POLSZCZYZNY SPIS Z NATURY (BARBARA MAGIEROWA, ANTONI KROH: 'Z POLSKIEGO NA NASZE, CZYLI PRYWATNY LEKSYKON WSPÓŁCZESNEJ POLSZCZYZNY')
A
A
A
Nie tak dawno, bo w połowie 2019 roku ukazała się książka zasługująca na uwagę wielu czytelników. Mowa o publikacji Barbary Magierowej i Antoniego Kroha „Z polskiego na nasze, czyli prywatny leksykon współczesnej polszczyzny”.
Pozycja z różnych względów warta jest bliższego zainteresowania. Nie tylko dlatego, że stanowi ona cenne źródło wiedzy o przemianach kulturalnych, obyczajowych, światopoglądowych, gospodarczych czy politycznych, jakie dokonywały się w polskiej rzeczywistości od zakończenia II wojny światowej do współczesności, ale przede wszystkim z uwagi na fakt, iż jest swoistym spisem polszczyzny z natury. Nietrudno spostrzec, że tytuł niniejszego omówienia nawiązuje do charakterystycznego dla stylu urzędowego określenia spis (inwentarza) z natury ‘spis (inwentarza) dokonywany na podstawie naocznego stwierdzenia stanu faktycznego’ (definicja za USJP). Ów kancelaryzm, moim zdaniem, doskonale oddaje zawartość książki, albowiem materiał językowy w niej zawarty to po prostu rejestr żywej mowy Polaków. O tym, że znaczną część omawianego zbioru tworzą formy językowe pochodzące z „nasłuchu”, wyczytać można z przedmowy Antoniego Kroha do leksykonu (zob. s. 11). Autor tak pisze o ekscerpcji bazy materiałowej: „(…) przez ponad trzydzieści lat cieszyliśmy się życiem, tropiąc językowe skrzydlate słowa w wybranych gazetach i książkach – wspomnieniach, pamiętnikach, wywiadach, literaturze faktu. Systematycznie, na bieżąco, niezależnie od innych zajęć. Ważną metodą pozyskiwania haseł było wsłuchiwanie się w język naszego bezpośredniego otoczenia, mówiony i pisany (szyldy, ogłoszenia, wywieszki). Oraz grzebanie w pamięci” (s. 13).
Ze wstępu do publikacji dowiadujemy się kilku rzeczy, a mianowicie: po pierwsze –zamieszczony w zbiorze materiał leksykalny gromadzono od lat powojennych, po drugie – pomysłodawczynią spisywania nowych i zdumiewających zjawisk językowych była polonistka Zofia Lechnicka-Kroh (do 1982 roku), a kontynuatorami jej projektu zostali Barbara Magierowa (plastyczka) i Antoni Kroh (etnograf, tłumacz), po trzecie – zasoby języka polskiego zawarte w książce stanowią zaledwie wycinek zebranej kartoteki, ponieważ „(…) publikacja, którą Czytelnik ma przed sobą, to niecałe dziesięć procent materiału zebranego na fiszkach i w komputerze” (s. 15), po czwarte – leksykon mieści jednostki językowe pochodzące z lat 1944–2014, po piąte – układ haseł w pozycji jest chronologiczny, po szóste – autorzy z zamysłem wydania omawianej pozycji nosili się od dłuższego czasu, po siódme – próbkę słownikowych haseł drukował przed laty kwartalnik „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” (pewne fragmenty zbioru ukazały się również w „Gazecie Wyborczej”, „Dzienniku Polskim”, „Życiu” czy miesięczniku „Nowe Książki”).
