ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (385) / 2020

Julian Strzałkowski,

MŁOT NA PSEUDONAUKĘ? (MASSIMO PIGLIUCCI: 'BUJDA NA RESORACH. JAK ODRÓŻNIĆ NAUKĘ OD BREDNI')

A A A
W dyskusjach pozaakademickich bardzo często można usłyszeć argumenty dotyczące nauki. Jedni przyznają jej rolę ostatecznej wyroczni w kwestii poruszanych tematów, inni zbywają ją zaś złośliwymi epitetami dotyczącymi jej „sprzedajności” i zawężania horyzontów myślowych do mechanistycznego pojmowania rzeczywistości. Są też tacy, którzy powołują się na naukowe dowody w obszarach, które do nauki nie należą. Nierzadko bowiem wiedza na temat tej gałęzi wiedzy jest znikoma. Jak się okazuje, ludzie nie znają jej metodologii, nie wiedzą, że każde badanie musi zostać niezależnie zweryfikowane, nie rozumieją, że rozbieżności w wynikach nie podważają sensu istnienia nauki, a tytuł naukowy nie musi świadczyć o prawdziwości słów osoby go posiadającej. Zaistniały stan rzeczy jest z pewnością związany z brakiem w szkolnej edukacji zajęć dotyczących natury nauki i jej metodologii. Co ciekawe, nawet osoby posiadające wykształcenie wyższe często gubią się w tej materii. Niewątpliwie przydałoby się coś zmienić w naszym systemie kształcenia, lecz, nawet jeśli ktoś poczyni jakieś kroki w tej kwestii, to ich efekty będzie można poczuć zdecydowanie później. Co jednak z dniem dzisiejszym, gdzie musimy podejmować decyzje już teraz, nierzadko godząc się na rzeczy (na przykład te związane z naszym zdrowiem), które z pewnością byśmy odrzucili, gdybyśmy wiedzieli, że nie zostały one odpowiednio sprawdzone? Pomóc nam w tym dylemacie próbują autorzy książek popularyzujący naukę i jej prawidłowe rozumienie. Jednym z nich jest doktor biologii, genetyki i filozofii nauki Massimo Pigliucci, który zajmuje się między innymi krytyką pseudonauki i edukacją naukową, a jeden z efektów jego działalności stanowi książka „Bujda na resorach. Jak odróżnić naukę od bredni”.

O nie-bujdach, prawie-bujdach i bujdach

„Bujda na resorach” składa się z dwunastu rozdziałów tworzących spójną narrację, której celem jest przekazanie ludziom wiedzy umożliwiającej oddzielanie wiedzy naukowej od tytułowych „bredni”. Żeby jednak to uczynić, czytelnik musi najpierw poznać naturę samej nauki będącej „heterogeniczną grupą dyscyplin prowadzących badania w świecie przyrody na różne sposoby” (s. 56). Pigliucci pokazuje bowiem na podstawie chemii, fizyki, psychologii czy biologii ewolucyjnej, że nie sposób mówić o jeden metodologii eksperymentalnej, czym przeciwstawia się poglądowi Stevena Weinberga (noblisty z dziedziny fizyki), który uważa, że wszystko da się zredukować do fizyki. Dalej czytelnik zostaje zapoznany z gałęziami wiedzy nazwanymi przez autora „prawie naukami”, czyli dziedzinami nie posiadającymi wystarczających dowodów na prawdziwość stawianych hipotez (mowa tu o psychologii ewolucyjnej, historii, poszukiwaniach inteligencji pozaziemskiej SETI, a także pewnych obszarach dociekań fizyków, takich jak „teoria strun”).

