TRZYDZIEŚCI LAT DYSKURSU GENDEROWEGO 1989-2019 - PRÓBA DIAGNOZY (KATARZYNA LISOWSKA: 'METAFORYCZNOŚĆ W DYSKURSIE GENDEROWYM POLSKIEGO LITERATUROZNAWSTWA PO 1989 ROKU')
A
A
A
„Metaforyczność w dyskursie genderowym polskiego literaturoznawstwa po 1989 roku” Katarzyny Lisowskiej to książka ze wszech miar wyjątkowa. Autorka zdaje sobie sprawę z jej wyjątkowości, gdy pisze, że do podjęcia prac nad nią pchnęły ją jej dwie naukowe „miłości”: teoria queer i strukturalizm.
Przyznanie się dziś do bycia zauroczonym strukturalizmem, szczególnie wśród młodych badaczy i badaczek, a Lisowska do nich się zalicza, jest, jak sądzę, nieczęste i zdradza dużą samodzielność myślową, a nawet, kto wie, czy nie i odwagę. W końcu poststrukturalizm to dziś stopień zero stylu myślowego w naszej dyscyplinie. Na jego kanwie dopiero badacze formułują swoje stanowiska w duchu różnych, mniej czy bardziej, zasadnych zwrotów teoretycznych. Paradoksalnie zaś teoria queer, której rodowód jest jednoznacznie poststrukturalny, choć czasy jej nie sprzyjają, a ona sama lubi „radykalizm”, nie dziwi swą obecnością w polskiej humanistyce. Wydaje się tu nie najgorzej osadzona i reprezentowana, choć, jak słusznie zauważa Lisowska, w polskim kontekście kulturowym i społecznym, jej polityczna sprawczość jest zdecydowanie mniejsza niż w krajach, gdzie się rodziła.
Jak spiąć te dwa obszary? Autorzy niedawno wydanego „Ilustrowanego słownika terminów literackich” sięgają do głębokich etymologii pojęć. W haśle poświęconym metaforze przypominają olśnienie Paula Ricoeura, który to słowo, w greckim zapisie, zobaczył na burcie ciężarówki firmy przeprowadzkowej: metafora bowiem to przenosiny, przeprowadzka, przeniesienie. I to właśnie metafora, a właściwie metafory we live by „przenoszą” jeden obszar w drugi: dzięki podejściu „od strony” metafory, a właściwie „metafor”, a więc zagadnienia tak żywo interesującego struktrualistów, autorka próbuje złożyć swój „raport o stanie języka” teorii genderowych i queerowych w Polsce. Zabieg ten jest jak najbardziej fortunny i ożywczy. Dodać tu musimy, idąc, nomen omen, tropem Nietzschego, że metafory to pojęcia, które zapomniały o własnej metaforyczności. I praca młodej badaczki okazuje się przypomnieniem tej podstawowej prawdy: uświadamia nam ona, jak bardzo dyskurs humanistyczny konstruowany jest przez zabiegi intuicyjnie kojarzone raczej z poetyką i „literackością” niż „naukowością”.
Przystępując do recenzji pracy Lisowskiej, muszę na wstępie zaznaczyć, że mam do rozprawy bardzo osobisty stosunek – nie może być inaczej, skoro to mój język, moje metafory, moje myślenie (nie tak bardzo „moje”, dowodzi nb. Lisowska) są tu przedmiotem opisu. Rzadka to sytuacja, w której recenzent pracy recenzuje rozprawę, której sam – miedzy innymi – jest przedmiotem, bo i praca, jak określiłby to Ryszard Nycz, „literaturologiczna”, stanowi rzadkość nie lada. Mój nieobiektywny stosunek nie zakłada niechęci bądź, odwrotnie, nadmiernej pobłażliwości wobec autorki, lecz wyraża się ogromnym i emocjonalnie uwarunkowanym zainteresowaniem pracą. Jestem przekonany, że z podobnymi „wypiekami na twarzy” czytać ją będą inni/e jej bohaterowie/ki, osoby, które najczęściej dość dobrze znam, czytam ich książki i artykuły, cytuję i jestem przez nie cytowany.