Nie będę ukrywać, że lektura części wprowadzającej do „Prywatnego leksykonu współczesnej polszczyzny” wzbudziła we mnie pewien niedosyt. Otóż w przedsłowiu nie ujęto dość ważkich dla czytelników informacji (nad tym faktem można tylko ubolewać). Trudno zrozumieć, dlaczego nie napisano w nim ani słowa o tytule publikacji, bo przecież zgodzić się trzeba, że ta kwestia odbiorców bardzo interesuje. Już na etapie kartkowania książki rodzą się następujące pytania: Czemuż w nagłówku figuruje skrócona postać potocznego frazeologizmu tłumaczyć z polskiego na nasze ‘objaśniać coś komuś bardzo przystępnie, prostymi słowami’? Czy rzeczywiście materiał językowy wymaga uwag ułatwiających zrozumienie zawartości książki? Jak interpretować przymiotnik prywatny w tytule (wyraz ma różne definicje)? Czy został on użyty w sensie ‘dotyczący kogoś osobiście, czyichś spraw osobistych, stosunków rodzinnych; osobisty, niesłużbowy’ (por.: „Sprawy prywatne”, „Kontakty, stosunki prywatne”, „Wizyta prywatna”, „Prywatna korespondencja”), czy raczej w znaczeniu ‘stanowiący czyjąś osobistą własność’ (por.: „Własność prywatna”, „Prywatne przedsiębiorstwo”, „Prywatne pieniądze”), a może w semantyce ‘niezwiązany z żadną instytucją, z żadnym urzędem itp., niepodlegający instytucjom publicznym; nieurzędowy, niepaństwowy’ (por. „Szkoła prywatna”, „Bank prywatny”, „Prywatny lekarz, nauczyciel, detektyw”)? (USJP). Niestety, ale na te pytania każdy czytelnik musi sam sobie odpowiedzieć, starając się rozszyfrować intencje autorów.
Szkoda też, że w przedmowie książki uczyniono jedynie wzmiankę o porządku słownikowych artykułów hasłowych. Okazuje się, iż pierwotnym zamysłem autorów było ułożenie potężnego materiału w kolejności alfabetycznej, ale twórcy ostatecznie odstąpili od tego zamiaru. Stanowiło to w zasadzie wymóg wydawcy dzieła, o czym wspomniał Kroh we wstępie: „(…) prezes Wydawnictwa Iskry zaproponował nam publikację wyboru haseł w układzie chronologicznym, nie alfabetycznym” (s. 14). Można sądzić, iż przekomponowanie struktury słownika z porządku alfabetycznego na chronologiczny było nie lada wyzwaniem dla Magierowej i Kroha. W rezultacie powstała książka licząca aż 12 rozdziałów, które mieszczą paręnaście, czasem nawet kilkadziesiąt podrozdziałów. Aby lepiej zobrazować o czym mowa, przedstawię budowę leksykonu:
Rozdział I (1944–1953): „Ciong Ciulu Ciong” (27 podrozdziałów);
Rozdział II (1953–1956): „Mądry jak Polak po XX Zjeździe” (15 podrozdziałów);
Rozdział III (1957–1966): „Walory krajobrazowe ssaków polskich” (14 podrozdziałów);
Rozdział IV (1967–1970): „Od Marca do Grudnia” (17 podrozdziałów);
Rozdział V (1971–1975): „Dziesiąta potęga gospodarcza świata” (22 podrozdziały);
Rozdział VI (1976–1980): „Jak leziesz, baranie” (19 podrozdziałów);
Rozdział VII: (1980–1981): „Koledzy, brykacie po legalizmie” (12 podrozdziałów);
Rozdział VIII (1982–1983): „Ty, docent, leż i knuj” (7 podrozdziałów);
Rozdział IX (1984–1988): „Aaa tam, cicho być” (17 podrozdziałów);
Rozdział X (1989): „Nie kasuj biletów, kasuj władzę” (8 podrozdziałów);
Rozdział XI (1990–2004): „Ja mam jeszcze taki socjalistyczny zgryz” (17 podrozdziałów);
Rozdział XII (2005–2014): „Polacy, nic się nie stało” (10 podrozdziałów).