Kolejny fragment książki poświęcony jest koncepcjom klasyfikowanym jako pseudonaukowe i konsekwencjom, które spotkały ludzi za ich poważne kultywowanie. Czytelnik dowiaduje się więc o makabrycznych historiach mordowania czarownic rzekomo odpowiedzialnych za zmiany klimatyczne (Kenia w 2008 roku) czy też śmiertelnym w skutkach stosowaniu niesprawdzonych naukowo metod leczenia AIDS w Afryce. W tej części publikacji zostaje również przedstawione, na przykładzie Voodoo, myślenie magiczne, a także naukowe podejście do astrologii, fenomenu UFO oraz parapsychologii. Następnie Pigliucci pokazuje, jak bardzo szkodliwie dla nauki potrafią być media, które do promowania pozornie rzetelnej wiedzy wykorzystują między innymi programy rozrywkowe, wywiady ze sławnymi ludźmi, „autorytety” w postaci osób posiadających tytuły naukowe, tworzenie nieprawdziwych dylematów naukowych (kreacjonizm kontra teoria ewolucji), a także wyolbrzymianie i skarykaturyzowanie doniesień ze świata akademickiego. Poddany krytyce zostają również co bardziej absurdalne fragmenty bardzo popularnego filmu „Co my tak naprawdę wiemy” („What the Bleep Do We Know”), gdzie na przykład w sposób zupełnie nieuprawniony wykorzystano zagadnienia związane z fizyką kwantową.

Inną bolączkę dla nauki stanowi zaniżenie poziomu merytorycznego „publicznych intelektualistów”, a także powstanie zjawiska antyintelektualizmu, czyli traktowania z podejrzliwością i niechęcią aktywności umysłowej oraz osób je prowadzących. Według Pigliucciego szkodliwe dla nurtu naukowe okazują się również think tanki (prywatnie finansowane komitety analizujące problemy społeczne i szukające dla nich rozwiązania), które bardzo często zajmują się kreowaniem wizerunku oraz potwierdzaniem światopoglądów zamiast rzetelnymi, obiektywnymi badaniami.

Kolejne fragmenty „Bujdy na resorach” zabierają czytelnika w krótką, bazującą na najważniejszych zmianach w patrzeniu na świat, historyczną podróż zaczynającą się od religijnych przesądów, przez filozoficzną refleksję, do utworzenia autonomicznej, nowoczesnej nauki, która wiąże się z takimi postaciami jak Kartezujesz, Bacon, Galileusz i Newton. Autor jednak nie uważa, żeby myślenie naukowe było w stanie uwolnić się od swojego matecznika, którym jest filozofia. Zauważa na przykład, że „praktyka naukowa wymaga przyjęcia założenia naturalizmu – czyli koncepcji, że zjawiska przyrodnicze są, no cóż… przyrodniczymi, a zatem nie, by je wyjaśnić, naukowcy nie muszą powoływać się na to, co nadprzyrodzone” (s. 265).

Przemyślenia te prowadzą autora do kolejnych części książki, w których zastanawia się on nad granicami nauki. Podejmuje takie tematy jak zbyt nadmierne zaufanie badaczy w stosunku do własnej dziedziny, co prowadzi do kultywowania „scjentyzmu”, czyli przekonania, że w drodze odpowiednio przeprowadzonych eksperymentów w końcu uda się odpowiedzieć na każde ludzkie pytanie (nawet te stricte filozoficzne) i zbliżyć się do prawdy przez duże „P”. Pogląd ten realizuje się na przykład w słowach Stephena Hawkinga twierdzącego, że kosmolodzy poznali „umysł Boga”, oraz pewności Richarda Dawkinsa, że nauka prędzej czy później obali „hipotezę Boga”. Omówione też zostają problemy natury badawczej takie jak sfabrykowany materiał do eksperymentów czy zbyt wygórowane mniemanie o sobie naukowców uniemożliwiające przyznanie się do błędów. Pigliucci pokazuje jednak, że przedstawiana dziedzina wiedzy często jest w stanie sama skorygować tego typu wypaczenia, które de facto są normą, ponieważ mówimy o aktywności stworzonej przez istoty omylne – ludzi. Kontrowersyjny, ale ważny temat to przedstawienie popularnej w Ameryce od końca XIX wieku eugeniki, czyli światopoglądu opierającego się na nauce (nie zawsze trafnie), który wpłynął między innymi na kastrację 60000 ludzi, których rozmnażanie miałoby „osłabić” gatunek ludzki. Autor zestawia tego typu pomysł z współczesną, prężnie rozwijającą się inżynierią genetyczną. Prowadzi to do konkluzji, że GMH bazuje na innym podejściu niż eugenika, jest bowiem zdecydowanie bardziej humanitarne (będzie można dzięki niemu leczyć między innymi choroby genetyczne), choć z pewnością znajdą się ludzi chcący wykorzystać tę dziedziną w próżny sposób (na przykład wpływać na wygląd swoich dzieci).

