ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (361) / 2019

Kamila Czaja,

ROMANSIDŁO ZE ZBRODNIĄ W TLE (ROBERT GALBRAITH: 'ZABÓJCZA BIEL')

A A A
Po lekturze trzech powieści o Cormoranie Strike’u Mirella Siedlaczek-Mikoda pisała na naszych łamach o wadach i zaletach tej serii, zauważając między innymi: „Odnoszę wrażenie, że autorce trudniej byłoby się odnaleźć w narzuconych odgórnie ramach objętościowych, niż sprokurować kolejny cykl” (Siedlaczek-Mikoda 2016). Licząca ponad 650 stron kolejna część, „Zabójcza biel”, to nawet mocniejszy dowód, że materia zaczyna się Robertowi Galbraithowi, czyli J.K. Rowling, wymykać spod kontroli. I o ile jeszcze po „Żniwach zła” byłabym łaskawsza w ocenie niż ówczesna recenzentka, o tyle po świątecznej przerwie spędzonej nad najnowszymi przygodami Cormorana i Robin mój entuzjazm zmalał.

„Zabójcza biel” nie jest pozbawiona zalet poprzednich części. Rowling nigdy nie robiła rewolucji w kryminalnym gatunku, ale wykorzystywała schematy detektywistycznej historii na tyle sprawnie, że śledztwa wciągały, a obyczajowa warstwa i skomplikowany portret współczesnego Londynu w tle pozwalały myśleć o tych powieściach nie tylko w kategoriach prostej fabułki do natychmiastowego zapomnienia. W nowej części pod powierzchnią mankamentów też można dostrzec przebłyski powyższych atutów.

Dopóki Rowling skupia się na śledztwie, „Zabójcza biel” prawie wcale nie irytuje. Owszem, pewne pomniejsze tropy czytelnik odkryje pewnie szybciej niż tak niby zdolna para detektywów, ale ogólnie intryga kryminalna składa się w sensowną całość. Nawet jeśli niektóre rozwiązania są schematyczne, to na tyle uzasadniono je psychologiczną motywacją bohaterów, że nie ma szczególnie na co narzekać. Zwłaszcza że pisarka nie zapomina, co spotkało Robin w poprzednim tomie, i proponuje przejmujący, empatyczny opis przejść osoby z zespołem stresu pourazowego. Zarówno w scenach dotyczących napadów paniki, jak i w momentach rzeczywistego zagrożenia Rowling sprawnie buduje napięcie, korzystając z zawsze skutecznej metody sugerowania, że ktoś może się czaić za plecami. A to poczucie czasem udziela się czytelnikowi.

Rozbudowana intryga idzie w parze z wielowarstwowym kontekstem obyczajowym. Różne wątki śledztwa prowadzą detektywów w świat polityki na szczeblu krajowym oraz w rządzące się własnymi prawami środowisko brytyjskiej arystokracji. Rowling krytykuje zarówno konserwatystów, jak i anarchistów. Widać, że sercem jest po stronie tych, którym powodzi się gorzej, ale nie boi się demaskować prób obarczenia innych odpowiedzialnością za własną porażkę. Wyśmiewa oderwanie od świata i uprzywilejowanie najbogatszych, ale i drobnomieszczańskie nawyki klasy średniej oraz pretensje niższych warstw. Ten ironiczny obraz brytyjskiego społeczeństwa uzupełnia kilka trafnych obserwacji na temat seksizmu, który potrafi utrudnić życie sekretarce, ale nie ominie też pani minister, stwierdzającej gorzko: „Koniec końców odpowiedzialność zawsze spada na kobietę, która powinna była czemuś zapobiec, która powinna była coś zrobić, która na pewno o wszystkim wiedziała. Wasze błędy są tak naprawdę naszymi błędami, prawda?” (s. 486).

