ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (393) / 2020

Maja Baczyńska, Eliza Paś,

TRZEBA PRZYJRZEĆ SIĘ SWOIM TĘSKNOTOM

A A A
Maja Baczyńska: Skąd wybór pracy z głosem naturalnym?

Eliza Paś: W swojej praktyce pracy z głosem przeszłam (i nadal przechodzę, bo to nieskończona droga) przez różnorodne techniki i podejścia do głosu i śpiewu. Dostrzegam jednak, że odkrywanie śpiewu „naturalnego”, obcowanie z głosem postrzeganym jako część nas, a nie tylko jako narzędzie, otwiera nowe drzwi do poznawania siebie i muzyki, z której śpiew wyrasta.

M.B.: Jak najlepiej pracować z głosem naturalnym?

E.P.: Termin „głos naturalny” to termin bardzo rozległy. Musielibyśmy najpierw go dookreślić. Możemy szukać naszego głosu poprzez pieśni tradycyjne, możemy szukać w śpiewie improwizowanym. Osobiście uważam, że należy go odnajdywać także poprzez pracę ciałem, z tańcem. Najważniejsze jednak dla mnie jest to, aby go nie oceniać. Z oceniania i nakładania na sposób, w jaki śpiewamy różnorodnych oczekiwań, wynika utrata połączenia z tym, co możemy nazwać naszym prawdziwym głosem. Trzeba przyjrzeć się swoim tęsknotom. Większość z nas tęskni za śpiewaniem, samemu lub w grupie, głośno lub cicho. Warto obserwować te tęsknoty i pozwolić sercu podążyć za nimi. Te porady mogą się wydawać nieco filozoficzne, ale to baza – podstawa, na której możemy budować nasz śpiew.

M.B.: Dlaczego tak ważne jest śpiewanie w grupie?

E.P.: W dzisiejszych czasach wszechobecny jest trend podziału na artystów i nie-artystów. Tych, którzy mają prawo śpiewać, i tych, którzy go nie mają. Do muzyki często podchodzi się w sposób konsumpcyjny. To doprowadziło do tego, że ludzie, którzy nie uważają się za artystów, przestali śpiewać, a ci, którzy uważają się za artystów, często są zmuszeni podążać za trendami, nie zaś za wspomnianą potrzebą serca. Tymczasem śpiew i w ogóle muzyka należą do wszystkich. Polifonia pieśni tradycyjnych, wspólne śpiewanie pięknie nam o tym przypomina. Śpiewając je, nie spotykamy się na recital. Spotykamy się, żeby współdzielić piękno pieśni – tego, co nas otacza i nas samych, właśnie we wspólnym śpiewie, który kiedyś przecież, jeszcze nie tak dawno, był czymś absolutnie nieodzownym, bo towarzyszącym codziennemu życiu. Ludzie śpiewali razem przy każdej nadarzającej się okazji – przy świętach, przy pracy, czy żeby wyrazić emocje. Śpiewanie w grupie daje nam więc to wyjątkowe połączenie ze stanem, w którym wspólna pieśń jest czymś oczywistym – nie podlega ocenie, nie jest występem, nie ma końca ani początku. Jest zwykłym codziennym dzieleniem się. To rodzaj śpiewu, w którym jest miejsce dla każdego człowieka.

M.B.: Czemu czasem unika się śpiewania pieśni znanych?

E.P.: To zależy, czy mamy na myśli śpiew na warsztatach, czy śpiewanie pieśni przy okazji luźnego spotkania. Na warsztatach rzeczywiście często staram się wybierać mniej znane pieśni, żeby ludzie, którzy na nie przychodzą mogli się nauczyć czegoś dla siebie nowego, na co może jeszcze gdzieś indziej nie natrafili. Natomiast kiedy spotykam się ze znajomymi, możemy śpiewać wszystko, na co mamy chęć, co znamy, co ktoś zaproponuje. Mogą być to pieśni znane lub mniej znane. Ważniejsze byśmy mogli współdzielić ten moment, gdy „płyniemy” wspólnie przez pieśń.

M.B.: Pieśni z których krajów są dla Ciebie szczególnie ważne?

E.P.: Jeśli chodzi o śpiew tradycyjny, to obecnie pracuję przede wszystkim z pieśniami z Ukrainy. Dotykają one jakiejś głębokiej części mnie.

M.B.: Jak można efektywnie spędzać czas w izolacji, jeśli za swoje powołanie czy główną pasję uważa się śpiew wspólnotowy i kontakt z ludźmi?

E.P.: Myślę, że izolacja, w jakiej się znaleźliśmy, chcąc nie chcąc, to czas, w którym warto jest „zajrzeć w gości” do samego siebie; dać sobie czas na codzienne śpiewanie po prostu dla siebie i obcowanie z własnym głosem, na przysłuchanie się mu, to w końcu ta część nas, którą potem współdzielimy z innymi. Jest to też dobry czas, żeby posłuchać wnikliwiej śpiewu polifonicznego, nie skupiać się tylko na wykonywaniu, ale również na uważnym i wrażliwym odbiorze tego, co jest dla nas dostępne. To rozwija naszą wyobraźnię i wrażliwość muzyczną, pomaga nam lepiej zrozumieć, co jest dla nas w tych pieśniach ważne, co nas zachwyca. Aczkolwiek niestety wydaje mi się, że prawdziwe spotkanie z ludźmi jest nie do zastąpienia. Sama bardzo do tego tęsknię, ale tak jak w życiu – jeśli nie da się robić jakiejś rzeczy teraz, warto przyjrzeć się i popracować z inną, z tym, co jest dla nas w danym momencie osiągalne. To nigdy nie jest czas zmarnowany.

M.B.: Czy warsztaty pieśni online nie mogłyby być remedium na czas kwarantanny, czy takie wirtualne warsztaty nie dorównują tym „realnym”, a może należałoby je uznać za równoprawne, jako nowe narzędzie pracy, bo oferują jeszcze coś innego?

E.P.: Jest to rzeczywiście inny rodzaj pracy i zupełnie nieoczywisty nawet dla samego prowadzącego, bo używamy materii wirtualnej do pracy z materią, która ze swojego założenia jest bardzo fizyczna. Oczywiście nie wdaję się tu w żaden dyskurs naukowy. Posłużę się trochę niejasną metaforą, ale jednak warto sobie zdać sprawę z tego, czym śpiew z innymi ludźmi w rzeczywistości jest – to nie tylko wibracja wspólnej polifonii, to też nasza namacalna obecność w tym samym czasie i przestrzeni, połączenia międzyludzkie, które odbywają się na bardzo głębokim poziomie, z całą swoją subtelnością. To właśnie to, co do wspólnego śpiewu nas ciągnie – magia tych wszystkich komponentów. Warsztaty online trzeba chyba potraktować jako dobrą możliwość uczenia się pieśni ich poszczególnych głosów, z przeświadczeniem, że gdzieś po drugiej stronie ekranu są ludzie, którzy tak samo tęsknią za spotkaniem i spędzają czas podobnie jak my. To także może dać poczucie wspólnoty, choć raczej nie zastąpi spotkania „w realu”, przepełnionego wibracją wszystkich tu i teraz, razem. Jest to jednak narzędzie zastępcze, które też warto doskonalić, mówię to już z punktu widzenia osoby prowadzącej warsztaty – tak, by osoby biorące udział w takich warsztatach mogły coś rzeczywiście z nich dla siebie wynieść, by pieśń mogła w nich potem dalej pracować i do nich wracać.

M.B.: Dziękuję za rozmowę.
Fot. Monika Szufladowicz.