Jak widać, materiał językowy zawarty w książce obejmuje aż 70 lat. Od razu nasuwa się pytanie o cezury czasowe. Mniemam, że wnikliwi czytelnicy, a zwłaszcza przedstawiciele młodego pokolenia Polaków, chcieliby wiedzieć, co leży u podstaw przyjętego w publikacji porządku chronologicznego. Zwłaszcza że niektóre zakresy dat się pokrywają (rok 1953 ujęty został w rozdziale pierwszym i drugim, a rok 1980 – w części szóstej i siódmej). Ponadto nie wiadomo, z jakiego powodu granice chronologiczne wyznacza raz okres jednego roku (np. 1980–1981, 1982–1983), raz kilka lat (np. 1967–1970, 1984–1988). Odbiorca musi się więc domyślać, dlaczego zastosowano taki, a nie inny podział. W żadnej mierze nie pokrywa się on z kluczowymi dla Polski faktami historyczno-politycznymi, mam na myśli: lata powojenne, czasy PRL-u (1952–1989), demokratyczne państwo polskie (po 1989 roku).
Jeszcze à propos tytułu. Można się zastanawiać: czy rzeczywiście materiał językowy zawarty w książce odnosi się do współczesnego języka polskiego? Można zapytać: dla jakiego pokolenia jest to język współczesny, a dla jakiego już historyczny? Moim zdaniem układ chronologiczny zbioru zobowiązuje autorów do wyjaśnienia, choćby pokrótce, problemu: co uznają oni za język współczesny. Najogólniej mówiąc, określenie współczesna polszczyzna znaczy tyle, co reprezentatywna dla czasu, w którym żyjemy (por. znaczenie wyrazu współczesny ‘występujący, żyjący w tym samym czasie, w którym istniał ten, o kim mowa’, ‘występujący obecnie, charakterystyczny dla dzisiejszej epoki; teraźniejszy’; USJP). Nie sposób zanegować, że wskazany przymiotnik ma wyraźnie relatywną semantykę, bo czyż można mówić w odniesieniu do polszczyzny sprzed ponad pół wieku, że jest ona wciąż aktualna? Chyba niekoniecznie, zresztą przeczą temu przykłady zamieszczone w książce. W tym miejscu nadmienię, że wielu autorów/redaktorów leksykonów języka polskiego rezygnuje ze słowa współczesny w tytule. Leksykografowie zachowują albo ogólną nazwę, tj. słownik języka polskiego, albo dodają określenia, które za kilka lat nie ulegną dezaktualizacji, np.: uniwersalny słownik, wielki słownik, inny słownik.
Przyznać trzeba, że materiał leksykalno-frazeologiczny zawarty w publikacji jest niezwykle różnorodny. Omawiany zbiór składa się z „ulotnych słów, zwrotów, wyrażeń, wypowiedzi, komentarzy, frazesów, sloganów, zbitek pojęciowych, haseł z transparentów, napisów na murach itp.” (s. 11). Nic zatem dziwnego, że słownikowe hasła stanowią pojedyncze leksemy, np.: wcierka (s. 31), bezpieczniak (s. 47), prywaciara (s. 72), produkcyjniak (s. 91), szaber (s. 123), znieczulica (s. 148), pałka (s. 209), szariki (s. 230), miwisizm (s. 255), gulgutiera (s. 325), peweksy (s. 362), składak (s. 419), koksownik (s. 500), lojalka (s. 524), osobodzień (s. 578), śniadaniówka (s. 643), falandyzacja (s. 660), normals (s. 675), lumpeks (s. 686), cepelia (s. 703), styropianówa (s. 718), eurowpierdol (s. 763), myk (s. 766); połączenia wyrazowe o różnym stopniu zespolenia (związki luźne, łączliwe, stałe), np.: bilety skarbowe (s. 21), czerwona zaraza (s. 38), wróg klasowy (s. 63), punkt skupu (s. 86), żegluga krzakowa (s. 111), sralnaja