MIMOWOLNY CYBORG (MICHAŁ R. WIŚNIEWSKI: 'WSZYSCY JESTEŚMY CYBORGAMI')
A
A
A
„To czas znudzonej wszystkim generacji
Wynik lokowania produktu i manipulacji
(…)
Mdławe opowieści i selfie po selfie po selfie,
»Zobacz mnie w pełnej MNIE świątyni«
Stwórz sobie »ja« i psychozę,
Choć masy ludzi lądują w grobie,
Ale nikt nie zauważył; nie, zaraz, ktoś widział fotki –
Przecież coś muszą znaczyć te smutne emotki”
(Kate Tempest, fragment utworu „Europe Is Lost”, 2015, przekład własny).
Miejsce akcji: duże polskie miasto. Niedziela, ciepły listopadowy poranek. Nasz bohater właśnie wyszedł z domu pobiegać. Rozgrzewa się, maszerując przez miasto w stronę pobliskiego stawu. Ze sprzętów elektronicznych ma z sobą tylko tani sportowy zegarek. Nagle jego uwagę zwraca dziewczyna czekająca na tramwaj. Jest ubrana odświętnie, ma staranny makijaż i w skupieniu patrzy w ekran swojego telefonu. „Wygląda, jakby trzymała w dłoni lusterko i się w nim przeglądała” – myśli bohater i maszeruje prężnym krokiem dalej, zapominając o astronomicznej mocy obliczeniowej cechującej trzymane przez dziewczynę urządzenie.
Ludzie nad stawem spacerują, uprawiają nordic walking, wędkują. Czteroosobowa rodzina wybrała się na niedzielną wyprawę rowerową. Dwaj mężczyźni wyprowadzają na spacer swoje psy – biszkoptowego labradora i dość starego beagle’a. Zwierzęta zaczynają się obwąchiwać, a właściciele w rozbawieniu rozplątują kolorowe smycze. Dwie kobiety ciągną za sobą mikroskopijnego kudłatego kundelka, jedna z nich rozmawia przy tym głośno przez telefon po ukraińsku. Na przednim zderzaku zaparkowanego przy stawie audi ktoś przytwierdził vlepkę. Przedstawia maskę Guya Fawkesa wkomponowaną w plakat wyborczy Baracka Obamy z hasłem „HOPE”. Pogoda jest piękna – złota polska jesień podgrzana globalnym ociepleniem. Gdy nasz bohater wróci do domu, w telewizji zobaczy podtopioną Wenecję i usłyszy o Grecie Thunberg płynącej katamaranem w stronę Europy.
***
Musimy porozmawiać o Michale Radomile Wiśniewskim.
Wiśniewski (dalej: MRW) wydał niedawno książkę pod polskim tytułem. Wcześniej opublikował trzy powieści w Wydawnictwie Krytyki Politycznej: „Jetlag” (2014), „God Hates Poland” (2015) i „Hello World” (2017). Przeczytałem „God Hates Poland” i przez jakiś czas próbowałem się zmusić do lektury „Jetlagu”, ale jakoś nie potrafię (jak mawiała moja koleżanka ze studiów: zostawię to sobie na emeryturę). Pozycja wydana przez Wydawnictwo Czarne – „Wszyscy jesteśmy cyborgami” (2019) – skusiła mnie za to już samym tytułem. Kojarzę go z dwiema rzeczami: 1) filmem Marka Koterskiego, w którym reżyser podejmuje temat swojego alkoholizmu („Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, 2006); 2) transhumanizmem, czyli ruchem intelektualnym i społecznym, który afirmuje wykorzystywanie technologii w celu „ulepszenia” człowieka – do tego moim zdaniem odnoszą się, nie do końca metaforyczne, cyborgi w tytule. Wszystko to piszę, zanim jeszcze zacząłem czytać najnowszą książkę MRW. Kto wie, może nie ma w niej niczego o uzależnieniu lub/i stawaniu się trans-człowiekiem…
„Wyłącz serce, włącz komputer”
Przeczytałem. Od razu muszę zaznaczyć, że zarówno tytuł, jak i podtytuł są zwodnicze. MRW nie napisał książki ambitnej, tylko próbował napisać książkę „osobistą”, co też nie do końca mu wyszło. No, ale nikt nie jest idealny – nawet żółty ser ma dziury. Z pewnością w Wieloświecie (ang. multiverse) istnieje gdzieś wersja tej recenzji, w której wszystko w książce MRW mi się podoba. Może prowadzę wideoblog lub mam swoje konto na Instagramie, gdzie fotografuję się z okładką „Wszyscy jesteśmy cyborgami” i oznajmiam, że to wydawniczy must-buy, zwłaszcza pod choinkę, napisany przez młodego duchem czterdziestolatka, a głębia mojej argumentacji znajduje swój niechybny wyraz w przeróżnie kadrowanych zdjęciach egzemplarza książki MRW. Wróćmy jednak do bieżącego uniwersum.
