ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (387) / 2020

Andrzej Śnioszek,

WRACAJĄC DO CZAJKI... ODPOWIEDŹ NA POLEMIKĘ MARTY TOMCZOK I GRZEGORZA WOŁOWCA

A A A
Jestem wdzięczny Marcie Tomczok i Grzegorzowi Wołowcowi, że zechcieli poświęcić dosyć długą polemikę mojej skromnej, choć nader emocjonalnej recenzji z „Chłopskiej (nie)pamięci”, która ukazała się przed miesiącem na łamach „artPAPIERU”. Szczególną wdzięczność kieruję pod adresem Marty Tomczok, gdyż dzięki niej przeczytałem wspomnienia Izabeli Czajki-Stachowicz – „Ocalił mnie kowal” – wnikliwie. Po lekturze wycofuję się z niektórych wcześniejszych opinii na temat prozy Czajki (przede wszystkim ze słabo przemyślanego pomówienia o niewiarygodność). Wycofuję się także z imputowania recenzentom tej książki (pierwszego wydania z 1956 roku) „wymownych ograniczeń perspektywy”. Swe imputacje formułowałem jednak w oparciu o artykuł Marty Tomczok „»To wszystko«” (Tomczok 2019). Artykuł zaś okazał się – ku mojemu zdziwieniu, ku szczeremu zasmuceniu – zbudowany na bardziej lub mniej rażących przeinaczeniach.

Nim jednak przedstawię dowody, ważna uwaga. Od autorów polemiki usłyszałem m.in. następujący zarzut: że forma mojej recenzji jest „całkowicie niezgodna z poetyką gatunku recenzji naukowej” (Tomczok, Wołowiec 2020). Ależ tak, mają Państwo rację. Nie może być zgodna, bowiem nie jest recenzją naukową. Nie opublikowałem jej w „Pamiętniku Literackim”, lecz w „artPAPIERZE”, „internetowym dwutygodniku kulturalnym o profilu recenzyjno-informacyjnym” (pl.wikipedia.org). Niepokoi Państwa forma i założone cele mojego wystąpienia, w którym od pierwszego akapitu sygnalizuję emocjonalność, wybiórczość. Słowem, nie ukrywam rzeczywistych intencji tekstu, gdzie skupiłem się na wątku żydowskim, na trzech artykułach, choć, czego w polemice nie dostrzeżono, w drugim oraz trzecim akapicie recenzji omawiam – i doceniam! – inne aspekty „Chłopskiej (nie)pamięci” (m.in. rozważania Andrzeja Ledera).

Niepokoi więc autorów polemiki „nienaukowość” mojej recenzji. Mnie z kolei niepokoi, że redaktorzy tomu pokonferencyjnego – publikacji jak najbardziej naukowej, fachowo recenzowanej – przeoczyli nadużycia Marty Tomczok. Dla porządku: nie „uwziąłem się” na Martę Tomczok, po prostu lekturę „Chłopskiej (nie)pamięci” rzeczywiście rozpocząłem, na chybił trafił, od jej artykułu, który dwukrotnie zrobił na mnie piorunujące wrażenie: przed odkryciem zawartych w nim błędów i po.

„(…) poważnie traktując namysł autorów związanych z uniwersytetem nad pracami akademickimi (…)” (Tomczok, Wołowiec 2020) – czytam w polemice i nie wierzę własnym oczom. Oczywiście według polemistów nie potraktowałem owego namysłu serio, oni zaś – w domyśle – jak najbardziej. Zajrzyjmy więc po raz drugi do inkryminowanego artykułu „»To wszystko«” Marty Tomczok, rozpoczynając przegląd „niedociągnięć” od tych najoczywistszych (tzw. drobiazgów), które powinny zaniepokoić redaktorów już w trakcie wstępnej pracy nad tomem.