Czy jednak praca Lisowskiej dotyczy, trafi do i jest ważna dla wąskiego i hermetycznego środowiska badaczy genderowych? Z pewnością nie. Książka bierze za temat metafory w genderowo zorientowanej humanistyce, ale w gruncie rzeczy autorka, śledząc przepływy metafor, rekonstruuje także zależność polskiej humanistyki, humanistyki z półperyferiów względem wiedzy wytwarzanej w krajach globalnego centrum, głównie anglosaskiego. Jako popularyzator np. myśli Didiera Eribona, która pojawia się dziś w Polsce za sprawą jego biograficznego eseju „Powrót do Reims”, wiem, że powoływanie się na badania nieangloamerykańskie bywa lekceważone (Eribon rozwija metaforykę wstydu i obelgi jako sił podmiototwórczych słabo obecną w polskich badaniach genderowych, a, nie mam wątpliwości, że jego dzisiejsze pojawienie się w Polsce jest możliwe tylko na skutek „autoryzacji” jego pozycji, dzięki wcześniejszym tłumaczeniom jego książek na język angielski).
Rozprawa Lisowskiej czytana z niedawno wydaną w Polsce „Teorią z globalnego południa” Raewynn Connell każe stawiać pytania o anachronizm jednostronności tej relacji przepływu rejestrowanej na poziomie metafor. Mimochodem ujawnia zależnościowy status rodzimej humanistyki i zdumiewającą „monokulturę” jej dyskursów, które, pod pozorem bogactwa treściowego, okazują się zdumiewająco podporządkowane jednobiegunowej centralizacji, choć przecież w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a więc w złotych czasach strukturalizmu, konstruowanie wiedzy miało charakter bardziej policentryczny, a znaczenie polskiej humanistyki na światowej mapie było, trzeba przyznać, zdecydowanie wyższe.
Niebagatelnym atutem pracy „Metaforyczność w dyskursie…” jest fakt, że daje się ona czytać jako swego rodzaju ersatz opowieści sumującej polski dyskurs „genderowy” lat 1989-2019 (dla ścisłości dodajmy, że Lisowska zamyka bibliografię na pracach z roku 2018). Sama autorka stwierdza, że polskie literaturoznawstwo genderowe domaga się takiego podsumowania: „Perspektywa ta stała się na tyle znacząca w rodzimej nauce o literaturze, że zasadne wydaje się zaproponowanie refleksji metateoretycznej dotyczącej jej wybranych aspektów” (s. 9). Proponowany tu tryb lektury jest możliwy tylko wówczas, gdy poddawane mu opracowanie charakteryzuje nie tylko przeglądowy charakter, czytelna struktura, ale także obfitość materiału źródłowego. Wszystkie te warunki praca Lisowskiej spełnia w mojej opinii we wzorcowy sposób.
Przeglądowość: autorka nie ogranicza się do wąskiego wycinka pola literaturoznawczego, lecz pokrewne obszary traktuje jako ściśle ze sobą związane, a nawet nierozdzielne. W ten sposób krytyka genderowa, LGBT-studies, queer studies, i studia (o) męskości konstytuują się jako „dyskurs genderowy”. To rozwiązanie jest słuszne z zasadniczych powodów teoretycznych – wszystkie te orientacje mają poststrukturalistyczny rys i wynikają jedne z drugich, jedne z drugimi wchodzą w alianse i aptekarskie wymierzanie ich granic nie ma sensu. Za obraniem takiego punktu widzenia przemawiają też względy praktyczne: otóż badacze i badaczki z pola genderowego dość płynnie „przemieszczają się” między polami, a różne ich artykuły można lokować jako „genderowe” czy np. „queerowe”. Szczególny status zajmuje oczywiście krytyka feministyczna, która jako pierwsza odnalazła swe miejsce w przestrzeni polskiego literaturoznawstwa i swoim autorytetem niejako autoryzowała kolejne subdyscypliny, a także praca teoretyczna Germana Ritza, która, sytuując się jako równocześnie „obca” i „swoja”, w połowie lat dziewięćdziesiątych „uruchomiła” rodzimą krytykę genderową. Próbując uporządkować pole, autorka dokonała olbrzymiej pracy lekturowej. Czytelnik odnosi wrażenie, że rzeczywiście „przeczytała wszystko”, a intensywność tej lektury poświadcza skrupulatność aparatu przypisowego i imponująca bibliografia stanowiące wartość dodaną jej rozprawy. Detaliczność i obszerność przypisów być może utrudniają płynność lektury, ale stanowią one, same w sobie, kompendium wiedzy o dorobku dyscypliny.
