekranizacji). Czy mamy tu do czynienia z romansem, w którym wszystko sprowadza się do dosyć ogranej fabuły?

Narratorem jest Elio wspominający jedno odległe lato. W przywoływanych czasach (lata osiemdziesiąte) regularnie spędzał wakacje we włoskim miasteczku B. Jego ojciec, ceniony profesor, każdego roku zapraszał do swego domu jednego z młodych pracowników akademickich. Tak wyróżniony kandydat stawał się na sześć tygodni członkiem rodziny. W zamian za niewielką pomoc, w komfortowych warunkach mógł pracować nad własną książką. Podczas pamiętnego lata do domu profesora przyjeżdża dwudziestoczteroletni Amerykanin Oliver. Dojrzewający Elio – liczący sobie wtedy siedemnaście lat – z coraz większą fascynacją obserwuje nowego lokatora, próbując przeniknąć jego sposób myślenia i postępowania. Zdaje sobie sprawę ze swego narastającego pożądania. W końcu wikła się w skomplikowaną relację, walkę nie tylko z Oliverem, ale – przede wszystkim – z samym sobą.

Ten romans rozgrywa się w szczególnych warunkach, w niespiesznej codzienności pełnej życzliwych ludzi i bezpiecznych rytuałów, w przestrzeni gwarantującej swobodę. B. to miejsce, w którym nic się nie robi poza tym, że – jak powie narrator – „Czeka się na koniec lata”. Bohaterowie mają czas, aby się poznać, prowadzić ze sobą dyplomatyczne, ale pełne podtekstów rozmowy. To wyrafinowana rozgrywka pełna wzajemnego przyciągania i odpychania. Pojawia się tu sporo motywów i kodów charakterystycznych dla literatury gejowskiej – odwołania do starożytności, obecność wody (morze i basen to stałe elementy tła), nagość, kult męskiego ciała, przeniesienie niewypowiedzianego pożądania na zastępczy obiekt (główny bohater romansuje ze swoją koleżanką Marzią, półświadomie próbując uciec przed samym sobą).

Narratorem jest tu tylko Elio. Aciman tworzy przejmujący portret psychologiczny młodego człowieka – inteligentnego, wrażliwego, dojrzałego fizycznie, ale jeszcze nie emocjonalnie – zagubionego w labiryncie własnych uczuć: pożądania, którego nie da się wypowiedzieć, niechęci, uzależnienia od Olivera. Choć narrator ma za sobą zauroczenia, po raz pierwszy naprawdę poznaje reguły skomplikowanej miłosnej gry. To coś świeżego i niespodziewanie trudnego: „Ból, który teraz odczuwam, poryw i dreszcz związany z poznaniem kogoś nowego, błogość wisząca w powietrzu na wyciągnięcie ręki, nieporadne poruszanie się pośród ludzi, których mogę źle zrozumieć, a nie chcę ich stracić, więc na każdym kroku muszę na nowo odgadywać ich intencje, desperacki spryt, z którym muszę podchodzić do każdego, kogo pragnę i w kim chcę budzić pragnienie, parawany, które stawiam, tak jakby między mną a światem było wiele warstw suwanych drzwi z papieru ryżowego, potrzeba odszyfrowania czegoś, co tak naprawdę nigdy nie było zaszyfrowane – to wszystko zaczęło się tego lata, kiedy do naszego domu przyjechał Oliver”. Elio śledzi Olivera, marzy i śni o nim, czeka na sygnały, fetyszyzuje przedmioty należące do niego, nierzadko oszukuje samego siebie. Swoje emocje poddaje drobiazgowej analizie. Mówi o nich tak, jak potrafi, często naiwnie, z nieznośną egzaltacją zdradzającą jego wiek. Jednak nie ma wątpliwości, że jest w tym szczery. Autor „Wyjścia z Egiptu” perfekcyjnie potrafi oddać tę uczuciową szamotaninę: „Strach nigdy nie znikał. Budziłem się z nim, patrzyłem, jak zamienia się w radość, kiedy usłyszałem Olivera biorącego rano prysznic i wiedziałem, że zejdzie do nas na śniadanie, a potem radość kisła, kiedy zamiast wypić kawę, Oliver pędził do ogrodu i zabierał się do pracy. W południe udręka czekania na to, aż on się odezwie, była już nie do zniesienia. (…) Nienawidziłem tego uczucia – taki nieszczęśliwy, taki niewidzialny, taki zgnębiony, taki nieopierzony. Powiedz coś, dotknij mnie, Oliver. Patrz na mnie dostatecznie długo, abyś zobaczył, że w moich oczach wzbierają łzy. Zapukaj w nocy do moich drzwi i sprawdź, czy ich dla ciebie nie uchyliłem. Wejdź do środka. W moim łóżku zawsze jest dla ciebie miejsce”. Elio pozostaje autentyczny w swoich emocjach i zachowaniach również później, gdy w końcu między nim i Oliverem dochodzi do wyczekiwanego zbliżenia. Wówczas wstyd nie przeminie, zmieni jedynie charakter, a do tego dojdzie obrzydzenie i poczucie winy. Zarazem bohater lepiej zrozumie swoją miłość. Tę prozę – gęstą, duszną, skoncentrowaną na jednym przedmiocie - czyta się trochę jak współczesną, opowiedzianą (przeżywaną) przez nastolatka wersję „Miłości Swanna” Prousta.