Zacznę od tego, „za co mi płacą”: mam na myśli redakcję w języku angielskim i polskim. W wypadku „Wszyscy jesteśmy cyborgami” jest ona fatalna. Nie wymienię tutaj wszystkich lapsusów językowym książki MRW, bo nie podejrzewam, żeby Czarnemu chodziło o darmową redakcję i korektę w formie crowdsourcingu. Wskażę tylko kilkanaście stron, które należało – z różnych powodów – przeczytać co najmniej jeszcze raz przed wydrukowaniem nakładu omawianej tu książki:
s. 21 – Marilyn Manson nie śpiewał, że „rock jest bardziej martwy niż śmierć”, jak chce MRW, tylko: Rock is deader than dead, czyli ‘martwiejszy niż martwy’.Tak angielska, jak i polska fraza są niepoprawne, ale o to właśnie temu koszmarnemu wokaliście chodziło.
s. 23 – skoro już mowa o rocku, który umarł: utwór „Twoja generacja” Pidżamy Porno został wydany jako singiel jeszcze w roku 2000. MRW pisze o nim: „(…) tak podstarzali polopunkowcy z Pidżamy Porno śpiewali o rocznikach wychowanych w czasach dostępu do sieci” [podkr. K.W.]. Roczniki wychowane w czasach dostępu do sieci? Nie ufam własnym wspomnieniom, więc sięgam do „Wikipedii”; w haśle „Internet w Polsce” możemy przeczytać, że Telekomunikacja Polska zaoferowała dostęp do internetu przez modemy jako usługę w 1996 roku. Zatem kogo „nienawidził” Grabaż? Kilkulatków? Natomiast ktoś, kto osiągnął pełnoletniość w 2000 roku, urodził się w 1982. Takie osoby nie „wychowały się w czasach dostępu do sieci”, tylko po prostu zdecydowały już jako nastolatkowie, że się internetem zainteresują. W swojej radosnej grafomanii Grabaż mógł wprawdzie wymyślić profetyczną metaforę: „Dziwny twór o twarzach stu / Monstrum / Z cybernetycznego nieba” (internet?), ale działo się to na parę lat przed Facebookiem (2004) i YouTube (2005).
s. 42 – „Kolejną polityczną eksplozję w blogosferze wywołało zdobycie przez Prawo i Sprawiedliwość władzy w wyborach w 2007 roku (…)” – ten błąd rzeczowy chyba dostrzeże każdy. Najwyraźniej poza redaktorkami książki. Kilkanaście stron dalej (s. 63) premierem w 2007 roku jest już Donald Tusk.
s. 59 – opis przypadku Jaya Maynarda, znanego jako Tron Guy, jest momentami tak niekomunikatywny, że czytelnicy niekojarzący tej postaci mogą się z łatwością pogubić. Podobnych przykładów w książce MRW jest kilka (por. s. 73–74).
s. 84 – tutaj mamy „amerykankę” pisaną małą literą. Lauren Schmidt Hissrich (producentka „Wiedźmina”) zamieniła się w rozkładaną sofę.
s. 150 – „Osoby nieobyte w necie nazywano lamerami (z angielskiego lame – „ciepły”, to przeciwieństwo cool) (…)” – lame znaczy po angielsku dosłownie ‘kulawy, chromy’, a dopiero potem „słaby” w znaczeniu ‘niefajny’ (uncool). Natomiast„ciepły”, w czasach gdy „wszyscy byliśmy homofobami”, funkcjonowało jako pogardliwe określeniem geja.
s. 156 – „(…) zaczyna się od głupich wygłupów” – w przeciwieństwie do wygłupów mądrych?
s. 158 – „altprawicowe”, s. 168 – „alt-prawicowymi”, …
s. 161 – „W Stanach Zjednoczonych niechciani chłopcy identyfikowali się jako incele (skrót od angielskiego involuntary celibate – „mimowolny celibat”)”. Pomińmy istotę omawianego tu zjawiska: incel to zbitka, kontaminacja, w angielskiej morfologii zwana portmanteau, dwóch wyrazów: involuntary/involuntarily (‘mimowolny’/ ‘mimowolnie’) i celibate (tu: ‘[osoba] w celibacie’, ‘celibatariusz’). Celibat, czyli bezżeństwo lub brak relacji seksualnych z kimkolwiek, to po angielsku celibacy.