Z charakterystyką nurtów łączy się zagadnienie „Problem przekładu. Źródła polskiego dyskursu genderowego (czyli polski dyskurs genderowy a badania anglosaskie)”. Zwracając uwagę na problem translatologiczny, który źródłowo ulokowany jest w braku poręcznego rozróżnienia na gender/sex w polszczyźnie, czyni autorka bezdyskusyjnie słusznie i w sposób niemal wyczerpujący śledzi różne strategie adaptacji pojęć sex/gender/queer itp. Piszę „niemal”, gdyż w zadziwiający dla mnie sposób nie odnosi się Lisowska do zaproponowanego przez środowisko „InterAliów” (m.in. Tomasz Sikora) spolszczenia queer jako „kłir”. Forma ta, choć sam nie zaliczam się do zwolenników jej używania, obecna jest w polskich badaniach queerowych/kłirowych częściej niż tylko incydentalnie i zasługiwałaby w związku z tym na choćby krótkie omówienie.
Czytelna struktura: zrąb rozprawy składa się z trzech rozdziałów. Jeśli mówić o wartości „przeglądowej” pracy Lisowskiej, to zapewne ze względu na rozdział pierwszy, w którym autorka kompetentnie i wyczerpująco charakteryzuje poszczególne nurty, omawia interferencje i zależności miedzy nimi, a także dokonuje – trafnej w mojej ocenie – delimitacji pola badawczego i jego załamań w rodzimym kontekście językowym, kulturowym, instytucjonalnym i politycznym. Właściwie do chwili złożenia rozprawy do druku autorka była na bieżąco z kolejnymi publikacjami i do ostatnich chwil aktualizowała tekst. Pisała o tym zresztą expressis verbis przy okazji uwag czynionych na marginesie polskiej recepcji zwrotu analnego. W kolejnym rozdziale autorka skupia się przede wszystkim na analizie tropologicznej. Podobnie jak w rozdziale poprzednim rozważania i wybory teoretyczne Lisowskiej poparte są rozległą i uważną lekturą klasycznych i współczesnych opracowań zagadnienia metafory. Przekonujący wywód doprowadza autorkę do przyjęcia za najlepiej odpowiadającą jej intencjom tzw. „interakcyjnej teorii metafory” pozwalającej „uznać za metaforę każde wyrażenie uruchamiające interakcję znaczeniową, czyli łączące skojarzenia wywoływane przez zestawienie pojęć” (s. 80).
Dwa inicjalne rozdziały prowadzą do rozdziału trzeciego, w którym badaczka wyróżnia, a następnie analizuje aż 11 „pól metaforycznych”, których obecność w „dyskursie genderowym” ma, by tak rzec, charakter quasi-systemowy, a więc, mówiąc w skrócie, nie są one elementem jakiejś zdefiniowanej poetyki, ale stanowią językowe loci communes wyznaczające płynne, lecz wyczuwalne, granice żargonu dyscyplinarnego. Pola te oznacza autorka jako:
a) Teatralność i gra
b) Cisza, milczenie, niewidoczność, nieobecność
c) Odzyskiwanie, odkrywanie, przepisywanie
d) Kod, szyfr, tajny znak
e) Śledztwo
f) Wielość i różnorodność
g) Ruch
h) Płynność i migotliwość
i) Przestrzeń. Pęknięcie, szczelina, „bycie poza”
j) Przestrzeń. Centrum, margines, granica
k) Przestrzeń. Szafa/toaleta.