„Tamte dni, tamte noce” to także w dużej mierze powieść inicjacyjna. Wspomniane czekanie na koniec lata w B. nabiera symbolicznego wymiaru. Bohater dojrzewa, uczy się miłości, o której niewiele wie, co najwyżej kopiuje zachowania dorosłych czy wypowiada kwestie zasłyszane na filmach. Dlaczego właśnie Oliver tak go do siebie przyciągnął? Elio – nieco wyalienowany, osobny, pełen kompleksów na tle swego pochodzenia – nie czuł się nikim ważnym, pozostawał w cieniu rodziców („jako najmłodszy przy stole przywykłem do tego, że jestem ostatnią osobą, której się słucha”). Tymczasem nowy lokator okazuje mu wiele zainteresowania, nawet jeśli często go odtrąca. Narratorowi Oliver jawi się jako ktoś szczęśliwszy, silny, lepszy („Nie miał problemu ze swoją żydowskością podobnie jak ze sobą samym, ze swoim ciałem, ze swoją urodą”). Można się zastanawiać, ile w tej relacji było miłości, a ile wdzięczności – za bliskość, za próbę zrozumienia (znamienne jest to sentymentalne wyznanie: „Jesteś moim powrotem do domu, Oliver. Kiedy przebywam w twoim towarzystwie i jest między nami dobrze, niczego więcej nie potrzebuję. Dzięki tobie lubię siebie takiego, jaki jestem, a raczej jaki staje się przy tobie. Jeśli na świecie istnieje prawda, to tkwi w tych chwilach, kiedy jestem z tobą”). Jednak ta historia nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. Na ile szczery był Oliver? Czy – do pewnego stopnia – po prostu nie wykorzystał oddanego mu młodego człowieka, naznaczając całe jego życie? Czy ich historia mogła potoczyć się inaczej? A może obaj stali się ofiarami tego uczucia? Trudno to dobitnie rozstrzygnąć.

Oryginalny tytuł powieści to „Call me by your name”, czyli „nazwij mnie swoim imieniem”. To nie tylko element miłosnej gry między bohaterami, ale także świadectwo ogromnej bliskości. Aciman zdaje się mówić, że w prawdziwej miłości ludzie stapiają się w jedno, tak pod względem cielesnym, jak i duchowym. Patrząc na Olivera, Elio się zastanawia: „Czy chciałem być taki jak on? Czy chciałem być nim? Czy też chciałem po prostu go mieć? A może »być« i »mieć« to bardzo nieprecyzyjne słowa, które wypaczają strukturę pożądania, gdzie wychodzi na to samo, czy ktoś ma czyjeś ciało do dotykania, czy też jest kimś, kogo chce się dotknąć”. W tym kontekście nie bez znaczenia jest to, że Oliver po przyjeździe do B., zgodnie z ustanowionym zwyczajem zajmuje pokój i łóżko Elia.

Trudno pisze się o miłości. To temat z jednej strony niezwykle pojemny, a z drugiej tak wyeksploatowany, że najłatwiej w nim o wtórność czy banalność. Pozostaje jednak pociągający dla literatury. W książce „Tamte dni, tamte noce” również bywa banalnie, ckliwie – ale na tyle, na ile banalny i ckliwy ma prawo być młody człowiek w pierwszym zetknięciu z miłością (dorosły Elio patrzy na swoje uczucia trzeźwiej). André Aciman skupia się na portrecie psychologicznym głównego bohatera i przekonująco przedstawia jego emocje, reakcje, sposób podejścia do niezrozumiałych jeszcze spraw. „Tamte dni, tamte noce” to znakomita powieść o niezapomnianych przełomach uczuciowych kształtujących dalsze życie. A jednak to przede wszystkim przekonujące studium pożądania i rodzącego się uczucia.
André Aciman: „Tamte dni, tamte noce”. Tłum. Tomasz Bieroń. Poradnia K. Warszawa 2018.