ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (382) / 2019

Anna Zagórska,

WĘDRÓWKI GŁOWY, WĘDRÓWKI STÓP (WOJCIECH NOWICKI: 'CIEŚNINY')

A A A
1.

Każdy z nas ma swoje własne cieśniny, w które od czasu do czasu się zapada. Każdy z nas doświadcza co pewien moment manii wędrownej i dostrzega w sobie pobłądzenie – wewnętrzne lub zewnętrzne. Jest więc najnowsza książka Wojciecha Nowickiego prozą o nas wszystkich, lekturą o uniwersalnych bolączkach, dylematach i siłach. Siły te popychają ludzkość od zarania dziejów, choć może bardziej: spychają ją – z utartych szlaków, przekierowują – z dala od łatwych rozwiązań, przesuwają – w stronę niepokojącego, nurtującego, niejednoznacznego. Jest to dodatkowo lektura skomponowana znakomicie, historia spisana z wielką dbałością o słowo i z wielkim do tego słowa szacunkiem.

2.

Po lekturze „Cieśnin” możemy odnieść wrażenie, że dwie są siły, które napędzają świat i jego poszczególnych mieszkańców: szaleństwo i żywioł drogi. Wspólnym ich mianownikiem jest wędrówka: jedna nastawiona jest na świat zewnętrzny, druga to krążenie i błądzenie po bezdrożach własnego umysłu. Ta zewnętrzna wędrówka: wycierająca podeszwy, podszyta wiatrem, kurząca okrycia, nieraz łączy się z meandrowaniem, łazikowaniem i zagubieniem głowy. Łączy się owe dwa sposoby „wędrowania” w sposób szczególnie wyraźny właśnie w „Cieśninach”. Nowicki prowadzi nas słowem przez kilka wybranych historii odrysowanych w architekturze i wśród granic przeszłości oraz przez wędrówki współczesne, naznaczone sobą: narratorem-autorem, wędrówki własne. Cel bywa zmieszany, niejasny, forma nieraz zamglona, zaniesiona, podatna na dygresje, refleksyjny tok, obszerne retardacje. Mamy jednak wrażenie, że mimo tego – spokojnego, nieraz potoczystego – sposobu opowiadania, nie ma tu ani chwili wytchnienia, ani momentu na nudę. Nowicki (jego narrator) to podróżnik nieustannie ciekawy, gotowy, uważny. Bohaterowie natomiast – nawet jeśli błądzą, jeśli oddalają się od bezduszności racjonalizmu i sztywności trzeźwego umysłu, nigdy nie ustają, nie zapadają się w żaden bezruch, a już na pewno obce jest im lenistwo wyobraźni i bezczynność nóg.

„Cieśniny” to proza, która nie tylko oddaje nieustanną ruchliwość bohaterów, ale i oddziałuje na czytelnika. Porywa, wytrąca z równowagi, stawia na równe nogi, nie pozwala zatracić się w znużeniu. Mamy wrażenie, że wszystko jest tu wartkie, jak nurt wody w tytułowych cieśninach, że musimy wciąż utrzymywać naszą czytelniczą uwagę, że wyobraźnia musi pracować na wysokich obrotach, by nie dać się wciągnąć zdradzieckim wirom, nie dać się zmylić, zwieść, wyprowadzić w czytelnicze pole, nie pozwolić na zboczenie z drogi. Bo o drodze – mówiąc w sposób niezwykle uogólniający (aż do przesady) – traktuje najnowsza książka Wojciecha Nowickiego. Wydawca – Wydawnictwo Czarne – zachęca nas do lektury słowami: „On – wędrowiec co rusz tracący równowagę. Oni – przodkowie z linii tych, za których decydowały nogi, opętani niewyjaśnionym pragnieniem, by iść przed siebie. Cierpiący na dromomanię, na obłęd wędrowczy, złączeni niewidzialną nicią szaleńczego porozumienia, nieświadomie, niczym w głębokim śnie, pokonują kolejne kilometry. […] Olśniewająca proza Wojciecha Nowickiego to studium niewyrażonego obłąkania i oszałamiająca przeprawa przez cieśniny szaleństwa, które drzemie w każdym z nas”.