Wyróżnienie akurat tych pól nie jest arbitralnym wyborem badaczki, lecz wynikiem uważnej lektury prac „genderowych”. Jako jego aktywny uczestnik od ponad piętnastu lat mogę potwierdzić, że istotnie pola te występują ze znaczącą regularnością. Lisowska zaznacza w kilku miejscach swojej pracy, że autorzy nie tylko adaptują tę metaforykę, ale tworzą także, będące jednak poza obszarem dociekań zawartych w książce, własne metaforyzacje. Mają one jednak najczęściej charakter incydentalny i nie osadzają się jako dyskursywne loci communes dyscypliny.
Obfitość materiału źródłowego: na temat tego trzeciego parametru padło już sporo słów wcześniej. Dodam tylko, że bibliografia obejmuje setki pozycji i zajmuje kilkadziesiąt stron. Autorka zadbała, żeby nadać wykazowi porządek odpowiadający porządkowi jej pracy i rozdzieliła bibliografię prac genderowych i bibliografię z zakresu teorii metafory. Obie te bibliografie dzielone są jeszcze na dalsze części, np. podstawową i uzupełniającą. W odniesieniu do „dyskursu genderowego” można zauważyć, że Lisowska śmiało sięga do opracowań źródłowych i np. gdy analizuje posiadającą kluczowy charakter metaforykę „szafy” w tekstach polskich badaczy, odnajduje jej źródłowy korelat w książce Eve Kosofsky-Sedgwick i, idąc dalej, frazeologii języka angielskiego. Podobnie sprawa ma się z literaturą dotyczącą metafory. Tę znam słabiej i wyobrażam sobie, że gdybym miał potrzebę zgłębiania współczesnych koncepcji metafory, książka Lisowskiej byłaby pierwszym moim źródłem. Jej wywód wsparty obszernymi studiami i uwiarygodniony bibliografią stanowi, nie wątpię o tym, rzetelne wprowadzenie w zagadnienie. Podobnie jak w przypadku „dyskursu genderowego” autorka sięga nie tylko do opracowań rodzimych, ale także do światowej bibliografii metafory, zarówno tej klasycznej, jak i powstającej współcześnie.
Podsumowanie będzie bardzo krótkie: rozprawa Katarzyny Lisowskiej to praca ze wszech miar ważna, potrzebna i niezwykle interesująca. Napisana przejrzystym językiem i tak też zaprojektowana, wzbogacona imponującą bibliografią jest książką wartościową i jako taka stanowić będzie ważny punkt odniesienia dla polskiego literaturoznawstwa. Nie tylko genderowego.
Przyznanie się dziś do bycia zauroczonym strukturalizmem, szczególnie wśród młodych badaczy i badaczek, a Lisowska do nich się zalicza, jest, jak sądzę, nieczęste i zdradza dużą samodzielność myślową, a nawet, kto wie, czy nie i odwagę. W końcu poststrukturalizm to dziś stopień zero stylu myślowego w naszej dyscyplinie. Na jego kanwie dopiero badacze formułują swoje stanowiska w duchu różnych, mniej czy bardziej, zasadnych zwrotów teoretycznych. Paradoksalnie zaś teoria queer, której rodowód jest jednoznacznie poststrukturalny, choć czasy jej nie sprzyjają, a ona sama lubi „radykalizm”, nie dziwi swą obecnością w polskiej humanistyce. Wydaje się tu nie najgorzej osadzona i reprezentowana, choć, jak słusznie zauważa Lisowska, w polskim kontekście kulturowym i społecznym, jej polityczna sprawczość jest zdecydowanie mniejsza niż w krajach, gdzie się rodziła.
Jak spiąć te dwa obszary? Autorzy niedawno wydanego „Ilustrowanego słownika terminów literackich” sięgają do głębokich etymologii pojęć. W haśle poświęconym metaforze przypominają olśnienie Paula Ricoeura, który to słowo, w greckim zapisie, zobaczył na burcie ciężarówki firmy przeprowadzkowej: metafora bowiem to przenosiny, przeprowadzka, przeniesienie. I to właśnie metafora, a właściwie metafory we live by „przenoszą” jeden obszar w drugi: dzięki podejściu „od strony” metafory, a właściwie „metafor”, a więc zagadnienia tak żywo interesującego struktrualistów, autorka próbuje złożyć swój „raport o stanie języka” teorii genderowych i queerowych w Polsce. Zabieg ten jest jak najbardziej fortunny i ożywczy. Dodać tu musimy, idąc, nomen omen, tropem Nietzschego, że metafory to pojęcia, które zapomniały o własnej metaforyczności. I praca młodej badaczki okazuje się przypomnieniem tej podstawowej prawdy: uświadamia nam ona, jak bardzo dyskurs humanistyczny konstruowany jest przez zabiegi intuicyjnie kojarzone raczej z poetyką i „literackością” niż „naukowością”.
