ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (394) / 2020

Andrzej Ciszewski,

KRWISTY KOLOR MAGII (BRACTWO MAGÓW)

A A A
„Kick-Ass”, „Jupiter’s Legacy: Dziedzictwo Jowisza”, „Starlight – Gwiezdny Blask”, „Nemezis”, „Huck” czy „KM/H” – oficyna Mucha Comics nie ustaje w dostarczaniu nam kolejnych tytułów wprost z Millarworldu; wydawnictwa założonego przez szkockiego scenarzystę Marka Millara specjalizującego się w (niejednokrotnie bezkompromisowych w formie i języku) komiksowych reinterpretacjach opowieści o zamaskowanych herosach i złoczyńcach w trykotach. Tym razem urodzony w Glasgow artysta przygotował krwistą opowieść, która zgodnie z Hitchcockowską receptą zaczyna się od trzęsienia ziemi (w tym przypadku: morderstwa), a potem napięcie już tylko rośnie.

„Bractwo magów” to sześcioodcinkowa – choć otwarta na kontynuację – historia pewnej nietuzinkowej, pod wieloma względami dysfunkcyjnej familii. Leonard Moonstone jest starzejącym się magiem zarabiającym na życie występami, o jakich raczej nie śniło się Davidowi Copperfieldowi. Charyzmatyczny mistrz iluzji bez problemu potrafi oczarować publiczność, jak i liczne kochanki – niewierność głowy rodu była przed laty jednym z powodów, dla których rodzinna sielanka dobiegła końca. Pogmatwane życie osobiste jest także wizytówką córki Leonarda, Cordelii: animatorki zabaw dla dzieci, iluzjonistki i mistrzyni ucieczek w jednej czarującej osobie. Nieco lepiej radzi sobie jej brat Regan (właściciel modnego klubu nocnego), czego z kolei nie można powiedzieć o Gabrielu, który po śmierci swojej córki zupełnie odciął się od świata magii, wiodąc zwyczajny żywot u boku schorowanej żony. Chociaż różni ich wiele, zjednoczy wspólny wróg: demoniczna Madame Albany mająca na swoich usługach potworną świtę.

Potoczysta akcja, kilka niezłych twistów fabularnych (odciągających uwagę od mimo wszystko dość przewidywalnego scenariusza), naręcze intertekstualnych smaczków, przygarść makabry, szczypta humoru, nieco pieprzyku i kilka kropel wzruszeń: Millar z właściwym sobie wdziękiem wyczarował przewrotną przypowiastkę o niedolach rodzicielstwa oraz o tym, jak wiele można poświęcić w imię miłości do swoich dzieci. Operujący realistyczną kreską francuski rysownik Olivier Coipel („Ród M”) nie zawiódł i tym razem, ukazując sporą gamę emocji malujących się na obliczach bardzo ambiwalentnych protagonistów, jak również pieczołowicie rozrysowując dynamiczne sceny konfrontacji bohaterów z ich adwersarzami. Duże wrażenie robi sekwencja kadrów prezentujących pojawienie się na sennych przedmieściach gigantycznego Horologium – potwora powodującego błyskawiczne starzenie się i rozpad wszystkiego, czego dotknie. Ale pomysłowych rozwiązań wizualnych znajdziecie w recenzowanym dziele o wiele więcej. Neo-noirowy klimat opowieści dobrze akcentuje stonowana paleta barw dobranych przez niezawodnego kolorystę Dave’a Stewarta („Gideon Falls”).

„Bractwo magów”, pierwszy tytuł wydawnictwa Millarworld zatwierdzony do produkcji przez Netflix, to bardzo przyjemne czytadło (szast-prast i po lekturze), któremu nie sposób odmówić scenopisarskiej zręczności oraz wizualnej wirtuozerii.
Mark Millar, Olivier Coipel: „Bractwo magów” („The Magic Order”). Tłumaczenie: Arek Wróblewski. Mucha Comics. Warszawa 2020.