s. 167 – „Obrzydzeniem posłużył się autor kolportowanego na Facebooku fake newsa o wysmarowaniu polskiego autokaru fekaliami przez uchodźców. I tego newsa po sieci nie rozniosły żadne incele z 4chana, tylko Polacy. Tacy normalni, z dziećmi w awatarach”. Czy tylko ja zachodzę w głowę, dlaczego nie Polacy, a jacyś obcokrajowcy-celibatariusze z 4chana mieliby rozpowszechniać fake newsa o polskim autokarze? Poza tym: „(…) z dziećmi w awatarach”? Brzmi to jak skrót myślowy, który powinien był trafić do „humoru zeszytów”. W tym momencie zacząłem się zastanawiać, czy MRW choć raz sam przeczytał swoją najnowszą książkę.
s. 177 – dalej w temacie fake news: „Odsiewanie ziaren [ziarna – K.W.] od plew jest trudne (…), czasami wręcz niemożliwe (…) byłem w Szwecji. Dzielnica, którą stacja TVN24 straszyła jako no-go zone, do której boi się wjechać policja, okazała się zwykłym blokowiskiem, z Lidlem, do którego codziennie robiłem yes-go po zakupy”. Czy jest na sali polonista?
s. 178 – tutaj autor toczy nierówną walkę z przeczeniami w języku polskim. Najpierw pyta retorycznie: „Komu więc dziś można wierzyć?”, po czym odpowiada: „Nikomu, kogo nie znamy” (odpowiedź według mnie powinna brzmieć: „Tylko tym, których znamy” lub „Z pewnością nie tym, których nie znamy”).
s. 198 – „(…) wolna ręka rynku” – w przeciwieństwie do tej drugiej, „zajętej” ręki rynku? (prawdopodobnie chodzi o „niewidzialną rękę [wolnego] rynku”).
s. 234 – MRW pisze tu o grze komputerowej pochodzącej „z połowy lat zerowych XXI wieku”. Czyli z 2004, 2005 czy 2006? Bo to chyba musiało być w którymś konkretnym roku? Jak powiedziała mi pewna redaktorka: „Jeśli autor ma coś do powiedzenia, prostota jest jego sprzymierzeńcem”.
Cytowanie powyższych wyimków z „Wszyscy jesteśmy cyborgami” może się wydawać z mojej strony nadmiernie pedantyczne, małostkowe czy zwyczajnie wredne. Kłopot w tym, że MRW sam w pewnym momencie konstatuje, że „dzieło ma sens wtedy, jeżeli w jego powstawaniu bierze udział ktoś, kto zna się na rzeczy, sprawdzi tekst i odpowiednio go zredaguje. Literatura = tekst + redakcja” (s. 184). Wcześniej autor radzi natomiast: „Jeśli chce się kogoś zrozumieć, trzeba zrobić analizę na chłodno. Wyłącz serce, włącz komputer” (s. 169). No to włączyłem i uprzejmie donoszę, że nie jestem w stanie przymknąć oczu na poziom redakcyjny „Wszyscy jesteśmy cyborgami”. Podejrzewam jednak, że zawinić mógł tu też sposób wysłowienia myśli przez samego autora albo brak niezbędnego „otwartyzmu” (s. 168–169) w stosunku do konserwatywnych reguł języka. Pod względem stylistycznym MRW ewidentnie próbuje „łowić w mętnej wodzie”, żeby pozorować jakąś głębię.
Nieznośna płytkość umysłu
Podtytuł „Jak internet zmienił Polskę” sugeruje szeroko pojętą literaturę faktu. Byłby to nawet reportaż uczestniczący obejmujący dość duże terytorium (nasze państwo) w okresie burzliwych przemian (od 1992 do 2019 roku). Byłby, gdyby nie mało istotne tematy i zagadnienia (stosuję tu peryfrazę), którymi MRW zajmuje się dodatkowo w sposób naskórkowy i niezbyt oryginalny. Uczciwy blurb mówiłby o tym, że jest to esej autobiograficzny napisany przez kogoś, kto miał za dużo czasu. W wypadku reportażu (także uczestniczącego) czy dobrego eseju zawsze mamy do czynienia z jakimś dystansem autorki lub autora do opisywanych zagadnień; jeśli nie fizycznym, to psychicznym czy duchowo-kulturowym. Okazjonalny sarkazm nie wystarcza. W wypadku MRW nie tylko nie ma mowy o dystansie – jest sprzężenie. Z internetem. „Wszyscy jesteśmy cyborgami” to ekstremalnie długi „status” facebookowy, któremu ktoś nadał strukturę książki, dzieląc na rozdziały i podrozdziały.
