ZAKOCHANI PISZĄ WIERSZE (NAJGORSZE WIERSZE ŚWIATA)
A
A
A
Tamás mieszka w Paryżu, bo jego dziewczyna przebywa tam na stypendium. Najwyraźniej jednak romantyczne okoliczności nie wystarczają jako paliwo dla tego związku. Pierwsze, czego dowiadujemy się o parze, to to, że właśnie się rozstała. Obserwujemy to wielokrotnie z perspektywy Tamása, który w ramach wybuchu udręki w nieskończoność odtwarza sobie w głowie tę rozmowę, a potem dziesiątki przywitań i pożegnań, licząc, że przebieżka po palecie towarzyszących im emocji pozwoli wychwycić moment kryzysu. Kalejdoskop czułych wspomnień nie podsuwa mu jednak żadnej odpowiedzi, toteż mężczyzna wraca do rodzinnego Budapesztu i zaczyna rekonstruować coraz odleglejsze połacie własnych życiowych doświadczeń.
Niemal cały film składa się z retrospekcji. Działają one jednak kapryśnie jak sama pamięć; niechronologiczne, pozlepiane ze sobą, a także z tysiącem klisz, jakie po drodze nałożyły wyobraźnia, telewizja, popkultura, reklamy. Opowiedzenie sobie swojej własnej historii okazuje się zadaniem przerastającym bohatera; chcąc być jednocześnie (godnym własnego uznania) podmiotem i (wyjaśniającym) narratorem, Tamás usiłuje spleść chaotycznie przywoływane epizody czerwoną nitką, licząc na powstanie struktury tracenia szczęścia. Wówczas mógłby po tej nitce wrócić do dawnego stanu idealnego. Zamiast tego utyka pośrodku niewydarzonej pajęczyny i nawet zupełnie dosłowne próby odnalezienia własnego języka nie kończą się powodzeniem.
Bałagan w głowie przekłada się w filmowej narracji na zachwycający kolaż chwytów, które nadają opowieści oryginalny i świeży wymiar. Chronią one banalną przecież historię rozstania przed skrzepnięciem w formule „ciepłej komedii romantycznej”. Są jednocześnie nośnikami humoru, jak i bardzo często absurdalną materializacją podsuwanych widzowi metafor. Film jest lekki i zabawny, a przy tym nie ubliża realnemu cierpieniu rozstania. Bagaż, jaki Tamás ma do przepracowania, rozsypał się nie tylko po linii czasu, ale i w rozmaitych formach i kostiumach, od filmu noir po zupełnie przezroczysty realizm. I choć czasami tempo metamorfoz wydaje się zbyt podkręcone, a przez to odrobinę nachalne, to okazuje się najlepszym sposobem na opowiedzenie siebie. Ciągłość wydarzeń jest przecież mniej istotna w pracy nad sobą, w której chodzi raczej o przyjrzenie się charakterowi i zabarwieniu niezliczonych elementów składowych.
Apatyczny i nieustannie zamyślony wskutek wymuszonych sytuacją introspekcji Tamás nie jest jednak bohaterem monodramu. Wprawdzie to on wyrzuca z siebie kolejne losowe składniki opowieści, ale z wolna zaczyna docierać do niego, że jego słowo nie ma wartości ostatecznej. Najlepszy przyjaciel od razu zarzuca mu egocentryzm, ale silniejszym jeszcze sygnałem są pojawiające się między mężczyznami rozbieżności we wspomnieniach. Pamięć jest nie tylko chaotyczna i przefiltrowana przez kulturowe klisze, jest też niedokładna. To najbardziej z przerażających odkryć staje się dla głównego bohatera nieuświadomioną gwiazdą przewodnią. Z wolna zaczyna do niego bowiem docierać, że integralną częścią jego „ja” są ludzie wokół. Każdy z nich próbuje się skomunikować na swój sposób. Każdy tworzy własne narracje, przez co pamięta inaczej. Cudze zasoby wspomnieniowe też mogą zresztą ulegać rozkładowi. Konfrontując się z tym wszystkim, Tamás zaczyna destylować nawet różne wersje samego siebie i dopiero docieranie do wewnętrznej niekoherencji zaczyna być dla niego szansą na zrozumienie bliskich wokół siebie – a więc, zwrotnie, i samego siebie, którego inni są budulcem.
Przeżywanie żałoby po Annie jest dla Tamása tak naprawdę użalaniem się nad utraconym zakochaniem i młodością. Teoretycznie bohater wie o tym od początku. Przygląda się sobie, porównując odpychającą dorosłość w szarym Budapeszcie, ze świetlanymi, ale niespełnionymi obietnicami dzieciństwa. Wydaje się, że stan zakochania to apogeum życia, przepełnienie potęgą i poczuciem sprawczości tak, że nawet marzenia o byciu słynnym poetą wydają się całkiem osiągalne. Tymczasem szczeniackie wiersze wcale nie muszą być szczytowym dokonaniem. Wystarczy, jeśli ktoś powie, że są „ładne” – a powie tak na pewno, bo pokazuje się je przecież tylko najbliższym. Te momenty styku i odsłonięcia własnej naiwności, przebłyski szczerej bezbronności i akceptującego zaufania okazują się kwintesencją życia.