Są więc w tej książce pomieszczone droga, ruch, przemierzanie i mierzenie się z przestrzenią oraz szaleństwo – wszystkie te dzikie i niespokojne krajobrazy wewnętrzne, podróże naszej głowy, wycieczki umysłu, ucieczki i migracje spłoszonej, obłąkańczej wyobraźni. Te dwa żywioły wędrowne – żywioł zewnętrzny i wewnętrzny – spajają książkę Nowickiego, czynią z niej uniwersalną opowieść o człowieku, którego wciąż i wciąż coś popycha, gna, o człowieku, który wciąż próbuje nawigować, by sprawnie pokonywać cieśniny rzeczywistości wewnętrznej, by docierać (często bez obranego celu, kierunku) do najdalszych stron świata zewnętrznego. Magdalena Barbaruk w książce „Sensy błądzenia. La Mancha i jej peryferie” pisała o Don Kichocie, że „wędrówkę wybrał [on] na swoje powołanie”. Nie inaczej zdają się funkcjonować bohaterowie Nowickiego i narrator prowadzący nas przez ich oraz swoje własne losy. Mania wędrowna, podróż, to wieczne krążenie, także po bezdrożach własnego umysłu, błądzenie, poruszanie się – istnieje właśnie jak powołanie. Do niepokoju mnie powołano, do ciągłego rozedrgania głowy i stóp – mogliby mówić bohaterowie „Cieśnin”.

Takie są oto dwie dominanty tej prozy: szaleństwo i wędrówka. Co jednak kryje się pomiędzy? W szczelinach, cieśninach i zakamarkach tej książki?

3.

Cieśniny: rozpoczynają się rozdziałem „Jechałem tramwajem”, tekstem, który od pierwszych słów wprowadza nas w nastrój spokojnej, wyciszonej lektury, wyczulonej na niuanse, cieniowania, lekkie drżenia i autorskie mrugnięcia okiem. Wydaje się, jakby tekst ten krążył w jednej, wspólnej – choć bardzo szerokiej – intertekstualnej sieci z publikacjami Dariusza Czai („Gramatyka bieli”) czy Michała Cichego („Pozwól rzece płynąć”). Z jednej strony mamy tu ważne spostrzeżenia o naturze granic (o granicach pisze właśnie Czaja), z drugiej: umiejętność – bliska też Cichemu – zauważania codzienności, nieprzechodzenia obok i mimo zwyczajności, dar dostrzegania i proustowską biegłość w uruchamianiu prostych, acz pięknych skojarzeń. Już pierwszy rozdział tej prozy wprowadza nas w klimat charakterystyczny dla całej lektury, dokładnie oznacza jej dominanty. Mamy tu i drogę, i odprysk szaleństwa, niepokój ciała i ducha.

W twórczości Wojciecha Nowickiego, nie tylko w tej najnowszej książce, dużo jest uwagi, sięgania do samego dna, do podszewki zdarzeń. To charakteryzuje jego pisarstwo, więc czytelnika zaznajomionego wcześniej choćby z „Salkami” na pewno ten tok i ton nie zaskoczą – raczej w sposób wielce satysfakcjonujący wypełnią ewentualne lekturowe oczekiwania. Wydaje się, że wyobraźnia i intelekt piszącego nigdy nie zwalniają, pozwalając słowom płynąć nurtem dostojnym, pełnym erudycji, skupienia, intertekstualnych odniesień i niebanalności. Nowicki stroni od wyświechtanych frazesów, od frazeologicznego pustosłowia, od fraz-liczmanów. W jego prozie odbijają się zaduma i zastanowienie nad otaczającą rzeczywistością, nad poszczególnymi, pojedynczymi momentami, urywkami chwil, ulotnymi widokami. Nowicki niczym wytrawny impresjonista uważne przygląda się światu i jego mieszkańcom, potrafi dostrzegać wiele, sięgać do samego dna przenikliwości, pod podszewkę oczywistości. Jest w jego pisarstwie ukłon wobec tego, co zwyczajne, powszednie, co spotykane niby mimochodem, widziane od niechcenia. Autor podnosi te pozornie transparentne fragmenty i urywki rzeczywistości do rangi symbolu, nadaje im alegoryczne role, czyni wartymi utrwalenia na karcie papieru, powielenia w druku. Zachowuje na zawsze te drobiny, odpryski, powidoki, które w większości giną w codzienności. Zapominamy je dostrzec, nie umiemy ich rozczytywać, nie potrafimy się nad nimi zastanowić., Nowicki pokazuje, że w świecie obojętności, w rzeczywistości percepcji ograniczonej do smartfonowego ekranu warto patrzeć, warto słuchać, warto rozmyślać o tym, co mijamy, obok czego żyjemy, w czym się zanurzamy. Warto oddać się zadumie nad właśnie przeczytaną lekturą, trzeba koniecznie próbować zrozumieć i zgłębić losy bohaterów ostatnio przejrzanej powieści. Nie można pozwolić sobie na obojętność, powierzchowność i spłycanie doświadczeń. Nawet jeśli pozornie wszystko to wydaje się przeźroczystym tłem naszego zwykłego skoncentrowania na sobie, nieważnym kontrapunktem codziennych zmagań, zmartwień i wyzwań. Takie zobojętnienie kosztuje nas zbyt wiele. Nowicki daje nam świadectwo, że życie toczy się także w cieśninach – w tym, co niepozorne, wąskie, wątłe, z pozoru ograniczające. W cieśninach życia są prądy, są wiry, którym należy się poddać, są zakamarki, które trzeba penetrować. Pisząc kiedyś o książce Michała Cichego „Pozwól rzece płynąć”, posłużyłam się sformułowaniem, które warto byłoby przywołać teraz. Uważna refleksja jest wyraźniejsza od krzyku – tak odbierałam prozę Cichego, tak można również odbierać prozę Nowickiego.