bumażka (s. 157), pełnopłatne bezrobocie (s. 158), z pustego i Salomon nie naleje (s. 200), mieć zajoba (s. 244), czarne kruki reakcji (s. 288), piaskownica władzy (s. 337), zemsta Stalina (s. 357), wykonać telefon (s. 477), święto cukru (s. 503), robić jaja (s. 524), dyskoteka Kiszczaka (s. 530), masa upadłościowa (s. 543), jedynie słuszna decyzja (s. 611), Okrągły Stół (s. 633), mała gastronomia (s. 685), szkoła przetrwania (s. 698), słowa klucze (s. 717), lokowanie produktu (s. 761), rzuć próchnem o druty (s. 764), lubić seks jak koń owies (s. 765) oraz całe zdania (np. rymowanki, nośne slogany, zawołania propagandowe, cytaty), np.: nim domek się skleci, partia się rozleci (s. 32), Cały naród buduje swoją stolicę (s. 74), Ale panu marszałkowi bardziej było do twarzy z wąsami! (s. 75), Dźwigaliśmy plon w jaśniepański dom, dziś niesiemy plon w nasz ojczysty dom (s. 84), siąść okrakiem na polskiej literaturze (s. 91), czy się stoi, czy się leży… (s. 157), Przyjaciele niech pomogą kroczyć Polsce polską drogą (s. 188), Dziecko plus zapałki równa się pożar, pożar minus zapałki równa się dziecko (s. 256), Jeszcze Polska nie zginęła, póki kura w garnku… (s. 261), Władziu, ty łysa pało, dlaczego mięso zdrożało? (s. 310), Chcesz cukierka? Idź do Gierka… (s. 332), wódka może być z ludzką twarzą, ale socjalizm nie (s. 399), Alkohol podajemy tylko do konsumpcji (s. 418), Czołgi odnowy socjalistycznej strzelają pociskami porozumienia (s. 533), Jaka praca dziś – taka Polska jutro (s. 570), nie robim, bo się narobim (s. 576), Trzeba być psychicznym, żeby być umysłowym (s. 581), szczęką szuram po ziemi (s. 702), paznokcie kibiców, obgryzione są do łokci (s. 732).
Tak zróżnicowana postać artykułów hasłowych oddala dzieło Magierowej i Kroha od nazwy leksykon. Dodatkowo zaznaczyć trzeba, że typowe słowniki nie dokumentują tego, co w języku okazjonalne, a w omawianej publikacji okazjonalizmów pojawia się bez liku. Sami zresztą autorzy zdawali sobie sprawę z tego, że ich książka nie jest dykcjonarzem w pełnym tego słowa znaczeniu, co potwierdza cytat: „Przyjęliśmy, że będzie to rzecz »do czytania«, literatura faktu, zbiór cytatów, ogród fraszek, lamus, silva rerum, pieśń o ziemi naszej, »Nowe Ateny« dwudziestego wieku” (s. 11). Sądzę, że określenie silva rerum świetnie oddaje charakter prezentowanej książki.
Reasumując: obok książki dwojga autorów nie można przejść obojętnie. I to nie tylko dlatego, że publikację trudno przeoczyć na półce księgarskiej – ów opasły tom natychmiastowo przykuwa spojrzenie. Grubość pozycji nie powinna jednak zadziwiać, wszak to zupełnie normalne, że wszelkie zbiory słownictwa są obszerne, często wielotomowe. Dzieło Magierowej i Kroha warte jest polecenia, bo mieści niezwykle ciekawy i różnorodny materiał językowy, będący „skarbczykiem wiedzy o naszych czasach” (s. 11). Właśnie walory poznawcze książki stanowią najlepszą i zarazem wystarczającą dla niej rekomendację. Dodam na koniec, że celowo nie skupiałam się na dokładnej charakterystyce zawartości treściowej pozycji, jestem bowiem przekonana, że wymienione w omówieniu przykłady same w sobie stanowią zaproszenie do lektury „Z polskiego na nasze…”.
