ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (391) / 2020

Mateusz Chról,

Z NOŻEM NA GARDLE I ŚMIECHEM NA USTACH (NIEOSZLIFOWANE DIAMENTY)

A A A
Wpadanie w kłopoty jest rzeczą ludzką. Zazwyczaj ludzie jednak ich unikają. Nie lubimy podejmować ryzyka, jeżeli nie mamy wysokiej pewności, że ono nam się opłaci. Nie ma w tym niczego dziwnego. Dzięki unikaniu zagrożenia mogliśmy przetrwać zarówno w dżungli prehistorycznej, jak i tej teraźniejszej – miejskiej. Oczywiście, od tej reguły zdarzają się niechlubne wyjątki. O jednym z takich wyjątków – Howardzie Ratnerze (Adam Sandler) – opowiada najnowszy film braci Safdie.

Kilkukrotny zdobywca Złotej Maliny w kategorii „najgorszy aktor”, znany dotychczas z działalności stand-upera i mało górnolotnych komedii Adam Sandler, przekracza stereotyp przypisany mu przez kulturę masową. Protagonista „Nieoszlifowanych diamentów” jest żydowskim jubilerem z Nowego Jorku, choć krętej ścieżki jego losu nie wyznaczają wersety Talmudu, ale droga biżuteria i diamenty rozsypane często w bardzo niebezpiecznych zakamarkach. Howard grzeszy chciwością, sprytem, brakiem roztropności i umiaru w zapalczywym dążeniu do coraz większych dawek gotówki. Nie można jednak w tym wszystkim odmówić mu charyzmy, umiejętności nawiązywania kontaktów i smykałki do interesów. Chociaż być może to właśnie jego dobre cechy, a nie przywary, doprowadzają go do stopniowej destrukcji.

Destrukcja wydaje się być z resztą idée fixe, która towarzyszyła autorom podczas pisania scenariusza (Benny Safdie, Josh Safdie i Ronald Bronstein). Mowa tu o destrukcji zarówno narracyjnej (chaotyczne perypetie bohatera), jak i audiowizualnej (szybkie ujęcia i nieprecyzyjne kadry). Prześladowanie przez zniecierpliwionych i mało sympatycznych wierzycieli, nieuczciwy wspólnik oraz sypiące się życie rodzinne nadają wszystkiemu takiej dynamiki, że widz siedzi przed ekranem zestresowany. Faktycznie, film jest stresujący, ale w dobrym guście – przynajmniej na moje oko. Chociaż nieustająca eskalacja napięcia, nadmiar bodźców i wątków angażujących uwagę mogą być męczące i stanowić potencjalny punkt krytyki.

Josh i Benny Safdie szkicują sylwetkę bohatera podobnego pokroju, co w swojej poprzedniej netflixowej produkcji „Good Time”. Protagoniści ich filmów znajdują się w niebywałych tarapatach, w które sami się wpakowali. Musząc działać pod presją czasu, nie biorą pod uwagę dalekosiężnych konsekwencji swoich działań, w związku z czym jedynie doraźnie próbują poprawić swoją sytuację. Młody reżyserski duet wydaje się zatem angażować w wypracowanie własnego języka filmowego.

Nie mam zamiaru rozpisywać się na temat niuansów fabularnych. Poruszę natomiast kilka motywów, które moim zdaniem są warte omówienia. Warto przypomnieć, że oś fabularna filmu koncentruje się wokół pieniędzy oraz długów. Koleje losu Howarda Ratnera to żywe ucieleśnienie porzekadła, że „czas to pieniądz”. Pierwszą kwestią, która przyciąga uwagę jest profil psychologiczny głównego bohatera. Podejmuje on nierozsądne decyzje finansowe, które mają niskie szanse powodzenia. Nietrudno zauważyć, że jest on uzależniony od zarabiania pieniędzy poprzez inwestycje w drogą biżuterię i kamienie szlachetne oraz zakłady bukmacherskie. Wysoka odporność na porażki czy wręcz ignorowanie zagrożeń oraz nadmierna ekscytacja sukcesami, jakie sporadycznie udaje mu się odnosić, stają się mechanizmem napędzającym jego uzależnienie. Brak zahamowań i podatność na impulsy odzwierciedlają również jego relacje erotyczne. Obserwujemy jak jego małżeństwo rozpada się poprzez zaangażowanie w romans z młodą kochanką i współpracownicą jednocześnie (Julia Fox). Oprócz tego Howarda cechuje chciwość, co już wcześniej podkreślono. Życie nie jest mu droższe od zarobku. Jeżeli może zatrzymać mniejszą kwotę pieniędzy albo podjąć się ryzykownej inwestycji w celu wygrania większej sumy – wybierze to drugie. Pomimo tego, że scenariusz obrazuje destrukcyjne oblicze „grzechu chciwości”, robi to w sposób bezpretensjonalny i daleki od naiwnego moralizatorstwa.

Drugim problemem, który uważam za istotny, jest obecny w filmie wątek postkolonialny. Scena otwierająca film ukazuje afrykańskich robotników pracujących w kopalni diamentów. Opal, który udaje im się wydobyć, jest drogocennym diamentem, który trafia później w ręce protagonisty, jubilera. W toku rozwoju akcji obserwujemy fascynację kamieniem afroamerykańskiego koszykarza Kevina Garnetta, który zresztą występuje w roli samego siebie. Garnett przypisuje diamentowi magiczne właściwości, twierdząc, że pomoże mu wygrać mecz. W tym celu pożycza go od Howarda, a później pragnie go zakupić. Z niniejszego punktu widzenia istotna jest jedna z końcowych scen, kiedy dochodzi do ostatecznej transakcji pomiędzy Howardem a Garnettem. Kiedy Afroamerykanin dowiaduje się, że cwany kontrahent chciał sprzedać diament z dziesięciokrotnym przebiciem, wypomina mu nieuczciwość całego interesu. Wyzysk ludności Afryki przez białych inwestorów przy wydobyciu diamentów jest problemem bieżącym i niebagatelnym w kontekście współczesnych praktyk kolonialnych. Mogliśmy obserwować poruszenie tej kwestii chociażby w filmie „Krwawy diament” (2006). W przypadku „Nieoszlifowanych diamentów” nie okazuje się ona aż tak widoczna, tkwi jednak u podstaw wymowy całości. Widzimy bowiem, jak fortuna nowojorskich bogaczy jest niejednokrotnie oparta na wyzysku i dysproporcjach pomiędzy zamożnymi a biednymi krajami. Stąd też dzikość, przemoc, podstęp i pogwałcenie moralnych reguł, obecne w prezentowanej narracji, nie powinny nas dziwić – tkwią one przecież w jej samym rdzeniu.
„Nieoszlifowane diamenty” („Uncut Gems”). Reżyseria: Benny Safdie, Josh Safdie. Scenariusz: Benny Safdie, Josh Safdie, Ronald Bronstein. Obsada: Adam Sandler, Kevin Garnett, Lakeith Stanfield. Stany Zjednoczone 2019, 135 min.