4.

W jednym z rozdziałów pisze Nowicki o sporządzaniu notatek, o spisywaniu codziennych wrażeń, impresji, spostrzeżeń, uwag. I o pamięci, którą te codzienne zapiski zwalniają z podstawowego jej obowiązku, odrywają od prymarnego zadania i konieczności: „Tym razem pamięć była jednak pusta. Po chwili uświadomiłem sobie, że nie pamiętam nawet miejsc, które odwiedziłem: bo kiedy wszystko jest zapisane, pamięć zostaje zwolniona z nudnego obowiązku magazynowania” (s. 57). Nowicki piszący o „pustej pamięci”, o miejscach, które uleciały w nicość i o zatartych wrażeniach, wydaje nam się autorem niezwykle bliskim. Jest kimś, kto za pomocą pięknych zdań literackiej polszczyzny oddaje nasze, w gruncie rzeczy dość uniwersalne, spostrzeżenia na temat zawodności własnej głowy, pustki wyobraźni, płaskości wspomnienia, tych wszystkich ważnych miejsc, osób, spotkań, które – w zderzeniu z koniecznością, z obowiązkiem przypomnienia – okazały się mieć strukturę bliską ulotności pyłu. Nowicki, pisząc o dzienniku podróży, zauważa, że zwalnia on pamięć od wielu obowiązków, daje jednak pewność spisanego, utrwalonego, mocnego słowa, do którego zawsze można wrócić. Warto wsłuchać się w tok tej opowieści, zauważyć (i zanotować, koniecznie), jak katalogować wspomnienia, wrażenia, luźne myśli: „[…] myślałem o dzienniku podróży. Prowadziłem go w Maroku, jak podczas każdego wyjazdu, bo nic bardziej przerażającego od myśli, że któregoś dnia źródło okaże się suche i ramy opowieści nie zdołam wypełnić prawdziwym mięsem, nie zmyślonym. Podobnie tym razem notowałem, co popadnie, wydarzenia ważne i błahe, których później mogłoby zabraknąć, kiedy przeciążona pamięć nie wytrzyma i odrzuci wszelki naddatek jak plewy” (s. 56).

Zapiski są kołem ratunkowym. Dziennik podróży (jak i każdy dziennik, pamiętnik, reporterski bloczek, notesik) jest miejscem wypełniania, zszywania, mocowania – daje nam wsparcie i treść wtedy, gdy zabraknie bieżących kształtów, umkną formy, ulecą wrażenia: „Te chaotyczne zapiski bez celu mogą sprawić, że przestrzeń między kośćcem a skórą wypełnia się, nabiera kształtów, ścięgno po ścięgnie, mięsień po mięśniu, dlatego je prowadzę, choć przecież, myślę teraz, nigdy z nich nie korzystam” (s. 57). My jako czytelnicy możemy jednak skorzystać z pisarskiego efektu tych zmagań z pamięcią, światem, drugim człowiekiem i warto uważnie tę lekcję odrobić.