Przystępując do recenzji pracy Lisowskiej, muszę na wstępie zaznaczyć, że mam do rozprawy bardzo osobisty stosunek – nie może być inaczej, skoro to mój język, moje metafory, moje myślenie (nie tak bardzo „moje”, dowodzi nb. Lisowska) są tu przedmiotem opisu. Rzadka to sytuacja, w której recenzent pracy recenzuje rozprawę, której sam – miedzy innymi – jest przedmiotem, bo i praca, jak określiłby to Ryszard Nycz, „literaturologiczna”, stanowi rzadkość nie lada. Mój nieobiektywny stosunek nie zakłada niechęci bądź, odwrotnie, nadmiernej pobłażliwości wobec autorki, lecz wyraża się ogromnym i emocjonalnie uwarunkowanym zainteresowaniem pracą. Jestem przekonany, że z podobnymi „wypiekami na twarzy” czytać ją będą inni/e jej bohaterowie/ki, osoby, które najczęściej dość dobrze znam, czytam ich książki i artykuły, cytuję i jestem przez nie cytowany.
Czy jednak praca Lisowskiej dotyczy, trafi do i jest ważna dla wąskiego i hermetycznego środowiska badaczy genderowych? Z pewnością nie. Książka bierze za temat metafory w genderowo zorientowanej humanistyce, ale w gruncie rzeczy autorka, śledząc przepływy metafor, rekonstruuje także zależność polskiej humanistyki, humanistyki z półperyferiów względem wiedzy wytwarzanej w krajach globalnego centrum, głównie anglosaskiego. Jako popularyzator np. myśli Didiera Eribona, która pojawia się dziś w Polsce za sprawą jego biograficznego eseju „Powrót do Reims”, wiem, że powoływanie się na badania nieangloamerykańskie bywa lekceważone (Eribon rozwija metaforykę wstydu i obelgi jako sił podmiototwórczych słabo obecną w polskich badaniach genderowych, a, nie mam wątpliwości, że jego dzisiejsze pojawienie się w Polsce jest możliwe tylko na skutek „autoryzacji” jego pozycji, dzięki wcześniejszym tłumaczeniom jego książek na język angielski).
Rozprawa Lisowskiej czytana z niedawno wydaną w Polsce „Teorią z globalnego południa” Raewynn Connell każe stawiać pytania o anachronizm jednostronności tej relacji przepływu rejestrowanej na poziomie metafor. Mimochodem ujawnia zależnościowy status rodzimej humanistyki i zdumiewającą „monokulturę” jej dyskursów, które, pod pozorem bogactwa treściowego, okazują się zdumiewająco podporządkowane jednobiegunowej centralizacji, choć przecież w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a więc w złotych czasach strukturalizmu, konstruowanie wiedzy miało charakter bardziej policentryczny, a znaczenie polskiej humanistyki na światowej mapie było, trzeba przyznać, zdecydowanie wyższe.
Niebagatelnym atutem pracy „Metaforyczność w dyskursie…” jest fakt, że daje się ona czytać jako swego rodzaju ersatz opowieści sumującej polski dyskurs „genderowy” lat 1989-2019 (dla ścisłości dodajmy, że Lisowska zamyka bibliografię na pracach z roku 2018). Sama autorka stwierdza, że polskie literaturoznawstwo genderowe domaga się takiego podsumowania: „Perspektywa ta stała się na tyle znacząca w rodzimej nauce o literaturze, że zasadne wydaje się zaproponowanie refleksji metateoretycznej dotyczącej jej wybranych aspektów” (s. 9). Proponowany tu tryb lektury jest możliwy tylko wówczas, gdy poddawane mu opracowanie charakteryzuje nie tylko przeglądowy charakter, czytelna struktura, ale także obfitość materiału źródłowego. Wszystkie te warunki praca Lisowskiej spełnia w mojej opinii we wzorcowy sposób.