Choć muszę przyznać, że „Intro” nie jest najgorsze. Nie bez kozery mówi się, że początki książek (pierwsze zdania, akapity, mininarracje) są decydujące. Chodzi nie tylko o budowanie napięcia, lecz także o captatio benevolentiae, czyli złowienie czytelnika na haczyk. MRW złowił mnie odniesieniem do klipu z Sinéad O’Connor drącą fotografię papieża, który dobrze pamiętałem (choć jest on na tyle stary, że w mojej pamięci majaczy, jako dolna warstwa audiowizualnego palimpsestu, pod obejrzanymi dużo później filmikami, w których O’Connor najpierw mówi o swojej chorobie psychicznej, a potem przechodzi na islam [!]). Dobrze pamiętam omawiany przez autora klip i pamiętam także księdza podczas szkolnej katechezy krytykującego wokalistkę – to były czasy: Pan Bóg był w niebie, a Jan Paweł II w Watykanie. MRW nawiązuje do „skandalicznego” performance’u, żeby pokazać, jak zweryfikował informacje na temat występu O’Connor po latach. Zweryfikował informacje! W internecie!
Nieco dalej (s. 26‒27), w podrozdziale „Netflix i relaks” wywód MRW zaczyna już budzić moje wątpliwości. Gdy autor opisuje „paraliż netflixowy” swoich rówieśników (przytłoczenie liczbą dostępnych na Netfliksie seriali i filmów etc.) i radzi: „(…) należy potraktować Netflixa tak, jak traktuje się Polsat – i nie kombinować, tylko klikać w rzeczy usłużnie podsuwane przez algorytm”. Taki defetyzm w zmaganiach z nowymi technologiami przenika całą książkę i z niego właśnie, moim zdaniem, bierze się owa „cyborgizacja” nas wszystkich.
MRW nawiązuje także (zob. s. 55) do mojej ulubionej książki na temat internetu – „Płytkiego umysłu” Nicholasa Carra (Gliwice 2013), chociaż „nawiązuje” to dużo powiedziane. Kilka lat temu byłem tą popularnonaukową książką zachwycony: Carr, opierając się na dokonaniach m.in. Waltera Onga i Marshalla McLuhana, śledzi historię mediów od początków piśmienności, przez nowożytną typografię, aż po Google. Pokazuje skomplikowane zależności między czytelnictwem i korzystaniem z internetu, ale przede wszystkich zwraca uwagę na negatywne skutki bezrefleksyjnego korzystania z nowych mediów – pogarszającą się pamięć i nieumiejętność głębokiej lektury. Nie interesuje mnie, czy ktoś „zredukował tę książkę do memu »nowe media ogłupiają«” (s. 55). Bardziej chciałbym się dowiedzieć, jak obserwacje Carra mają się do polskich internautów. Nie znajdziemy też w książce o podtytule „Jak internet zmienił Polskę” żadnych głębszych przemyśleń na temat tego, w jaki sposób te ponad 20 lat internetu nad Wisłą wpłynęło na nasz rynek pracy. Zamiast tego znajdziemy u MRW to, co i tak moglibyśmy wyguglować.
***
Wieczorem tego samego dnia: nasz bohater przeskakuje kanały w telewizji i w końcu zatrzymuje się na BBC World News. Emitowany jest film dokumentalny o protestach w Hongkongu. Młoda pielęgniarka wraca po nocnej zmianie autobusem do domu. Bez makijażu, w pomiętym T-shircie z napisem „SLEEPY”. Następne ujęcie pokazuje ją w ciasnym mieszkaniu, gdzie wkłada do plecaka opatrunki i butelki z wodą, aby nieść pomoc rannym i potraktowanym gazem łzawiącym. Kilka scen z demonstracji: młodzi ludzie organizują się i komunikują za pomocą „bezpiecznych” portali i chatów, wykorzystują parasole, a nawet okularki pływackie, żeby oszukać system rozpoznawania twarzy. Przerwa na reklamy: starszy pan opowiada po kantońsku (a może jednak po mandaryńsku?) inspirującą historię założenia firmy Huawei.
LITERATURA:
Nicholas Carr: „Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg”. Przeł. K. Rojek. Gliwice 2013.