Wracając do Czajki

Na pewno zostanę posądzony o skrajną małostkowość, ale proszę zwrócić uwagę na s. 302 (Tomczok 2019), gdzie znajduje się przypis, odsyłający do tekstu Marii Jarochowskiej pt. „Specyfik”. Według adresu bibliograficznego tekst ów ukazał się na łamach numeru 14 „Nowych Książek” z 1970 roku. Tomczok nie podała numeru strony, postanowiłem więc udać się do czytelni, gdzie odkryłem, że „Specyfiku” w „Nowych Książkach” nie ma. Jest całkiem gdzie indziej (zob. Jarochowska 1962). Pomyłka wskutek niewinnego roztargnienia? Być może, dlatego przejdźmy dalej.

Na s. 304-305 Marta Tomczok przywołuje anegdotę, którą opowiedział kowal, tytułowy bohater wspomnień Czajki. Oto, twierdzi kowal, w Mińsku Mazowieckim (skąd dopiero co wrócił, „jaśniał cały od wewnętrznego upojenia” [Czajka-Stachowicz 2013: 36]) spotkał się z Marią Konopnicką, w rzeczywistości nieżyjącą od trzydziestu z górą lat. Przedstawiona szyderczo poetka (inteligentka), nazywana przez kowala „boetką”, „psuła całą naszą prezencję, bo coj rusz, to za klapę od marynarki ciąga mnie. »A śpirytusu dasz, Maniuś?«” (Czajka-Stachowicz 2013: 39). W ujęciu Marty Tomczok „[a]negdota (…) odgrywa w historii ocalenia Czajki bardzo konkretną rolę. Odkąd uratowana stała się częścią społeczności chłopskiej, wszystkie swoje umiejętności powinna skoncentrować na umacnianiu tożsamości chłopskiej, a nie jej weryfikowaniu czy podważaniu (…)” (Tomczok 2019: 305). Według Tomczok „skłania to bohaterkę do fundamentalnej refleksji” (Tomczok 2019: 305) – i tutaj pojawia się fragment książki (refleksja bohaterki) ze s. 27. Zauważmy jednak, że „katastrofalna historia z Marią Konopnicką” rozpoczyna się na s. 35, osiem stron dalej aniżeli refleksja Czajki.

Osiem stron odgrywa tutaj niebagatelną rolę, gdyż z rozdziału na rozdział Czajka jest z rodziną kowala coraz bardziej zżyta, nie wspominając o autentycznej przyjaźni, jaką nawiązuje z Danusią, kowalową córką. O ile we wzmiankowanej refleksji na s. 27 czytamy: „Ze smutkiem skonstatowałam, że byłam jakaś inna od nich, ale to nie była różnica odrębności rasowej, to była raczej odrębność środowiska, w którym wyrosłam, a może odmienne wychowanie. Przeklinałam tę »kulturę«, która mi teraz przeszkadzała na każdym kroku, i postanowiłam ją zniwelować” (Czajka-Stachowicz 2013), o tyle wieńczący anegdotę o „boetce” komentarz Czajki został wypowiedziany w nastroju pogodnym, żartobliwie: „I przyznaję – Maria Konopnicka fatalnie popsuła opinię wszystkim poetkom w Polsce!” (Czajka-Stachowicz 2013: 42).

Przypuszczam, że dla Marty Tomczok dobry humor Czajki na s. 42 stanowiłby dowód na skuteczną niwelację „kultury”, która na s. 27 tak Czajce ciążyła. Dowód, że „schłopienie” Czajki doszło do skutku? Nic bardziej mylnego, skoro na dalszych, o wiele dalszych stronach narratorka, bez wątpienia wciąż inteligentka, zaczytuje się w książkach (zajęcie zgoła nie chłopskie), które wypożycza dla niej – choć początkowo nie bez oporów – Danusia, przypomnę, chłopka, córka kowala. Nie tylko wypożycza, lecz sama również podczytuje! Chybiona jest zatem sugestia Tomczok, jakoby Jan Kott w przedmowie do wspomnień Czajki nie użył słowa „chłopi”, gdyż „[p]ostawienie go wymagałoby wielu niewygodnych słów. Lepiej było napisać: »co mogło pozostać ze świetnej Beatrycze po nieludzkich dniach getta?«. No właśnie? Chłopka?” (Tomczok 2019: 308). Nic podobnego. To nie chłopka Danusia ciągnie Czajkę w dół, ale inteligentka Czajka mimochodem winduje swą przyjaciółkę („Mowa Danusi – zachwyca się Czajka – była arcydziełem. Nigdy tej mowy nie zapomnę. Jednocześnie zrozumiałam, dlaczego od pewnego czasu zapisuje w kajeciku rozmaite »trudne słowa« i co pewien czas budzi mnie w nocy pytaniami: »Ciociuniu, a co to jest koncepcja?«. Albo: »Wytłumacz swoimi słowami, co to idealogia«, a raz nawet się pytała, co to »cholekinaza« i »chlorofil«” [Czajka-Stachowicz 2013: 107]).