Przeglądowość: autorka nie ogranicza się do wąskiego wycinka pola literaturoznawczego, lecz pokrewne obszary traktuje jako ściśle ze sobą związane, a nawet nierozdzielne. W ten sposób krytyka genderowa, LGBT-studies, queer studies, i studia (o) męskości konstytuują się jako „dyskurs genderowy”. To rozwiązanie jest słuszne z zasadniczych powodów teoretycznych – wszystkie te orientacje mają poststrukturalistyczny rys i wynikają jedne z drugich, jedne z drugimi wchodzą w alianse i aptekarskie wymierzanie ich granic nie ma sensu. Za obraniem takiego punktu widzenia przemawiają też względy praktyczne: otóż badacze i badaczki z pola genderowego dość płynnie „przemieszczają się” między polami, a różne ich artykuły można lokować jako „genderowe” czy np. „queerowe”. Szczególny status zajmuje oczywiście krytyka feministyczna, która jako pierwsza odnalazła swe miejsce w przestrzeni polskiego literaturoznawstwa i swoim autorytetem niejako autoryzowała kolejne subdyscypliny, a także praca teoretyczna Germana Ritza, która, sytuując się jako równocześnie „obca” i „swoja”, w połowie lat dziewięćdziesiątych „uruchomiła” rodzimą krytykę genderową. Próbując uporządkować pole, autorka dokonała olbrzymiej pracy lekturowej. Czytelnik odnosi wrażenie, że rzeczywiście „przeczytała wszystko”, a intensywność tej lektury poświadcza skrupulatność aparatu przypisowego i imponująca bibliografia stanowiące wartość dodaną jej rozprawy. Detaliczność i obszerność przypisów być może utrudniają płynność lektury, ale stanowią one, same w sobie, kompendium wiedzy o dorobku dyscypliny.
Z charakterystyką nurtów łączy się zagadnienie „Problem przekładu. Źródła polskiego dyskursu genderowego (czyli polski dyskurs genderowy a badania anglosaskie)”. Zwracając uwagę na problem translatologiczny, który źródłowo ulokowany jest w braku poręcznego rozróżnienia na gender/sex w polszczyźnie, czyni autorka bezdyskusyjnie słusznie i w sposób niemal wyczerpujący śledzi różne strategie adaptacji pojęć sex/gender/queer itp. Piszę „niemal”, gdyż w zadziwiający dla mnie sposób nie odnosi się Lisowska do zaproponowanego przez środowisko „InterAliów” (m.in. Tomasz Sikora) spolszczenia queer jako „kłir”. Forma ta, choć sam nie zaliczam się do zwolenników jej używania, obecna jest w polskich badaniach queerowych/kłirowych częściej niż tylko incydentalnie i zasługiwałaby w związku z tym na choćby krótkie omówienie.
Czytelna struktura: zrąb rozprawy składa się z trzech rozdziałów. Jeśli mówić o wartości „przeglądowej” pracy Lisowskiej, to zapewne ze względu na rozdział pierwszy, w którym autorka kompetentnie i wyczerpująco charakteryzuje poszczególne nurty, omawia interferencje i zależności miedzy nimi, a także dokonuje – trafnej w mojej ocenie – delimitacji pola badawczego i jego załamań w rodzimym kontekście językowym, kulturowym, instytucjonalnym i politycznym. Właściwie do chwili złożenia rozprawy do druku autorka była na bieżąco z kolejnymi publikacjami i do ostatnich chwil aktualizowała tekst. Pisała o tym zresztą expressis verbis przy okazji uwag czynionych na marginesie polskiej recepcji zwrotu analnego. W kolejnym rozdziale autorka skupia się przede wszystkim na analizie tropologicznej. Podobnie jak w rozdziale poprzednim rozważania i wybory teoretyczne Lisowskiej poparte są rozległą i uważną lekturą klasycznych i współczesnych opracowań zagadnienia metafory. Przekonujący wywód doprowadza autorkę do przyjęcia za najlepiej odpowiadającą jej intencjom tzw. „interakcyjnej teorii metafory” pozwalającej „uznać za metaforę każde wyrażenie uruchamiające interakcję znaczeniową, czyli łączące skojarzenia wywoływane przez zestawienie pojęć” (s. 80).