Wynik lokowania produktu i manipulacji
(…)
Mdławe opowieści i selfie po selfie po selfie,
»Zobacz mnie w pełnej MNIE świątyni«
Stwórz sobie »ja« i psychozę,
Choć masy ludzi lądują w grobie,
Ale nikt nie zauważył; nie, zaraz, ktoś widział fotki –
Przecież coś muszą znaczyć te smutne emotki”
(Kate Tempest, fragment utworu „Europe Is Lost”, 2015, przekład własny).
Miejsce akcji: duże polskie miasto. Niedziela, ciepły listopadowy poranek. Nasz bohater właśnie wyszedł z domu pobiegać. Rozgrzewa się, maszerując przez miasto w stronę pobliskiego stawu. Ze sprzętów elektronicznych ma z sobą tylko tani sportowy zegarek. Nagle jego uwagę zwraca dziewczyna czekająca na tramwaj. Jest ubrana odświętnie, ma staranny makijaż i w skupieniu patrzy w ekran swojego telefonu. „Wygląda, jakby trzymała w dłoni lusterko i się w nim przeglądała” – myśli bohater i maszeruje prężnym krokiem dalej, zapominając o astronomicznej mocy obliczeniowej cechującej trzymane przez dziewczynę urządzenie.
Ludzie nad stawem spacerują, uprawiają nordic walking, wędkują. Czteroosobowa rodzina wybrała się na niedzielną wyprawę rowerową. Dwaj mężczyźni wyprowadzają na spacer swoje psy – biszkoptowego labradora i dość starego beagle’a. Zwierzęta zaczynają się obwąchiwać, a właściciele w rozbawieniu rozplątują kolorowe smycze. Dwie kobiety ciągną za sobą mikroskopijnego kudłatego kundelka, jedna z nich rozmawia przy tym głośno przez telefon po ukraińsku. Na przednim zderzaku zaparkowanego przy stawie audi ktoś przytwierdził vlepkę. Przedstawia maskę Guya Fawkesa wkomponowaną w plakat wyborczy Baracka Obamy z hasłem „HOPE”. Pogoda jest piękna – złota polska jesień podgrzana globalnym ociepleniem. Gdy nasz bohater wróci do domu, w telewizji zobaczy podtopioną Wenecję i usłyszy o Grecie Thunberg płynącej katamaranem w stronę Europy.
***
Musimy porozmawiać o Michale Radomile Wiśniewskim.
Wiśniewski (dalej: MRW) wydał niedawno książkę pod polskim tytułem. Wcześniej opublikował trzy powieści w Wydawnictwie Krytyki Politycznej: „Jetlag” (2014), „God Hates Poland” (2015) i „Hello World” (2017). Przeczytałem „God Hates Poland” i przez jakiś czas próbowałem się zmusić do lektury „Jetlagu”, ale jakoś nie potrafię (jak mawiała moja koleżanka ze studiów: zostawię to sobie na emeryturę). Pozycja wydana przez Wydawnictwo Czarne – „Wszyscy jesteśmy cyborgami” (2019) – skusiła mnie za to już samym tytułem. Kojarzę go z dwiema rzeczami: 1) filmem Marka Koterskiego, w którym reżyser podejmuje temat swojego alkoholizmu („Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, 2006); 2) transhumanizmem, czyli ruchem intelektualnym i społecznym, który afirmuje wykorzystywanie technologii w celu „ulepszenia” człowieka – do tego moim zdaniem odnoszą się, nie do końca metaforyczne, cyborgi w tytule. Wszystko to piszę, zanim jeszcze zacząłem czytać najnowszą książkę MRW. Kto wie, może nie ma w niej niczego o uzależnieniu lub/i stawaniu się trans-człowiekiem…
„Wyłącz serce, włącz komputer”
Przeczytałem. Od razu muszę zaznaczyć, że zarówno tytuł, jak i podtytuł są zwodnicze. MRW nie napisał książki ambitnej, tylko próbował napisać książkę „osobistą”, co też nie do końca mu wyszło. No, ale nikt nie jest idealny – nawet żółty ser ma dziury. Z pewnością w Wieloświecie (ang. multiverse) istnieje gdzieś wersja tej recenzji, w której wszystko w książce MRW mi się podoba. Może prowadzę wideoblog lub mam swoje konto na Instagramie, gdzie fotografuję się z okładką „Wszyscy jesteśmy cyborgami” i oznajmiam, że to wydawniczy must-buy, zwłaszcza pod choinkę, napisany przez młodego duchem czterdziestolatka, a głębia mojej argumentacji znajduje swój niechybny wyraz w przeróżnie kadrowanych zdjęciach egzemplarza książki MRW. Wróćmy jednak do bieżącego uniwersum.