LITERATURA:
USJP – „Uniwersalny słownik języka polskiego”. T. 1-4. Red. S. Dubisz. Warszawa 2003.
Pozycja z różnych względów warta jest bliższego zainteresowania. Nie tylko dlatego, że stanowi ona cenne źródło wiedzy o przemianach kulturalnych, obyczajowych, światopoglądowych, gospodarczych czy politycznych, jakie dokonywały się w polskiej rzeczywistości od zakończenia II wojny światowej do współczesności, ale przede wszystkim z uwagi na fakt, iż jest swoistym spisem polszczyzny z natury. Nietrudno spostrzec, że tytuł niniejszego omówienia nawiązuje do charakterystycznego dla stylu urzędowego określenia spis (inwentarza) z natury ‘spis (inwentarza) dokonywany na podstawie naocznego stwierdzenia stanu faktycznego’ (definicja za USJP). Ów kancelaryzm, moim zdaniem, doskonale oddaje zawartość książki, albowiem materiał językowy w niej zawarty to po prostu rejestr żywej mowy Polaków. O tym, że znaczną część omawianego zbioru tworzą formy językowe pochodzące z „nasłuchu”, wyczytać można z przedmowy Antoniego Kroha do leksykonu (zob. s. 11). Autor tak pisze o ekscerpcji bazy materiałowej: „(…) przez ponad trzydzieści lat cieszyliśmy się życiem, tropiąc językowe skrzydlate słowa w wybranych gazetach i książkach – wspomnieniach, pamiętnikach, wywiadach, literaturze faktu. Systematycznie, na bieżąco, niezależnie od innych zajęć. Ważną metodą pozyskiwania haseł było wsłuchiwanie się w język naszego bezpośredniego otoczenia, mówiony i pisany (szyldy, ogłoszenia, wywieszki). Oraz grzebanie w pamięci” (s. 13).
Ze wstępu do publikacji dowiadujemy się kilku rzeczy, a mianowicie: po pierwsze –zamieszczony w zbiorze materiał leksykalny gromadzono od lat powojennych, po drugie – pomysłodawczynią spisywania nowych i zdumiewających zjawisk językowych była polonistka Zofia Lechnicka-Kroh (do 1982 roku), a kontynuatorami jej projektu zostali Barbara Magierowa (plastyczka) i Antoni Kroh (etnograf, tłumacz), po trzecie – zasoby języka polskiego zawarte w książce stanowią zaledwie wycinek zebranej kartoteki, ponieważ „(…) publikacja, którą Czytelnik ma przed sobą, to niecałe dziesięć procent materiału zebranego na fiszkach i w komputerze” (s. 15), po czwarte – leksykon mieści jednostki językowe pochodzące z lat 1944–2014, po piąte – układ haseł w pozycji jest chronologiczny, po szóste – autorzy z zamysłem wydania omawianej pozycji nosili się od dłuższego czasu, po siódme – próbkę słownikowych haseł drukował przed laty kwartalnik „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” (pewne fragmenty zbioru ukazały się również w „Gazecie Wyborczej”, „Dzienniku Polskim”, „Życiu” czy miesięczniku „Nowe Książki”).
Nie będę ukrywać, że lektura części wprowadzającej do „Prywatnego leksykonu współczesnej polszczyzny” wzbudziła we mnie pewien niedosyt. Otóż w przedsłowiu nie ujęto dość ważkich dla czytelników informacji (nad tym faktem można tylko ubolewać). Trudno zrozumieć, dlaczego nie napisano w nim ani słowa o tytule publikacji, bo przecież zgodzić się trzeba, że ta kwestia odbiorców bardzo interesuje. Już na etapie kartkowania książki rodzą się następujące pytania: Czemuż w nagłówku figuruje skrócona postać potocznego frazeologizmu tłumaczyć z polskiego na nasze ‘objaśniać coś komuś bardzo przystępnie, prostymi słowami’? Czy rzeczywiście materiał językowy wymaga uwag ułatwiających zrozumienie zawartości książki? Jak interpretować przymiotnik prywatny w tytule (wyraz ma różne definicje)? Czy został on użyty w sensie ‘dotyczący kogoś osobiście, czyichś spraw osobistych, stosunków rodzinnych; osobisty, niesłużbowy’ (por.: „Sprawy prywatne”, „Kontakty, stosunki prywatne”, „Wizyta prywatna”, „Prywatna korespondencja”), czy raczej w znaczeniu ‘stanowiący czyjąś osobistą własność’ (por.: „Własność prywatna”, „Prywatne przedsiębiorstwo”, „Prywatne pieniądze”), a może w semantyce ‘niezwiązany z żadną instytucją, z żadnym urzędem itp., niepodlegający instytucjom publicznym; nieurzędowy, niepaństwowy’ (por. „Szkoła prywatna”, „Bank prywatny”, „Prywatny lekarz, nauczyciel, detektyw”)? (USJP). Niestety, ale na te pytania każdy czytelnik musi sam sobie odpowiedzieć, starając się rozszyfrować intencje autorów.
Szkoda też, że w przedmowie książki uczyniono jedynie wzmiankę o porządku słownikowych artykułów hasłowych. Okazuje się, iż pierwotnym zamysłem autorów było ułożenie potężnego materiału w kolejności alfabetycznej, ale twórcy ostatecznie odstąpili od tego zamiaru. Stanowiło to w zasadzie wymóg wydawcy dzieła, o czym wspomniał Kroh we wstępie: „(…) prezes Wydawnictwa Iskry zaproponował nam publikację wyboru haseł w układzie chronologicznym, nie alfabetycznym” (s. 14). Można sądzić, iż przekomponowanie struktury słownika z porządku alfabetycznego na chronologiczny było nie lada wyzwaniem dla Magierowej i Kroha. W rezultacie powstała książka licząca aż 12 rozdziałów, które mieszczą paręnaście, czasem nawet kilkadziesiąt podrozdziałów. Aby lepiej zobrazować o czym mowa, przedstawię budowę leksykonu:
Rozdział I (1944–1953): „Ciong Ciulu Ciong” (27 podrozdziałów);
Rozdział II (1953–1956): „Mądry jak Polak po XX Zjeździe” (15 podrozdziałów);
Rozdział III (1957–1966): „Walory krajobrazowe ssaków polskich” (14 podrozdziałów);
Rozdział IV (1967–1970): „Od Marca do Grudnia” (17 podrozdziałów);
Rozdział V (1971–1975): „Dziesiąta potęga gospodarcza świata” (22 podrozdziały);
Rozdział VI (1976–1980): „Jak leziesz, baranie” (19 podrozdziałów);
Rozdział VII: (1980–1981): „Koledzy, brykacie po legalizmie” (12 podrozdziałów);
Rozdział VIII (1982–1983): „Ty, docent, leż i knuj” (7 podrozdziałów);
Rozdział IX (1984–1988): „Aaa tam, cicho być” (17 podrozdziałów);
Rozdział X (1989): „Nie kasuj biletów, kasuj władzę” (8 podrozdziałów);
Rozdział XI (1990–2004): „Ja mam jeszcze taki socjalistyczny zgryz” (17 podrozdziałów);
Rozdział XII (2005–2014): „Polacy, nic się nie stało” (10 podrozdziałów).