Napomknąłem o komentatorach wspomnień Czajki, myślę tutaj zwłaszcza o recenzentach pierwszego wydania „Ocalił mnie kowal” (Czajka-Stachowicz 1956), których wybiórczo przywołuje Marta Tomczok. Cytując opinie recenzentów z lat 50., śląska badaczka dopuszcza się największych przeinaczeń. Jak zaznaczyłem na początku, dałem się nabrać, uwierzyłem, że Tomczok referuje recepcję tej prozy w zgodzie z prawdą (w najczarniejszych snach nie sądziłem, że lektura tekstu naukowego wymaga tak wielkiej czujności). Niestety, wystarczyło pół godziny w czytelni, by przekonać się, jak dalece wersja Tomczok odbiega od rzeczywistego przesłania krytyków.

„Spór” między Martą Tomczok a recenzentami dotyczy, przypomnę, odpowiedzi na pytanie, „jakiego typu świadectwem jest proza Izabeli Czajki-Stachowicz »Ocalił mnie kowal«” (Tomczok 2019: 299). Według Tomczok „pomysł, aby wartość [faktograficzną prozy Czajki – przyp. A.Ś.] w ogóle kwestionować”, okazał się „chwytem niemalże obowiązkowym w ich [recenzentów z lat 50. – przyp. A.Ś.] opiniach” (Tomczok 2019: 301). Sama Tomczok zaś kategorycznie owej dokumentarności broni. Tylko przed kim?

Wystarczyło pół godziny w czytelni… Pierwsze wydanie książki Czajki doczekało się czterech omówień. Marta Tomczok cytuje głosy Marii Kaniowej (Kaniowa 1957) i Krystyny Nastulanki (Nastulanka 1957). Najpierw zobaczmy, w jaki sposób zostały zniekształcone intencje Kaniowej: „Zarzut fałszowania wspomnień, który recenzenci formułują pośrednio, czyniąc go częścią poetyki baśni, wykluczającej będące u swych podstaw dokumentem świadectwo, wiąże się także z formalną stroną prozy Czajki. Jako baśniowa, a przez to i optymistyczna opowieść o ocaleniu okazuje się ona literacko niedobra, a nawet »nierzeczywista«” (Tomczok 2019: 301; podkr. – A.Ś.). Tymczasem w tekście Kaniowej czytamy: „Nawet w tych najgorszych dniach zwątpienia i grozy w nieprzyjaznym świecie obojętnych i kanalii »Czajka« ratuje to, co jest dla niej najcenniejszego – swoją wiarę w ludzką przyjaźń i pomoc. To właśnie sprawia, że książka przemawia w mniejszym może stopniu swoimi kwalifikacjami literackimi, ile raczej prostotą uczuć, serdecznością i pomimo wszystko optymizmem, które w odniesieniu do tamtego czasu nadają jej aurę jak gdyby nierzeczywistą. Przełamana przez pryzmat osobowości »Czajki« okupacja w ten sposób w jej wspomnieniach osiąga walor legendy” (Kaniowa 1957: 11; podkr. – A.Ś.). Czy Maria Kaniowa gdziekolwiek, choćby pośrednio, formułuje „zarzut fałszowania wspomnień”? Czy ostrożne uwagi: „książka przemawia w mniejszym może stopniu swoimi kwalifikacjami literackimi”, „aura jak gdyby nierzeczywista” równają się kategorycznej konstatacji Marty Tomczok: „opowieść o ocaleniu okazuje się (…) literacko niedobra, a nawet »nierzeczywista«”? Wreszcie, czy sygnalizowana w omówieniach baśniowa konwencja prozy Czajki idzie w parze z uznaniem jej wspomnień – przez któregokolwiek z recenzentów – za sfałszowane?

Przeczytawszy „Ocalił mnie kowal” rzetelnie, bez z góry powziętych założeń interpretacyjnych, nie sposób nie dostrzec owej „aury jak gdyby nierzeczywistej”, baśniowej. Spójrzmy choćby na scenę z rozdziału piątego, kiedy Czajka, ukrywając się przed Niemcami, usnęła „na podściółce z olchowych, uwiędłych liści”: „Nie wiem, jak długo trwał ten sen. Obudziła mnie nagle świadomość bliskości czegoś lub kogoś żywego (…). Nade mną stał wilk… pies esesmanów (…). Przysunął się bliżej. Łapa jego uwierała mi lewą pierś. Czułam jego ciężar na sobie… Teraz przegryzie mi gardło!… Nie odrywałam oczu od jego ślepiów. Znów się najeżył, cicho warknął, i znów patrzyliśmy sobie w oczy. Nagle postrzygł uszami, skoczył w gąszcz – i już go nie było” (Czajka-Stachowicz 2013: 65-66).

Pamiętajmy, że „to co zmyślone i to co prawdziwe, to co racjonalne i irracjonalne pełni w utworze określoną funkcję i ma swój sens w całości obrazu – raz dosłowny, kiedy indziej metaforyczny” (Nastulanka 1957: 4). A jednak „[o]powieść o cudownym ocaleniu jest opowieścią prawdziwą” (Nastulanka 1957: 4; podkr. – A.Ś.). (Gwoli uczciwości odnotujmy, że wymowa zakończenia recenzji Nastulanki jest nieco inna: „Ta książka mówiąca o sprawach zaledwie sprzed kilkunastu lat, jest książką o sprawach bardzo już odległych. Czy rzeczywiście są one tak odległe? I w każdym razie dobrze jest ocalić z koszmaru złych lat wiarę w człowieka. Tylko dzięki temu opowiedziana przez Czajkę baśń jest baśnią prawdziwą – z optymistycznym morałem” [Nastulanka 1957: 4]).

Pozostały dwa omówienia, których Tomczok nie cytuje. Pierwsze, zaledwie jednoakapitowe, ukazało się w „Słowie Powszechnym” (Rogalski 1957). Nawiązuje do refleksji Kotta z jego przedmowy do pierwszego wydania książki: „(…) tego straszliwego tematu nikt jeszcze nie podjął w taki sposób, w jaki to uczyniła autorka: w sposób feeryczny, baśniowy (…)” (Rogalski 1957: 4). Swoją drogą u Kotta można przeczytać: „Książeczka »Ocalił mnie kowal« jest prawdziwa. Mówi o latach najstraszliwszych. Ale jak wszystkie opowiadania Beli nie przestała być baśnią” (Kott 1956: 7; podkr. A.Ś.). Nawiasem zaś mówiąc, coraz mniej rozumiem, dlaczego kojarzenie przez recenzentów – i Jana Kotta – wspomnień Czajki z konwencją baśni miałoby choćby teoretycznie (w recenzenckiej praktyce, co pokazuję, nic takiego nie miało miejsca) odbierać – jak twierdzi Tomczok – tym wspomnieniom walor prawdziwości, skoro autorzy polemiki piszą wyraźnie: „Groteska czy surrealizm stanowią równie fortunne sposoby opowiadania o Zagładzie jak wszystkie inne; pisząc o Zagładzie, warto o tym pamiętać” (Tomczok, Wołowiec 2020; podkr. – A.Ś).

Na koniec czwarta recenzja, drukowana w „Pracy Świetlicowej” (Wojeńska 1957), z perspektywy tutejszych rozważań najciekawsza. Przypuszczam, że Marta Tomczok ominęła ją w swym „»To wszystko«” z rozmysłem. Proszę pozwolić, że zacytuję obszerny fragment: „Wydaje się to wręcz paradoksalne, że grozę ukrywania się przed bestialstwem hitlerowców w czasie okupacji, można opisać z taką pogodą i humorem. A jednak jest to możliwe. Ale nie tylko to jest wartością książki. Ważniejsze, że daje ona świadectwo prawdzie o tamtych czasach. Tyle niesprawiedliwych ocen spadło na społeczeństwo polskie, jeśli chodzi o stosunek do Żydów w czasie okupacji, że dobrze jest usłyszeć sąd sprawiedliwy, ocenę słuszną i odpowiadającą prawdzie. Tyle nie odpowiadających prawdzie oskarżeń słyszeliśmy w tej sprawie bez możności głośnego zaprotestowania, że musimy specjalnie się cieszyć z tak wyraźnie głoszonych słów wdzięczności, uznania – z opisu prawdziwego, bez urazów i pretensji, z relacji uczciwej, rzetelnej” (Wojeńska 1957: 37; podkr. – A.Ś.).

Zachęcam wszystkich do skrupulatnej, sumiennej lektury książki „Ocalił mnie kowal”, aby przekonać się, że Czesława Wojeńska chwyta istotę wspomnień Czajki. Na marginesie przywołam fragment interesującego artykułu Wojciecha Żukrowskiego, który ukazał się po śmierci Czajki. Koresponduje z uwagami Wojeńskiej. Powiada Żukrowski: „Ona nie miała pretensji do Polaków, że ją przechowali, ocalili. Wydała książkę, świadectwo tej postawy, umiała więc narazić się temu środowisku, które tylko pamiętało, co materialnie utraciło; choć pływali jak pączki w maśle, mieli wieczne pretensje” (Żukrowski 1970: 840; podkr. – A.Ś.).

Czy wydłubywanie z narracji Czajki okruchów chłopsko-polsko-katolickiego antysemityzmu (w eufemistycznym nazewnictwie Tomczok mowa o „złożonym stosunku do Żydów” [Tomczok, Wołowiec 2020]) – choćby wspomniana wcześniej, w dużej mierze fałszywa sugestia Tomczok, że chłopi chcieli Czajkę „zeswojszczyć” – nie stanowi zacierania prawdy o przesłaniu tej książki (książki o chłopach, którzy co dzień narażając życie ratowali Żydówkę)? Czy fakt, że „[s]iłą interpretacji (…) jest wielostronność i wieloznaczność” (Tomczok, Wołowiec 2020), upoważnia – szczególnie gdy chodzi o temat wrażliwy społecznie – do zwodniczej ekspozycji wątków drugoplanowych przy równoczesnym zatajaniu „ducha” całego tekstu? Czy warunkiem uczciwej interpretacji nie jest analiza czegoś więcej niż wyrwanych z kontekstu zdań, a czasami nawet pojedynczych słów?

Wracając do polemiki

Bez wątpienia znów zostanę posądzony o uprawianie „krytyki prokuratorskiej” (Tomczok, Wołowiec 2020), wszelako nie potrafię nie oskarżać w obliczu przekłamań. Oto cztery ilustracje.

Polemiści twierdzą, że „[a]rtykuł [Marty Tomczok – przyp. A.Ś.] o pamiętniku Czajki-Stachowicz, wydanym w 1956 roku, zawiera przede wszystkim ustalenia tekstologiczne oparte na analizie porównawczej między warstwą fabularną dokumentu a światem przedstawionym »Pieśni żałobnych z Getta« – tomiku wydanego przez pisarkę trzy lata po zakończeniu wojny” (Tomczok, Wołowiec 2020). Nieprawda. Ustalenia tekstologiczne (?) oparte na analizie porównawczej są w artykule Tomczok kwestią drugorzędną, zajmują niecałe dwie strony, a więc mniej niż jedną czwartą całego tekstu. Pozostałe trzy czwarte to głównie fantazje wokół recenzji sprzed sześciu dekad oraz wariacje na temat chłopskiej antyinteligenckości i antysemityzmu.

Również polemika nie jest wolna od takich wariacji. Ze zdumieniem czytam o treści wspomnień Czajki: „Kowalowie udają przed sobą, że ich »znajda« nie jest Żydówką, nie podejmują w rozmowach problemu jej pochodzenia, za to zapewniają siebie nawzajem o konieczności jej ratowania i wydawania innych, którzy są Żydami” (Tomczok, Wołowiec 2020). Wydawania innych, którzy są Żydami? Posłuchajmy, co Czajka mówi o córce kowala, Danusi, która skądinąd (nie zatajam, że polski antysemityzm istnieje) w tym właśnie rozdziale książki rzeczywiście ujawnia „z mlekiem matki wyssany” (Czajka-Stachowicz 2013: 87) – lecz przecież marginalny wobec swej bohaterskiej postawy! – „złożony stosunek do Żydów”: „Uratowała mi życie, wzięła moją śmierć na swoją głowę i nie tylko moją. W drewniaku za chlewikiem, tam u nas w chałupie, w Dobrzyńcu, ile też Żydów ukrywała! A ten chłopak, co mu szkaplerz na szyi powiesiła, ten z jasną czupryną piętnastoletni Jasiek – to my dwie i tylko Rozyna wiedziałyśmy, że z Centosu przy likwidacji uciekł. Albo ta Żydówka, co z pociągu uciekła, a Danka jej własną sukienczynę oddała i wyprowadziła bocznymi drogami od głównej szosy. Tylu Żydów ratowała, że we wsi ją Mojżeszem nazywali (…)” (Czajka-Stachowicz 2013: 85-86; podkr. – A.Ś.).

Według autorów polemiki jestem w stanie – tutaj sprawa dotyczy artykułu Grzegorza Wołowca (Wołowiec 2019) – „wybaczyć »skandaliczne« treści wymierzone przeciwko Żydom jednemu z tytułów ze względu na bogactwo jego treści i wysoki poziom intelektualny”, natomiast nie pojmuję, „że regularne publikowanie w określonym czasopiśmie oznacza reprezentowanie jego profilu, identyfikację ideową” (Tomczok, Wołowiec 2020). Nieprawda. Po pierwsze, w mojej recenzji nie ma mowy o wybaczaniu czegokolwiek „Kurierowi Poznańskiemu” tudzież „Myśli Narodowej”, natomiast rzeczywiście upominam się, by oceniając czasopisma – wszelkie czasopisma! – uwzględniać potencjalne bogactwo treści i wysoki poziom intelektualny (ów poziom, odnośnie do „Kuriera Poznańskiego”, akcentował cytowany przez Wołowca Andrzej Paczkowski, wybitny przecież historyk). A po drugie, regularne publikowanie w określonym czasopiśmie wcale nie musi oznaczać reprezentowania jego profilu, o czym świadczy np. wieloletnia obecność felietonów ultraprawicowego Janusza Korwin-Mikkego na łamach lewicującej „Angory”.

Przykład ostatni, który wystawia polemistom bardzo złe świadectwo. W zakończeniu swojej recenzji wspominam o szkicu Aliny Molisak (obecnym w „Chłopskiej (nie)pamięci”), oceniając go wysoko za wyważone ujęcie tematu antysemickiego. Piszą polemiści: „W odróżnieniu od poprzednich cechuje go, zdaniem recenzenta, »taktowny umiar« (Śnioszek 2020). Nie mówi się tu o polskim antysemityzmie. Dlaczego? Dopowiedzmy: ponieważ autor recenzji cytuje zakończenie, pomijając jedno znaczące zdanie. Opuszczone przez Żydów budynki zajęli białoruscy sąsiedzi. W opowieści Molisak, siłą rzeczy, nie znaleźli się Polacy, co z perspektywy Andrzeja Śnioszka jest niewątpliwą zaletą tekstu (…). A zatem nie o »losową« lekturę chodziło. Chodziło o wskazanie artykułów napisanych przez gorliwych »tropicieli antysemityzmu« (Śnioszek 2020). Polskiego”. Nieprawda! Nieobyczajność polemistów sięga tutaj zenitu. Cytując zakończenie szkicu Molisak, w żadnym razie nie pominąłem „jednego znaczącego zdania”! Stoi przecież jak byk: „Opuszczone budynki przejęli białoruscy sąsiedzi, a żydowska wioska przestała istnieć” (Śnioszek 2020. Cyt. za: Molisak 2019: 226).

*

Nie ukrywam, że lektura polemiki oraz ponowna lektura zwłaszcza artykułu Marty Tomczok (poprzedzona uważnym sięgnięciem do prozy Czajki, do recenzji, innych tekstów) wywołały we mnie poczucie ogromnego żalu, rozczarowania, zawodu. Czuję się oszukany, a jednocześnie czuję, że nie jestem bez winy. Mogłem napisać „poprawną” recenzję z „Chłopskiej (nie)pamięci”, uwzględniając każdy z dwudziestu artykułów, pisząc o każdym z nich jeden serdecznie mdły akapit. Mogłem nie ulegać emocjom, zawiesić przekonania, uzbroić recenzję w pancerny aparat naukowy. Byłbym wówczas „nie do ruszenia”. Mogłem przymknąć oczy na „drobne nieścisłości”, wszak przecież zdarzają się wszystkim… (Tutaj chciałbym przeprosić za niedopatrzenie: rzeczywiście nie poznałem się na korespondencji Gombrowicza z Czajką). Mogłem – last but not least – wcześniej trafić na tekst „Polonistyka hejterska. Uwagi do książki »Granice Nałkowskiej«” Hanny Kirchner (Kirchner 2015: 156-164) i dowiedzieć się, że nierzetelność jednego z polemistów – omówiona przeze mnie na skromnym przykładzie z 2019 roku – ma poważne, bardzo niepokojące antecedencje.

LITERATURA:

„ArtPAPIER”. http://pl.wikipedia.org/wiki/ArtPAPIER.

„Chłopska (nie)pamięć. Dziedzictwo chłopskości w polskiej literaturze i kulturze”. Red. G. Grochowski, D. Krawczyńska, G. Wołowiec. Kraków 2019.

Czajka-Stachowicz I.: „Ocalił mnie kowal”. Warszawa 1956.

Czajka-Stachowicz I.: „Ocalił mnie kowal”. Wyd. 2. Warszawa 2013.

Jarochowska M.: „Specyfik”. „Nowa Kultura” 1962, nr 8.

Kaniowa M.: „Z dziejów legendy”. „Życie Literackie” 1957, nr 4.

Kirchner H.: „Polonistyka hejterska. Uwagi do książki »Granice Nałkowskiej«”. „Pamiętnik Literacki” 2015, nr 3.

Kott J.: [Przedmowa]. W: Czajka-Stachowicz I.: „Ocalił mnie kowal”. Warszawa 1956.

Molisak A.: „Żydzi-chłopi”. W: „Chłopska (nie)pamięć. Dziedzictwo chłopskości w polskiej literaturze i kulturze”. Red. G. Grochowski, D. Krawczyńska, G. Wołowiec. Kraków 2019.

Nastulanka K.: „O dobrej wróżce, chytrym kowalu i narodzinach oraz cudownym ocaleniu Czajki”. „Nowa Kultura” 1957, nr 11.

Rogalski A.: „Zapiski z lektury”. „Słowo Powszechne” 1957, nr 124.

Śnioszek A.: „Manowce humanistyki rozliczeniowej (»Chłopska (nie)pamięć. Dziedzictwo chłopskości w polskiej literaturze i kulturze«)”. http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=385&artykul=7681.

Tomczok M.: „»To wszystko«”. W: „Chłopska (nie)pamięć. Dziedzictwo chłopskości w polskiej literaturze i kulturze”. Red. G. Grochowski, D. Krawczyńska, G. Wołowiec. Kraków 2019.

Tomczok M., Wołowiec G.: „»Naturalne odruchy« i złe nawyki. Kilka słów o »humanistyce rozliczeniowej«”. http://www.artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=386&artykul=7704.

Wojeńska C.: „Po wielu latach”. „Praca Świetlicowa” 1957, nr 3.

Wołowiec G.: „Filologia i nacjonalizm. Stanisław Pigoń jako ideolog kultury ludowo-narodowej”. W: „Chłopska (nie)pamięć. Dziedzictwo chłopskości w polskiej literaturze i kulturze”. Red. G. Grochowski, D. Krawczyńska, G. Wołowiec. Kraków 2019.

Żukrowski W.: „Bajkowy Paryż”. „Nowe Książki” 1970, nr 14.