ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (82) / 2007

Bernadetta Darska,

DOM JAKO CENTRUM ŚWIATA

A A A
Zdawać by się mogło, że temat przymusowych wysiedleń to pomysł mocno wyeksploatowany pod względem literackim. Owszem, mamy świadomość dramatu zwyczajnych ludzi, trudnych decyzji i konieczności rozpoczynania życia od nowa, ale opowiadanie tego po raz kolejny wydaje się być mocno ryzykowne. Tymczasem Ewa Kujawska w „Domu Małgorzaty” decyduje się zaryzykować. W jej powieści znajdziemy bowiem dramat ludzi, ale i rzeczy, dramat prywatny, ale też totalny, wreszcie zderzymy się z opowieścią o opuszczeniu domu i o przedmiotach, które muszą pozostać, choć są częścią życia.

Upodobanie do personifikacji domu i tego, co się w nim znajduje, przypomina opisy z „Hanemanna” Stefana Chwina. Kujawska nie poprzestaje jednak na inspiracji twórczością gdańskiego pisarza. Jej historia to saga rodziny, która nie ma szansy rodziną pozostać. To w pewnym sensie fatalistyczny obraz tego, co troskliwie buduje człowiek i czego – mimo najszczerszych chęci – nie jest w stanie ocalić. Za niego decyduje Historia, Wojna, Walka, Idea. To, co pozornie odległe i abstrakcyjne, bardzo konkretnie zaczyna wchodzić w codzienność i w zdradliwy sposób zakażać, zarażać, niszczyć. Człowiek w tym starciu jest zawsze przegrany, co więcej – wydaje się być predestynowany do klęski.

W powieści Kujawskiej mamy do czynienia z klasycznym zderzeniem publicznego z prywatnym. Publiczne jest przestrzenią męską, prywatne należy do kobiet. Oba światy są sobie obce i właściwie trudno mieć nadzieję na to, by kiedykolwiek się spotkały. W związku z tym mężczyźni idą na wojnę, są stopniowo „wydzierani” troskliwym objęciom matek, żon, kochanek. Kobietom pozostaje czekać. Trwanie w stanie zawieszenia zamienia się w podstawową formę żeńskiej aktywności. Kujawskiej udaje się pokazać rytualizację takiego podziału ról. Te, które czekają, wcale nie tęsknią za mężczyznami, choć ciągle ich wypatrują. Pragną jedynie przywrócić gwarantujący bezpieczeństwo stan rzeczy, chcą, by dom na nowo stał się domem, a stać się nim może – wedle ich przekonania – jedynie wtedy, gdy obok kobiety będzie mężczyzna i dzieci. Czekanie to zatem pewnego rodzaju forma, której kobiety się poddają i którą uznają za oczywistą. Tęsknota za mężczyzną nie jest więc tęsknotą za bliskim człowiekiem, ale za kimś, kto swoją obecnością konstytuuje normalność.

Dominującą perspektywę opowieści wyznacza przestrzeń, w którą się wchodzi lub którą trzeba opuścić. Nie bez powodu powieść zaczyna się zdaniem: „Nad brzegiem zimnego morza przycupnęło Miasto. Rodziło się – jak większość miast – niedostrzegalnie. Jakby od niechcenia [...]” (s. 5). Miejsce nie istniałoby jednak bez człowieka. To on powołuje je do życia i wydobywa z obszaru nieistnienia: „A może początkiem było czyjeś uważne spojrzenie, które przerodziło się w przekonanie, a potem w dojrzałą pewność, że to właśnie TO miejsce. W jakiś sposób lepsze od innych. Że warto pozostać tu dłużej” (s. 5). Moc sprawcza człowieka jest skuteczna jedynie w momencie powoływania do życia, na rozstanie z miejscem człowiek nie ma już wpływu. To Historia decyduje, kto, kiedy i gdzie zamieszka, a tym samym kto, kiedy i gdzie na nowo zacznie tworzyć własną historię. Los pojedynczego człowieka zostaje podporządkowany losowi całego narodu. Tym samym jednostka jest zawsze na pozycji straconej i ponosi klęskę.

Ewa Kujawska zderza historię dwóch kobiet – Niemki i Polki, Hildegard i Małgorzaty. Ta pierwsza była przy narodzinach domu, ta druga musi być świadkiem jego śmierci. Obie traktują miejsce jako część siebie. Początkowo kobiety zaczynają nieświadomie odtwarzać świat mężczyzn, darzą się niechęcią, nienawiścią nawet. Stopniowo zaczynają się oswajać ze swoją obecnością. Wróg zamienia się w przyjaciela. Ale Historia nie ma litości dla jednostek – kobiety zostają jeszcze raz skarcone przez Los. Mimo rodzącej się przyjaźni muszą się rozstać. Nie liczy się to, że udaje się im na nowo odbudować porządek prywatnego świata. Podstawą jest wypełnienie zobowiązań w stosunku do społeczeństwa. Nie ma również znaczenia fakt, że Dom chciałby nadal żyć z Hildegard. Ten moment wydaje się bardzo znaczący – wobec Historii bezsilny jest nie tylko pojedynczy człowiek, ale też przestrzeń, z którą nikt się nie liczy. Poddany personifikacji Dom jest spychany w nieistnienie, gdyż swój dramat ma prawo przeżywać jedynie w samotności. Podobnie dzieje się z kobietami. Ich tragiczne doświadczenia znikają w milczeniu, a one same, obcując na co dzień z przedmiotami, stają się im bliskie. Choć są osobami, traktuje się je jak rzeczy, które dowolnie można przestawić, przewieźć i od nowa ustawić. Dramat kobiet to zatem dramat doznawanej obojętności ze strony Historii. Dramat stygmatyzacji poprzez wtłaczanie w nicość, w milczenie, w niewidzialność.

Ewa Kujawska nadaje swojej fabule pewien stopień abstrakcyjności. Dzięki temu jej historia przestaje być jeszcze jedną opowieścią o wypędzonych/wysiedlonych i o tych, którzy osiedlili się w ich miejsce. Autorce udaje się pokazać nie tyle dramat przymusowego odbudowywania wszystkiego od nowa, ale przede wszystkim dezintegrującą moc utraty swojej codzienności. Okazuje się, że jeśli nie możemy sami wybrać swojego miejsca na ziemi, tracimy fundament własnej tożsamości. „Dom Małgorzaty” pokazuje więc losy tych, którzy będąc u siebie, pozostali na zawsze obcy.
Ewa Kujawska: „Dom Małgorzaty”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2007.