Jak widać, materiał językowy zawarty w książce obejmuje aż 70 lat. Od razu nasuwa się pytanie o cezury czasowe. Mniemam, że wnikliwi czytelnicy, a zwłaszcza przedstawiciele młodego pokolenia Polaków, chcieliby wiedzieć, co leży u podstaw przyjętego w publikacji porządku chronologicznego. Zwłaszcza że niektóre zakresy dat się pokrywają (rok 1953 ujęty został w rozdziale pierwszym i drugim, a rok 1980 – w części szóstej i siódmej). Ponadto nie wiadomo, z jakiego powodu granice chronologiczne wyznacza raz okres jednego roku (np. 1980–1981, 1982–1983), raz kilka lat (np. 1967–1970, 1984–1988). Odbiorca musi się więc domyślać, dlaczego zastosowano taki, a nie inny podział. W żadnej mierze nie pokrywa się on z kluczowymi dla Polski faktami historyczno-politycznymi, mam na myśli: lata powojenne, czasy PRL-u (1952–1989), demokratyczne państwo polskie (po 1989 roku).
Jeszcze à propos tytułu. Można się zastanawiać: czy rzeczywiście materiał językowy zawarty w książce odnosi się do współczesnego języka polskiego? Można zapytać: dla jakiego pokolenia jest to język współczesny, a dla jakiego już historyczny? Moim zdaniem układ chronologiczny zbioru zobowiązuje autorów do wyjaśnienia, choćby pokrótce, problemu: co uznają oni za język współczesny. Najogólniej mówiąc, określenie współczesna polszczyzna znaczy tyle, co reprezentatywna dla czasu, w którym żyjemy (por. znaczenie wyrazu współczesny ‘występujący, żyjący w tym samym czasie, w którym istniał ten, o kim mowa’, ‘występujący obecnie, charakterystyczny dla dzisiejszej epoki; teraźniejszy’; USJP). Nie sposób zanegować, że wskazany przymiotnik ma wyraźnie relatywną semantykę, bo czyż można mówić w odniesieniu do polszczyzny sprzed ponad pół wieku, że jest ona wciąż aktualna? Chyba niekoniecznie, zresztą przeczą temu przykłady zamieszczone w książce. W tym miejscu nadmienię, że wielu autorów/redaktorów leksykonów języka polskiego rezygnuje ze słowa współczesny w tytule. Leksykografowie zachowują albo ogólną nazwę, tj. słownik języka polskiego, albo dodają określenia, które za kilka lat nie ulegną dezaktualizacji, np.: uniwersalny słownik, wielki słownik, inny słownik.
Przyznać trzeba, że materiał leksykalno-frazeologiczny zawarty w publikacji jest niezwykle różnorodny. Omawiany zbiór składa się z „ulotnych słów, zwrotów, wyrażeń, wypowiedzi, komentarzy, frazesów, sloganów, zbitek pojęciowych, haseł z transparentów, napisów na murach itp.” (s. 11). Nic zatem dziwnego, że słownikowe hasła stanowią pojedyncze leksemy, np.: wcierka (s. 31), bezpieczniak (s. 47), prywaciara (s. 72), produkcyjniak (s. 91), szaber (s. 123), znieczulica (s. 148), pałka (s. 209), szariki (s. 230), miwisizm (s. 255), gulgutiera (s. 325), peweksy (s. 362), składak (s. 419), koksownik (s. 500), lojalka (s. 524), osobodzień (s. 578), śniadaniówka (s. 643), falandyzacja (s. 660), normals (s. 675), lumpeks (s. 686), cepelia (s. 703), styropianówa (s. 718), eurowpierdol (s. 763), myk (s. 766); połączenia wyrazowe o różnym stopniu zespolenia (związki luźne, łączliwe, stałe), np.: bilety skarbowe (s. 21), czerwona zaraza (s. 38), wróg klasowy (s. 63), punkt skupu (s. 86), żegluga krzakowa (s. 111), sralnaja bumażka (s. 157), pełnopłatne bezrobocie (s. 158), z pustego i Salomon nie naleje (s. 200), mieć zajoba (s. 244), czarne kruki reakcji (s. 