Książka dotycząca kondycji nauki i pseudonauki nie mogła obejść się również bez skonfrontowania się z krytyką nauki. Pigliucci analizuje wypowiedzi krytyków i sprawiedliwie wyrokuje w kwestii ich sensu. Autor mierzy się między innymi z postmodernizmem, analizując nie tylko szum, jaki wywołał fałszywy artykuł Alana D. Sokala, ale również przedstawiając liczne wypowiedzi świadczące o tym, że autorzy omawianych tekstów nie mają zbyt wielkiego pojęcia o naukach ścisłych.

Na uwagę z pewnością zasługuje przedostatni rozdział, „Problem i (możliwe) rozwiązanie. Scjentyzm a epistemologia cnót”, w którym autor powraca do zagadnienia scjentyzmu w celu dokładniejszego opisania go, a także próbuje przedstawić rozwiązanie („epistemologię cnót”), które ma na celu zwiększenie świadomości naukowców co do ograniczeń ich dziedziny oraz dać narzędzia do dyskusji o niej z innymi, mniej wtajemniczonymi w nią ludźmi. Powstaje w ten sposób „Lista kontrolna dla cnotliwego sceptyka”. Ostatni rozdział „Bujdy na resorach” dotyczy umiejętnego oceniania ekspertów. W drodze rozważań autor prezentuje oraz poddaje krytycznej analizie różne metody oceniania specjalistów.

Retoryka i sposób prowadzenia narracji

Pigliucci na początku książki zwraca uwagę na problem komunikacji w kontaktach naukowców z ludźmi niewtajemniczonymi w ich dziedzinę. Autor uznaje, że rozwiązaniem może być równomierne zastosowanie się do trzech zaleceń retorycznych Arystotelesa. Pierwszym z nich jest logos, czyli przedstawienie w sposób logiczny faktów. Etos to kolejne zalecenie, które „polega na wzbudzeniu zaufania odbiorców” (s. 25). Ostatni jest patos, czyli „zdolność nawiązania kontaktu emocjonalnego z docelowym odbiorcami” (s. 25), a więc sprawienie, żeby drugiemu człowiekowi zależało na tym, aby chciał kogoś wysłuchać. Według Pigliucciego niestety większość naukowców odwołuje się wyłącznie do pierwszej rady Stagiryty, co sprawia, że trudno pozyskać im słuchaczy. W „Bujdzie na resorach” jest jednak zdecydowanie inaczej, bowiem autor stara się realizować wszystkie z trzech zleceń. Po pierwsze dba o przejrzystość i logiczność wywodu, o czym świadczy całość publikacji, która jest linearnie płynna narracyjnie. Etos przejawia się natomiast w wyczuwalnym w tekście, żywym zainteresowaniu problemami współczesnej nauki i jej kondycji społecznej. Pigliucci nie szczędzi krytycznych słów nie tylko wobec pseudonauki, ale również swojej dziedziny. Patos można zauważyć w przedstawieniu konsekwencji, jakie mogą spotkać ludzi, jeśli zaufają pseudoekspertom i ich dziwnym praktykom.

Arystotelesowskie zalecenia dotyczące retoryki to nie wszystko, co wyróżnia sposób pisania Pigliucciego. Autor bowiem stosuje bardzo często humorystyczne akcenty (w tym również czarny humor), które ubarwiają narrację i pozwalają utrzymać pozytywne nastawienie do treści (co korzystnie wpływa w kontekście przyswajania informacji). Oto kilka przykładów: „(…) gospodarz zadał mi pytanie, które usłyszałem mnóstwo razy: więc co z tego, że ludzie wierzą w pseudonaukę lub są przesądni? Kogo tym krzywdzą? O to najpierw zapytaj piętnaście kobiet spalonych w Kenii” (s. 105), „Przesunięcie skumulowane od czasów Babilończyków jest tak duże, że w położeniu, w którym niegdyś znajdowała się dana konstelacja o określonej porze roku, znajduje się teraz poprzednia konstelacja zodiaku! Oznacza to na przykład, że moim znakiem astrologicznym nie powinien być Koziorożec (urodziłem 16 stycznia), lecz Strzelec. Zastanawiam się, który znak powinienem sprawdzać, gdy otwieram moją niedzielną gazetą?” (s. 121), „Nikt nigdy nie wykazał jednak bezpośredniego efektu grawitacyjnego systemu Księżyc-Słońce na zachowanie przedstawicieli gatunku ludzkiego (wilkołaki się nie liczą) (…)” (s. 122), „Amerykańskie księgarnie obfitują w książki autorstwa ludzi sukcesu, którzy w dziełach tych zdradzają czytelnikom, jak można odnieść sukces (oto jedna z owych wskazówek: napisz książkę o tym jak odnieść sukces” (s. 188). „Naukowcy nie są bogami – chociaż sądząc po ego, jakie niektórzy z nich prezentują, gdy mówią o tym, czym się zajmują czasami mogę mieć trudność z odróżnieniem siebie samych od bogów” (s. 275).

