ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (392) / 2020

Michał Paweł Urbaniak,

HYDRY DZIECIŃSTWA (PATRYK FIJAŁKOWSKI: 'FILIP I HYDRA')

A A A
„Gilotyną z powiek odetnę głowę, lecz to wspomnienie jak hydra wykształci trzy nowe” – rapuje główny bohater na początku powieści Patryka Fijałkowskiego „Filip i hydra”. Czym jest hydra w XXI wieku? Dla Filipa to nieodłączna towarzyszka, tryskająca przepalającym go jadem, skazująca na tortury wspomnień. Nieprzypadkowo on i mitologiczna bestia znaleźli się razem w tytule. Nie da się od niej uwolnić, nie można jej pokonać, kolejne próby pozostają daremne.

Filip liczy dwadzieścia jeden lat. Ma stabilną sytuację materialną. Studiuje (choć aktualnie przypomina to raczej niestudiowanie). Jest członkiem zespołu muzycznego. Ma oddaną dziewczynę, choć tworzą trudny związek. Mimo wszystko to owa metaforyczna hydra wypełnia całe jego życie, niszczy je. Patryk Fijałkowski wyraziście kreśli portret młodego człowieka pełnego niepokojów, wewnętrznej agresji, nienawiści skierowanej głównie na siebie. Ogarnięty demonami przeszłości Filip potrzebuje pomocy, a jednocześnie boi się o nią poprosić („On jest żałosny, bo jest facetem, powinien przestać się mazać nad byle gównem, gównem, które jest już przeszłością, i to tak odległą, że można by ją wykopać z ziemi i umieścić w muzeum”). Często z lęku przed zranieniem nie potrafi wypowiedzieć nawet prostych słów, które pomogłyby mu się odsłonić. Jego związek z Hanią coraz częściej przypomina ring – ona, oddana, pełna empatii, próbuje przekonać Filipa, że nie chce go skrzywdzić, on podświadomie stara się znaleźć potwierdzenie, że nie jest wart jej miłości (wszak wszystkim swoim dziewczynom może zaoferować tylko „zestaw kompleksów i rozczarowań”). Gdy sfrustrowana Hania w końcu go rzuca, Filip dostaje wyczekiwane, bolesne potwierdzenie swych przypuszczeń („bo absolutnie nigdy, nawet przez sekundę, przez fragmencik pociętej w cienkie plasterki sekundy, przez najdrobniejszy atom najcieńszego plasterka pociętej w najcieńsze plasterki sekundy, nawet w swojej szczytowej formie, nigdy, przenigdy, przewżyciu na nią nie zasługiwał”).

Nieoczekiwanie z Filipem kontaktuje się ojciec, który dziesięć lat temu zniknął z jego życia. Dawniej wprowadził do domu przemoc, katował fizycznie i psychicznie żonę, wobec czego Filip – wówczas zaledwie dziecko – pozostawał bezsilny. Zniknięcie ojca, choć mogłoby się stać remedium na cały ból, niewiele pomogło. Dorosły już Filip nosi w sobie nienawiść („Idzie i myśli. O ojcu, o tym, że go nienawidzi. O mamie, o tym, że jej nienawidzi. O nienawiści dużo myśli ogólnie. O tym, czy może jej zabraknąć, czy da się dwie osoby nienawidzić tak, jak on nienawidzi, i jeszcze normalnie funkcjonować”), lęk przed tym, że mógłby się okazać podobnie jak ojciec agresywny względem ukochanych osób („z jednej strony wie, że to niemożliwe, że nie jest swoim ojcem, nie jest nim, nigdy, jest tak bardzo inny, jak się tylko da, ale z drugiej... jest jego synem. Jego kundlem. Jest nerwowy. Impulsywny. Jak tata”), wreszcie – nieuzasadnione poczucie winy (oskarża się w myślach: „Filip, tchórzu, który nigdy nie chwycił za nóż i nie wbił go tam, gdzie jego miejsce, nie w trzydniowy chleb, nie w paczkę zupki chińskiej, tylko w brzuch swojego taty, śmieciu, w brzuch, tam, gdzie powinieneś, ale nigdy tego nie zrobiłeś, bo byłeś tchórzem, wolałeś patrzeć, jak twoja mama jest katowana, wolałeś patrzeć, niż coś zrobić, śmieciu”). Ostatecznie decyduje się na konfrontację z ojcem.

Najwięcej miejsca w tej powieści zajmują retrospekcje z dzieciństwa głównego bohatera. To wstrząsający obraz przemocy domowej. Zdarzenia obserwujemy z perspektywy małego Filipa, choć można odnieść wrażenie, że jego właściwie tam nie ma, gdyż znika wśród awantur. Udręczonej matce zdarza się go zaniedbać, ojciec – przynoszący do domu tylko agresję – traktuje go najczęściej jak żywy przedmiot, który może mu się przysłużyć do rodzinnej walki. Fijałkowski niczego nie kamufluje, opisuje detalicznie kolejne sceny rodzinnego koszmaru z wrzaskami, przepychankami, ciosami. Ojciec pozostaje bezkarny, matka niemal biernie znosi własne nieszczęście i może ze wstydu, ze strachu przed zmianami bagatelizuje to, co ją spotyka. Dalsza rodzina (dziadkowie Filipa, jego ukochany wujek) zostaje mimowolnie wciągnięta w ten dramat, ale jest bezradna. Sąsiedzi, choć wiedzą, co się dzieje, nie interweniują.