Książkę tę można czytać jako fascynującą i szczególną opowieść podróżną. Do dziennika podróży zresztą Nowicki odwołuje się nieraz. Jego spostrzeżenia są żywe, plastyczne, ruchome. Rodzą się z błahością, oczywistości i codzienności, ale przyoblekają się erudycją, zwinnością języka i spostrzegawczością Autora, jak choćby ten krótki fragment oddający ducha „Cieśnin”: „kiedy ja, przybysz z zimniejszej części Europy, kładę się spać, Neapol dopiero wstaje. Jego mieszkańcy wloką się leniwie między ludzi, łażą jakby bez celu, ja zaś, od urodzenia obdarowany w nadmiarze winą, nic nie rozumiem z tego łażenia, spacerów tam i z powrotem główną ulicą, przystawania, całowania się po policzkach i głośnej wymiany zdań” (s. 13).

5.

Pisząc o Neapolu, Nowicki decyduje się na odważną metaforę: „Neapol jest jak wnętrze mojej głowy, a w niej po wąskich uliczkach krążą myśli jak kuliste pioruny, rykoszetem uderzając o siebie nawzajem, obijając się o ściany” (s. 12), a my mamy pewność, że w jego głowie rzeczywiście wieczne wzburzenie, ciągłe wyładowania, krążenie, obijanie. Bez tych niesłabnących interakcji, bez tego wrzenia myśli, gorąca wyobraźni nie byłoby książek takich, jak „Cieśniny”. A jest to właśnie proza niepokoju, rozedrgania. Jako czytelnicy bywamy niespokojni niczym bohaterowie tej książki. Odczuwamy wraz z nimi tę głęboką, wewnętrzną potrzebę krążenia, błądzenia, kolistych iteracji i powrotów. Czujemy się niczym przywoływane przez narratora postaci – chcemy wraz z nimi oddać się tej sile traperstwa, włóczęgostwa, wewnętrznych i zewnętrznych podróży. Jesteśmy częścią żywiołu, który ich popychał i rozpalał. Odczuwamy wraz z nimi, a przemieszczając się wzrokiem po kolejnych zdaniach tej książki, mamy wrażenie, że zaraz i my koniecznie musimy ruszyć się z miejsca, porzucić ciepłe, wygodne, oswojone – przemóc zastanie i iść. Trochę nieważne, gdzie, nieważne, jakim środkiem lokomocji.

O szaleństwie i manii wędrownej, która bywa jego odpryskiem, Nowicki pisze z taką skrupulatnością, takim wycyzelowaniem, że nie sposób tej manii, temu obłędowi i zagubieniu, nie przypisać od czasu do czasu cech racjonalnych, statecznych, logicznych. Użyte słowa kształtują nasze wyobrażenia o świecie przedstawionym, wpływają na niego, na sposób, jaki w naszej czytelniczej wyobraźni konkretyzują się byty bohaterów. Nowicki zabiera nas, w tej manii wędrownej, w podróż w głąb nas samych, ale i w wędrówkę po świecie. Nie ma ani chwili odpoczynku! Bywamy w Neapolu, oglądamy Francję, wsiadamy i wysiadamy z pociągów, upajamy się Tangerem, odwiedzamy wiedeńskie kawiarnie. Jest to również opowieść o myślach, które tym wędrówkom towarzyszom i sile, która nieraz każe nam wyrażać je nie tylko wewnątrz własnej głowy. Wszędzie towarzyszy nam bowiem żywioł rozmowy, czasem żmudnej, uciążliwej, nieraz wręcz niechcianej, jednak wciąż uparcie nawracającej, życiodajnej tak naprawdę. Wydaje się, że bez tej słownej zaczepności, bez żywiołu mowy, bez perorowania spotykanych przez narratora opowiadaczy, nie ma tak naprawdę nas samych. Cisza nas nie stwarza. Milczenie nie porusza. Bohaterowie spotykani w wiedeńskich kawiarniach czy w ciasnych przedziałach pociągów wydają się być pochłonięci koniecznością wypowiedzi. Odnosimy wrażenie, że oni wręcz napastują monologowaniem: narrator i czytelnicy z jednej strony więc muszą, lecz z drugiej zdecydowanie powinni ich słuchać.

6.

Najnowsza książka Nowickiego wymaga od czytelnika wiele. Jeśli nie poświęcimy jej wystarczająco dużo uwagi i skupienia, ta książka nas pokona. Wykorzystajmy jesienną aurę, ten moment w roku, gdy lektura smakuje najlepiej, a podróż nęci najmniej, na to, by wczytać się w historie wędrówek głów i stóp bohaterów wypełniających szczelnie prozę Nowickiego. To nie będzie zmarnowana podróż w głąb cudzych historii, to będzie odkrywanie siebie. Docieranie do źródeł własnych manii i do dna sił, które rządzą każdym z nas.
Wojciech Nowicki: „Cieśniny”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2019.