W kwestii narracji warto też zwrócić uwagę na to, że publikacja tworzy spójną całość, którą trzeba czytać od pierwszej do ostatniej strony. Często następują w niej zapowiedzi rozważań z poprzednich rozdziałów, a także krótkie przypomnienia spraw już poruszonych. Stąd też czytelnik chcący czytać jedynie wyrywkowo, będzie miał z pewnością problem w zrozumieniu wielu rozważań. Pojęcia nauki i pseudonauki rozwijają się z każdą kolejną stroną o nowe elementy, stąd też podczas lektury, by użyć metafory rysunkowej, ma się wrażenie, jakby Pigliucci na początku publikacji narysował czarno-biały szkic, który potem zostaje uzupełniony o nowe elementy, a następnie kolorowany. Autor, żeby pokazać temat swoich przemyśleń najbardziej kompletnie, stara się przedstawić jak najwięcej informacji i drobnych niuansów. Nie mogą więc dziwić słowa zakończenia: „Wszystko to oznacza, że granice oddzielające naukę, nienaukę i pseudonaukę są znacznie bardziej rozmyte i bardziej nieszczelne, niż życzyłby sobie tego Popper (czy większość naukowców)” (s. 396). Rzetelność autora może okazać się jednak przeszkodą dla wielu odbiorców. Ludzie poszukują dzisiaj szybkich i krótkich komunikatów, nie zaś kilkusetstronicowych dywagacji. Nauka jednak nie jest łatwą dziedziną, stąd też pisanie bardzo prostych książek na jej temat mogłoby jedynie spowodować serię nieporozumień, których i tak jest już zdecydowanie za dużo.

Nauka (od)mitologizowana?

Po publikacji z tak dosadnym tytułem jak „Bujda na resorach” czytelnik słusznie powinien oczekiwać jak najprawdziwszych informacji dotyczących promowanej dziedziny, jaką jest nauka. Oczekiwania te w większej części zostają spełnione. Krajobraz naukowy pokazano bowiem w blaskach i cieniach. Jak już wcześniej wspomniałem, z książki można się dowiedzieć o osiągnięciach nauki na różnych polach działań, ale też o błędach i nadużyciach. Osobiście uważam jednak, że zabrakło odniesienia się do kilku dość ciekawych, a wciąż nierozwiązanych z perspektywy naukowej spraw dotyczących dziedzin zaklasyfikowanych jako pseudonaukowe. Co prawda Pigliucci rozsądnie punktuje założenia astrologii oraz przedstawia błędy w eksperymentach parapsychologicznych przeprowadzonych przez PEAR i Josepha Banksa Rhine’a, nie wspomina jednak nic o opisanym w książce Mikołaja Brykczyńskiego „Mit nauki. Paradygmaty i dogmaty” wykazanym przez Michaela Gauquelina „efekcie Marsa” i badaniach z udziałem Uriego Gellera (osoby posiadającej nadprzyrodzone zdolności). „Efekt Marsa” dotyczył wykrytej podczas testów statystycznych korelacji między wschodzeniem i górowaniem planety a biografiami wybitnych sportowców. Za sprawdzanie obiecujących wyników wzięło się kilka organizacji naukowych, lecz żadna nie zrobiła tego odpowiednio, a cała historia sprawdzania tego fenomenu utonęła w kłótniach, skandalach i oskarżaniu się o nierzetelność. Mimo iż Gauquelin przeprowadził swoja badania pół wieku temu, to dotychczas nie zostało wydane ostateczne orzeczenie w kwestii ich weryfikacji. Badania Gellera również nie posiadają pozytywnego zakończenia. W 1972 roku w Stanford Research Institute sfilmowano badania umiejętności paranormalnych probanta. Specjalne powołane instytucje do tego typu spraw, zamiast przeprowadzić eksperymenty u siebie, zaczęły z miernym skutkiem szukać znamion oszustwa. John Taylor jako jedyny z naukowców zdecydował się sprawdzić ten fenomen i, co ciekawe, jego badania przyniosły wynik pozytywny. Wycofał się jednak ze wszystkiego po tym, jak stracił prestiż w kręgach naukowych oraz zaczął mierzyć się z trudnościami z pozyskiwaniem aparatury badawczej i dofinansowań na kolejne projekty naukowe (zob. Brykczyński 2011: 146-153, 163-170). Osobiście liczyłem na wyjaśnienie tych spraw na kartach omawianej książki, lecz niestety nic takiego się nie stało. Pigliucci, jako osoba propagująca naukę, z pewnością znał te zagadnienia, jednak z jakichś przyczyn zdecydował się o nich nie pisać. Może dlatego, że do dnia dzisiejszego nie mają one ostateczne rozwiązania i zaciemniłyby przesłanie i tak już rozbudowanej książki? A może to Brykczyński mylił się w swej ocenie? Na te wątpliwości w recenzowanej publikacji nie znajdziemy niestety odpowiedzi.

Na krytyczny komentarz zasługuje z pewnością retuszowanie niektórych ważnych elementów historii nauki, a konkretnie losów Giordana Bruna, Galileusza i Tychona Brahego. Otóż wielu naukowców, w tym autor recenzowanej publikacji, uważają, że Bruno był uczonym promującym heliocentryzm, za co został skazany na śmierć. Okazuje się jednak, że był to mnich-heretyk, który zamierzał „zreformować chrześcijaństwo w duchu neoplatońskim, co zaprowadziło go na stos. Nie zajmował się astronomią, a heliocentryzm wyznawany przez niego z przyczyn metafizycznych, nie był przedmiotem sporu z Kościołem” (Brykczyński 2011: 84). Tycho Brahe w książce „Bujda na resorach” nie pojawia się wcale, chociaż „był pod wieloma względami wzorem nowoczesnego naukowca. (…) Jego precyzyjne materiały pomiarowe umożliwiły Keplerowi odkrycie praw ruchu planet, bez których Newton nie byłby w stanie sformułować centralnej idei fizyki klasycznej – teorii grawitacji” (Brykczyński 2011: 106). Galileusz z kolei według treści książki był kolejną ofiarą opresyjności katolicyzmu względem nowoczesnej nauki. Sprawa jednak wygląda w ten sposób, że bronił on niedoskonałego systemu kopernikańskiego, który faktycznie był na tamte czasy wyłącznie hipotezą popartą jedynie obliczeniami matematycznymi. Galileusz jednak w swoich listach i pismach, mających raczej charakter literacki (polemiczne dialogi), uważał, że istnieją konkretne dowody empiryczne, lecz niestety żadnego z nich nie podawał. Dodać do tego należy, że odwoływanie się do systemu Kopernika musi dla naukowców brzmieć dość kuriozalnie, ponieważ istniała już wtedy zdecydowanie lepsza forma opisu układu słonecznego stworzona przez Keplera. Galileusz z niewiadomych przyczyn postanowił ją zignorować. Co więcej, w ostatnim ze swoich dialogów, który przypieczętował jego los, obraził swojego przyjaciela papieża Urban VIII, wkładając jego słowa dotyczące hipotetyczności heliocentryzmu w usta niewykształconego prostaczka Simpliciusa. Dopiero to osobiste uderzenie w godność Głowy Kościoła zaowocowało ostatecznym procesem – a więc nie można powiedzieć, że to nauka stała się kością niezgodny między religią a Galileuszem, lecz czynnik typowo ludzki (zob. Brykczyński 2011: 84). Autor „Bujdy na resorach” uważa, że obraza Papieża była przypadkowa, co kwituje jedynie słowami: „prawdopodobnie nie taki był zamiar Galileusza” (s. 254). Kiedy jednak przyjrzy się charakterowi autora „Dialogu o dwóch najważniejszych układach świata”, a także językowi, jaki zostaje użyty w tym tekście, trudno nie zgodzić się, iż zagranie naukowca można uznać za celowe. Galileusz słynął z niesłychanie aroganckiego podejścia do ludzi, co widać również w dialogu, gdzie przeciwników heliocentryzmu nazywa się „idiotami”, „pod-ludźmi” i „mentalnymi pigmejami” (zob. Brykczyński 2011: 82-84). O tym aspekcie wizerunku uczonego u Pigliucciego nie znajdziemy niestety żadnej informacji.

Sposób przedstawiania życiorysów Bruna i Galileusza nie wydaje się przypadkowy. Jest bowiem ważnym czynnikiem tworzącym mitologię nauki, o której pisze w swojej książce Brykczyński. Mitologia ta pokazuje naukę jako autonomiczną dziedzinę wyłaniającą się z ciemnych wieków. Wyżej wspomniane postaci stają się w nim męczennikami walczącymi o prawdę, co naturalnie korzystnie wpływa na monopolizację światopoglądu materialistyczno-naturalistycznego. Stąd też Brahe mimo znacznych zasług był mniej kontrowersyjny i zbyt wyważony, by móc stać się ikoną tworzenia się nowoczesnej nauki (zob. Brykczyński 2011: 106). Powtarzanie wyretuszowanych biogramów pionierów nauki w książkach popularnonaukowych jest z zatem z wiadomych przyczyn rzeczą na porządku dziennym, co też zostało już przeze mnie zaznaczone przy okazji recenzji publikacji „Kwantechizmu. Czyli klatka na ludzi” Andrzeja Dragana (zob. Strzałkowski 2019).

W kwestii historii nauki w „Bujdzie na resorach” na pozytywny komentarz zasługuje z pewnością nieocenzurowanie biografii Isaaca Newtona. Autor ilustruje jego złośliwy charakter, przez który uczony przysparzał sobie wrogów. Ponadto Pigliucci pokazuje, że badacz oprócz działalności naukowej interesował się również dziedzinami ezoterycznymi takimi jak alchemia. Właściwie to spędził na nich zdecydowanie więcej czasu niż na nauce. Przedstawienie tych mniej znanych kart biografii fizyka okazuje się mieć charakter edukacyjny dla czytelnika, o czym świadczą następujące słowa: „(…) fakt jednak, że ktoś tak błyskotliwy jak Newton nie dostrzegał nieuchronnych sprzeczności w tym, co robi, powinien być ostrzeżeniem dla każdego, kto wierzy, że krytyczne myślenie jest łatwym zadaniem. Niemniej jednak dokonania naukowe Newtona w końcu przysłoniły jego zamiłowania do mistycyzmu – do tego stopnia, że jest dziś uważany za jednego z twórców nauki” (s. 260).

***

„Bujda na resorach” mimo pewnych nieścisłości jest wartościową publikacją, z której można czerpać garściami wiedzę na temat nauki i jej problemów w ówczesnych czasach. Uczy przede wszystkim krytycznego namysłu, który jest niezbędny w świecie półprawd i fake newsów. Człowiek po lekturze tej publikacji z pewnością z większą ostrożnością będzie patrzył na medialne doniesienia dotyczące naukowych odkryć oraz brał w nawias słowa „udowodnione naukowo”, które tak często padają z ust interlokutorów podczas dyskusji. Książkę Pigliucciego można więc z pewnością metaforycznie nazwać „młotem na pseudonaukę”.

LITERATURA:

Brykczyński M.: „Mit nauki. Paradygmaty i dogmaty”. Warszawa 2011.

Strzałkowski J.: „Kwantowa »zupa-śmietnik«”. „artPAPIER” 2019, nr 11. http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=372&artykul=7339.
Massimo Pigliucci: „Bujda na resorach. Jak odróżnić naukę od bredni”. Przeł. Paweł Kawalec. Wydawnictwo Naukowe PWN. Warszawa 2019.