Mały Filip przyjmuje świat takim, jakim go widzi, doświadcza, a jest uważnym obserwatorem. Nie rozumie mechanizmów, jakie rządzą związkiem jego rodziców. Zdaje się na własne emocje, więc intuicyjnie czuje, że sytuacja domowa nie jest właściwa. Namacalne ślady przemocy stają się niepojętymi symbolami rozgrywającego się koszmaru – jak plama krwi na ścianie: „Krew z głowy jego mamy. Jest tam, kiedy śpi i kiedy się bawi, też tam jest. Mama po dwóch dniach starła ją z grubsza, ale szkarłatna mgiełka weszła już w ścianę i trzeba by to zamalować, żeby znikło zupełnie. Nikt tego nie robi. Dla niewtajemniczonych wygląda jak zwykły brud, może ślad po czekoladzie. Dla wtajemniczonych jest to krew z głowy jego mamy, ale wtajemniczonych jest bardzo niewielu. Na początku Filip nie może wysiedzieć w pokoju. Ma wrażenie, że plama go obserwuje. Że jakoś tak dziwnie go zjada”. Jednocześnie Filip pozostaje dzieckiem – i jego zaburzone postrzeganie świata, to, jak mówi o przemocy jako o czymś oczywistym, wpisanym w codzienność, bywa porażające („Tata ogląda Canal+, mama wpatrzona w tatę ogląda tatę. Ostatnio jej nie bił. Tylko wczoraj popchnął bardzo mocno na stół w kuchni, kiedy odwarknęła mu coś o jakiejś koleżance z pracy. Poza tym tata ostatnio trochę więcej pracuje i może nie ma już po prostu siły na takie rzeczy?”). Ważną postacią w tej rodzinie staje się czworonożny przyjaciel – bokser Bono. Wprowadza w ten dom dużo ciepła, choć i on pada ofiarą przemocy, dzieli z głównym bohaterem przerażenie i niezrozumienie sytuacji. Potem jednak znika w niejasnych okolicznościach, a Filip zostaje na powrót sam w tym spektaklu nienawiści, w którym główne role grają kat i ofiara. I o tym w dużej mierze traktuje ta książka – o samotności dziecka skazanego na doświadczanie przemocy domowej choćby w charakterze świadka (tyle że świadek w tym kontekście znaczy tyle co „uczestnik”). O tym, jak wspomnienia, od których chce się za wszelką cenę uciec, podążają za dorosłym człowiekiem niby wielogłowa hydra, nie pozwalają na normalne funkcjonowanie, nawet kiedy nie ma realnego zagrożenia, brakuje też niektórych dramatis personae.

Na osobną uwagę zasługuje dopracowanie szczegółów. Dzieciństwo tytułowego bohatera przypada na lata 90., więc w tle tej pojawiają się zabawki, o których marzyli ówcześni dziewięcio- czy dziesięciolatkowie, a także gry, napoje, komiksy, gazety dla dzieci (niektóre chyba już zupełnie zapomniane). To także wielkie bogactwo tej powieści. Jeżeli coś wydaje się tu słabsze, to zdecydowanie motyw tytułowej hydry. Mitologiczna bestia sprawdza się jako początkowa, czytelna metafora obrazująca walkę bohatera z trudną przeszłością. Natomiast Fiałkowski czyni z niej wręcz bohaterkę, która śledzi dorosłego Filipa, podczas gdy on próbuje ją pokonać (te fragmenty rażą groteskowością). Tak wyolbrzymiona, ciągle powtarzana metafora staje się irytująca i nudna. Inne wprowadzone metafory czy symbole (wieża stworzona z wybitego zęba matki, wściekłe kundle na trzech łapach) funkcjonują w tej powieści lepiej, bo nie są nachalne.

Literatura polska od wielu lat zmaga się z problematyką wyniszczającej jednostkę i/lub rodzinę przemocy domowej. Przykładowo to jeden z głównych tematów twórczości Ewy Ostrowskiej („Między nami niebotyczne góry”, „Co słychać za tymi drzwiami”, „Bociany zawsze wracają do gniazd”, „Zabić ptaka”). Można przywołać także takie tytuły, jak: „Gnój” Wojciecha Kuczoka, „Zmarzlina” Tomasza Białkowskiego, „Szopka” Zośki Papużanki, „Ulga” Natalii Fiedorczuk-Cieślak czy – z nowości wydawniczych – „Winne” Jarosława Czechowicza. „Filip i hydra” wpasowuje się w ten nurt. Być może nie jest to powieść szczególnie odkrywcza, niewiele mówi nowego, ale przecież przedstawione w niej problemy nie tracą na aktualności, więc wciąż stają się pożywką dla literatury. A Patryk Fijałkowski ukazuje przemoc domową i jej konsekwencje z wielką siłą i psychologicznym wyczuciem. Wierzy się w dramatyczną historię Filipa – choć chciałoby się, aby nie była tak bardzo prawdziwa.
Patryk Fijałkowski: „Filip i hydra”: Wydawnictwo Poradnia K.. Warszawa 2020.