Niemal cały film składa się z retrospekcji. Działają one jednak kapryśnie jak sama pamięć; niechronologiczne, pozlepiane ze sobą, a także z tysiącem klisz, jakie po drodze nałożyły wyobraźnia, telewizja, popkultura, reklamy. Opowiedzenie sobie swojej własnej historii okazuje się zadaniem przerastającym bohatera; chcąc być jednocześnie (godnym własnego uznania) podmiotem i (wyjaśniającym) narratorem, Tamás usiłuje spleść chaotycznie przywoływane epizody czerwoną nitką, licząc na powstanie struktury tracenia szczęścia. Wówczas mógłby po tej nitce wrócić do dawnego stanu idealnego. Zamiast tego utyka pośrodku niewydarzonej pajęczyny i nawet zupełnie dosłowne próby odnalezienia własnego języka nie kończą się powodzeniem.
Bałagan w głowie przekłada się w filmowej narracji na zachwycający kolaż chwytów, które nadają opowieści oryginalny i świeży wymiar. Chronią one banalną przecież historię rozstania przed skrzepnięciem w formule „ciepłej komedii romantycznej”. Są jednocześnie nośnikami humoru, jak i bardzo często absurdalną materializacją podsuwanych widzowi metafor. Film jest lekki i zabawny, a przy tym nie ubliża realnemu cierpieniu rozstania. Bagaż, jaki Tamás ma do przepracowania, rozsypał się nie tylko po linii czasu, ale i w rozmaitych formach i kostiumach, od filmu noir po zupełnie przezroczysty realizm. I choć czasami tempo metamorfoz wydaje się zbyt podkręcone, a przez to odrobinę nachalne, to okazuje się najlepszym sposobem na opowiedzenie siebie. Ciągłość wydarzeń jest przecież mniej istotna w pracy nad sobą, w której chodzi raczej o przyjrzenie się charakterowi i zabarwieniu niezliczonych elementów składowych.
Apatyczny i nieustannie zamyślony wskutek wymuszonych sytuacją introspekcji Tamás nie jest jednak bohaterem monodramu. Wprawdzie to on wyrzuca z siebie kolejne losowe składniki opowieści, ale z wolna zaczyna docierać do niego, że jego słowo nie ma wartości ostatecznej. Najlepszy przyjaciel od razu zarzuca mu egocentryzm, ale silniejszym jeszcze sygnałem są pojawiające się między mężczyznami rozbieżności we wspomnieniach. Pamięć jest nie tylko chaotyczna i przefiltrowana przez kulturowe klisze, jest też niedokładna. To najbardziej z przerażających odkryć staje się dla głównego bohatera nieuświadomioną gwiazdą przewodnią. Z wolna zaczyna do niego bowiem docierać, że integralną częścią jego „ja” są ludzie wokół. Każdy z nich próbuje się skomunikować na swój sposób. Każdy tworzy własne narracje, przez co pamięta inaczej. Cudze zasoby wspomnieniowe też mogą zresztą ulegać rozkładowi. Konfrontując się z tym wszystkim, Tamás zaczyna destylować nawet różne wersje samego siebie i dopiero docieranie do wewnętrznej niekoherencji zaczyna być dla niego szansą na zrozumienie bliskich wokół siebie – a więc, zwrotnie, i samego siebie, którego inni są budulcem.
Przeżywanie żałoby po Annie jest dla Tamása tak naprawdę użalaniem się nad utraconym zakochaniem i młodością. Teoretycznie bohater wie o tym od początku. Przygląda się sobie, porównując odpychającą dorosłość w szarym Budapeszcie, ze świetlanymi, ale niespełnionymi obietnicami dzieciństwa. Wydaje się, że stan zakochania to apogeum życia, przepełnienie potęgą i poczuciem sprawczości tak, że nawet marzenia o byciu słynnym poetą wydają się całkiem osiągalne. Tymczasem szczeniackie wiersze wcale nie muszą być szczytowym dokonaniem. Wystarczy, jeśli ktoś powie, że są „ładne” – a powie tak na pewno, bo pokazuje się je przecież tylko najbliższym. Te momenty styku i odsłonięcia własnej naiwności, przebłyski szczerej bezbronności i akceptującego zaufania okazują się kwintesencją życia.
„Najgorsze wiersze świata” („Rossz versek”). Scenariusz i reżyseria: Gábor Reisz. Obsada: Gábor Reisz, Katica Nagy, Zsolt Kovács, Katalin Takács. Węgry 2020, 97 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |