ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (386) / 2020

Magdalena Kempna-Pieniążek,

TYGRYS ZAWSZE CIĘ ZNAJDZIE (OPOWIEŚCI Z GŁĘBI MIASTA)

A A A
Zaraz za tytułową stroną książki Shauna Tana rośnie ciemny las. W lesie żyją zwierzęta. Zwierzęta wpatrują się w okno otwierające się w ścianie, której rozmiarów i pochodzenia nie sposób określić. Okno ukazuje widzianą z ptasiej perspektywy jasną panoramę wielkiego miasta. Co znajduje się wewnątrz, a co na zewnątrz? Co jest przestrzenią zamkniętą, a co otwartą? Czy to stary las ze swą bogatą fauną został uwięziony na wysokim piętrze jakiegoś wieżowca, czy też może to metropolia została zamknięta w chacie zbudowanej w środku puszczy? Jedno jest pewne: to zwierzęta patrzą na miasto, nie miasto na zwierzęta. Tego, co widzą, nie znamy. Ukryci wśród drzew (jednak nie dość głęboko, by pnie i gałęzie przesłaniały nam widok) patrzymy na patrzących.

Shaun Tan to artysta o rozpoznawalnym stylu, niezwykłej wyobraźni i – co wydaje się już mniej oczywiste – dużej wrażliwości na cywilizacyjne bolączki. W jego pracach fantastyka i baśniowość spotykają się z diagnozą społecznych problemów: na przykład duchowego ubóstwa korporacyjnego kapitalizmu („Cykada”) czy też trudów emigranckiego życia („Przybysz”). Unikatowy zbiór „Opowieści z głębi miasta”, zawierający nie tylko obrazy, lecz także fragmenty prozy i utwory poetyckie australijskiego autora, podszyte są wątkami ekologicznymi, również tutaj jednak – wzorem wcześniejszych prac – Tan unika dosłowności i mentorskiego tonu. Zamiast wyrazu niepokoju związanego z globalnym ociepleniem i skażeniem środowiska, otrzymujemy zatem zbiór medytacji nad relacjami człowieka ze zwierzęciem, które są tak samo skomplikowane teraz, jak i dwieście czy dwa tysiące lat temu.

Wbrew stereotypizującym narracjom na temat życia dawnych kultur i ich (fetyszyzowanej przez współczesną popkulturę) silnej więzi z naturą, nasi przodkowie potrafili dogłębnie przekształcać otaczający ich krajobraz. W fascynującej książce „1491. Ameryka przed Kolumbem” (Poznań 2007) Charles Mann dowodzi na przykład, że wyniszczająca środowisko naturalne gospodarka nie jest wyłącznie domeną współczesnego człowieka, istnieją bowiem przesłanki na rzecz tezy, iż uprawa kukurydzy w czasach prekolumbijskich zepchnęła całe ekosystemy na skraj katastrofy naturalnej. W „Opowieściach z głębi miasta” Tan również daje wyraz przekonaniu, że ambiwalentny stosunek do natury – z jednej strony jej celebrowanie i mitologizowanie, z drugiej zaś jej bezmyślny wyzysk – to raczej uniwersalna cecha ludzkości niż przywara naszej rozwiniętej i stechnicyzowanej cywilizacji.

Teza ta znajduje wsparcie w charakterystycznej dla prac Australijczyka konstrukcji świata przedstawionego. Rzeczywistość (rzeczywistości?), w której (których) toczy się akcja jego wierszy i opowiadań, to – podobnie jak w „Cykadzie” czy „Przybyszu” – świat alternatywny względem naszego; z łatwością rozpoznamy w nim elementy znanej nam codzienności, poddane jednakże zabiegom, które pozbawiają je konkretów geograficznych, temporalnych, politycznych… Są to opowieści, które dałoby się rozpocząć nie od słów „Dawno, dawno temu, za siedmioma górami / w odległej galaktyce”, lecz raczej od frazy: „Kiedyś, (nie)dawno lub za jakiś czas, w świecie podobnym do naszego…” – takim świecie, w którym ryby i orki pływają po niebie, wysoko nad dachami najeżonymi antenami, a dusze dawno padłych koni galopują wzdłuż autostrad, gdzie krokodyle mieszkają na osiemdziesiątym siódmym piętrze wieżowca, a po ulicach pełzają gigantyczne ślimaki.

Charakterystyczną cechą istot wypełniających strony „Opowieści z głębi miasta” jest olbrzymiość – i to zarówno w sensie gabarytowym, jak i ilościowym, w rozumieniu dosłownym i metaforycznym. Historię o „najwspanialszym ze wszystkich kotów” ilustruje obraz przedstawiający maleńką ludzką postać skuloną na głowie wielkiego dachowca płynącego przez ciemne morze. W innej opowieści na metropolię spadają miriady różowych motyli; w jeszcze innej mieszkańcy miast przygarniają pod swoje dachy ryby dwudyszne, liczebnie dorównujące ludzkiej populacji. Pływająca w niebiańskich przestworzach srebrzyca – obiekt marzeń młodych rybaków – jest tak wielka, że złowiona zajmuje cały stół kuchenny, a truchło przerażającego rekina okazuje się domem dla setek, a może i tysięcy mniejszych okazów jego gatunku. Konsekwencja, z jaką Tan hiperbolizuje wizerunki fauny, może skłaniać do przekonania, że „Opowieści z głębi miasta” są zachętą do zmiany perspektywy: to nie człowiek zajmuje centralne miejsce w kadrze i w narracji, lecz zwierzę, które – do tej pory marginalizowane, usuwane poza granice cywilizacji, podporządkowywane – powraca ze zdwojoną siłą: wielkie, potężne, wszechobecne i całkowicie obce.

Zwierzęta u Shauna Tana niespodziewanie wnikają w tkankę miasta, przenikają do snów i wspomnień; budzą niepojęty żal i skruchę, ale także gwałtowne odruchy odrazy. Wracają większe i silniejsze, bardziej liczebne, by przypomnieć, że zawsze były obok człowieka, że były na świecie przed człowiekiem i że najprawdopodobniej będą na świecie, gdy ludzi już zabraknie, przecież: „Te krokodyle żyją w tym samym miejscu już milion lat i (…) będą tu jeszcze długo po tym, jak wszystkie te samochody zakopią się bezpowrotnie w błocie, a my, bezwłose mapy, zakończymy naszą ostatnią naradę, ogłosimy bankructwo i ruszymy dalej, jak to mamy w zwyczaju” (s. 13). Ten (często niechciany) powrót spotyka się z rozmaitymi reakcjami: strachem prowadzącym do zbrodni, niechęcią, którą w końcu zastępuje miłość, fascynacją podszytą wstrętem, niekiedy zaś z akceptacją i zrozumieniem faktu, że: „Tygrys zawsze cię znajdzie” (s. 169).

W tym ostatnim przypadku niebagatelną rolę odgrywają postaci dzieci i outsiderów (żałobników, geniuszy, ekscentryków). To oni – usytuowani na marginesie życia społecznego, niedopuszczani do jego pełni – wchodzą w bliższe relacje z tajemniczym światem fauny: wierzą, że kiedyś uda się im złowić na niebie wielką srebrzycę, obserwują tajemne rytuały świń, śnią o hipopotamach i widzą galopujące konie tam, gdzie inni ich nie dostrzegają. Być może ma to jakiś związek z otwartością na sensualne doznania – w rozdziale o owcy dziecięcy narrator tłumaczy wszak: „szanowaliśmy ją, ustawiając się w kolejce, by przycisnąć ucho do jej gorącego, wełnianego ciała, drżącego od zwierzęcego życia, co dało nam dużo więcej niż jakakolwiek lekcja” (s. 139); z kolei w części poświęconej hipopotamom niegdysiejszy dziecięcy geniusz opracowuje: „logarytmiczną tablicę zapachów, nieskończone mapy cumulusów (…), teorię o pamięci wody, projekt maszyny odzyskującej ptasie trele, które (…) pozostawiły (…) ledwie dostrzegalne wibracje w otaczającym nas powietrzu” (s. 147).

Dzieci i wszelkiej maści odmieńcy wydają się predestynowani do roli pośredników między światem zwierzęcym i ludzkim również za sprawą swoistego postrzegania czasu i przestrzeni. Dorosłym z trudem przychodzi zrozumienie, w jak odmienny sposób kategorie te są odbierane przez dzieci; o tym, czy i jak są odbierane przez zwierzęta, nie mamy najmniejszego pojęcia. Możemy jedynie przypuszczać, że: „W chłodnych mózgach krokodyli to miasto jest zaledwie poczekalnią: największą z poczekalni, ciągnącą się przez epokę, z którą nie mają nic wspólnego, w której nikogo nie znają i której nie są winne ani trochę uwagi” (s. 13). Ostatecznie to czas okazuje się fundamentem relacji człowiek-zwierzę, o czym Tan pisze we wzruszającym poemacie o trwającej od tysiącleci więzi ludzi z psami: „A gdy umarłeś / zabrałem cię nad rzekę. / A gdy umarłem / czekałeś na mnie na brzegu. / A czas płynął między nami” (s. 31). Jest to być może jedno z kluczowych dla książki sformułowań: czas płynie między człowiekiem a zwierzęciem, nie wraz z nimi czy obok nich; epoki przechodzą jedna w drugą, a po obu stronach rzeki czasu wciąż stoją naprzeciw siebie dwa byty tak bliskie sobie, a równocześnie tak obce. Co ciekawe, na większości ilustracji towarzyszących poematowi pies i człowiek patrzą w zupełnie różne strony, podczas gdy pomiędzy nimi wyrastają wielkie budowle, tory kolejowe i wojenne zasieki. Wpatrzeni w ciemność, zapewne widzą w niej coś zupełnie innego. Mimo to od czasu do czasu udaje się im odnaleźć siebie nawzajem i połączyć w przyjacielskim uścisku.

Spotkanie ze zwierzęciem, jakie Shaun Tan przedstawia w swoich literacko urzekających, a malarsko wręcz zachwycających „Opowieściach z głębi miasta”, ma miejsce w rozmaitych przestrzeniach: na skraju snu i fantazji, w świadomości dwuletniego dziecka, na obrzeżach depresji, na granicy życia i śmierci. Co istotne, jest ono oparte nie na dialogu, lecz na spojrzeniu. Czy mogłoby być inaczej w przypadku autora będącego niekwestionowanym mistrzem komiksu niemego? Nie dajmy się zwieść: obrazy zawarte w „Opowieściach z głębi miasta” nie są dodatkami do wierszy i opowiadań, lecz ich integralnymi składnikami, dopowiadającymi to, co trudno ująć w słowach. I choćby z tego powodu po skończonej lekturze warto ponownie wrócić do otwierającej tom ilustracji, która poprzez swoją szczególną przestrzenną kompozycję sugeruje, że świat natury zawiera się w świecie ludzkiej kultury i odwrotnie – kultura wciąż otoczona jest naturą, a wrażenie ich rozłączności fundowane jest na dynamice spojrzenia, które wyznacza granice tam, gdzie być może kiedyś ich nie było i być może kiedyś znów ich nie będzie.
Shaun Tan: „Opowieści z głębi miasta” („Tales from the Inner City”). Tłumaczenie: Anna Warso, Wojciech Góralczyk. Wydawnictwo Kultura Gniewu. Warszawa 2019.