ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (344) / 2018

Dorota Kołodziej,

WSPANIAŁE SPOSOBY ŻYCIA, ALE... (PIOTR DEHNEL: 'MYŚLI A SPOSOBY ŻYCIA')

A A A
„Powiedz im, że miałem wspaniałe życie” – powiedział Ludwig Wittgenstein. Trudno stwierdzić, co dokładnie miał na myśli, bo potem już tylko milczał. Filozof umarł, a tak brzmiały jego ostatnie słowa. Tytuł nowej książki Piotra Dehnela może sugerować, że autor podejmie próbę rozwikłania powyższej zagadki, wyjaśni, na czym polega relacja pomiędzy myślą a sposobem życia. Recenzowana pozycja rzeczywiście oferuje nowe interpretacje filozofii Wittgensteina, ale to nie wszystko.

Książka autorstwa Dehnela dotyczy filozofii, ale podejmuje także temat literatury, Holocaustu czy praw zwierząt. Pozycja nie obejmuje jedynie myśli Wittgensteina, z którego prac zaczerpnięte zostały tytułowe sposoby życia, ale postać autora „Traktatu logiczono-filozoficznego” pełni w niej istotną rolę. Dehnel powraca do podjętego w poprzedniej książce problemu zdecydowanej interpretacji tego dzieła (według której wczesna myśl Wittgensteina ma charakter antyteoretyczny i pozwala uświadomić sobie, że problemy filozoficzne rodzą się, gdy przyjmujemy złą pozycję wobec świata), ale go nie rozwiązuje. Nie staje jednoznacznie po stronie zwolenników terapeutycznego odczytania traktatu, ale nazywa filozofię Wittgensteina terapią. Książka składa się z trzech części, ale mimo deklarowanych we wstępie dzielących je tematycznych różnic, autor podejmuje próby rozwiązania wspólnego dla nich problemu. Praca dotyczy języka, ale kończy się milczeniem. Jest opatrzona wstępem, ale wydaje się nie mieć zakończenia.

Powyższy fragment może wydać się przy lekturze powtarzalny, ale uważam że spójnik budujący zdanie współrzędnie złożone przeciwstawne całkiem nieźle oddaje charakter recenzowanej pozycji. Dehnel podchodzi bowiem do badanych problemów z ostrożnością, zaś erudycyjnie przywoływane przykłady i wielość stanowisk, którym autor udziela głosu, tylko utrudniają dokonanie jednoznacznego wyboru, jedynie zwiększają dialektyczne rozedrganie.

Badacz dzieli swoja pozycję na trzy części. Podejmuje w nich tematy bardzo różnorodne i nie sposób objąć ich wszystkich w krótkiej recenzji. Pozostanę więc jedynie przy nakreśleniu wątków moim zdaniem najważniejszych. Pierwszy z nich oferuje nam bardzo wnikliwe i pogłębione rozważania dotyczące filozofii przywoływanego już Wittgensteina. Poruszone są zagadnienia dla jego myśli niezmiernie istotne (problem definicji prawdy, odrzucenia metafizyki, relatywizm pojęciowy). Nie sposób w jej przypadku nie docenić włączenia myślicieli nie dość jeszcze na polskim gruncie obecnych, a dla interpretowania filozofii autora „Traktatu” niezwykle ważnych (Cora Diamond, James Conant, Markus Herz). Pierwszy rozdział opisywanej części dotyczy koncepcji włączenia Wittgensteina do grona antyfilozofów. Sposób, w jaki Dehnel ujmuje koncepcję Alaina Badiou – bardzo solidny i głęboki – wydaje się mówić wiele o tym, jak książka została napisana. O problemach Dehnel rozprawia bowiem po mistrzowsku, niekonieczne jednak potrafi się z problemami rozprawić. Nawet kiedy słusznie wykazuje błędy analizowanego stanowiska, nawet gdy udowadnia płytkość interpretacji, nie pozostawia czytelnika z gotową odpowiedzią. Z jednej strony określa daną interpretację mianem powierzchownej lub nawet nietrafionej, z drugiej jednak stwierdza, że może być przydatna. Wywód Dehnela jest bardzo jasny i precyzyjny, ale nie zwalania czytelnika z wysiłku własnej interpretacji. Autor nie tyle rozwiązuje tu zasygnalizowane problemy filozoficzne, co bardziej prezentuje czytelnikowi odmienne sposoby życia. To rozróżnienie w przypadku recenzowanej publikacji wydaje mi się niezmiernie istotne.

Czym więc miałyby być tytułowe sposoby życia? Oddajmy na moment głos autorowi: „starałem się przedstawić swoje rozumienie tego, co Wittgensteina nazwał »podejściem etnologicznym w filozofii«” (s. 13). Za autorem „Traktatu” Dehnel dostrzega nierozwalniane splecenie myśli, języka i działania. Myśl wyraża się w słowach, te zaś wypływają z tego, co robimy. Dlatego – kontynuuje Dehnel za Johnem McDowellem – nie możemy spojrzeć na swoje życie z zewnątrz, nie można „stanąć z boku”. Takie ujęcie tematu prowadzi do interesujących refleksji etycznych. Wypływa z niego wyraźna koncepcja roli filozofa – lingwisty skrupulatnie spisującego reguły gier językowych, jakby badającego zwyczaje obcych ludów. Dehnel sam zresztą ten gest powtarza, i z zacięciem godnym etnologa właśnie, tropi reguły używania pojęcia Lebensform w filozofii Wittgensteina.

Myśl podąża śladami autora „Traktatu logiczno-filozoficznego”, jednak wypływa z niej również nieoczywista ocena samego filozofa. Interesujące wydaje mi się zwłaszcza to, jak – w ujęciu Dehnela – okoliczności biograficzne wpływają na interpretację dorobku twórcy „Dociekań”. Z początku w pozornie niewinnym fragmencie: „Gdyby Wittgenstein spędził całą wojnę na tyłach, »Traktat« być może pozostałby tym, czym pierwotnie miał być, czyli rozprawą o logice i filozofii. Ale młody Wittgenstein poszukiwał wówczas etycznej i religijnej tożsamości, swojej życiowej drogi i zainteresowanie filozofią wypływa gdzieś głęboko z tych poza stricte filozoficznych źródeł. Były one ukryte, nieeksponowane bardzo osobiste” (s. 51). Szczególną uwagę zwraca także inny, znacznie bardziej rozbudowany wtręt biograficzny, z którego przytaczam jedynie krótki, aczkolwiek niezmiernie charakterystyczny fragment: „Kto zna jednak biografię Wittgensteina ten wie, że z tej pozycji na marginesie przebijała tęsknota by, móc używać słowa my. Filozofia była dla niego chorobą a także terapią. Mieszkał poza ojczyzną, ale walczył za nią ofiarnie jako ochotnik na liniach frontu pierwszej wojny światowej. Gardził kariera akademicką, ale zarazem o nią zabiegał. Oczywiście biograficzne okoliczności nie powinny tu grać roli, ale też nie są całkiem bez znaczenia” (s. 313). Przytoczone słowa należą do najbardziej żywiołowych w całej pracy i, co znamienne, w ostatnim zdaniu autor dystansuje się od nich, jakby czuł, że wypowiadając je, przekracza granicę swobodnego zawieszenia po dwóch stronach ale.

Kategoria „podejścia etnologicznego” ściśle wiąże się także z rozumieniem funkcji samej filozofii. Antynomia dotycząca Wittgensteina, którą Dehnel rozważał w poprzedniej książce (filozofia jako teoria czy terapia), zostaje teraz poniekąd przeniesiona na samo myślenie. Myśl także sytuuje się więc gdzieś pomiędzy chorobą a terapią. Nasze sposoby życia zawieszone są po obu stronach bezlitosnego ale. Filozofia nie pomoże nam uwolnić się z tej bolesnej antynomii. Bolesnej tym bardziej, że niezmiernie istotnej. Wątek ten jest na tyle ważny, że nie gubi się w mnogości innych, których nie jestem w stanie tu przytoczyć. Nie wszystkie okazują się równie błyskotliwe, jak ten dotyczący Wittgensteina, ale niewątpliwie należy docenić rozmach, z jakim Dehnel podchodzi do problemów filozoficznych. Czy tylko jednak filozoficznych? Już od drugiego rozdziału pojawia się bowiem pewna zmiana tonu. Autor zaczyna nieco inaczej rozkładać akcenty. Jeśli można za Charliem D. Broadem określić „Traktat logiczno-filozoficzny” synkopowanym rytmem na kobzę, to w przypadku książki Dehnela – której Wittgenstein mógłby być duchowy patronem – dostrzec można podobną zmianę metrum. Dehnel za Wittgensteinem zauważa tu pewna bezużyteczność filozofii w leczeniu problemów etycznych, a do głosu zaczyna dochodzić literatura. „Wracając do kwestii Wittgensteinowskiego milczenia powiedzmy, że nie dotyczy ono etyki o tyle o ile jesteśmy w stanie wyobrazić sobie nonsens jako sens. W wyobrażeniu tego nie pomoże nam jednak filozofii, która nie powinna dla swojego dobra starać się wyrazić treści etyczne, raczej powinna milczeć. Co innego poezja i literatura. To one właśnie posługują się porównaniami i alegoriami. Wittgenstein nigdzie nie napisał tego wprost, ale wydaje się, że według niego to właśnie dobrze opowiedziane historie o ludzkich losach mogą pomóc nam zrozumieć głosiciela tez etycznych” (s. 255). W poszukiwaniu lekarstwa na chorobę filozofii zwracamy się więc w kierunku literatury. Uleczyć nas może już nie filozof-lingwista, lecz filozof-narrator. Czy jego terapia rzeczywiście okaże się skuteczna?

Owa lecznicza narracja dochodzi do głosu w dwóch ostatnich rozdziałach książki, które zresztą wydają się nieco nie przystawać do całości. Pierwszy z nich dotyczy bowiem etycznego wymiaru w traktowaniu zwierząt, drugi zaś – Holocaustu. Co znamienne, obydwa analizują problem przez pryzmat tekstów kultury. Drugi dotyczy filmu Lanzmanna, pierwszy natomiast – wykładów Coetzee’ego, podczas których to pisarz czyta utwór literacki pod tytułem „Życie zwierząt”, którego bohaterka właśnie wykłada… Czyżby mówienie o problemach etycznych wymagało tak głębokiego, w pewnym sensie podwójnego, zanurzenia się w świat fikcji literackiej? Nie mamy tu już bowiem do czynienia jedynie z narracją, a raczej – z narracją o narracji. Dopiero takie mówienie może okazać się skuteczne. Co znamienne, Dehnel podkreśla także swoistą moc poezji: „to trudne, ale często pomaga nam w tym literatura a zwłaszcza poezja (…). (…) po prostu nie był poetą. Nie starczyło mu wyobraźni, a może jako filozof wyobraźnię tę zrepresjonował, świadomie bądź nie, aktem racjonalnego myślenia i z góry wyłączył z zakresu prawomocnych środków poznania” (s. 337). Jak dokładnie miałaby przebiegać granica między literaturą a filozofią, autor jednak nie dookreśla.

Kwestie etyczne poruszone w ostatnich rozdziałach łączą się ściśle z problemem granic wyrażalności, okaleczonego języka, niezrozumienia. Jest to tym bardziej rażące, że książka wydaje się nie mieć zakończenia. Połowa ostatniej strony to po prostu cytat z Lanzmanna. Pozwolę sobie przytoczyć fragment: „Istnieje absolutna przepaść między wiedzą książkową, w którą byłem wyposażony, a tym, co ci ludzie mi mówili. Nie rozumiałem ich” (s. 359). Książka Dehnela także nie oferuje zrozumienia, nie może go oferować. Każde proponowane rozwiązanie problemu filozoficznego jest skontrapunktowane jakimś ale. Lekarz-filozof to więc tylko (a może aż?) wybitny diagnosta. Pozostawia nas jednak bez recepty. Ta bardzo wyważona propozycja wydaje się pozbawiona podsumowania, odpowiedzi. Czytelnik zostaje zostawiony z niczym, sam musi ustosunkować się do tego, czego był świadkiem. Skonfrontować to ze swoim sposobem życia.

Czy choroba filozofowania okazuje się w takim razie nieuleczalna? Wobec największej grozy świata pozostaniemy przecież niemi, więc bezbronni i… bezmyślni. Jednak Dehnel jest doskonale świadomy tej słabości, wie, że mamy tylko słowa, a co za tym idzie, każda próba wyrażenia niewyrażalnego kończy się porażką. Musimy zacząć więc od nowa.

Zanim jednak wypowie się na temat książki ostatnie słowo, warto przypomnieć sobie wstęp, w którym autor za Stanleyem Cavellem wyjaśnia, że przez podejście etnologiczne rozumie także „przywracanie filozofii ludzkiego głosu” (s. 13). Przypomina zarazem, że głos ten „przybiera różne tonacje, czasami jest monologiem, czasami dialogiem, a niekiedy nie składa się w żadną całość” (s. 13). Czy można tu usłyszeć echo słów samego Wittgensteina? „Moje myśli słabną gdy wbrew ich naturalnej skłonności usiłuje pchnąć je w jednym kierunku. To zaś wiązało się rzecz jasna z samą naturą dociekania. Ona to właśnie zmusza nas do przewędrowania rozległego obszaru wzdłuż i wszerz, we wszystkich kierunkach” (Wittgenstein 2000: 3).

Odpowiedź na te pytania wymaga od odbiorcy osobnych dociekań, własnej wędrówki wzdłuż i wszerz problemu. A podczas niej zdecydowanie warto podążać śladami Dehnela, choćby na swój własny sposób.

LITERATURA:.

L. Wittgenstein: „Dociekania filozoficzne”. Przeł. B. Wolniewicz. Warszawa 2000.
Piotr Dehnel: „Myśli a sposoby życia. Eseje o filozofii współczesnej”. Wydawnictwo Universitas. Kraków 2016.