Zacznę od tego, „za co mi płacą”: mam na myśli redakcję w języku angielskim i polskim. W wypadku „Wszyscy jesteśmy cyborgami” jest ona fatalna. Nie wymienię tutaj wszystkich lapsusów językowym książki MRW, bo nie podejrzewam, żeby Czarnemu chodziło o darmową redakcję i korektę w formie crowdsourcingu. Wskażę tylko kilkanaście stron, które należało – z różnych powodów – przeczytać co najmniej jeszcze raz przed wydrukowaniem nakładu omawianej tu książki:
s. 21 – Marilyn Manson nie śpiewał, że „rock jest bardziej martwy niż śmierć”, jak chce MRW, tylko: Rock is deader than dead, czyli ‘martwiejszy niż martwy’.Tak angielska, jak i polska fraza są niepoprawne, ale o to właśnie temu koszmarnemu wokaliście chodziło.
s. 23 – skoro już mowa o rocku, który umarł: utwór „Twoja generacja” Pidżamy Porno został wydany jako singiel jeszcze w roku 2000. MRW pisze o nim: „(…) tak podstarzali polopunkowcy z Pidżamy Porno śpiewali o rocznikach wychowanych w czasach dostępu do sieci” [podkr. K.W.]. Roczniki wychowane w czasach dostępu do sieci? Nie ufam własnym wspomnieniom, więc sięgam do „Wikipedii”; w haśle „Internet w Polsce” możemy przeczytać, że Telekomunikacja Polska zaoferowała dostęp do internetu przez modemy jako usługę w 1996 roku. Zatem kogo „nienawidził” Grabaż? Kilkulatków? Natomiast ktoś, kto osiągnął pełnoletniość w 2000 roku, urodził się w 1982. Takie osoby nie „wychowały się w czasach dostępu do sieci”, tylko po prostu zdecydowały już jako nastolatkowie, że się internetem zainteresują. W swojej radosnej grafomanii Grabaż mógł wprawdzie wymyślić profetyczną metaforę: „Dziwny twór o twarzach stu / Monstrum / Z cybernetycznego nieba” (internet?), ale działo się to na parę lat przed Facebookiem (2004) i YouTube (2005).
s. 42 – „Kolejną polityczną eksplozję w blogosferze wywołało zdobycie przez Prawo i Sprawiedliwość władzy w wyborach w 2007 roku (…)” – ten błąd rzeczowy chyba dostrzeże każdy. Najwyraźniej poza redaktorkami książki. Kilkanaście stron dalej (s. 63) premierem w 2007 roku jest już Donald Tusk.
s. 59 – opis przypadku Jaya Maynarda, znanego jako Tron Guy, jest momentami tak niekomunikatywny, że czytelnicy niekojarzący tej postaci mogą się z łatwością pogubić. Podobnych przykładów w książce MRW jest kilka (por. s. 73–74).
s. 84 – tutaj mamy „amerykankę” pisaną małą literą. Lauren Schmidt Hissrich (producentka „Wiedźmina”) zamieniła się w rozkładaną sofę.
s. 150 – „Osoby nieobyte w necie nazywano lamerami (z angielskiego lame – „ciepły”, to przeciwieństwo cool) (…)” – lame znaczy po angielsku dosłownie ‘kulawy, chromy’, a dopiero potem „słaby” w znaczeniu ‘niefajny’ (uncool). Natomiast„ciepły”, w czasach gdy „wszyscy byliśmy homofobami”, funkcjonowało jako pogardliwe określeniem geja.
s. 156 – „(…) zaczyna się od głupich wygłupów” – w przeciwieństwie do wygłupów mądrych?
s. 158 – „altprawicowe”, s. 168 – „alt-prawicowymi”, …
s. 161 – „W Stanach Zjednoczonych niechciani chłopcy identyfikowali się jako incele (skrót od angielskiego involuntary celibate – „mimowolny celibat”)”. Pomińmy istotę omawianego tu zjawiska: incel to zbitka, kontaminacja, w angielskiej morfologii zwana portmanteau, dwóch wyrazów: involuntary/involuntarily (‘mimowolny’/ ‘mimowolnie’) i celibate (tu: ‘[osoba] w celibacie’, ‘celibatariusz’). Celibat, czyli bezżeństwo lub brak relacji seksualnych z kimkolwiek, to po angielsku celibacy.
s. 167 – „Obrzydzeniem posłużył się autor kolportowanego na Facebooku fake newsa o wysmarowaniu polskiego autokaru fekaliami przez uchodźców. I tego newsa po sieci nie rozniosły żadne incele z 4chana, tylko Polacy. Tacy normalni, z dziećmi w awatarach”. Czy tylko ja zachodzę w głowę, dlaczego nie Polacy, a jacyś obcokrajowcy-celibatariusze z 4chana mieliby rozpowszechniać fake newsa o polskim autokarze? Poza tym: „(…) z dziećmi w awatarach”? Brzmi to jak skrót myślowy, który powinien był trafić do „humoru zeszytów”. W tym momencie zacząłem się zastanawiać, czy MRW choć raz sam przeczytał swoją najnowszą książkę.
s. 177 – dalej w temacie fake news: „Odsiewanie ziaren [ziarna – K.W.] od plew jest trudne (…), czasami wręcz niemożliwe (…) byłem w Szwecji. Dzielnica, którą stacja TVN24 straszyła jako no-go zone, do której boi się wjechać policja, okazała się zwykłym blokowiskiem, z Lidlem, do którego codziennie robiłem yes-go po zakupy”. Czy jest na sali polonista?
s. 178 – tutaj autor toczy nierówną walkę z przeczeniami w języku polskim. Najpierw pyta retorycznie: „Komu więc dziś można wierzyć?”, po czym odpowiada: „Nikomu, kogo nie znamy” (odpowiedź według mnie powinna brzmieć: „Tylko tym, których znamy” lub „Z pewnością nie tym, których nie znamy”).
s. 198 – „(…) wolna ręka rynku” – w przeciwieństwie do tej drugiej, „zajętej” ręki rynku? (prawdopodobnie chodzi o „niewidzialną rękę [wolnego] rynku”).
s. 234 – MRW pisze tu o grze komputerowej pochodzącej „z połowy lat zerowych XXI wieku”. Czyli z 2004, 2005 czy 2006? Bo to chyba musiało być w którymś konkretnym roku? Jak powiedziała mi pewna redaktorka: „Jeśli autor ma coś do powiedzenia, prostota jest jego sprzymierzeńcem”.
Cytowanie powyższych wyimków z „Wszyscy jesteśmy cyborgami” może się wydawać z mojej strony nadmiernie pedantyczne, małostkowe czy zwyczajnie wredne. Kłopot w tym, że MRW sam w pewnym momencie konstatuje, że „dzieło ma sens wtedy, jeżeli w jego powstawaniu bierze udział ktoś, kto zna się na rzeczy, sprawdzi tekst i odpowiednio go zredaguje. Literatura = tekst + redakcja” (s. 184). Wcześniej autor radzi natomiast: „Jeśli chce się kogoś zrozumieć, trzeba zrobić analizę na chłodno. Wyłącz serce, włącz komputer” (s. 169). No to włączyłem i uprzejmie donoszę, że nie jestem w stanie przymknąć oczu na poziom redakcyjny „Wszyscy jesteśmy cyborgami”. Podejrzewam jednak, że zawinić mógł tu też sposób wysłowienia myśli przez samego autora albo brak niezbędnego „otwartyzmu” (s. 168–169) w stosunku do konserwatywnych reguł języka. Pod względem stylistycznym MRW ewidentnie próbuje „łowić w mętnej wodzie”, żeby pozorować jakąś głębię.
Nieznośna płytkość umysłu
Podtytuł „Jak internet zmienił Polskę” sugeruje szeroko pojętą literaturę faktu. Byłby to nawet reportaż uczestniczący obejmujący dość duże terytorium (nasze państwo) w okresie burzliwych przemian (od 1992 do 2019 roku). Byłby, gdyby nie mało istotne tematy i zagadnienia (stosuję tu peryfrazę), którymi MRW zajmuje się dodatkowo w sposób naskórkowy i niezbyt oryginalny. Uczciwy blurb mówiłby o tym, że jest to esej autobiograficzny napisany przez kogoś, kto miał za dużo czasu. W wypadku reportażu (także uczestniczącego) czy dobrego eseju zawsze mamy do czynienia z jakimś dystansem autorki lub autora do opisywanych zagadnień; jeśli nie fizycznym, to psychicznym czy duchowo-kulturowym. Okazjonalny sarkazm nie wystarcza. W wypadku MRW nie tylko nie ma mowy o dystansie – jest sprzężenie. Z internetem. „Wszyscy jesteśmy cyborgami” to ekstremalnie długi „status” facebookowy, któremu ktoś nadał strukturę książki, dzieląc na rozdziały i podrozdziały.
Choć muszę przyznać, że „Intro” nie jest najgorsze. Nie bez kozery mówi się, że początki książek (pierwsze zdania, akapity, mininarracje) są decydujące. Chodzi nie tylko o budowanie napięcia, lecz także o captatio benevolentiae, czyli złowienie czytelnika na haczyk. MRW złowił mnie odniesieniem do klipu z Sinéad O’Connor drącą fotografię papieża, który dobrze pamiętałem (choć jest on na tyle stary, że w mojej pamięci majaczy, jako dolna warstwa audiowizualnego palimpsestu, pod obejrzanymi dużo później filmikami, w których O’Connor najpierw mówi o swojej chorobie psychicznej, a potem przechodzi na islam [!]). Dobrze pamiętam omawiany przez autora klip i pamiętam także księdza podczas szkolnej katechezy krytykującego wokalistkę – to były czasy: Pan Bóg był w niebie, a Jan Paweł II w Watykanie. MRW nawiązuje do „skandalicznego” performance’u, żeby pokazać, jak zweryfikował informacje na temat występu O’Connor po latach. Zweryfikował informacje! W internecie!
Nieco dalej (s. 26‒27), w podrozdziale „Netflix i relaks” wywód MRW zaczyna już budzić moje wątpliwości. Gdy autor opisuje „paraliż netflixowy” swoich rówieśników (przytłoczenie liczbą dostępnych na Netfliksie seriali i filmów etc.) i radzi: „(…) należy potraktować Netflixa tak, jak traktuje się Polsat – i nie kombinować, tylko klikać w rzeczy usłużnie podsuwane przez algorytm”. Taki defetyzm w zmaganiach z nowymi technologiami przenika całą książkę i z niego właśnie, moim zdaniem, bierze się owa „cyborgizacja” nas wszystkich.
MRW nawiązuje także (zob. s. 55) do mojej ulubionej książki na temat internetu – „Płytkiego umysłu” Nicholasa Carra (Gliwice 2013), chociaż „nawiązuje” to dużo powiedziane. Kilka lat temu byłem tą popularnonaukową książką zachwycony: Carr, opierając się na dokonaniach m.in. Waltera Onga i Marshalla McLuhana, śledzi historię mediów od początków piśmienności, przez nowożytną typografię, aż po Google. Pokazuje skomplikowane zależności między czytelnictwem i korzystaniem z internetu, ale przede wszystkich zwraca uwagę na negatywne skutki bezrefleksyjnego korzystania z nowych mediów – pogarszającą się pamięć i nieumiejętność głębokiej lektury. Nie interesuje mnie, czy ktoś „zredukował tę książkę do memu »nowe media ogłupiają«” (s. 55). Bardziej chciałbym się dowiedzieć, jak obserwacje Carra mają się do polskich internautów. Nie znajdziemy też w książce o podtytule „Jak internet zmienił Polskę” żadnych głębszych przemyśleń na temat tego, w jaki sposób te ponad 20 lat internetu nad Wisłą wpłynęło na nasz rynek pracy. Zamiast tego znajdziemy u MRW to, co i tak moglibyśmy wyguglować.
***
Wieczorem tego samego dnia: nasz bohater przeskakuje kanały w telewizji i w końcu zatrzymuje się na BBC World News. Emitowany jest film dokumentalny o protestach w Hongkongu. Młoda pielęgniarka wraca po nocnej zmianie autobusem do domu. Bez makijażu, w pomiętym T-shircie z napisem „SLEEPY”. Następne ujęcie pokazuje ją w ciasnym mieszkaniu, gdzie wkłada do plecaka opatrunki i butelki z wodą, aby nieść pomoc rannym i potraktowanym gazem łzawiącym. Kilka scen z demonstracji: młodzi ludzie organizują się i komunikują za pomocą „bezpiecznych” portali i chatów, wykorzystują parasole, a nawet okularki pływackie, żeby oszukać system rozpoznawania twarzy. Przerwa na reklamy: starszy pan opowiada po kantońsku (a może jednak po mandaryńsku?) inspirującą historię założenia firmy Huawei.
LITERATURA:
Nicholas Carr: „Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg”. Przeł. K. Rojek. Gliwice 2013.
Michał R. Wiśniewski: „Wszyscy jesteśmy cyborgami. Jak internet zmienił Polskę”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |