ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (82) / 2007

Mariusz Wiatrak,

HIP-HOP DLA WYKSZTAŁCIUCHÓW

A A A
Łona i Webber “Absurd i nonsens”. Asfalt Records 2007>
Jeśli ktoś w tym kraju nie lubi jeszcze hip-hopu albo zjawisko to na polskim rynku muzycznym bagatelizuje, niech sięgnie po nowego Łonę. Nic tak bowiem do siebie nie przekonuje, jak wyparzona gęba wykształciucha.

Mamy w kraju nad Wisłą paru raperów szczególnie rozpieszczanych przez media. Kiedyś Kaliber 44, Paktofonika, dzisiaj Fisz z Tworzywem Sztucznym, Eldo i O.S.T.R. Wszystkich wrzuca się do jednego worka – intelektualnego nurtu w polskim hip-hopie. Wśród peletonu hiphopowych wykształciuchów dzisiaj prym wiedzie Łona. Bo, o ile na przykład O.S.T.R. o palonych jointach śpiewa bez przerwy i – o zgrozo – suto klnie do mikrofonu, o tyle u Łony tych atrybutów kojarzonych z hip-hopem nie ma w ogóle albo prawie w ogóle. Czy świadomie? Pewnie tak. Sam kiedyś przecież na debiutanckiej płycie „Koniec żartów” w utworze „Raperzy są niedobrzy” próbował udowodnić, że tak w istocie nie jest. Tylko czy ten intelektualny hip-hop rzeczywiście jest taki mądry na jakiego się kreuje?

„Absurd i nonsens” to kolejny niezwykle inteligentny album Łony, pełny kalamburów i gier słownych, ale też do bólu poprawny językowo i kulturalny. W utworze „Gdańsk-Szczecin” rapuje: „inne brzydkie rzeczy by przedsięwziął szczerze, a mimo to łotr ich nie przedsiębierze”. Jak zwykle też szczecinianin – na co dzień student prawa – igra ze słuchaczem w najlepsze. W „ą, ę” naśmiewa się z internetowej mody, rapując tekst pozbawiony polskiej diakrytyki: „ja to doceniam jak potrafie, ze chodz porzuciles papier, to kultywujesz epistolografie i cieszy mnie to, ze wysoko mierzysz, chociaz radosc przycmiewa to, ze zaraz sobie wylamie jezyk”. Zaszła też jednak poważna zmiana. Łona – niegdyś jeden z najbardziej zdystansowanych do siebie artystów i do kultury hip-hopu w ogóle – nie emanuje już dzisiaj dla siebie tak charakterystycznym poczuciem humoru. Zawsze naśmiewał się ze spraw najważniejszych w swoim stylu, dowcipnie i z przekąsem. Ale zawsze też znajdowały się na jego płytach momenty zdecydowanie bardziej pozytywne, śpiewne, ze zwrotką i refrenem. Na płycie „Absurd i nonsens”, owszem, gorzkim sarkazmem emanuje, ale ciepłym humorem już nie. To nie przypadek, że na okładce nowej płyty Łony znajduje się praca Marka Raczkowskiego, rysownika „Przekroju”. Po pierwsze, bo ten inteligentny hip-hop, a po drugie – na „Absurdzie i nonsensie” nowe kompozycje w istocie przypominają prasowe felietony. Zarówno w treści, jak i w formie. Niektóre z nich nie trwają nawet dwóch minut, całość zaś nie przekracza czterdziestu.

Wbrew temu, co jednak o „Absurdzie i nonsensie” się pisze i sądzi, jest to album pechowy. Inteligentny, przewrotny, misternie skonstruowany i ciekawy owszem, ale porywający już nie. Estetyka intelektualnych form w hip-hopie jest tak samo efektowna, co niezwykle trudna. Poza dwoma piosenkami na płycie (wspomniane już „ą, ę” i „Gdańsk-Szczecin”), brakuje kompozycji, które chociaż na chwilę zostaną w pamięci. A istotą hip-hopu zawsze była dobitność i wyrazistość w przekazie. Do tego stopnia mocna, że nawet najgłupsze frazy przenikały do mowy potocznej. Przeintelektualizowane formy Łony pod tym względem są skazane na niebyt. Najwidoczniej mądre słówka nie idą w parze z hiphopowym bitem – tutaj też zresztą przez Webbera mocno wygładzonym. Co złośliwsi twierdzą nawet, że Łona poczucie humoru zamienił na poczucie misji. I chyba mają rację.