Pojedyncze portrety całej gromady zamieszanych w śledztwo postaci wypadają czasem bardziej, czasem mniej przekonująco, ale nie straciła Rowling daru opisywania skomplikowanej sieci powiązań i animozji między różnymi środowiskami oraz w ramach każdego z nich. A że wszystko rozgrywa się w Londynie roku 2012, kiedy stolica przygotowuje się do igrzysk olimpijskich, napięcie wokół tego wydarzania wzmacnia gęsty klimat „Zabójczej bieli”.

I gdyby w najnowszej powieści Rowling poprzestała na kryminalnym śledztwie w złożonym klasowo londyńskim świecie, uzupełniając to subtelnie poprowadzonym wątkiem osobistym pary detektywów, to byłoby może nie rewelacyjnie, ale całkiem nieźle. Jednak przesadzona zdecydowanie objętość „Zabójczej bieli” stanowi nie tylko efekt wielowarstwowej zagadki i czasem nadmiernego przywiązania pisarski do odwzorowywania szczegółów, ale także tego, że miłosne perypetie zajmują tu bardzo dużo miejsca. Na dodatek można powiedzieć o nich wszystko, tylko nie to, że są subtelne.

Warto przed lekturą przypomnieć sobie zakończenie poprzedniej części. Rowling w „Prologu” do nowego tomu rozlicza się bowiem z tamtą sceną, od lat trzymającą fanów Cormorana i Robin w oczekiwaniu. Już na początku powieści mamy więc zapowiedź, że „Zabójczej bieli” chwilami bliżej będzie do harlequina niż do kryminału. Matthew okazuje się oczywiście możliwie okropny, żeby nikomu nie było go żal i żeby nic nie przeszkadzało kibicowaniu wiecznie niespełnionemu uczuciu paru detektywów (coś musi przecież nakręcać napięcie przez kolejne tomy). Do tego była dziewczyna Strike’a, czyli mająca nad nim tajemniczą moc Charlotte, a poza tym jego nowa partnerka, Lorelai, której detektyw nie potrafi pokochać. A wszystko rozgrywane głównie we łzawych monologach wewnętrznych. Można odnieść wrażenie, że w kwestiach romansowych „niuansów” wciąż jesteśmy w świecie Harry’ego Pottera – tyle że tamci bohaterowie mieli po kilkanaście lat. Domyślam się, że wielu czytelników właśnie relacja Cormorana i Robin trzyma przy całym cyklu, ale należałoby od autorki oczekiwać przynajmniej rozgrywania tego wątku bez powtarzania w słabym stylu wszystkich melodramatycznych schematów.

Tytułom rozdziałów „Zabójczej bieli” towarzyszą motta z „Rosmersholm” Henrika Ibsena. To chyba myślenie życzeniowe, bo daleko powieści Rowling do głębi dzieł norweskiego dramatopisarza. Był tu jednak potencjał na porządny kryminał z ładnym tłem obyczajowym niczym z Jane Austen, także tu cytowanej. Tylko trzeba by większej zdolności samoograniczenia się ze strony autorki albo jakiegoś odważnego redaktora, bo gdyby książka miała 400 stron, wyszłoby jej to zdecydowanie na dobre. Selekcji materiału, usunięcia dłużyzn i banalnych (zwłaszcza romansowych) wstawek zdecydowanie zabrakło. Podobnie jak trzeźwej oceny efektu ze strony Rowling, która w „Podziękowaniach” zachowuje nad wyraz dobre samopoczucie: „»Zabójcza biel« była jednym z największych wyzwań w mojej karierze pisarskiej, lecz jednocześnie dołączyła do grona moich ulubionych książek” (s. 654). Nie bardzo wierzę, że kolejne tomy wypadną lepiej. Ale pewnie i tak sama sprawdzę, bo na tyle przywiązałam się do tego cyklu, że mimo wszystko jest dla mnie jeszcze za wcześnie, by całkiem go porzucić.

Literatura:

Siedlaczek-Mikoda M.: „J.K. Rowling życie po Potterze”. „artPAPIER” 2016, nr 3. http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=296&artykul=5382.
Robert Galbraith: „Zabójcza biel”. Przeł. Anna Gralak. Wydawnictwo Dolnośląskie. Wrocław 2018.