ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (351-352) / 2018

Michał Paweł Urbaniak,

ORFEUSZ I EURYDYKA W ŚWIECIE LALEK (KEITH DONOHUE: 'BEZ PRZESZŁOŚCI')

A A A
Na okładce najnowszej powieści amerykańskiego pisarza Keitha Donohue – „Bez przeszłości” – wydawca kusi: „To tak, jakby Stephen King napisał Toy Story”. Wspomnienie o filmie, w którym zabawki ożywają pod nieobecność właściciela, wydaje się adekwatne, a na pewno więcej mówi o treści książki niż enigmatyczny polski tytuł (oryginalny „The Motion of Puppets” przy dobrym tłumaczeniu sprawdziłby się lepiej). Początek może rzeczywiście przywodzić na myśl jedną z książek Kinga – „Sklepik z marzeniami”. W tej powieści mieszkańcy Castle Rock są zafascynowani przedmiotami oferowanymi przez demonicznego Lelanda Gaunta i zrobią bardzo wiele, aby je otrzymać (na marginesie – jednym z takich „artefaktów” jest lalka kupiona przez Myrtle Keeton). „Bez przyszłości” rozpoczyna długi opis marionetki siedzącej pod szklanym kloszem w witrynie zamkniętego sklepu z zabawkami. Sam sklep przyciąga kolejne osoby, choć zarazem wzbudza trudny do sprecyzowania niepokój (jego wnętrze „zdawało się tętnić życiem pełnym obietnic”, a w środku można odczuć „przytłaczające wrażenie obecności innego świata”). Również królująca na wystawie marionetka ma w sobie grozę, kojarzy się z żywym stworzeniem („Przedstawiająca mężczyznę postać czekała w zamyśleniu, aż ktoś wyzwoli ją ze szklanego więzienia”, „Starodawny i piękny, zdawał się wieść pod drewnianą powierzchnią sekretne życie”).

Tą figurką zafascynowana jest Kay Harper, akrobatka, która przebywa w Quebecu na gościnnych występach. Towarzyszy jej mąż, wykładowca literatury francuskiej i tłumacz. Pewnej nocy, uciekając przed nieokreślonym prześladowcą, Kay znajduje schronienie w nieoczekiwanie otwartym sklepie. Po raz pierwszy może zwiedzić miejsce, które tak długo ją przyciągało. Jednak ciekawość okazuje się tragiczna w skutkach – bohaterka wpada w pułapkę i zostaje przemieniona w lalkę. W nowej postaci trafia na Zaplecze – do zamkniętego świata, w którym najrozmaitsze lalki (m.in. Diabeł, Królowa czy Ola, Masza i Irina wzorowane na bohaterkach „Trzech sióstr” Czechowa) prowadzą nocne życie. Wszyscy tworzą zespół, który uczestniczy w przedstawieniach. Uwięziona Kay z czasem coraz lepiej wpasowuje się w to środowisko, wspomnienia uciekają, pragnienie wolności staje się odległe i niejasne. Zresztą ratunek jest mało prawdopodobny. Jak zdradza Kay zaprzyjaźniony Diabeł, ktoś musi wiedzieć, że ona się znalazła w zamkniętym sklepie i rozpoznać w niej dawną osobę, a nie lalkę. Jest jeszcze jeden warunek: ten, kto przyjdzie z pomocą, musi zaufać lalce na tyle, aby nie obejrzeć się za siebie podczas ucieczki (choćby po to, aby sprawdzić, czy ona nadal mu towarzyszy).

Gdy śledztwo nie przynosi rezultatów, zrozpaczony Theo Harper traci nadzieję, że Key uda się odnaleźć. W samotności cierpi, nie potrafi się pozbierać obciążony poczuciem winy i stratą, na którą nie był przygotowany. Prowadzi wewnętrzny dialog z żoną (będący w zasadzie monologiem), mierzy się również z niedoskonałościami własnej pamięci („Tyle czasu minęło, odkąd widział żonę po raz ostatni. Niedawno zaczął się zastanawiać, na ile prawdziwa jest twarz, którą przywołuje w wyobraźni, na ile rzeczywista, a na ile wyidealizowana, bo pragnienie, by znów ją zobaczyć, było tak wielkie, że zapominał, jak faktycznie wyglądała”). Wątek małżeńskiej relacji został w tej powieści ledwie zarysowany (a szkoda!). Ze skrawków retrospekcji wyłania się obraz pary szczerej w uczuciach, choć raczej niedopasowanej. Wygląda to tak, jakby Kay starała się uciec przed mężem, za wszelką cenę zachowując niezależność, a on, pełen miłości niewiele odległej od obsesji, próbował ją schwytać. W takim ujęciu dramat, który stał się udziałem tych dwojga, nabiera głębszych znaczeń.

Zdecydowanie najmocniejsze w „Bez przyszłości” pozostają te rozdziały, w których autor „Aniołów zniszczenia” przedstawia świat lalek – daje wówczas popis imponującej wyobraźni. Umiejętnie buduje klimat grozy i klaustrofobii w niby-barwnym, niby-bezpiecznym świecie, z którego nie można się wydostać. Dużo miejsca poświęca bardzo sugestywnym opisom. Tworzenie lalek, zabiegi, jakim są one poddawane, ich absolutna bezradność, uległość względem zasad – jest w tym coś przerażającego. Co istotne, lalka nie jest tu tylko sprawdzonym horrorowym straszakiem, przyciągającą uwagę czytelnika atrakcją. Amerykański pisarz zdaje się zastanawiać nad samą ideą lalki z jej moralną dwuznacznością. Jeden z uczonych przyjaciół Harpera powie: „Lalka jest wyrazem naszego głębokiego pragnienia, by tworzyć życie i bez reszty nad nim panować. (…) Robimy małego człowieczka (…) [k]ogoś takiego jak my, lecz nie do końca. Zastępstwo, aktora, którym można poruszać, dać mu możliwość mówienia, odegrać nim cierpienia lub za jego pośrednictwem zbliżyć nas do transcendencji. (…). Duża czy mała, nakładana na palec czy dźwigana przez tuzin ludzi, lalka jest zawsze tym samym”.

Jednak przede wszystkim „Bez przeszłości” jest twórczą reinterpretacją mitu o Orfeuszu i Eurydyce. Keith Donohue umieszcza mitologiczne postaci w czasach smartfonów, telewizji i samochodów. Można jednak odnieść wrażenie, że ten aspekt traci na znaczeniu. Inaczej mówiąc, świat powieści nie jest zbyt stabilnie osadzony w tych współczesnych ramach. Więcej tu mrocznej niesamowitości. Nie ma jasno wytyczonych granic między światem „rzeczywistym” (gdzie został Theo), a lalczynym mikrokosmosem, do którego trafiła Kay. W obu miejscach panuje taka sama groza, a to, co rzeczywiste, nierzadko przeplata się z tym, co nadprzyrodzone. Już sam teatr jest swego rodzaju iluzją, rzeczywistością umowną, sąsiadującą z tą właściwą. Aktorzy stają się kimś pomiędzy realnymi ludźmi a odgrywanymi bohaterami. Takich niejednoznacznych motywów jest więcej. Centralną postacią przedstawienia, w którym Kay bierze udział jako akrobatka, zostaje chłopiec zagubiony w czasie, uwięziony we śnie o przyszłości (to prefiguracja losu głównej bohaterki). Theo dostrzega widmo topielicy przypominające jego żonę, rozmawia z duchem dziewiętnastowiecznego pioniera fotografii Eadwearda Muybridge’a, którego biografię przekłada, jest świadkiem zaimprowizowanego pochodu duchów. Autor „Skradzionego dziecka” stara się potęgować wrażenie przenikania się rzeczywistości nawet poprzez, zdawałoby się, pozbawione większego znaczenia szczegóły.

Dopełnieniem tego obrazu stają się mitologiczne odniesienia. Jest tu i Cerber, i Styks, jest także upiorny Hades panujący nad krainą zmarłych. Pojawia się sporo metafor, porównań, ujęć związanych ze śmiercią, grobami, pochówkami („Kay widziała teraz własne ciało wyprostowane jak trup w trumnie”, „Zimna jak grób”, „Walczył o sen z duchami, które snuły się po domu, raz po raz wpraszając się do pokoju”). Donohue fabularnie trzyma się antycznego pierwowzoru, choć ta opowieść nie jest dosłownym odtworzeniem historii Orfeusza i Eurydyki. Theo musi zstąpić do piekieł (tu: bal odbywający się w stodole) i odnaleźć swoją żonę pośród lalek. Tylko czy Kay – nawet jeśli go rozpozna – będzie chciała z nim odejść? Diabeł stara się wzbudzić w niej wątpliwości: „Może wydaje ci się, że to jakieś piekło, ale zastanów się nad wszystkim, co utraciłaś i nad tym, czym możesz się teraz cieszyć. Nie odczuwamy głodu ani pragnienia. Nie mamy codziennych zmartwień. Nic nie złamie nam serca, nie cierpimy, nie płaczemy. Od momentu przemiany nie męczymy się i nie starzejemy. (…) Jesteśmy nieśmiertelni, wieczni i kochani tak długo, jak długo są widzowie, którzy doceniają nasz kunszt”. Jedną z największych zagadek pozostaje to, czy Donohue zaskoczy czytelnika, przeciwstawiając się pierwowzorowi, i pozwoli bohaterom na wspólną ucieczkę.

Okładkowe porównanie ze Stephenem Kingiem znajduje raczej słabe odzwierciedlenie w tej powieści. Zabawkowi bohaterowie nie mają w sobie wyrazistości, jaka charakteryzowała postaci z przywołanego filmu „Toy Story”. Zręczny chwyt marketingowy to jedno, ale ostatecznie literatura zawsze musi bronić się sama – i w tym przypadku się broni. Trzeba przyznać, że Keith Donohue miał świetny pomysł na przetworzenie klasycznej opowieści i nadanie jej dodatkowych znaczeń. Całość została gruntownie przemyślana. „Bez przeszłości” to udane połączenie „odświeżonego” mitu greckiego, horroru, thrillera i mrocznej baśni.
Keith Donohue: „Bez przeszłości”. Przeł. Jan Hensel. Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Warszawa 2018.