Dwa inicjalne rozdziały prowadzą do rozdziału trzeciego, w którym badaczka wyróżnia, a następnie analizuje aż 11 „pól metaforycznych”, których obecność w „dyskursie genderowym” ma, by tak rzec, charakter quasi-systemowy, a więc, mówiąc w skrócie, nie są one elementem jakiejś zdefiniowanej poetyki, ale stanowią językowe loci communes wyznaczające płynne, lecz wyczuwalne, granice żargonu dyscyplinarnego. Pola te oznacza autorka jako:
a) Teatralność i gra
b) Cisza, milczenie, niewidoczność, nieobecność
c) Odzyskiwanie, odkrywanie, przepisywanie
d) Kod, szyfr, tajny znak
e) Śledztwo
f) Wielość i różnorodność
g) Ruch
h) Płynność i migotliwość
i) Przestrzeń. Pęknięcie, szczelina, „bycie poza”
j) Przestrzeń. Centrum, margines, granica
k) Przestrzeń. Szafa/toaleta.
Wyróżnienie akurat tych pól nie jest arbitralnym wyborem badaczki, lecz wynikiem uważnej lektury prac „genderowych”. Jako jego aktywny uczestnik od ponad piętnastu lat mogę potwierdzić, że istotnie pola te występują ze znaczącą regularnością. Lisowska zaznacza w kilku miejscach swojej pracy, że autorzy nie tylko adaptują tę metaforykę, ale tworzą także, będące jednak poza obszarem dociekań zawartych w książce, własne metaforyzacje. Mają one jednak najczęściej charakter incydentalny i nie osadzają się jako dyskursywne loci communes dyscypliny.
Obfitość materiału źródłowego: na temat tego trzeciego parametru padło już sporo słów wcześniej. Dodam tylko, że bibliografia obejmuje setki pozycji i zajmuje kilkadziesiąt stron. Autorka zadbała, żeby nadać wykazowi porządek odpowiadający porządkowi jej pracy i rozdzieliła bibliografię prac genderowych i bibliografię z zakresu teorii metafory. Obie te bibliografie dzielone są jeszcze na dalsze części, np. podstawową i uzupełniającą. W odniesieniu do „dyskursu genderowego” można zauważyć, że Lisowska śmiało sięga do opracowań źródłowych i np. gdy analizuje posiadającą kluczowy charakter metaforykę „szafy” w tekstach polskich badaczy, odnajduje jej źródłowy korelat w książce Eve Kosofsky-Sedgwick i, idąc dalej, frazeologii języka angielskiego. Podobnie sprawa ma się z literaturą dotyczącą metafory. Tę znam słabiej i wyobrażam sobie, że gdybym miał potrzebę zgłębiania współczesnych koncepcji metafory, książka Lisowskiej byłaby pierwszym moim źródłem. Jej wywód wsparty obszernymi studiami i uwiarygodniony bibliografią stanowi, nie wątpię o tym, rzetelne wprowadzenie w zagadnienie. Podobnie jak w przypadku „dyskursu genderowego” autorka sięga nie tylko do opracowań rodzimych, ale także do światowej bibliografii metafory, zarówno tej klasycznej, jak i powstającej współcześnie.
Podsumowanie będzie bardzo krótkie: rozprawa Katarzyny Lisowskiej to praca ze wszech miar ważna, potrzebna i niezwykle interesująca. Napisana przejrzystym językiem i tak też zaprojektowana, wzbogacona imponującą bibliografią jest książką wartościową i jako taka stanowić będzie ważny punkt odniesienia dla polskiego literaturoznawstwa. Nie tylko genderowego.
Katarzyna Lisowska: „Metaforyczność w dyskursie genderowym polskiego literaturoznawstwa po 1989 roku”. Wydawnictwo Universitas. Kraków 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |