ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (392) / 2020

Patryk Szaj,

BYĆ JAK ZWIERZĘ (TADEUSZ SŁAWEK: 'ŚLADEM ZWIERZĄT. O DOCHODZENIU DO SIEBIE')

A A A
Najnowsza książka Tadeusza Sławka pod wieloma względami kontynuuje jego osobny, wyjątkowy w skali humanistyki polskiej projekt egzystencjalno-intelektualny. Powraca tu wiele charakterystycznych dla autora wątków oraz wielu pisarzy i filozofów, z którymi od dawna toczy on dialog, powraca też charakterystyczna dla śląskiego badacza fragmentaryczna forma – krótkie, zazwyczaj jednoakapitowe zapiski układające się nie w uporządkowany wywód akademicki, ale raczej w quasi-strukturę kłącza. Powraca wreszcie, szczególnie istotny dla Sławka w ostatnim czasie, aspekt związany z chodzeniem, i już na tym poziomie robi się bardzo ciekawie. O ile zawarty w tytule jednej z poprzednich książek prefiks u- („U-chodzić”) wskazywał, przynajmniej na pierwszy rzut oka, na negatywny wymiar tego fenomenu (u-chodzić, czyli uciekać, oddalać się, znikać), o tyle teraz otrzymujemy pozytywne „dochodzenie” (do siebie). Myliłby się wszakże ten, kto myślałby, że mamy tu do czynienia z jednoznaczną opozycją, wręcz przeciwnie – najnowsza książka przekonuje, że żeby dojść do siebie, najpierw trzeba ujść (społecznej alienacji, porządkom normatywnym, kulturowym i politycznym analgetykom znieczulającym na trud istnienia, filozofii usystematyczniającej to, co płynne i nieoswajalne…). A uczynić to można, zdaniem Sławka, poprzez zwierzę.

W ten sposób „Śladem zwierząt. O dochodzeniu do siebie” znakomicie wyczuwa coś, co da się nazwać chyba tylko greckim słowem „kairos” – moment dziejowy, w którym ludzkie, arcyludzkie doprowadziło nas na skraj katastrofy planetarnej; w którym urządzenia społeczne nie tylko dowodzą swej wadliwości, ale wręcz napędzają proces niszczenia życia; w którym biopolityka oparta na logice stanu wyjątkowego co rusz zbiera swe śmiertelne (ludzkie i pozaludzkie) żniwo. W tym sensie „zwierzę” stanowiłoby antidotum – coś, co wyprowadziłoby nas z kryzysu, przywróciło nam człowieczeństwo (albo lepiej: nas człowieczeństwu) wbrew naszej ludzkości, arcyludzkości. Jak miałoby tego dokonać? To właśnie, jak przekonuje Sławek, mówi nam literatura: od Alberta Camusa, przez Hermana Brocha, Eliasa Canettiego czy Virginię Woolf, po Franza Kafkę. Jeśli już śląski badacz zwraca się ku filozofom, to raczej ku tym, którzy sami ciążyli w stronę literackości i podejmowali krytyczny namysł nad tradycją antropocentryczną (jak Friedrich Nietzsche, Walter Benjamin, Theodor W. Adorno czy Jacques Derrida). Jak stwierdza Sławek, zwrot w stronę zwierzęcia to zwrot od filozofii w stronę myślenia.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że powracamy tu do znanego binaryzmu tego, co ludzkie, i tego, co zwierzęce (w którym następowałoby jedynie odwrócenie wektorów, skutkujące pozytywnym wartościowaniem drugiego członu opozycyjnej pary). W rzeczywistości jednak w książce „Śladem zwierząt” dokonuje się bardziej złożony ruch konceptualny. Śląskiemu badaczowi zdecydowanie nie chodzi bowiem o „człowieka” i „zwierzę” jako stabilne kategorie ontologiczne, ale o konflikt rozgrywający się we wnętrzu samego człowieka: konflikt pomiędzy residuum ludzkim (idealizującym, nadającym sens i znaczenie, porządkującym i stabilizującym świat nie tylko za pomocą metafizycznych podpórek ułatwiających życie, ale także za pomocą społeczno-politycznych urządzeń alienujących jednostkę) a residuum zwierzęcym (będącym stroną nagiego życia, tego, co materialne, fizyczne, biologiczne, płynne, niepochwytne, absolutnie jednostkowe, anarchiczne i rewolucyjne). I choć wytrwale pracująca maszyna antropologiczna uczyniła wiele, abyśmy zapomnieli o tej zwierzęcej resztce, to zdaniem Sławka – i taka jest stawka „Śladem zwierząt. O dochodzeniu do siebie” – dla własnego dobra powinniśmy zawalczyć o jej odzyskanie.

Formułą, wokół której organizuje się cała książka, jest „jak zwierzę”. Cząstka „jak”, zapisywana nieraz rozstrzeloną czcionką, stanowi tu z jednej strony wyznacznik niedokonania czy też niepełności owego „wcielenia” (kto jest jak zwierzę, ten jedynie się do niego upodobnia, jedynie nieustannie staje-się-zwierzęciem, wciąż jednak pozostając niewolnikiem „ludzkiego” – „jak” to więc, paradoksalnie, tyleż znak zbliżenia, co nieprzechodniości), z drugiej zaś – sygnał nierozstrzygalności, która nie przeciwstawia „zwierzęcia” „człowiekowi”, ale dekonstruuje samą tę opozycję, samą logikę dwuwartościową, mieszcząc się w twórczym otwarciu, rozbijając stabilne kategorie poznawcze i uprzywilejowując relacyjność istnienia.

Kto więc żyje „jak zwierzę”, ten staje się swoistym „zwierz(o)tworem”, jak Sławek – bardzo zresztą udanie – tłumaczy Derridiański termin l’animot wskazujący na to, że „zwierzę” jest zawsze pewnym konstruktem symbolicznym czy też figuratywnym – dialektycznym „innym” człowieka służącym „zabezpieczeniu” tożsamości ludzkiej. „Zwierz(o)twór” wymyka się tej dialektyce, gdyż jest to „istnienie niemieszczące się we własnych ramach, wyślizgujące się z rysunku własnych granic, któremu jest zbyt wąsko »u siebie«, i które »u siebie« usiłuje przekształcić w coś »innego«”, na skutek czego zmienia się w „przemieszczone, wy-miejscowione istnienie przekraczające granice” (s. 62). Formuła „jak zwierzę” tyleż więc kojarzy „zwierzęcość” z pewnymi cechami czy postawami, ile wymyka się jakimkolwiek totalizacjom, raczej dezorganizując dyskurs i „dyseminując” go, niż wiodąc ku uporządkowanym konkluzjom. Dla Sławka ma to fundamentalne znaczenie egzystencjalne i polityczne.

Znaczenie egzystencjalne wiąże się z tym, że ktoś, kto jest „jak zwierzę”, przestaje ufać dogmatycznym porządkom oswajającym życie i nadającym mu iluzję stabilności, jednoznaczności i skończoności, stawia czoła niegotowemu światu, staje twarzą w twarz z tym-co-nadchodzi, a przeto: odkrywa własną bez-radność i bez-domność. Nieuchronnie więc staje się anachoretą: wycofuje się ze świata (ludzkiego porządku), ale właśnie dzięki temu ruchowi przywraca sobie kontakt ze światem (materialnym). Kto zaś raz już „wypadnie z ram”, ten na zawsze staje się apostatą: uodparnia się na działanie „środka uspokajającego”, jakim jest kultura, i podejmuje konieczny trud spojrzenia na nią z dystansu. Tym samym egzystuje na krawędzi, zdaje się na własną trans-morficzność, mierzy się ze światem bez-foremnym, nie-przyjaznym, „nieludzkim” w całkiem potocznym znaczeniu tego słowa. Jeśli nie brzmi to zbyt zachęcająco, to jednak trzeba podkreślić, że kto jest „jak zwierzę”, ten zyskuje coś nieocenionego: wydobywa się z alienacji, umaszynowienia, utowarowienia, zaczyna od nowa, ocala duszę w bez-dusznym świecie, odzyskuje swą jednostkową materialność.

Z tym też wiąże się polityczne znaczenia bycia „jak zwierzę”: zakwestionowanie dotychczasowego urządzenia ludzkiego porządku nieuchronnie wiedzie ku otwarciu na możliwość innej, bardziej inkluzywnej wspólnoty. Kto od-zwyczaja się od wyidealizowanego porządku człowieczego, ten jednocześnie przystaje na istnienie tego, co nie-ludzkie, wcielając w życie coś w rodzaju filozofii Gelassenheit: powściągając własną wolę (mocy) i pozwalając światu być na jego własnych prawach. Przy tej okazji w książce Sławka dochodzi do głosu projekt filozoficzny Roberto Esposito. Cieszy to, gdyż pozytywna koncepcja biopolityki włoskiego myśliciela jest właśnie tym miejscem (czy może nie-miejscem), w którym zagadnienie zwierzęcości przestaje być wewnętrzną bolączką człowieka (performatywem ustanawiającym granicę między „człowiekiem” a „zwierzęciem” w obrębie samego człowieczeństwa, na modłę Agambenowską), ale otwiera możliwość pomyślenia całkiem realnej, materialnej, ponadludzkiej wspólnoty istnienia. Sławek odwołuje się tu do przekonania włoskiego filozofa, iż każda wspólnota opiera się na fundamentalnym pęknięciu czy też (niespłacalnym) długu: communitas to przede wszystkim wspólny obowiązek, kto zaś jest „jak zwierzę”, ten rozszerza „politykę braterstwa” daleko poza granice ludzkiej immunologii.

***

Tak naprawdę tym, czego wymaga książka Sławka (a właściwie: o co się prosi, bo daleko jej do ultymatywności wymogu), jest nie tyle szczegółowe omówienie jej treści, ile kontrsygnatura, twórcza czytelnicza odpowiedź. Nie tylko dlatego, że autor nie dochodzi do żadnych konkluzji – raczej dlatego, że cały tom napisany został przeciw idei konkluzywności i radykalnie opowiada się za otwartością, niepełnością oraz bezkształtnością, które charakteryzują materialne życie. Idąc „śladem zwierząt”, jestem zawsze o krok za nimi, przybywam o parę chwil za późno, znajduję się o pół taktu przed konkluzją. W tym sensie mogę jedynie wciąż „dochodzić” do siebie, stając twarzą w twarz z procesualnością życia, pozbawiony prostych pocieszeń kultury, porządku społecznego, ustabilizowanego świata, w którym wszystko jest zawsze „na miejscu”. Gdy uznam, że podróż ta dobiegła końca, momentalnie przestaję być „jak zwierzę” i znów zasklepiam się w potrzasku ludzkiego, znów zapominam o materialności własnego (i cudzego) istnienia, znów zaczyna mi się wydawać, że „posiadam świat” (co znaczy, że nie tylko jest on moim domem, ale że mogę go też do woli eksploatować). „Śladem zwierząt. O dochodzeniu do siebie” stanowi ostrzeżenie przed takim zamknięciem, aktualne dziś bardziej niż kiedykolwiek dotąd.

Nie da się też nie zauważyć, że w pewnym sensie kontrsygnaturę do książki Sławka dopisała sama rzeczywistość. Myślę oczywiście o panującej pandemii koronawirusa. Tym, co ona ujawnia, są właśnie skutki zapomnienia przez ludzkość „materialnej” strony własnego istnienia, umoszczenia się w porządku społeczno-kulturowym, który daje pozór (boleśnie dziś weryfikowany) oderwania od wymiaru biofizycznego i zabezpieczenia przed nim, a także w sposób bezlitosny doprowadza do „zerwania metabolicznego” (zob. Foster 2000), zaprzęgając całą biosferę do świadczenia usług na rzecz ludzkości i przekształcając planetę w rezerwuar zasobów – mutacja koronawirusa to jeden z niepożądanych efektów ubocznych tej działalności (zob. np. Wallace 2020). Światowa reakcja na pandemię stanowi też namacalny przykład działania władzy suwerennej, nadzorującej i dyscyplinującej, będąc zapowiedzią „nowej normalności”, która czeka nas, gdy kryzys klimatyczny ujawni swe pełne oblicze. Wszystko to stanowi jednak także pewną szansę, być może ostatnią, jaką mamy: szansę na odzyskanie naszej „zwierzęcej” strony, przywrócenie samych siebie sieci życia, radykalną zmianę panujących paradygmatów polityczno-ekonomicznych. Jeśli pójdziemy „śladem zwierząt”, być może uda nam się zachować „życie jako gospodarowanie na resztówce bycia człowiekiem” (s. 130). Jeśli pójdziemy drogą ludzką, arcyludzką, to raczej prędzej niż później uświadomimy sobie, że kończy się ona przepaścią.

LITERATURA:

Foster J.B.: „Marx’s Ecology: Materialism and Nature”. New York 2000.

Wallace R.: „Capitalist agriculture and Covid-19: A deadly combination”. Interview by Yaak Pabst. https://climateandcapitalism.com/2020/03/11/capitalist-agriculture-and-covid-19-a-deadly-combination/?fbclid=IwAR0cNYvNO8Dp0Y7hUtbtZq2qTcGypFTALTkb8b17R9T5527J0Y7K0xPE2Fg.
Tadeusz Sławek: „Śladem zwierząt. O dochodzeniu do siebie”. Fundacja Terytoria Książki. Gdańsk 2020 [seria: Ars medica ac humanitas, t. II].