ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (385) / 2020

Marta Bieganowska-Molendowska,

JAK PONIEŚĆ PORAŻKĘ W BIZNESIE, WYSILAJĄC SIĘ PONAD MIARĘ (DAN LYONS: 'KORPOSZCZURY. JAK KULTURA KORPO ZROBIŁA Z NASZEJ PRACY PIEKŁO')

A A A
Autor kultowego – w pewnych kręgach – „Fakapu” powraca z jeszcze bardziej wnikliwą analizą mechanizmów rządzących relacjami w Dolinie Krzemowej. „Korposzczury” to lektura obowiązkowa nie tylko dla tych, którzy zaprzedali duszę wielkim korporacjom, ale i dla tych, którym wydaje się, że problemy biznesowego „pierwszego świata” ich nie dotyczą, bo na życie zarabiają w małej hurtowni artykułów papierniczych, a nie technologicznym start-upie. I być może mają rację, ale tylko do czasu, gdy nie zostaną zaproszeni na pierwsze z cyklu team-buildingowych szkoleń, a w pokoju socjalnym w firmie nie stanie stół do gry w piłkarzyki. Potem wypadki mogą toczyć się już zbyt szybko, by dało się przystąpić do lektury „Korposzczurów”, lepiej zatem przygotować się zawczasu na to, co może czekać za drzwiami do firmowego „nowego, wspaniałego świata”.

Rekomendacja autorów znanego facebookowego profilu „Korposzczur płakał, jak czelendżował” jako najsilniejszą stronę pracy Lyonsa wskazuje bezlitosne wypunktowanie „korpoiluzji dopracowywanej latami przez haerowców” i jest to spostrzeżenie trafne. Chyba każdego rozpoczynającego karierę zawodową absolwenta nęci wizja darmowego karnetu na siłownię, prywatnej opieki medycznej czy sponsorowanych przez firmę wyjść integracyjnych. W dalszej perspektywie, po etapie początkowej fascynacji pakietem benefitów, pracownik docenia roztaczaną przez menadżerów wizję świetlanego rozwoju za sprawą całej gamy szkoleń wewnętrznych (o których Lyons zjadliwie i nie całkiem bezpodstawnie pisze, że są jak „skrzyżowanie żłobka z ośrodkiem scjentologii” [s. 22]). Następnie zaś, gdy pomimo długich godzin pracy, znajdzie czas na założenie rodziny, ważne stają się dla niego dofinansowania do szkolnej wyprawki, wakacji czy przyzakładowy żłobek. Brzmi jak bajka? Bynajmniej, co dobitnie udowadnia autor „Korposzczurów”.

Sporą zaletą najnowszej propozycji Dana Lyonsa jest trójdzielna kompozycja, która pozwala na kompleksowy ogląd omawianej problematyki. Innymi słowy, autor poświęca pierwszą część książki na uzasadnienie tezy postawionej w podtytule, w drugiej przybliża przyczyny, które – jego zdaniem – doprowadziły do tak katastrofalnego stanu rzeczy, by w kolejnej, już o wiele bardziej optymistycznej, dowieść, że kapitalizm wcale nie musi podążać ścieżką uprzedmiotowienia, a biznes da się prowadzić (i nawet na nim zarabiać!), idąc w parze z poszanowaniem interesów zatrudnionego.

Co zatem charakteryzuje owo piekielne środowisko pracy, któremu przeciwstawia się Lyons? Autor identyfikuje, że u podstaw przygnębienia współczesnego pracownika leżą cztery zasadnicze, bardzo szczegółowo opisane w „Korposzczurach”, czynniki. Są to: pieniądze, niepewność, zmiana i uprzedmiotowienie. Pojawienie się tych aspektów oddziaływania na kadrę pracowniczą autor ściśle wiąże z technologią i przeobrażeniami, jakim podlegała kultura pracy i mechanizmy biznesu w Dolinie Krzemowej w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Okazuje się, że współczesny pracownik jest łatwo i chętnie zastępowalny (co tyczy się nie tylko setek „szeregowców”, ale i osób na wysokich stanowiskach w firmie), zmuszany do ciągłego współzawodnictwa, a także podlega bezustannej ocenie (tzw. „ocena 360”) przez wszystkich najbliższych współpracowników. Niektóre z tych czynników, dozowane rozsądnie, mogłyby w teorii mieć pozytywne, motywujące oddziaływanie na zatrudnionych, ale w sytuacji przydania im znaczenia posuniętego do granic absurdu sprawiają, że poziom frustracji związanej z pracą rośnie i osiąga niespotykane dotąd rozmiary, a nawet zbiera krwawe żniwo.