288), piaskownica władzy (s. 337), zemsta Stalina (s. 357), wykonać telefon (s. 477), święto cukru (s. 503), robić jaja (s. 524), dyskoteka Kiszczaka (s. 530), masa upadłościowa (s. 543), jedynie słuszna decyzja (s. 611), Okrągły Stół (s. 633), mała gastronomia (s. 685), szkoła przetrwania (s. 698), słowa klucze (s. 717), lokowanie produktu (s. 761), rzuć próchnem o druty (s. 764), lubić seks jak koń owies (s. 765) oraz całe zdania (np. rymowanki, nośne slogany, zawołania propagandowe, cytaty), np.: nim domek się skleci, partia się rozleci (s. 32), Cały naród buduje swoją stolicę (s. 74), Ale panu marszałkowi bardziej było do twarzy z wąsami! (s. 75), Dźwigaliśmy plon w jaśniepański dom, dziś niesiemy plon w nasz ojczysty dom (s. 84), siąść okrakiem na polskiej literaturze (s. 91), czy się stoi, czy się leży… (s. 157), Przyjaciele niech pomogą kroczyć Polsce polską drogą (s. 188), Dziecko plus zapałki równa się pożar, pożar minus zapałki równa się dziecko (s. 256), Jeszcze Polska nie zginęła, póki kura w garnku… (s. 261), Władziu, ty łysa pało, dlaczego mięso zdrożało? (s. 310), Chcesz cukierka? Idź do Gierka… (s. 332), wódka może być z ludzką twarzą, ale socjalizm nie (s. 399), Alkohol podajemy tylko do konsumpcji (s. 418), Czołgi odnowy socjalistycznej strzelają pociskami porozumienia (s. 533), Jaka praca dziś – taka Polska jutro (s. 570), nie robim, bo się narobim (s. 576), Trzeba być psychicznym, żeby być umysłowym (s. 581), szczęką szuram po ziemi (s. 702), paznokcie kibiców, obgryzione są do łokci (s. 732).
Tak zróżnicowana postać artykułów hasłowych oddala dzieło Magierowej i Kroha od nazwy leksykon. Dodatkowo zaznaczyć trzeba, że typowe słowniki nie dokumentują tego, co w języku okazjonalne, a w omawianej publikacji okazjonalizmów pojawia się bez liku. Sami zresztą autorzy zdawali sobie sprawę z tego, że ich książka nie jest dykcjonarzem w pełnym tego słowa znaczeniu, co potwierdza cytat: „Przyjęliśmy, że będzie to rzecz »do czytania«, literatura faktu, zbiór cytatów, ogród fraszek, lamus, silva rerum, pieśń o ziemi naszej, »Nowe Ateny« dwudziestego wieku” (s. 11). Sądzę, że określenie silva rerum świetnie oddaje charakter prezentowanej książki.
Reasumując: obok książki dwojga autorów nie można przejść obojętnie. I to nie tylko dlatego, że publikację trudno przeoczyć na półce księgarskiej – ów opasły tom natychmiastowo przykuwa spojrzenie. Grubość pozycji nie powinna jednak zadziwiać, wszak to zupełnie normalne, że wszelkie zbiory słownictwa są obszerne, często wielotomowe. Dzieło Magierowej i Kroha warte jest polecenia, bo mieści niezwykle ciekawy i różnorodny materiał językowy, będący „skarbczykiem wiedzy o naszych czasach” (s. 11). Właśnie walory poznawcze książki stanowią najlepszą i zarazem wystarczającą dla niej rekomendację. Dodam na koniec, że celowo nie skupiałam się na dokładnej charakterystyce zawartości treściowej pozycji, jestem bowiem przekonana, że wymienione w omówieniu przykłady same w sobie stanowią zaproszenie do lektury „Z polskiego na nasze…”.
LITERATURA:
USJP – „Uniwersalny słownik języka polskiego”. T. 1-4. Red. S. Dubisz. Warszawa 2003.
Barbara Magierowa, Antoni Kroh: „Z polskiego na nasze, czyli prywatny leksykon współczesnej polszczyzny”. Wydawnictwo Iskry. Warszawa 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |