ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 sierpnia 15-16 (399-400) / 2020

Ewelina Kawka,

OD SYBERII PRZEZ INDIE, AŻ PO NOWĄ ZELANDIĘ. TUŁACZE LOSY WYGNANYCH DZIECI (MONIKA ODROBIŃSKA: 'DZIECI WYGNANE')

A A A
Często słyszymy, czytamy lub oglądamy dramatyczne historie ludzi, którym wojna zniszczyła dotychczasowe życie, przekreśliła plany, nadzieje i marzenia na przyszłość. Podobnie przerażające i trudne do pojęcia, zwłaszcza dla nas, ludzi wychowanych w czasach pokoju, są przejścia dzieci, które z wojną zmagały się od pierwszych chwil życia, nie zaznawszy wcześniej normalności. Tego typu poruszające historie możemy znaleźć na kartach powieści biograficznych (lub autobiograficznych) polskich artystów – np. Romana Polańskiego w książce „Roman” czy Romy Ligockiej w „Dziewczynce w czerwonym płaszczyku”. Szczególnie niezwykła wydaje się opowieść Ligockiej, która – choć urodzona w 1938 roku, swoje doświadczenia wojenne opisuje z zaskakującą precyzja i dokładnością.

Podobne zagadnienia porusza w swojej najnowszej książce Monika Odrobińska. „Dzieci wygnane. Tułacze losy małych Polaków w czasie II wojny światowej” to zbiór opowieści dziesięciu osób ocalałych z wojennej zawieruchy, które gotowe były podzielić się z pisarką swoimi historiami. Rafałę Wróblewską, Mirosława Popławskiego, Aleksandrę Kulak-Wawrykę, Mieczysława Pogodzińskiego, Marię Gordziejko, Romana Gutowskiego, Helenę Kurzak, Andrzeja Rutkowskiego oraz Alfredę i Andrzeja Styczyńskich połączył podobny los, choć pochodzili z różnych rodzin. Wszyscy oni zostali bowiem – jako małe dzieci, wraz z rodzinami – wygnani ze swoich domów leżących na terenie dzisiejszych Ukrainy, Litwy czy Białorusi, które 17 września 1939 roku znalazły się pod jurysdykcją Rosjan. Zgodnie zatem z wolą radzieckich decydentów bohaterowie zmuszeni zostali do egzystencji w warunkach, w których przeżycie graniczyło z cudem. Wszyscy opisywani zgodnie jednak twierdzą, że w ich ocaleniu musieli brać udział sam Bóg lub Matka Boska.

Opisywanych przez Odrobińską łączy też inna rzecz – powrót do Polski. Duża część wojennych sierot nie decydowała się bowiem na powrót do ojczyzny, a ich udziałem stało się nowe życie, z dala od PRL-owskiej rzeczywistości. Ciekawym aspektem jest zatem wysłuchanie relacji bohaterów, którzy dziś, po ponad siedemdziesięciu latach, mogą spojrzeć na swoje życie i ocenić, czy decyzja o powrocie do kraju okazała się słuszna. Pierwsze lata w powojennej Polsce nie były bowiem łatwe dla tych, którzy powracali z drugiego końca świata, a konieczność zrozumienia ustroju, który zapanował w Polsce po II wojnie światowej, sprawiała im duży problem.

Tym, co szczególnie uderza w opisach doświadczeń bohaterów, jest ich niezwykła zaradność. Przeczytać możemy m.in. historię Mietka Pogodzińskiego, który – by przetrwać – podejmował się najróżniejszych zajęć – pracował jako drwal, choć siekiera, której używał, niemal dorównywała mu wielkością, był posłańcem, narażającym życie – realną groźbę stanowiło bowiem spotkanie wilków czy niedźwiedzi, naprawiał zegary czy… dokonywał egzekucji na świniach, za co dostawał trzy kilogramy mięsa. Inny bohater z kolei – dwunastoletni Mirek, wraz z o rok starszym bratem zdecydował się opuścić matkę i babcię, aby przedostać się do tworzonego właśnie, m.in. przez Wandę Wasilewską, domu dziecka połączonego ze szkołą. Chcąc w ten sposób ulżyć matce, która na utrzymaniu miała również dwójkę młodszego rodzeństwa chłopców oraz babcię, przemierzyli setki kilometrów, ryzykując życie. Cel jednak osiągnęli.

Tego typu doświadczenia ludzi, których wspomnienia spisała Odrobińska, można by oczywiście mnożyć. Warto więc zadać sobie pytanie – czy to wojna rodziła tak zaradne i odważne dzieci? Czy raczej cechy te były po prostu niezbędne do przetrwania? Wtedy fakt, że w większości wspomnień wojennych możemy przeczytać o tego typu bohaterach, wynikałby raczej z tego, że tylko im udało się przeżyć. Na ile zatem przetrwanie w tak strasznych warunkach wynikało z umiejętności poradzenia sobie w każdej sytuacji, a ile było w tym szczęśliwego zbiegu okoliczności czy – jak zgodnie uważają ocaleni bohaterowi – ingerencji boskiej?

Historie przedstawione w książce Moniki Odrobińskiej opowiadają o dzieciach, które wprost z niezwykle mroźnej Syberii trafiły do krajów o klimacie skrajnie odmiennym, dziś – mimo globalizacji – wydających się części Polaków niezwykle egzotycznymi, jak np. Nowa Zelandia, Indie, Persja, Liban czy Palestyna. Opowieści te łączy jednak ogromna wdzięczność bohaterów historii do tych, dzięki którym udało im się przeżyć, a więc m.in. do generała Władysława Andersa, Hanki Ordonówny, Jama Saheba czy Wandy Wasilewskiej. Ludzi, którzy w tych trudnych czasach starali się zadbać nie tylko o samych siebie, ale także o los dzieci, skazanych na konieczność samodzielnego radzenia sobie. Starali się stworzyć im namiastkę domu, lecz również miejsce, w którym odbiorą solidne wykształcenie i wychowanie.

Na uwagę zasługuje fakt, że „Dzieci wygnane”, mimo licznych okrucieństw pojawiających się we wspomnieniach bohaterów, to książka dająca nadzieję. Z jednej bowiem strony Odrobińska pisze o ludziach odczłowieczonych, niemających nic przeciwko wzbogaceniu się cudzym kosztem, którym przynoszenie innym cierpienia częstokroć sprawiało przyjemność. Z drugiej jednak strony poznajemy również historie ludzi, którzy mimo trudnych warunków (a być może właśnie ze względu na nie?) potrafili zdobyć się na czyny niezwykle szlachetne, odważne i wykraczające poza zapewnieni bezpieczeństwa sobie i swoim najbliższym. Przykładem jest tutaj matka jednej z bohaterek – Aleksandry Kulak-Wawryki, która zdecydowała się przygarnąć czterdzieścioro dwoje dzieci, by uchronić je od tułaczego losu czy śmierci głodowej.

Warto zwrócić uwagę na fakt wyznawania przez ocalonych bohaterów podobnych wartości – wiary w Boga, miłości do ojczyzny, a zarazem tolerancji dla wszelkich inności, chęci kształcenia się i woli przetrwania za wszelką cenę. Ideały te zdają się dość różne od wyznawanych przez większą część społeczeństwa współcześnie… W dzisiejszych czasach bowiem miłość do ojczyzny oznacza często w praktyce nienawiść do innych nacji, wiara w Boga nierzadko łączy się z chęcią niszczenia tego, co w naszym otoczeniu się z tą wiarą nie zgadza, wola przeżycia zaś nijak ma się do, coraz częstszych w dzisiejszym świecie, samobójstw, wynikających niejednokrotnie z problemem w dostosowaniu się do otaczającej rzeczywistości. Czyżby więc mimo tragicznych warunków tamten niebezpieczny świat był jednak w jakiś sposób prostszy? Czy przeciwnie – niebezpieczniejsze i bardziej skomplikowane otoczenie podsyca wolę życia i czyni je bardziej kuszącym? Oczywiście, nie sposób odpowiedzieć na powyższe pytania na podstawie historii dziesięciu, opisanych przez autorkę, postaci. Myślę jednak, że byłby to ciekawy punkt wyjścia do rozważania tego typu zagadnień.

W wypowiedziach bohaterów wielokrotnie pojawia się prośba, aby tamtych historii – opowieści o wygnanych z terenów II Rzeczpospolitej, nie porównywać do współczesnej rzeczywistości uchodźców z państw Afryki Północnej. „Przykro mi słuchać, jak w dyskusji o imigrantach z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu używa się nas, wygnańców, jako argumentu, że nas gdzieś ktoś przygarnął. Po pierwsze nie byliśmy emigrantami, nie uciekaliśmy z kraju. Nas z domów wygnano, wywieziono na Syberię, a nasze domy zajęto. Po drugie, na uchodźstwie utrzymywał nas polski rząd w Londynie lub prywatni darczyńcy. Nie uciekaliśmy z kraju, ale do niego przez cały świat wracaliśmy. O polską niepodległość nasi żołnierze walczyli na wszystkich frontach. To byli więźniowie sowieckich łagrów i posiołków – wynędzniali, ale każdą drogą do Polski szli. Walczyli w nadziei, że wrócą do domu, na Kresy” (s. 227) – mówi jedna z bohaterek, Maria Gordziejko.

Ciekawym aspektem książki Odrobińskiej jest próba oddania języka poszczególnych postaci, których zwierzenia zapisuje. Zupełnie inny jest zatem idiolekt pierwszej z bohaterek, opowiadającej swoją historię – Rafały Wróblewskiej, kobiety niezwykle zahartowanej i walecznej, jednak bez wyższego wykształcenia, a inny jest język, którym posługują się kolejni bohaterowie, w większości absolwenci studiów wyższych. Porównać można np. takie wypowiedzi: „I tak osiem razy do tej Moskwy jeździłam. Bez rąk to ja się już niczego nie bała. Waliłam im tymi rękami po biurku, i kościół wywalczyłam” (s. 27) oraz: „Przesłanie, jakie chciałbym pozostawić ich pokoleniom [swoim wnukom i prawnukom – przyp. E.K.], brzmi: nie dopuście do wojny. Przy najniższych instynktach, jakie ona wywołuje, i przy dzisiejszej zaawansowanej technologii może unicestwić nawet naszą planetę. Na wojnie nie ma wygranych, wszyscy są przegrani” (s. 80).

Książka Moniki Odrobińskiej zawiera liczne ilustracje – zdjęcia, przedstawiające bohaterów i bohaterki, miejsca czy mapy, związane z ich podróżami, dające wyobrażenie czasów, o których czytamy. W wydaniu znaleźć można również – niestety – dość liczne literówki.

Publikację „Dzieci wygnane” czyta się jednak wbrew trudnemu tematowi dość łatwo – prosty język, duża czcionka i liczne ilustracje sprawiają, że to pozycja, której poznanie nie zajmie nam zbyt wiele czasu. Historie poszczególnych bohaterów są z kolei bardzo interesujące, a zarazem skłaniające do refleksji.

Literatura:

Ligocka R.: „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku”. Kraków 2001.

Polański R.: „Roman”. Przeł. K. Szymanowska, P. Szymanowski. Warszawa 1989.
Monika Odrobińska: „Dzieci wygnane. Tułacze losy małych Polaków w czasie II wojny światowej”. Wydawnictwo Znak Horyzont. Kraków 2020 [seria: Prawdziwe historie].