W „Korposzczurach” problematyka pogorszenia jakości pracy potraktowana jest absolutnie kompleksowo. Autor dociera do sedna sprawy, ilustrując swoje obserwacje i wnioski imponującą liczbą trafnie dobranych historii i przemyślanych przykładów. Na uznanie zasługuje też szeroka znajomość literatury przedmiotu – Lyons sprawnie porusza się zarówno wśród kanonicznych publikacji z zakresu psychologii pracy, jak i najnowszych manifestów start-upowych guru, wszystkie te odniesienia okraszając sowicie treściami z rozlicznych przeprowadzonych przez siebie rozmów z tuzami i maluczkimi świata wielkiego biznesu. To raczej nietypowe dla propozycji tego typu, a już zwłaszcza w dosyć ogranym temacie, jakim jest bezbronna jednostka wobec bezdusznej korporacji, ale książkę pochłania się dosłownie jednym tchem.

Z pewnością ogromny wpływ na taki odbiór pracy Lyonsa ma charakterystyczny styl wypowiedzi – drwiący, kpiarski, obfitujący w błyskotliwe i zabawne figury stylistyczne, a przy tym wszystkim nie bagatelizujący wagi problemu. Autor jest bezlitosny wobec wszystkich największych graczy na rynku technologicznym, dostaje się (rzecz jasna, zasłużenie) Amazonowi, Uberowi, Netflixowi, a nawet IBMowi. Lyons nie oszczędza też wielkich metodologii, takich jak lean czy agile. O jednej z odmian agile, SAFe, pisze tak: „(…) to diabelski pomiot firmy Scaled Agile Inc., grupy szalonych naukowców, których model opiera się na wyjętym z koszmarów sennych świecie zasad, tabeli i konfiguracji” (s. 89). O Jeffie Bezosie, założycielu Amazona, pisze, że jest „podłym skąpiradłem”, a przy jego działaniach „Frederick Taylor ze swoim stoperem wydaje się Matką Teresą” (s. 138). Podobnych określeń pojawia się w pierwszych dwóch częściach książki mnóstwo; i choć początkowo wydają się lekkim nadużyciem, wzbudzając u czytelnika bardziej uśmiech niż trwogę, dalsza lektura i doskonały, obszerny dobór przykładów uświadamiają, że nic tu do śmiechu. Jeszcze jednym walorem językowym pracy jest bezpośredniość w zwrocie do czytelnika. I ona, podobnie, jak wspomniana wcześniej cecha pewnej zjadliwości, zdaje się początkowo manieryczna, przywodząc na myśl styl tandetnego poradnika rozwoju osobistego, by w toku lektury okazać się kluczowa, podkreśla bowiem dobitnie jedność doświadczeń – autora, bohaterów książki i samego odbiorcy. Pod koniec tekstu nawet pracownik nadmienionej we wstępie osiedlowej hurtowni artykułów papierniczych nabierze pewności, że jego bezpieczna pozycja względem świata wielkich korporacji i ich haniebnych praktyk jest tylko ułudą.

Ostatnia część „Korposzczurów” przynosi jednak nadzieję. Lyons wnikliwie przygląda się działaniom kilku przedsiębiorstw, które za cel obrały sobie zarabianie pieniędzy w sposób zgodny z zasadami złotej ery kultury pracy, biorąc za przykład politykę pracowniczą firm takich jak Ford czy Hewlett Packard. Znamienne wydaje się jednak to, że „Szkoła zarządzania oczywistego”, a więc partia poświęcona etycznemu robieniu biznesu, liczy sobie zaledwie 80 stron, a te dotyczące „gospodarki fuch” czy „kapitalizmu akcjonariuszy” – prawie trzykrotnie tyle. Skala problemu odzwierciedlona jest zatem również w uporządkowaniu treści.

Rozpoczynając lekturę najnowszej książki Lyonsa, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że oto będziemy mieli do czynienia z tetryczeniem podstarzałego dziennikarza wywodzącego się z mediów tradycyjnych, nie do końca potrafiącego odnaleźć się w nowej rzeczywistości zawodowej. „Korposzczury” to jednak w wiele więcej niż tylko wyraz rozczarowania współczesnym światem wielkiego biznesu. To staranna analiza miejsca człowieka w dzisiejszej kulturze pracy, poparta przebogatym materiałem źródłowym i świetnie przemyślana, a emocjonalny sznyt jest jej ogromnym walorem. W jednym jednak nie mogę zgodzić się z cytowanymi we wstępie autorami profilu „Korposzczur płakał, jak czelendżował”. Ta książka to nie detoks od świata asapów, dedlajnów i korpolengłydżu, a jej lektura nie pozwoli wrócić do pracy z ironicznym uśmiechem. Sprawi ona, że wrócisz tam z przerażeniem.
Dan Lyons: „Korposzczury. Jak kultura korpo zrobiła z naszej pracy piekło”. Przeł. Małgorzata Rost. Wydawnictwo Znak Horyzont. Kraków 2019.