ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (378) / 2019

Michał Paweł Urbaniak,

OBRAZKI Z DOMU OPIEKI (GRZEGORZ UZDAŃSKI: 'ZARAZ BĘDZIE PO WSZYSTKIM')

A A A
Staruszka, czterdziestoletnia pielęgniarka i student-wolontariusz – to troje bohaterów najnowszej powieści Grzegorza Uzdańskiego, autora świetnie przyjętego, nietuzinkowego debiutu powieściowego „Wakacje”. W domu opieki spotykają się trzy osoby, trzy pokolenia, trzy historie, trzy odmiany samotności.

Osiemdziesięcioletnia Jadwiga – której najwięcej miejsca poświęcono w „Zaraz będzie po wszystkim” – trafia do ośrodka na skutek kontuzji po niefortunnym upadku z drabiny. Nie może liczyć na pomoc najbliższych – mąż nie żyje, a dorosła córka mieszka z rodziną w USA. Jadwiga, kobieta dotąd aktywna i samodzielna, a w dodatku obdarzona dużą inteligencją, nie do końca umie odnaleźć się w nowych warunkach. Dla niej dom opieki jest więzieniem, wobec którego mechanizmów pozostaje bezradna. To miejsce właściwie uwłaczające nie tylko wolności, ale i godności człowieka – z brzydkimi pomieszczeniami, podłym jedzeniem, obecnością „półtrupów” (tak nazywa Jadwiga pensjonariuszy) i z w większości bezdusznym, pozbawionym empatii personelem. Panuje tu swoista dyktatura fizjologii i podlegają jej zarówno pensjonariusze, jak i zajmujący się nimi pracownicy medyczni czy wolontariusze. Pytania o potrzeby fizjologiczne (zadane niekiedy w niewybrednych słowach) stają się narzędziem opresji, ubranej w maskę codziennej rutyny. Zapytana o konieczność skorzystania z toalety Jadwiga narzeka: „nie chcę o tym myśleć teraz. I żadnej delikatności, dobrze, że nie pyta czy na długo i czy cienkie, czy grube, bo o to też pytały nie raz, a że to człowieka krępuje, to ich nie obchodzi. I to pomaganie najbardziej upokarzające ze wszystkiego, te wszystkie nieprzytomne mają dobrze, bo nic nie rozumieją, im nie przeszkadza, a mnie przeszkadza (…), mam jeszcze resztki kultury, reszki rozumienia jakiegoś własnego”.

Uzdański kreśli mocny obraz miejsca, w którego hierarchii bezwładny pensjonariusz tkwi na ostatnim miejscu, odarty z godności, intymności, z osobowości (znaczącym motywem jest zaginięcie ulubionego swetra Jadwigi – w zamian dostaje cudzy, a jej protesty zostają stłamszone). Prośby starszych ludzi są tu w najlepszym wypadku realizowane z dużym opóźnieniem („Zawsze potem. Radio potem, sweter potem, na korytarz potem. Zadław się człowieku ością i krzycz o ratunek, to też ci powiedzą, że potem” – kwituje ironiczna Jadwiga), a w najgorszym ignorowane, a pacjenci oszukiwani (jednej z pensjonariuszek podaje się miętówki zamiast tabletek przeciwbólowych). Nawet o pomoc wolontariuszy trzeba „walczyć” nie tylko z innymi pacjentami, ale i z personelem – wszak obowiązuje zasada: „wolontariusz nie jest dla pacjenta, tylko dla zakładu”. Dni płyną tu jednostajnie między obezwładniającym bólem i równie trudną do zniesienia nudą. Ratunkiem dla Jadwigi pozostaje ucieczka w świat wspomnień. W strzępkach retrospekcji opowiada ona o zwyczajnym, trudnym, choć niepozbawionym szczęśliwych chwil życiu.

Kolejnym bohaterem „Zaraz będzie po wszystkim” jest Tomek – wolontariusz, student filozofii, który próbuje sobie poradzić z rozpadem w gruncie rzeczy toksycznego związku i z własnym, całkiem świeżym poczuciem winy. Kilka godzin wcześniej umieścił na wallu facebookowym byłej dziewczyny wulgarny komentarz – teraz czeka na przebaczenie. Choć próbuje się skupić na pomocy pensjonariuszom, nie może przestać myśleć o tym, jak się zachował. To człowiek pełen śmiesznych sprzeczności, za którymi stoi niedojrzałość. Z jednej strony jest wrażliwy na cudzą krzywdę, współczuje swoim podopiecznym, z drugiej traktuje wolontariat jak środek do odbudowania wątłego poczucia własnej wartości („fajnie się pokazać na ulicy w fartuchu i wyglądać jak prawdziwy sanitariusz”). Tworzy sobie alternatywną tożsamość ukształtowaną na amerykańskich serialach i własnych wyobrażeniach: „Znowu będzie musiał prosić o »Fakt«, a jeszcze może ktoś zobaczy, jak go niesie. Jedyna pociecha to ten fartuch á la pielęgniarz, to budzi dumę, pielęgniarze w amerykańskich filmach są z reguły postawni, męscy i opiekuńczy, i pewnie też czytają jakiś odpowiednik »Faktu«, przynajmniej część z nich czyta »The Fact«, ale to nieważne. Ważne, że współczynnik męskości, opiekuńczej, ale i silnej, wzrasta w tym fartuchu o kilka procent, jeśli Tomek może jeszcze mieć jakikolwiek po tym, co zrobił wczoraj”.

Jednocześnie ów „przebrany sanitariusz” zupełnie sobie nie radzi w sytuacjach wymagających konfrontacji. Uzdański na jego przykładzie świetnie opisuje rozdźwięk między samooszukującą się jednostką z jej wymarzonym wizerunkiem, a nieustępliwą rzeczywistością, tak jak w scenie, w której Tomek próbuje spełnić jedną z próśb Jadwigi: „Zaraz tam wejdzie, wejdzie i załatwi. Jeszcze chwila. To nie w jego stylu po prostu wykłócać się z obcymi dorosłymi ludźmi. Ale teraz nie występuje w swoim imieniu, tylko w imieniu Jadwigi, jest wolontariuszem, upomina się o prawa pacjenta. Jadwiga ma swoje prawa i Tomek ma prawo upominać się o jej prawa, i zaraz tam wejdzie. Za chwilę, zanim ktoś zobaczy, że stoi jak głupi pod drzwiami. Na wszelki wypadek wyjmuje telefon, stara taktyka, dobra też na imprezach, kiedy nikogo nie zna. To nie tak, że stoi obok sałatek jak debil i nikt z nim nie rozmawia, po prostu jest zajęty, pisze z kimś na telefonie. Teraz też z kimś pisze, a pod drzwiami stoi przypadkiem. Zaraz wejdzie. Im dłużej tu stoi, tym większe ryzyko, że go zagonią do czyszczenia łazienki albo czegoś w tym stylu”.

Tomek – podobnie jak Justyna z „Wakacji” - jest owładnięty swoistymi neurozami. Gorączkowo analizuje swoje postępowanie, wyciąga dalekie wnioski z błahych zdarzeń – jak wtedy, gdy pielęgniarki nie dziękują mu po skończonej pracy: „Nie podziękowały. Zeszłym razem dziękowały. I jeszcze poprzednim. To dlatego, że dziś nic nie umył, poza tym jednym oknem, więcej nie zdążył. Taki wolontariusz, to żaden wolontariusz. Nic nie pomaga, tylko miło spędza czas, na pogaduszkach jakichś. Ale przecież ogolił Janka i czytał na głos Andrzejowi. Jedno golenie, trochę mało jak na dwie i pół godziny, a czytał jakieś parę minut. Szukał też Jadwidze swetra, kupił »Fakt« i próbował załatwić zwiększenie dawki przeciwbólowego. NIE ZA WIELE. Ale pogaduszki też są ważne dla pacjentów, dla Jadwigi na pewno są. Właśnie super, że gadał! Ale dla niego też to wygodne, prawda? Powinien też coś zrobić poza gadaniem. Nic dziwnego, że nie podziękowały. Poprzednim razem dziękowały”.

Wśród bohaterów znajdziemy także pielęgniarkę Agatę. Ma problemy na gruncie małżeńskim – wie, że mąż ją zdradził (nawet, jeśli nie fizycznie), czyta czatowe kwestie wymieniane przez Jurka i Teresę. Dręczą ją sny, w których mąż nie dochowuje jej wierności – jednak pierwszy raz jego oniryczną kochanką zostaje Jadwiga. Agata nie może wyrzucić tego obrazu z głowy („Boże, myśli, Jadzia i jej ciało, które zna z mycia i ubierania i innych zabiegów, takie chude i w zmarszczkach, i z obwisłą skórą”), te senne zdrady męża stają się niemal jej obsesją. Sama fantazjuje o dużo młodszym wolontariuszu.

Bohaterowie pozostają uwięzieni w świecie własnych demonów, a przez to pozostają samotni. Ich dramaty mają różny wymiar. Bezradna Jadwiga oswaja się z brzemieniem starości, dysfunkcjami ciała i sama dozuje sobie lekarstwo w postaci snucia wspomnień (Uzdański znakomicie pokazuje mechanizm pojawiania się obrazów z przeszłości przerywający bieg dnia). Agata frustruje się niedorzecznym snem (na drugim planie pozostają nieokreślone kłopoty z dorastającą córką), a Tomasz – brakiem smsa od byłej dziewczyny. I on, i Agata, mają świadomość tego, że ich problemy są śmieszne w porównaniu z tym, co przeżywają ich podopieczni – jednak ta wiedza nie pomaga. „Zaraz będzie po wszystkim” – pociesza się często chorego, podając mu lekarstwo. Jakże to ironiczne u Uzdańskiego – tu ulga nie nadejdzie (chyba że razem ze śmiercią).

Nie brakuje książek, w których miejscem akcji jest dom opieki, jeszcze więcej powieści traktuje o starości czy trudnych relacjach związkowych. Co zatem wyróżnia „Zaraz będzie po wszystkim”? Wydaje się, że Uzdański, tworząc literaturę, świadomie ucieka od literatury, chce zbliżyć opowiadaną historię jak najbardziej do życia – tego spoza kart książek. Tomek, Jadwiga czy Agata to ludzie najzwyklejsi ze zwykłych, nic szczególnego ich nie wyróżnia. Są w tym bardzo prawdziwi. Ich myśli, skojarzenia, lęki – czasem banalne, czasem głębokie – zostały oddane z niezwykłą precyzją. Ponadto autor „Wakacji” rozbija formę klasycznej powieści. To, co czytelnik wie o bohaterach, ogranicza się do kilku zaledwie informacji, z których sam musi ułożyć sobie właściwy obraz. Nie ma tu oczywistych dla literatury rozwiązań, pytania pozostają bez odpowiedzi, pojawiają się rozbudowane dygresje – teoretycznie – bez większego znaczenia dla fabuły, perspektywy się zmieniają, a wątki rwą, zanim pozwoli się im dotrzeć do wyrazistego końca. Czyta się tę prozę z narastającym zdumieniem – ale takie ujęcia przekonują.

Grzegorz Uzdański bawi się formą odważnie, ale nie ma tu taniego efekciarstwa. Przedstawia w kameralnej odsłonie kwestie tak uniwersalne, jak starość, bezradność, samotność – z taktem i szacunkiem, nierzadko i humorem, ale bez pretensjonalności i ckliwości. Proponuje coś jednocześnie nieschematycznego i głęboko prawdziwego. Czytając „Zaraz będzie po wszystkim”, trudno oprzeć się wrażeniu, że tak wygląda nowoczesna literatura psychologiczna najwyższej próby.
Grzegorz Uzdański: „Zaraz będzie po wszystkim”. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2019.